Szablon wykonała Zochan dla Ministerstwo Szablonów

niedziela, 28 grudnia 2014

ONE-SHOT wakacyjny z wątkiem NaruHina

Na początku chciałabym prosić o wybaczenie wszystkich czytelników oczekujących kolejnego rozdziału mojego opowiadania, ale niestety nie dałam rady nic naskrobać ;( Wena jest kapryśna. Bardzo mi przykro z tego powodu. Zamiast tego wstawiam tego One-shota napisanego jeszcze w wakacje o tejże tematyce na konkurs z http://swiat-blogow-narutomania.blogspot.com/ jednak nieco go rozbudowałam, bo był limit stron ;) Mam nadzieje, że się spodoba, napiszcie co sądzicie o moim tworze jeśli znajdziecie jakieś  błędy piszcie śmiało ;) 


Szum fal. Błękit nieba nad głową. Cudowne gorące promienie słońca na twarzy. Skrzek mew i chłodny powiew bryzy na policzkach.
-Ach, to jest życie. – westchnął Naruto przeciągając się na materiałowym leżaku. Pociągnął przez słomkę zimny koktajl truskawkowy, który chwilę temu przyniósł mu ktoś z obsługi hotelu, przymknął z rozkoszą oczy. Wtem usłyszał gdzieś za sobą wesoły śmiech, któremu zawturowały inne. Nim zdołał na dobre rozeznać się co to za hałas obok przebiegły trzy śliczne dziewczyny, jakby wyjęte z magazynu. Odbijając między sobą piłkę siatkową wbiegły do lazurowego morza po kostki i kontynuowały grę ochlapując się wodą co chwila piszcząc wesoło. Blond-włosy młodzieniec obserwował je bez skrępowania. Po chwili gry piłka wylądowała niedaleko jego leżaka, jedna z dziewcząt, piękna brunetka w niebieskim bikini podbiegła by ją zabrać. Posłała mu słodki uśmiech. Naruto wyszczerzył się do niej rozradowany.
- Może do nas dołączysz? – spytała bawiąc się piłką w dłoniach. Chłopak podskoczyłby z radości gdyby się nie opanował i zamiast tego odparł uwodzicielsko:
- No, jasne piękna. – dziewczyna zachichotała i pobiegła do uśmiechających się koleżanek rzucając jeszcze przez ramie:
- To wstawaj i chodź!
- „Nie śpieszy mi się. Mamy jeszcze dwa miesiące żeby się zapoznać.” – chciał powiedzieć wstając, lecz naraz wszystko się zatrzęsło i klapnął na leżak.
- Co jest? Trzęsienie ziemi? – warknął poirytowany rozglądając się wokół, ale zdaje się, że nikt inny tego nie odczuł.
- No wstawaj już! – dobiegł go głos jednej z dziewczyn. Naruto ponowił próbę dźwignięcia się z leżaka, lecz grunt pod nim zaczął się kołysać jakby był na wzburzonym morzu, ledwo utrzymywał równowagę.
- Wstawaj! Wstawaj! – dochodził skądś poirytowany głos. Szum fal wzmógł się jakby chciał zagłuszyć to wołanie, słońce przygasło, nie prażyło tak jak chwilę temu, wszystko zaczęło pokrywać się mgłą. Zgrabne ciała dziewczyn stawały się jedynie niewyraźnymi konturami.
- Nie! Wracajcie! – krzyknął desperacko rzucając się do przodu, uderzył przy tym w coś twardego czego nie widział. Świat wokół chybotał, a wiatr świszczał mu w uszach, a nad to wszystko przebijał się męski głos:
- Wstawaj wreszcie! Zaraz lądujemy!
Naruto otworzył oczy. Przez chwilę oszołomiony rozglądał się po wąskim pomieszczeniu o małych szybkach, za którymi kłębił się mrok. Przed sobą ujrzał stare, wytarte obicie fotela, jednego z sześciu jakimi dysponował mały wodnosamolot, włączając w to ten, na którym siedział i jeszcze zajmowany przez brzuchatego pilota – Oliviera Burke, który kazał na siebie mówić Olli żaden „pan Burke”.
- Trzymaj się lepiej! Będą małe turbulencje. Zbliża się burza. – zakomunikował mężczyzna.
- Okey! Zrozumiałem. – burknął Naruto upewniając się, że jest przypięty pasem. No tak to był tylko sen, ale napełnił go goryczą, bo mógł być rzeczywistością. Podłoga zatrzęsła się, a pudła i skrzynki w tylnej części samolociku zagrzechotały. Wbił się w fotel, zacisnął kurczowo dłonie i zamknął oczy czekając aż wstrząsy miną. Nie było to przyjemne, przychodziły mu na myśl wszystkie filmy z katastrofami lotniczymi i obiad zjedzony na lotnisku w Fort Simpson, gdzie wylądował po locie z Tokio, przewracał mu się w żołądku. Do tego leciał tą rozklekotaną łupiną, która zdawałby się przy silniejszym podmuchu rozleci się w drzazgi. Samolocik zaczął się zniżać, zbyt gwałtownie na gust Naruto, Ollie mówił coś do mikrofonu podśmiewając się z odpowiedzi jaką uzyskał. Po chwili po obu stronach samolotu zaczęły wznosić się kurtyny wody, gdy płozy zetknęły się z powierzchnią jeziora, znacząco zwalniając, a w końcu całkiem hamując. Ucichło wycie silników, pilot zdjął kask i okręcił się w fotelu żeby spojrzeć na swojego jedynego pasażera.
- Hej, chyba nie śpisz znowu? – spytał, na to Naruto otworzył niepewnie oczy
- Wylądowaliśmy?
- Tak mój drogi. Witamy w Silverlake na skraju Narodowego Parku Nahanni w Kanadzie. Dziękujemy za skorzystanie z linii lotniczych Ollie i spółka. Życzymy miłego pobytu i zapraszamy ponownie. – odparł z uśmiechem, Naruto odwzajemnił go z wymuszeniem. Gdyby nie Sasuke i jego durny pomysł z urządzaniem imprezy na koniec roku szkolnego to teraz opalałby się na wyśnionej plaży razem z resztą paczki. To miały być ich pierwsze wakacje bez rodziców, ciągłej kontroli dorosłych opiekunów i to w raju. I wszystko się zmarnowało. Westchnął głęboko gdy Ollie otworzył drzwi i wysunął drabinkę na  drewniany pomost. Uderzył w niego przejmujący chłód, że zaraz wyszukał w podręcznej torbie bluzę i szybko ją założył. Słyszał jak jego pilot pokrzykuje do kogoś niezrozumiale, mężczyzna wrócił do wnętrza samolotu i przemknął obok niego i zabrał jedną z paczek ze sterty za siedzeniami.
- Wysiadasz czy mam ci pomóc? – spytał Ollie nie czekając na odpowiedz, przeciskając się przez przejście między siedzeniami z paczką nad głową. Naruto zabrał wielki plecak i walizkę i poczłapał do szarej dziury w kadłubie. Rodzice wiedzieli gdzie uderzyć aby go dotkliwie ukarać za jak to nazwali „zrujnowanie ich domu i zszarganie dobrego imienia Namikaze”. Rany tyle hałasu o kilka poniszczonych mebli? No dobrze, basen naprawdę zapaskudzili do kwadratu i nie powinni ruszać barku ojca z jego drogimi alkoholami, podobnie używać wazy z dynastii Ming jako pojemnika na lód i huśtać się na żyrandolu w holu, a szczególnie we cztery osoby naraz. To był naprawdę głupi pomysł, szczególnie gdy huśtawka nie wytrzymała ciężaru kolejnych ludzi. Ciągle czół ból w kości ogonowej od tego upadku i widział te lecące iskry z zerwanego kabla, potem zapadła ciemność i głucha cisza po chwili rozświetlona czerwono-niebieskimi kogutami i syreny radiowozów. Okazało się, że zrobiło się zwarcie i prądu zabrakło na całej ulicy. Wiedział, że będzie miał kłopoty, złamał wszelkie zasady jakie ojciec i mama ustalili, pierwszą było organizowanie imprezy na góra 10 osób co tego wieczoru przekroczył ponad 15 krotnie, ale naprawdę nie wiedział, że aż tyle ludu się zwali. Starzy, zarówno jego jak i znajomych uznali, że są zbyt nieodpowiedzialni na samodzielny wyjazd i po Ibizie zostało tylko wspomnienie. To był już wystarczający cios. Miał cichą nadzieje, że na tym się skończy, w końcu rodzice mieli wyjechać na swój długo odkładany drugi miesiąc miodowy i byli zbyt zajęci przygotowaniami. Sądził, że zaczekają z karą do jego powrotu z wakacji, albo zapomną po wspaniałym wypoczynku, ale nie docenił swojego ojca. Przeżyłby te dwa miesiące w domu, miał przecież konsole, TV i znajomych, którzy musieli kiblować jak on w kraju.
Naruto stanął wreszcie na stabilnym, drewnianym pomoście i spojrzał smętnie na rysujący się przed nim widok, na końcu pomostu zasnuty mgłą brzeg z jasno oświetlonym podłużnym, drewnianym budynkiem, z ładnym tarasem obstawionym doniczkami i skrzynkami z pelargoniami czy innymi kwiatami pisało na nim „Klonowy Ogród.” – napis był trochę zatarty, a blacha, na której był chybotała za każdym podmuchem wiatru. Jego ojciec – istny geniusz zła – zapewnił mu wakacje, na drugim końcu świata, z dala od znajomych, piaszczystej plaży, morza, całodobowej obsługi pięciogwiazdkowego hotelu, do tego zapewnił mu opiekę – wujka Jiraye, jego chrzestnego. Rzadko go widywał, ale zawsze przysyłał fajne prezenty na święta. Był zawsze wyluzowany i skory do żartów. Jednak dlaczego wybrał sobie za dom jakąś mieścinę przy Parku Narodowym? Przecież to totalne odludzie, dzicz, bo co innego można powiedzieć o miejscu gdzie można się dostać tylko drogą powietrzną? Chłopak patrzył smętnie na budynek i westchnął ciężko poprawiając szelki plecaka.
- No cóż. Gorzej już być nie może. – mruknął chwytając rączkę walizki na kółkach. Wtedy przez niebo przetoczyła się z hukiem błyskawica, a z kumulowanych nad nim ciemnych chmur lunął deszcz.
- Serio? – spytał sarkastycznie Naruto zadzierając głowę do góry na nieboskłon, po twarzy spłynęły mu krople wody.
- Hej młody! Nie stój tak! Do środka! – krzyknął Ollie, przytrzymywał plecami drzwi w rękach nadal trzymał paczkę. Nie trzeba było dwa razy powtarzać. Po chwili Naruto był już w środku całkiem przytulnej gospody.
- No nareszcie jesteś Ollie! – do mężczyzny podbiegła wysoka czarnowłosa kobieta w średnim wieku, ubrana w zielony fartuszek. Cmoknęła go w policzek i zabierała mu z rąk pudełko – Mam nadzieje, że masz wszystko o co cię prosiłam. Nie mam już co podawać. Dałam też znać Hanie, już jedzie. Czekała na te leki już wieki. Nie rozumiem co sobie myślą ci urzędnicy tak wszystko przeciągać z tymi zezwoleniami. Co oni myślą, że w swojej lecznicy zamiast zwierzaków obsługuje ćpunów? Straszna pogoda się zrobiła, dobrze, że zdążyłeś wylądować. Chcesz kawy? Świeżo parzona i mam ciasto. A to kto? – trajkotała wesoło dopóki nie zauważyła blondwłosego chłopaka stojącego jak kołek na środku  pomieszczenia.
- Ciebie też miło widzieć Mary. – odparł mężczyzna gdy kobieta ucichła przypatrując się młodzieńcowi – Bardzo chętnie napije się czegoś ciepłego. A to jest gość Jirayi z Japonii, Naruto Namikaze.
- Ha! No proszę! Kto by pomyślał? Na Japończyka mi nie wyglądasz. – odparła, a blondyn skrzywił się na te słowa. Co za durna baba? Jak może tak do mnie mówić? Nie spodziewał się kolejnego ataku. – Tu imprezy stulecia nie zrobisz, młody. Nie masz co marzyć. Tolerancyjni jesteśmy, ale chaosu nie znosimy.
- Skąd ty..? – wyjąkał zszokowany
- Rodzice wysłali cię tu żebyś przemyślał swoje zachowanie? I dobrze. Tu mamy idealne warunki do myślenia. Cisza, spokój, zero wielkomiejskich głośnych rozrywek, sama natura. – kontynuowała z uśmiechem.
- Mary, poczekaj ze straszeniem aż odlecę, bo jeszcze dzieciak wpadnie na pomysł by uciec moim samolotem. – przerwał jej pilot chichocząc,  a Naruto coraz bardziej pokrywał się rumieńcem zażenowania i złości. Skąd ci ludzie o tym wiedzieli? Wtem z drugiej strony gospody rozległ się dzwonek.
- Hana? To ty? Chodź tutaj! Jesteśmy przy wyjściu na pomost! – krzyknęła Mary i zniknęła na chwilę za jakimiś drzwiami skąd wróciła z tacą z dzbankiem kawy i pokrojonym kremowym ciastem. Po chwili w pomieszczeniu pojawiła się młoda, ładna kobieta o brązowych włosach i śniadej cerze, którą policzki dodatkowo zdobiły czerwone strzałki, za nią kręcił się bardzo podobny do niej chłopak na wygląd kilka lat młodszy od niej.
- Dobry wieczór Olllie, Mary. – przywitała się dziewczyna z uśmiechem, a jej brat zawtórował przyglądając się swoim butom.
- O! Witajcie! Miło Hana, że przyprowadziłaś swojego braciszka. Pomoże zebrać paczki z samolotu. – rzekła z uśmiechem właścicielka lokalu, na to chłopak westchnął ze zrezygnowaniem jakby się tego spodziewał. – Przy okazji, może podrzucicie gościa do Jirayi, - rodzeństwo zwróciło uwagę na blondyna, który miał coraz bardziej dość tego miejsca i wścibskiej kobiety                   
- Nie trzeba. Zadzwonię do niego żeby przyjechał, mam numer. – burknął, brązowowłosy chłopak parsknął śmiechem
- Próbować można, ale do jutrzejszego południa raczej nikt nie odbierze. Dzisiaj jest Pokerowy Czwartek – powiedział jakby to wszystko wyjaśniało, ale widząc spojrzenie blondyna dodał – Co tydzień Jiraya organizuje spotkania towarzyskie  u siebie i kompletnie odcina swoją chatę od świata żeby nikt im nie przeszkadzał. Jestem Kiba Inuzuka. – chłopak podszedł do niego wciągając rękę, blondyn uścisnął ją.
- Acha. Namikaze Naruto. – burknął
- Chodź wpakujemy ci bagaże do auta. To wszystko co masz? – powiedział Kiba biorąc od niego walizkę i kierując się do wyjścia, Naruto nie widząc innego wyjścia poczłapał za nim. Przeszli przez główną sale, w której rozstawione były liczne stoliki, a niemal całą ścianę zajmowała wielka wąska lada. Było tylko kilkoro ludzi i jacyś staruszkowie grający w kącie w szachy. Na parkingu przed gospodą stał srebrny terenowy samochód, Kiba otworzył tylne drzwi i szybko wpakował walizkę Naruto zaraz wracając pod zadaszenie.
- Zostawiliście otwarte auto? – zdziwił się blondyn stojąc cały czas na werandzie by schronić się przed deszczem
- A gdzie byś się schował przed niedźwiedziem albo wilkiem? – odpowiedział pytaniem ciemnowłosy i zaczął się śmiać ze struchlałej miny towarzysza – Sorki, ale tutaj nikt nie ma po co kraść. W końcu do drogi krajowej prowadzą dość kręte i wąskie drogi w górach, więc z wydostaniem się stąd autem może być ciężko. Poza tym wszyscy się dobrze znają, w końcu mieszkają tu tylko pracownicy parku od turystów i „tubylcy”. A swoją drogą naprawdę pozbawiłeś prądu całe miasto? – spytał konspiracyjnym szeptem
- Ja zwariuje! Czy ten staruch wszystkim wygadał dlaczego mój ojciec zesłał mnie na ten wygwizdów? – krzyknął poirytowany, minął chłopaka i otworzył drzwiczki samochodu. Miał nadzieje, że chociaż tam oderwie się od tej wścibskiej bandy. Zamiast tego ujrzał przed sobą rząd obnażonych białych kłów i usłyszał głuche warczenie. Nim zdążył chociaż pomyśleć wielki biały wilczur wyskoczył wprost na Naruto powalając go na błotnistą drogę. Skąd wilk w aucie?! Samochody miały chyba przed nimi chronić. Wrzasnął ze strachu osłaniając twarz rękami.
- Nie! Zostaw Akamaru! – padł stanowczy rozkaz, wielkolud momentalnie przestał warczeć, zszedł z Naruto i podbiegł do Kiby, kręcąc wesoło ogonem.
- Żyjesz? Akamaru nic ci już nie zrobi, teraz już wie, że jesteś naszym gościem. No wstawaj. – przed leżącym na wznak blondynem pojawiła się oznaczona strzałkami, śniada twarz. Chłopak z uśmieszkiem podał mu rękę, Naruto nadal miał na sobie ciężki plecak, więc samodzielne dźwignięcie się z ziemi mogłoby zakończyć się kolejną przewrotką, także niechętnie przyjął pomoc.
- Wiesz gdybyś nie był gościem Jirayi to obiłbym ci mordę za takie wyrażanie się o moim miejscu zamieszkania – rzekł stanowczo zbyt mocno ściskając dłoń Naruto także nie sądził, że to były żarty. Wolał jakoś to załagodzić
- Przepraszam, ale też kląłbyś na czym świat stoi po 20 godzinach w samolocie w towarzystwie rzygającego dzieciaka i spoconego, chrapiącego jak kosiarka faceta. – odparł uśmiechając się niepewnie.
- Aż tak źle?
- Kiba! Rusz się wreszcie i zabierz te paczki! – rozległ się krzyk Mary
- Co za baba! Rządzi się jakby była panią świata. – stwierdził Naruto –  Normalnie wrzód na tyłku. Wszystkimi tak pomiata?
- Trzeba przyznać rządzenie ma we krwi, w końcu jest tutejszym „burmistrzem”, że tak powiem. – odparł Kiba do oszołomionego blondyna – Radzę żebyś jej nie podpadł. – po czym zniknął w budynku, który wygląda na to, że pełnił jednocześnie funkcje restauracji, przystani  lotniczej i siedziby władz tego mikroskopijnego miasteczka. Naruto nie chciał już stać w deszczu, więc wpakował się do auta, okręcając się dodatkowo plastikowym płaszczem przeciwdeszczowym, żeby nie pobrudzić tapicerki. Na szczęście deszcz przestał już padać. Po paru minutach wyjechał z rodzeństwem Inuzuka w głąb wioski. Dom Jirayi leżał na skraju miejscowości i był najbardziej okazały ze wszystkich, które Naruto, podczas podróży zauważył.  Był w typowo góralskim stylu, z wielkich drewnianych bali. W oknach paliło się światło i już na podjeździe słychać było muzykę z lat 70 i czyjeś śmiechy.
- Wygląda na to, że dobrze się bawią. – stwierdziła Hana i zwróciła się do brata – Zabierz lepiej stamtąd dziadka zanim całkiem oskubie gospodarza.
- Nie ma sprawy. – odparł wyskakując z auta razem z Naruto – Więc zostajesz tu do końca wakacji? – spytał się towarzysza
- Na to wygląda, niestety. – westchnął Namikaze
- Ej, nie rób takiej zbolałej miny. Tu wcale nie jest tak źle. Zobaczysz jeszcze będziesz wspominał to lato jako najlepsze w twoim życiu. – blondyn chciał powiedzieć, że wakacje bez plaży, morza i dziewczyn w bikini dla niego nigdy nie będą wspaniałe, lecz w tym momencie drzwi otworzyły się nim zdołali zapukać i stanął w nich wysoki barczysty mężczyzna o długich, całkowicie białych włosach. Wpatrywał się intensywnie w Inuzuke.
- Co ty tu robisz Kiba? Chcesz już zabrać Kina? Nie ma mowy. Zaraz zaczynamy kolejną partyjkę. Muszę się odrobić. – powiedział z wyrzutem kompletnie ignorując stojącego na ganku Naruto
- Wybacz, ale taki dostałem rozkaz od matki. – odparł szatyn unosząc ręce w obronnym geście – Uznaj to jako akt łaski dla twojego portfela. A poza tym przywieźliśmy ci gościa. – dodał i po czym minął gospodarza i zniknął w pomieszczeniu skąd dochodziły największe hałasy. Jiraya dopiero teraz ujrzał stojącego blondyna, oczy rozeszły mu się w zdumieniu, a potem krzyknął uradowany i zamknął chłopaka w niedźwiedzim uścisku
- Naruto! To ci dopiero! Aleś ty wyrósł! Ostatni raz widziałem cię z pięć lat temu jak byłem w interesach w Japonii. – wykrzykiwał cały czas unosząc młodego Namikaze nad ziemią (razem z jego plecakiem) Naruto stracił całe powietrze z płuc. – Skąd się tu właściwie wziąłeś? Jak twój ojciec dzwonił mówił, że będziesz czwartego. Czyli jutro przecież. – zastanawiał się pozwalając w końcu chłopakowi nabrać tchu. – A zresztą nieważne. Wchodź, rozgość się. Jesteś głodny? Chyba zostało trochę kurczaka i kanapek.
- Te! Jira! Ile mamy na ciebie czekać? – rozległ się ochrypły głos z wnętrza domu
- Właśnie! Skoro Kin się zbiera może coś sobie wreszcie odbije. – powiedział inny
- Ty już lepiej nie graj, bo jak znowu przegrasz za dużo to kobita cię nie wpuści i po raz kolejny będziesz spał na wycieraczce. – dom zatrząsnął się od śmiechu. Jiraya popchnął Naruto do jasno oświetlonego dużego pomieszczenia, pełniące jednocześnie funkcje kuchni i jadalni. W większości było zajmowane przez wielki stół obsadzony przez „starszyznę plemienia” jak ich zaraz ochrzcił w myślach Namikaze. Chyba z dziesiątka osób przynajmniej po 40, której ubiór w większości stanowiły flanelowe koszule i koszulki w różnym stopniu zużycia. Stół zasłany był resztkami jedzenia, otwartymi puszkami i butelkami, a na środku stosik monet i banknotów. Wokół unosiły się niczym mgła kłęby, gryzącego dymu tytoniowego.
- Panowie i... panie. – zaczął Jiraya wywołując kolejny rechot towarzyszy – przedstawiam wam mojego chrześniaka– Namikaze Naruto – uśmiechnął się klepiąc blondyna po ramieniu
- A więc to jest ten młodzieniec, o którym tyle opowiadałeś. – rzekł starszy mężczyzna. Miał pomarszczoną, śniadą twarz o surowych rysach, jakby wyciosaną w drewnie. Długie włosy o barwie srebra związane były w luźny kucyk i ozdobione rzeźbionymi koralikami, na szyi   miał mnóstwo dziwnych naszyjników z jakby piór i pazurów zwierząt. Przeszedł obok stołu z niebywałą zwinnością jak na osobę w tym wieku i zbliżył się do Naruto, stanowczo za bardzo, spoglądając mu prosto w oczy. Młody chłopak zastygł w bezruchu od tego spojrzenia, z którego nie dało się nic wyczytać, jakby patrzył w dwie czarne studnie bez dna. Trwali tak przez dłuższą chwilę aż niespodziewanie surowy wyraz twarzy złagodniał – Witamy w Silverlake, chłopcze. Życzę miłego pobytu i obyś znalazł swoją drogę. – powiedział potrząsając prawicą Naruto i wyminął go kierując się do wyjścia – To chodźmy Kiba. Nie powinniśmy kazać tyle czekać twojej siostrze. Żegnam panowie, gra z wami jak zwykle była prawdziwą przyjemnością.
- Jakże by inaczej, skoro wychodzisz z naszą kasą. – mruknął ktoś zza stołu, lecz stary Indianin zniknął już za rogiem
- Sorki za dziadka. – rzekł Kiba kierując się za mężczyzną – Czasem lubi tak się zgrywać.. – na zewnątrz rozległ się klakson – Muszę lecieć. Spotkamy się jeszcze. Nara. Dobranoc wszystkim. – i już wyleciał na dwór za staruszkiem.
- Hej młody, chyba Kin cię nie przestraszył? – spytał Jiraya potrząsając oszołomionym chłopakiem, a starszyzna zachichotała zgodnie.
- Nie, nie. Tylko to było dziwne. – przyznał blondyn na co towarzystwo znowu zarechotało
- Nie przejmuj się młody. – rzekł brodaty i wielki jak niedźwiedź facet – Nasz miejscowy szaman działa tak na wszystkich.
- Święte słowa, Joe. – przytaknął siedzący obok siwy facecik w okularach – Szczególnie gdy ktoś mu się nie spodoba może go nawet zahipnotyzować i kazać chodzić tyłem, albo co gorszego.
- Bądź tak dobry i nie opowiadaj tych bzdur doktorku, bo cię zaraz trzepnę. – wtrącił białowąsy otyły mężczyzna, mrugnął do Naruto i kontynuował – Nie słuchaj tego starego panikarza, nawdychał się spalin w Nowym Yorku i miewa zwidy. Do tego czasem zachowuje się jak rasowy wariat, więc jeśli zauważysz jak będzie świrował to wrzuć go do najbliższego zbiornika z wodą, od razu się obudzi.
- Nie miewam żadnych omamów! Kin mnie wtedy zahipnotyzował! I dlatego chodziłem tyłem!
-  To był przedni widok, co nie panowie? – przytaknął Joe i pokój znowu zatrząsnął się od śmiechu. Naruto zaczął czuć się trochę nieswojo w tym towarzystwie.
- Dobra panowie pokarze tylko mojemu chrześniakowi pokój i wrócę do was, OK? – wtrącił Jiraya chichocząc pod nosem i wyprowadził Namikaze z kuchni, zabrał jego plecak i popchnął do schodów.
- Wybacz młody takie towarzystwo, nie spodziewałem się ciebie dzisiaj, ale pokój masz przygotowany. Atrakcje pokarze ci jutro. – powiedział Jiraya – Pierwsze drzwi na prawo, po lewej jest łazienka. Pewnie jesteś zmęczony lotem. Jak będziesz chciał coś zjeść to wbijaj do kuchni i bierz co chcesz. Teraz wybacz, ale muszę się zająć tamtymi na dole, rozgość się i czuj jak u siebie w domu. Naprawdę cieszę się, że jesteś. – po czym wyszedł z pokoju. Naruto stał chwilkę trawiąc wszystko co dziś przeżył. Wujek Jiraya jednak nie zmienił się ani trochę, nadal jest lekkoduchem uwielbiającym towarzystwo i dobrą zabawę, jak powszechnie wiadomo w rodzinie, aż dziw że zamieszkał na takim odludziu. Ci, którzy go nie znali nie mieli pojęcia, że jego zamiłowaniem jest również natura, i to że w latach młodzieńczych bardzo otwarcie pikietował przeciw zanieczyszczaniu środowiska i niszczeniu przyrody, a na starość osiadł w Parku Nahanni jako przewodnik i strażnik tego parku.
Rozejrzał się po swoim nowym lokum, do pięciogwiazdkowego standardu  wiele mu brakowało, ale było całkiem przytulnie. Kremowo jasne ściany, przyozdobione obrazkami i jakimiś regionalnymi gobelinami czy szalami i wisiorkami, spadzisty sufit o drewnianych belkach skąd dobiegało rytmiczne bębnienie deszczu. Wyposażenie stanowiło drewniane łóżko, szafka nocna, zajmująca niemal całą przeciwległą ścianę szafa i wielki kufer pod oknem okryty jakimś haftowanym obrusikiem.
 Naruto westchnął i zrzucił cały swój bagaż na podłogę, rozpakuje go później, po czym klapnął na łóżko, nawet nie trzeszczy. Cóż nie jest źle. Rozciągnął się na pościeli i wyciągnął komórkę. Obiecał mamie, że da znać jak dotrze do Jirayi, w sumie wysłał sms-a z lotniska Ford Simpson, ale wiadomo jakie są matki chciałyby dokładnej relacji co pięć minut. Brak zasięgu. Jest gorzej niż myślał. Trudno może Jiraya mu pożyczy mu swój. Z dołu usłyszał gromki napad śmiechu starszyzny. Co za los, nawet stare dziadki mogą się lepiej bawić niż on. Przewrócił się na bok. Nawet kontaktu z nikim znajomym nie będzie miał, żeby się pożalić. Wspaniale. Wpatrywał się w ciemne okno zasnute dodatkowo deszczową mgłą i wsłuchiwał się w stukot kropel o dach nad głową. W sumie jest całkiem wygodne to łóżko, nie chce mu się wstawać, ani nigdzie dzwonić. Ma wszystkiego dosyć. Ciekawe jakie to atrakcje miał na myśli Jiraya? Wielki pomnik łosia w centrum wioski? Uśmiechnął się kwaśno do swoich myśli. Nawet nie zauważył jak zmorzył go sen.

- Naruto! Naruto! – ktoś go wołał ale nie chciało mu się wstawać, było mu tak błogo i wygodnie, po tylu godzinach w fotelu w samolocie. Rozległ się stukot, a potem kolejny. Coś jakby odbijało się brzękliwie niedaleko. Stukanie starało się coraz natarczywsze. Otworzył zaspane oczy i  zwlókł się z łóżka, nieprzytomnie zaczął szukać źródła hałasu. Okno. Podreptał do niego i otworzył je. Błąd. Dostał czymś twardym prosto w czoło.
- Oj, sorki, Naruto. – z dołu rozległ się chichot i wesołe poszczekiwanie. Gdy blondyn spojrzał w dół zobaczył wczoraj poznanego Kibę i ganiającego za własnym ogonem jego psa - Wstałeś nareszcie śpiący królewiczu! Zbieraj się i złaź tu. – krzyknął
Naruto zatrzasnął okno. Nie to niemożliwe, to tylko zły sen. Jego ojciec by mu tego nie zrobił. Położył się z powrotem na łóżko i przykrył szczelnie kołdrą. Zaraz zaśnie i obudzi się tam gdzie powinien. W pięciogwiazdkowym hotelu na Ibizie, przecież rodzice mu obiecali, że go tam puszczą w te wakacje. Jednak jak na złość sen nie przychodził, a wspomnienia wczorajszego dnia napływały do niego falami. Zaczął się już godzić z myślą, że to jednak nie jest sen.
Nagle na łóżko spadł jakiś wielki ciężar i przygniótł blondyna. Desperacko zaczął ściągać z siebie kołdrę i starał zrzucić to coś. Gdy oswobodził głowę jego twarz została zaatakowana przez gorący i obślizgły psi jęzor.
- Złaź ze mnie futrzaku. – warknął Naruto zrzucając w końcu wielkiego psa i wycierając ślinę z twarzy, obrzydliwe. – Czemu to zrobiłeś? – spojrzał wściekle na poznanego wczoraj pół-Indianina, pół-Japończyka, Kibę Inuzukę, który rechotał zadowolony.
- Jakoś musiałem cię obudzić. Jiraya prosił. – wzruszył ramionami – Chodź lepiej pójdziemy na śniadanie. – po czym wyszedł. Naruto westchnął, nie miał wyboru, zrobił się głodny. Szybko się ogarnął, ubrał i wyszedł na zewnątrz. Kiba czekał na niego oparty o ścianę domu.
- No nareszcie. Zawsze tak się grzebiesz panie hrabio?
- Wiesz zeszło mi dłużej, bo moje pokojówki zostały w domu i musiałem sam się ubrać. – odparł z przekąsem. Ciemnowłosy zachichotał
- Jak ci się spało?
- Nie najgorzej. A właściwie to gdzie polazł Jiraya? I nic mi nawet nie powiedział? – spytał gdy szli wzdłuż drogi. – Podobno miał mi pokazać jakieś miejscowe atrakcje.
- Miał jakieś wezwanie do centrali. Znowu kłusownicy. A atrakcje to pewnie ci organizuje. – powiedział wymijająco brązowo-włosy uśmiechając się pod nosem – Jedną z podstawowych atrakcji Kanady zaraz będziesz mógł osobiście poznać.
-  Tak? Jaką?
- Naleśniki z syropem klonowym. – przez chwilę panowało milczenie, spojrzeli po sobie, a potem obaj parsknęli śmiechem.
- A jest coś jeszcze? – spytał
- Jeśli lubisz piesze wędrówki to w parku jest mnóstwo ścieżek turystycznych.
- Wiesz przyznam ci się, że chciałem te wakacje spędzić na plaży, a nie na chodzeniu po lasach. – westchnął
- Rozumiem jesteś typem domatora. Miastowi Japończycy tak mają niestety. – przytaknął z ubolewaniem Kiba
- Hej! Masz coś do mojego kraju?
- Skądże! Sam jestem w połowie Japończykiem. Nie zdziwiło cię moje imię, ani nazwisko?
- No cóż, nie pomyślałem. Jakoś tak.. Myślałem, że jesteś stąd, znaczy twój dziadek jest chyba tym, no Indianinem.. – zakłopotał się Naruto drapiąc się z tyłu głowy
- Ta zgadza się on i mama pochodzą z plenienia Cree, a ojciec jest z Japonii. Pracował jako inżynier w Tokio, a tu przyjechał w jakiś interesach i poznał mamę. – wyjaśnił kopiąc napotkany kamyk
- I zamieszkał tu? Co tutaj miałby do roboty inżynier? – zdziwił się zanim ugryzł się w język, nie chciał zrazić do siebie nowo poznanego towarzysza – Oj sorki, nie chciałem żeby to tak zabrzmiało
- Spoko, prawda jest taka, że nie wytrzymał. – odparł machając ręką –Byli ze sobą pięć lat, do końca budowy kurortu, a potem pan Inuzuka wybył do Japonii.
- Em, przykro mi.
- A tam. Przysyła nam kasę i prezenty, czasami też odwiedza. Jak byśmy chcieli możemy wszyscy polecieć do Japonii.
- Nie byłeś nigdy?
- Nie, jakoś mnie nie ciągnie. Dobrze mi tutaj gdzie jestem. – wzruszył ramionami, Naruto nie mógł zrozumieć. Przecież on żyje na takim odludziu i mu dobrze? Musi znaleźć jakiś inny temat
- To tutaj jest jakiś hotel? – spytał
- Jasne. Jest z drugiej strony jeziora przy dopływie rzeki. To jednak kawałek stąd, ale dojedzie się brzegiem jeziora jeśli ma się dobre auto terenowe. Mają własną przystań dla samolotów po tamtej stronie. Mieszkają tam tylko te bogate snoby spragnione wrażeń.  – ostatnie dodał z pogardą
- Co masz na myśli?
- Przyjeżdżają tutaj znudzeni bogacze. Myślą, że wszystko im wolno, a panu McFinn mało, że ma ten swój hotel to jeszcze chciałby wykupić tereny parku, by zrobić gościom centrum łowieckie.
- Ech, jak pomyślę sobie, że miałem mieszkać w hotelu z całodobową obsługą.. – westchnął Naruto z rozmarzeniem, widząc jednak spojrzenie Kiby dodał: - Wybacz, ale od roku planowałem wyjazd na Ibize z kumplami, Sasuke był z bratem w zeszłym roku i mówił, że było nieziemsko.
- Plaża, Imprezy Bikini.  – rzekł Inuzuka z uśmiechem – Raj na ziemi.
- Żebyś wiedział! A przez tego debila.. – chłopak ożywił się  i nie wiedząc kiedy opowiedział Kibie o pechowej imprezie i karze jaką zafundował mu ojciec. Kontynuowali rozmowę w restauracji „Klonowy Ogród” gdzie zaraz dostali po kopiastym talerzu naleśników z bitą śmietaną i syropem klonowym. Wesoły rozgardiasz tego miejsca udzielił się młodemu Namikaze i obaj z Kibą zaśmiewali się co chwila nie wiadomo z czego.
- Czy taki posiłek zadowolił twe gusta milordzie? – spytał Kiba z zabawnym akcentem po japońsku, ale nie doczekał się odpowiedzi, bo blondyn miał usta zapełnione słodkościami. Naruto przełknął z pewnym trudem i odparł w tym samym nonszalanckim tonem
- Zaiste, strawę macie tutaj wyborną. – uniósł w geście toastu kubek z herbatą niczym kielich wina, a po chwili znowu rechotali kładąc się na stoliku. Chociaż znał Kibę dopiero od wczoraj świetnie się dogadywali.
- Dobra Naruto, tak z innej beczki lubisz kajaki? – spytał brązowowłosy,
- Kajmaki? Jasne, najlepsze są te czekoladowe. – odparł z uśmiechem blondyn polewając sobie naleśniki syropem.
- Nie o ciastka pytam. – warknął poirytowany Kiba przewracając oczami – Tylko o takich łódkach.
- Masz na myśli takie małe, wąskie, które trzeba własnymi siłami wiosłować? – zapytał Naruto przekręcając głowę, jego towarzysz przytaknął – Kto wymyślił taki głupi sport? Nie wiem czym się tu niektórzy zachwycają. Trzeba tyle machać wiosłami i po co? Jaka tu przyjemność? Czemu pytasz?
- No, bo pojutrze wypływam na spływ kajakowy ze studentami, mają kręcić mały reportaż o parku. Jestem jednym z przewodników. Myślałem, że się dołączysz, bo Jiraya też miał ponoć płynąć. – wyjaśnił Kiba
- Odpada. Nie ma opcji. – Naruto pokręcił głową – Po to mam wakacje żeby się męczyć jakimiś sportami wodnymi? Poza tym nie cierpię wszelkiego rodzaju robactwa, a tego na obozach w plenerze jest od groma. Więc nie, dzięki. – zakończył stanowczo zabierając się za kolejnego naleśnika.
- Dzień dobry, Kiba-san. Przepraszam, jeśli przeszkadzam. – rozległ się cichy lekko speszony głos
- Och, Hinata! Miło cię znowu widzieć! Jak przygotowania? – Kiba wstał i wyszczerzył się do stojącej przy stoliku dziewczyny.
- Neiji wszystkim się zajmuje, a mnie nie dopuszcza do niczego. – odparła Hinata. Naruto przekręcił się na krześle żeby zobaczyć do kogo mówi jego towarzysz i znieruchomiał. Najpiękniejsza istota na świecie stała tuż koło niego. Blada twarzyczka o anielskich rysach, okolona kaskadami, czarnych, długich do pasa włosów o granatowym połysku i oczy, duże o niezwykłym srebrzysto-białym odcieniu. Ubrana była w dżinsowe rybaczki i niebieską koszulkę mimo, że nie miała dekoltu doskonale widział, że ma duże, pełne piersi. Pięknie musiała się prezentować w kostiumie kąpielowym.
- Przedstawiam ci Namikaze Naruto, przyleciał wczoraj z Japonii do swojego wujka, znasz go, to pan Jiraya. – dokonał prezentacji Kiba
- Mi-miło mi cię poznać Namikaze-san. Jestem Hinata Hyuuga. – szepnęła ciemnowłosa lekko się jąkając gdy spostrzegła blondyna i skłoniła się przed nim. Naruto nie zmienił swojej pozycji i dalej wpatrywał się w dziewczynę w milczeniu. Hinata gdy zdała sobie z tego sprawę zarumieniła się.
- Ej, Naruto syrop ci cieknie.
- Co? – zdziwił się Namikaze przenosząc nieprzytomny wzrok na Kibę, który wymownym gestem wskazał mu kącik ust. Teraz to Uzumaki się zaczerwienił, pewnie wyglądał jak pajac z rozdziawioną gębą. Odchrząknął chwytając serwetkę by pozbyć się syropu.
- Usiądź na chwilę Hinata, pogadamy o spływie. Chcecie zrobić jakieś fajne zdjęcia? – spytał Inuzuka przesuwając się trochę by zrobić miejsce dziewczynie, ta po chwili wahania usiadła obok.
- Tak. Koniecznie, chciałabym część wykorzystać do reportażu o Parku. – odparła cicho
- Żeby napisać artykuł przyjechałaś aż tutaj z Japonii? – wypalił z niedowierzaniem Naruto nim zdołał ugryźć się w język
- Niezupełnie. Mieszkam od lat w Ottawie razem z ojcem i siostrą. Tata tam pracuje, ale urodziłam się w Japonii.  – powiedziała przyglądając się swoim dłoniom z zakłopotaniem
- Acha. – przytaknął Naruto, nic innego nie przychodziło mu do głowy i zapanowało kłopotliwe milczenie. „Weź się w garść Naruto” chłopak skarcił się w myślach „Przecież podrywanie dziewczyn masz we krwi, co się z tobą dzieje?”
-  Świat jest jednak mały co? – beztrosko przerwał jego rozmyślania Kiba – Dwoje rodowitych Japończyków spotkało się w takim wielkim kraju jak Kanada. Czyżby przeznaczenie? – wspomniana para nie miała możliwości odpowiedzieć gdyż między nich niespodziewanie wparował pełen energii Jiraya
- Naruto! Nareszcie cię znalazłem! Mam dla ciebie niespodziankę. Wybieramy się na spływ kajakowy. Co ty na to? O! Panienka Hinata też jest tutaj! Moje uszanowanie. Nie mogę się doczekać aż wypłyniemy, a ty moja droga? Kiba chyba ci już o tym wspominał Naruto, że organizujemy pojutrze taki wypad? Jestem jednym z przewodników. A co wy tacy wszyscy skołowani? – Siwowłosy mężczyzna przerwał swój monolog i rozejrzał się po obecnych – Naruś, co z tobą? Rozchorowałeś się po tym wczorajszym deszczu? – Zaniepokoił się przykładając dłoń do czoła chłopaka – Jeśli źle się czujesz mogę jeszcze wszystko odwołać.
- Wiesz Jiraya, - zaczął Kiba ściągając na siebie uwagę – tak się składa, że proponowałem  Naruto przed chwilą ten spływ i on..
- Nie może się doczekać! – wtrącił szybko blondyn, który z gadaniny Kiby i Jirayi wywnioskował jedno, Hinata będzie z nim na jakiejś wycieczce, nie może przepuścić takiej okazji żeby się lepiej zapoznać. Zignorował pytające spojrzenie Inuzuki i radosne okrzyki wujka, liczyła się tylko ta dziewczyna zerkająca na niego nieśmiało spod gęstych rzęs. Nie może się już doczekać.

- To dobry pomysł wybierać się na spływ Jiraya? – zapytał Inuzuka marszcząc brwi – Podobno rano słyszano strzały niedaleko dopływu. Nie powinieneś się tym zająć?
- Strzały? To w parku grasują kłusownicy? – spytała się z przejęciem Hinata – Jak to możliwe żeby nie wiedzieli, że polowania są zakazane? Przecież to okropne.
- Niestety nie dajemy rady wszystkiego upilnować, panienko. Park ma olbrzymie tereny, a my mamy mało ludzi. Nie da się wszystkiego ogrodzić trzymetrową siatką pod napięciem, żeby nie mogli wejść. – Jiraya wzruszył ramionami - A tymi rzezimieszkami już się zajęliśmy, więc bez obaw, możemy szykować się na kajaki.
- Serio wujku? Złapaliście kłusowników? Często wam się tu trafiają? – zainteresował się Naruto
- Nie uwierzysz młody, ale to znowu byli goście z kurortu McFinna! – zapalił się Jiraya – Wyobrażasz sobie? Łazili sobie po terytorium Parku i strzelali do czego popadnie. Bydlaki! Trzeba było zobaczyć ich miny gdy zabraliśmy im broń i zgarnęliśmy ich do stacji. – zaśmiał się zacierając ręce – Oj, odechce im się polowań na długo.
- Co zrobiłeś Jiraya? Chyba ich nie pobiłeś? – spytał się Kiba
- Niestety nie choć miałem ochotę szczególnie gdy ten cały Arab w sukience zaczął mi wygrażać po swojemu i wymachiwać rękami. Naprawdę, gdyby nie ten tłumacz to chyba bym go paralizatorem popieścił.
- Czy ja dobrze słyszę Jiraya? – obok stolika pojawiła się Mary z tacą w rękach – Znowu pobiłeś jakiś zagranicznych turystów?
- To nie byli turyści tylko podli kłusownicy, a co tam masz? – mężczyzna uniósł głowę i pociągnął nosem w stronę trzymanej przez kobietę tacy, na twarzy pojawił się wyraz rozanielenia – Czyżby to moje ulubione jajka z bekonem i grzanki czosnkowe, do tego kawa ze śmietanką? – uniósł dłonie by zabrać od czarnowłosej ta jednak zgrabnie odsunęła się poza jego zasięg
- Mam nadzieje, że nie będzie z tego kłopotów. Wiesz dobrze, że wyjaśnianie niejasności z jakimiś snobami nie należy do moich ulubionych zajęć. – powiedziała z naganą
- To niech nauczą się czytać i stosują się do regulaminu, a nie będzie żadnych niejasności. I niech McFinn lepiej pilnuje swoich gości.  – burknął białowłosy śledząc wzrokiem tacę głodnym wzrokiem. Młodzież i kilku gości lokalu z rozbawieniem przyglądała się tej scenie.
- Dziwne, że gdy jacyś turyści lądują w stacji za kłusownictwo to zawsze są od McFinna. – zamyśliła się umykając zgrabnie z tacą przed ciągle starającym się ją chwycić Jirayą – Ktoś mógłby pomyśleć, ze masz coś do niego.
- Nie wiem Mary. Niech inni sobie myślą co chcą ja mam swoje zdanie o tym oszuście. I znając go to pewnie tak się zajął liczeniem kasy, że zapomniał poinformować nowoprzybyłych o zasadach. A czy mogę już dostać te pyszności? Nie jadłem śniadania. – dodał z błagalnym wyrazem twarzy. Kobieta westchnęła stawiając przed nim talerze wyładowane pokaźnymi porcjami jajek i kiełbasek.
- Wiem, Jiraya, że go nie lubisz, ale pamiętaj, że to on częściowo finansuje..
- Błagam nie mów mi o kasie przy jedzeniu, Mary. – przerwał jej Jiraya wznosząc oczy ku niebu. Kobieta najwyraźniej chciała coś dodać, ale w tym momencie drzwi do restauracji otworzyły się gwałtownie, a po całym lokalu rozległ się gniewny krzyk:
- JIRAYA! Gdzie on jest?!
- Oho o wilku mowa. – rzekła właścicielka gospody z cwaniackim uśmieszkiem
- Obraziłaś właśnie wilczą rasę Mary. – odparł Jiraya nabijając sobie na widelec przypieczoną kiełbaskę
- Myślę, że mi wybaczą, a teraz muszę wracać do swoich obowiązków. Miłej rozmowy życzę. – poklepała białowłosego po ramieniu po czym szybko oddaliła się.
- Emm.. Jiraya na pewno nie popieściłeś żadnego z jego gości paralizatorem? Albo jego samego? – spytał niepewnie Kiba spoglądając na idącego w ich kierunku mężczyznę
- Ostatnio nie. – białowłosy z niezmąconym spokojem jadł swoje śniadanie, choć w jego ruchach uważny obserwator dopatrzyłby się nerwowości.
Tymczasem do ich stolika zbliżyło się dwóch mężczyzn. Pierwszy był średniego wzrostu, dość krępej budowy o ciemnozielonych oczach strzelających błyskawicami w stronę pleców Jirayi. Kwadratowa szczęka zaciśnięta była w wyrazie wściekłości, a całą twarz pokrywał silny purpurowy rumieniec co dość dziwnie kontrastowało z jasno-brązowymi bokobrodami. Naruto zauważył, że włosy na czubku głowy są nienaturalnie gęste i pozbawione siwych nitek iż te na brodzie, czyżby peruczka? Ubrany w starannie skrojony szary garnitur i grafitowy krawat. Jego towarzysz był postawnym, ochroniarzem o byczym karku i czujnym spojrzeniu, kroczył tuż za swoim pracodawcą niczym wierny pies. Mężczyzna z bokobrodami, zapewne wspomniany MacFinn, stanął przed stolikiem zajmowanym przez Jiraye i trójkę nastolatków i wypalił:
- Co ty sobie wyobrażasz, zakuty łbie?! Myślisz, że kim niby jesteś? Jak śmiesz w ten sposób traktować znamienitych ludzi?! Dzięki mnie macie możliwość korzystania z helikoptera, podsyłam wam turystów, organizuje zbiórki na rzecz ochrony przyrody, wyposażyłem w najnowszy sprzęt, czemu nie potrafisz tego docenić? Co ty masz do mnie Jiraya?! Mógłbyś okazać chociaż minimum wdzięczności i przynajmniej nie odstraszać gości! Jak mogłeś tak potraktować księcia Bahrajnu? Skarży się, że ukradłeś jego broń! Wiesz, że to może zaważyć na moich stosunkach z Jego Wysokością Hamadem ibn Isa al-Chalifem?  – mężczyźnie z oburzenia zabrakło powietrza i przerwał swoją wypowiedź, sapiąc niczym rozpędzony nosorożec. Naruto dziwił się jak można tyle powiedzieć na jednym wydechu, tymczasem jego chrzestny wydawał się całkowicie obojętny na słowa dyrektora kurortu. Patrzył rozanielonym wzrokiem gdzieś nad ramieniem rozmówcy w stronę baru gdzie ładna, młoda kelnerka ścierała właśnie blat szmatką, białowłosy bezwstydnie patrzył w jej odsłonięty dekolt. Jednak po chwili, gdy upewnił się, że jego rozmówca czasowo zamilkł rzucił od niechcenia:
- Po pierwsze Henry, ten twój książę naruszył jedne z najważniejszych punktów regulaminu Parku zabraniające polowań w jego obrębie, postrzelił lisice z młodymi. Po drugie nie ukradłem mu broni tylko ją zarekwirowałem zgodnie z prawem, jest do odebrania w centrali gdy tylko sprawdzimy czy jest legalna, a po trzecie, nie obchodzą mnie twoje problemy osobiste, nie  wnikam z kim się zadajesz, ani z kim sypiasz. To twoja sprawa i mnie nic do tego, choć muszę przyznać, że nie spodziewałem się tego po tobie Henry, zawsze sądziłem, że jesteś hetero.
Naruto nie mógł się powstrzymać i parsknął śmiechem, Kiba zatkał sobie usta rękami by stłumić wybuch wesołości, a Hinata z zarumienionymi policzkami odwróciła się do okna chcąc ukryć swój wyraz twarzy. Jiraya uśmiechał się złośliwie do kipiącego z gniewu i zażenowania McFinna, który zmieniał kolory niczym kameleon nie mogąc wydusić słowa. Jedynie ochroniarz zachował kamienny wyraz twarzy, jak przystało na profesjonalistę.
- Doigrałeś się Jiraya. Zobaczysz, nie pozwolę by ktoś taki ciągle mi wchodził w drogę. – sapnął w końcu dyrektor kurortu
- Phi, zmień płytę Henry. – prychnął lekceważąco białowłosy – Grozisz mi jednym i tym samym od lat, a jak widać nadal tu jestem i nie zamierzam się stąd nigdzie ruszać. Ktoś musi mieć na oku ciebie i twoje machlojki.
- Czy ty coś sugerujesz Jirayo Gamasenninie? Uważasz, że jestem jakimś przestępcą? – spytał mężczyzna ściągając brwi
- Ty to powiedziałeś McFinn. – odparł Jiraya, spojrzenia dwójki mężczyzn zetknęły się, emanowała z nich szczera niechęć, jeśli nie nienawiść.
- Co to znowu wojna kogutów, panowie? – rozległ się basowy rozbawiony głos, obok ochroniarza dyrektora kurortu przepychał się wielki jak niedźwiedź, brodaty facet, Naruto rozpoznał w nim wczoraj poznanego Joe. Obaj mężczyźni, którzy chwilę temu byli gotowi skoczyć sobie do gardeł, spotulnieli na jego widok.
- Wszystko w porządku Joe – rzekł Jiraya popijając kawę – Henry właśnie wychodził, chciał mi tylko życzyć miłego dnia.
- Ah tak? – zdziwił się brodacz spoglądając to na białowłosego to na purpurowego z gniewu dyrektora. Położył swoją wielką łapę na ramieniu Jirayi – Wolałbym nie wsadzać cię do paki na 48 godzin stary za napaść, więc mam nadzieje, że sobie wszystko wyjaśniliście. No wiecie ten incydent z samego rana. Nie mamy na zastępstwo zbyt wielu przewodników, już wystarczy, że Marco złamał nogę, a słyszałem, że wziąłeś jego grupę macie wypływać już jutro rano. Więc?
- Wszystko w porządku szeryfie. – rzucił McFinn poprawiając krawat – Teraz przepraszam, ale muszę iść zająć się swoimi gośćmi. Już dość czasu tu zmarnowałem. – po tych słowach odwrócił się na pięcie i wyszedł. Gdy zniknął za drzwiami, a za nim jego milczący ochroniarz, Jiraya wybuchnął śmiechem, a właściwie rżał jak koń łapiąc się przy tym za brzuch.
- O ja cię.. Haha! Nie mogę..! Widzieliście jego twarz? Jakby zeżarł kilo chilli. Ahaha! Aż mu się dymiło spod tupeciku. – zaśmiewał się jak opętany
- Jira, Jira, naprawdę kiedyś się doigrasz. – Joe kręcił głową z politowaniem – Mam już dość tych twoich teorii spiskowych i wstawiania się za tobą.
- Zaczynasz mówić jak Mary. – burknął Jiraya
- Po prostu postaraj się nie denerwować go. W sumie dobrze, że masz ten spływ, przynajmniej odpoczniecie od siebie. No nic, ja lecę, muszę omówić coś z Mary, jest na zapleczu?
- Tak panie Wood. – przytakną Kiba po czym dodał uśmieszkiem – A co macie omawiać? Może w końcu datę ślubu?
- Kiba nie przeginaj. – brodacz wykonał ruch jakby chciał uderzyć szczerzącego się Inuzukę, ale jego pięść ominęła nos chłopaka o kilka centymetrów. Najwyraźniej to był ich stały zwyczaj, bo Kiba nie przestawał się uśmiechać – Lepiej pilnuj Jirayi na tym spływie, żeby nie doszło do jakiegoś skandalu. Ty też Młody – potarmosił włosy Naruto –  Mam nadzieje, ze nie odziedziczyłeś, żadnych zboczonych skłonności swojego wuja, bo inaczej wszystkie damy będą w niebezpieczeństwie. – blondwłosy dałby wszystko, by uciszyć brodacza. Widział to ukratkowe pytające spojrzenie dziewczyny, jeśli się jeszcze czegoś dowie o Jirayi to jest na straconej pozycji.
- Joe przestań, straszysz panienkę Hinatę. – zaoponował białowłosy zerkając nerwowo w stronę cicho siedzącej dziewczyny – On tylko tak żartuje panienko – zaśmiał się nerwowo – Prawda Kiba?
- Co? Ał! Tak, tak, oczywiście, ze żartuje. –  przytaknął Młody Inuzuka z grymasem bólu rozcierając sobie nogę, w którą kopnął go Jiraya.
- O-oczywiście. Przepraszam, ale muszę już iść. Do widzenia.– powiedziała dziewczyna wstając – M-miło było cię poznać Naruto. Do zobaczenia.
- To cześć. – odparł Naruto odprowadzając dziewczynę wzrokiem. Te wakacje może jednak nie będą takie nudne jak przypuszczał.
<Dwa dni później>
- Z życiem Namikaze! Co ty śniadania nie jadłeś? – Naruto zazgrzytał zębami słysząc kolejny raz kpinę z ust Freda, rosłego studenta. Blondyn zaczął mocniej przebierać podwójnym wiosłem wprawiając kajak w niebezpieczne chybotanie.
- Uspokój się! W ten sposób wylądujemy w wodzie! – warknął z tyłu na niego Kiba – Rób jak ci mówiłem. Zdecydowane płynne ruchy, musimy złapać rytm. I raz, i dwa, i raz i dwa.
Naruto gotował się ze wstydu. Wychodzi na totalnego łamagę. Jasny gwint! Nikt mu nie mówił, że to takie skomplikowane. Jako, że nie miał żadnego doświadczenia umieścili go w podwójnym kajaku z Kibą, mimo to wlekli się na końcu grupy. Większość z członków spływu miała już większą wprawę i nadawała szybkie tępo, a jeszcze ten Fred, kapitan drużyny futbolowej. Lepiej już być nie może. Naruto westchnął i skupił się na zgraniu się z Kibą. Po chwili dogonili grupę. 
- Jeszcze trochę, a zaczniemy się cofać. – powiedział z przekąsem potężny chłopak w czapce bejsbolówce nasuniętej na krótko ostrzyżoną głowę. Zatoczył kółko wokół ich kajaka kilkoma ruchami umięśnionych ramion.
- Fred daj już mu spokój to jego pierwszy raz na takim spływie. – bronił go Jiraya
- Pierwszy i chyba ostatni. Zero jakiejkolwiek kondycji. Gdyby lepszą parę w rękach ode mnie miała mała panienka to wolałbym zawrócić i się nie pokazywać ludziom na oczy. Ale na szczęście nie jestem tobą, Patyczaku. – odparł z dumą prezentując swoje wielkie bary, na co dziewczęta w sąsiednich kajakach nagrodziły chichotami, a Naruto płonął cały z gniewu. Najbardziej bolało to, że mięśniak miał racje, nawet Hinata, która wydawała się taka delikatna i wątła trzymała stałe tępo płynąc w parze ze swoim kuzynem Neijim.
- Długo będziesz jeszcze tam się zabawiał Fred? – krzyknęła blond-włosa kobieta, Angelika dziewczyna mięśniaka. Chłopak posłał jeszcze kpiący uśmiech Naruto i odpłynął.
-Triceps, biceps, a we łbie kiełbie. Nie przejmuj się tym pozerem, stary. Lubi wywyższać się i czuć władzę nad innymi. – powiedział Kiba gdy Fred wysunął się znowu na czoło grupy. – Nie idzie ci wcale tak źle.
- Ta, na pewno. – burknął Namikaze wbijając wzrok w czubek kajaka i srebrzystą wodę rzeki przed nim. Nic nie poprawi mu nastroju. Musi się skoncentrować i sprężyć siły by już nie pozostawać w tyle, żeby ten mięśniak nie miał znowu pretekstu do kpin. Zacisnął dłonie na drążku wiosła ignorując ból jaki tym sobie sprawił. – Możemy przyśpieszyć, Kiba.
- Nie musisz niczego udawadniać, stary. – mruknął Inuzuka – Dorobisz się tylko większych zakwasów. Ja mogę wiosłować za nas oboje.
- Jeszcze czego! Nie pozwolę żebyś odwalał za mnie całą robotę. Nie jestem słabiakiem. – warknął rozeźlony Naruto zerkając nienawistnie na potężne plecy studenta – Nie chce mu dawać więcej satysfakcji. Dam sobie radę.
- Okey, jak chcesz. Tylko nie mów, że cię nie ostrzegałem. – odparł pół-Indianin stosując się do prośby towarzysza. Teraz zaczęli trzymać się mniej więcej środka grupy i Naruto nie zamierzał pozwolić by to się zmieniło. Mimo, że mięśnie ramion i barków paliły go żywym ogniem, a odciski na dłoniach piekły niemiłosiernie za każdym razem gdy poruszał wiosłem. „Nie poddam się, nie poddam się” powtarzał sobie w myślach jak mantrę za każdym ruchem rąk. W ten sposób minęła im reszta dnia, podróżnicy zatrzymywali się niekiedy na krótkie postoje na środku rzeki pozwalając by prąd swobodnie ich niósł, a oni mogli odetchnąć, napić się wody, przegryźć coś albo podziwiać piękne widoki Parku Nahanni. Studenci takie momenty wykorzystywali do kręcenia filmików i robienia zdjęć do jakiegoś projektu, chociaż wydawało się, że więcej z tym zabawy niż poważnej pracy. Szczególnie gdy ochlapywali się nawzajem wodą i rzucali sprośne żarty. Naruto starał się wykorzystywać te przerwy, aby złapać jak najwięcej oddechu i nie dawać Fredowi i jego znajomym pretekstu do kpin.
Grupa składała się z dwójki miejscowych przewodników, to jest Jirayi i Kiby, piątki studentów – Freda Allena, Angeliny Adams, Neijiego Hyuugi, Gerarda Scotta, Clary Waters, opiekunki ich projektu Emily Press, około trzydziestoletniej brunetki, Hinata dołączyła na prośbę jej kuzyna Neijiego i za pozwoleniem ojca jako, że nie była pełnoletnia i pozostawała pod „opieką” starszego Huyuugi. Chłopak wywiązywał się ze swojego zadania wyjątkowo poważnie strzegąc dziewczyny przed wszelkimi niebezpieczeństwami, włączając w to płeć brzydką.
Naruto miał tego obraz gdy został przyłapany przez Hyuugę jak przyglądał się Hinacie kiedy pakowali się do kajaków. Zadrżał na samo wspomnienie głosu bruneta : „Jeśli dalej będziesz tak się na nią gapił to możesz być pewien, że wylądujesz w wodzie i to z dodatkowym obciążeniem”. Ech, zalotów mu się zachciało i teraz ma za swoje, w nogi mu zimno od dna kajaka, od góry prażyło słońce, ręce mdlały mu od ciągłego wiosłowania, a dłoni już prawie nie czół. Dołączył do grupy jako ostatni i czół się trochę jak piąte koło u wozu ze swoim brakiem znajomości przyrody i słabą kondycją, stał się obiektem drwin i żartów pozostałych podróżników. Nie tak wyobrażał sobie swoje wakacje. Pod wieczór wędrówki dopłynęli do zakola rzeki gdzie mieli rozbić obóz na noc. Naruto z radością stanął na twardym gruncie, miał ochotę położyć się i już nie wstawać, ale powstrzymał się mimo zmęczenia, Fred i jego banda byli tuż obok.
- Ach, idealna pogoda na biwak. – westchnął Jiraya przeciągając się na brzegu – Cieszę się, że się zgodziłeś, Naruto. – dodał kładąc mu dłoń na ramieniu, nie spuszczając przy tym wzroku z dziewcząt wciągających kajaki na brzeg.  – Uwielbiam przebywać na łonie natury, jest tu tyle inspiracji do moich książek.
- Jiraya, przestań się wreszcie ślinić i zacznij rozbijać namioty! – rozległ się gniewny głos czarnowłosej kobiety, taszczącej jakieś pakunki, białowłosy potulnie przydreptał do niej i zabrał bagaże, ze słowami „Dla ciebie wszystko, panno Emily”. Naruto rozejrzał się szybko i zaraz spostrzegł Hinatę starającą się wyciągnąć plecak z kajaka, natychmiast zapomniał o wszelkim bólu i podszedł do dziewczyny przyklejając do twarzy najbardziej uroczy i beztroski uśmiech na jaki go było stać.
- Może pomogę? – nie czekając na odpowiedź złapał jedną z szelek żółtego plecaka, dłoń zapłonęła mu ogniem, ale nie dał tego po sobie poznać i wyciągnął pakunek od razu kładąc go na ziemie u stóp dziewczyny. – Ale ciężki, coś ty tam napakowała? – starał się zamaskować ból beztroską gadką. Podniósł wzrok na twarz Hinaty mając nadzieje, że nic nie zauważyła. Z wyraźnym niepokojem wpatrywała się w swój plecak.
- Gdzie ci go zanieść? – spytał pochylając się, z trudem, z powrotem po bagaż, lecz drobna dłoń go powstrzymała.
- Ty krwawisz.. – usłyszał cichy szept ciemnowłosej, która delikatnie odwróciła dłoń Namikaze ukazując jej wnętrze pokryte wielkimi pęcherzami. Kilka z nich popękało odkrywając delikatną część skóry, która powoli zabarwiała się na rubinowo. – T-trzeba to zdezynfekować i opatrzyć, bo jeszcze wda ci się zakażenie.
- A tam to nic takiego. Wcale nie boli. – mruknął Naruto do ciągle wpatrującej się w jego dłonie dziewczyny, chciał się odsunąć, ale wtedy Hinata z niespodziewaną zwinnością i stanowczością złapała jego drugą rękę. Syknął z bólu mimowolnie, czerwieniąc się ze wstydu.
- Hej, co się tu dzieje? Hinata chodź już. – przy nich pojawił się Neiji z zamiarem odegnania natrętnego blondyna od swojej kuzynki, jednak zrezygnował widząc jego dłonie. Naruto szybko wyrwał się młodej Hyuudze i schwał ręce za siebie.
- Mówiłem, że tak będzie? – rozległ się pełen dezaprobaty głos Kiby, był tuż za nim i dokładnie wszystko widział – No ładnie się załatwiłeś. Czemu mi nie powiedziałeś głąbie?
- Stul pysk. – warknął blondyn. Wtedy pojawiła się Hinata z podręczną apteczką. – Nic mi nie jest przemyje sobie w wodzie i mi przejdzie. –  zaczął oponować gdy ją zobaczył. Wtedy Neiji zacisnął mu dłoń na ramieniu powodując kolejne fale bólu i podprowadził do linii lasu. Hyuuga był wyższy od Naruto o prawie pół głowy, więc już się nie sprzeciwiał. Posadził go na powalonym pniu drzewa i przykazał:
- Skoro Hinata chce ci pomóc radzę to przyjąć i to bez zbędnego gadania. – po czym oddalił się do pozostałych obozowiczów dając wolną rękę kuzynce, która lekko zarumieniona usiadała obok poszkodowanego i zaczęła wyjmować potrzebne przybory. Kiba stał obok z założonymi rękami i dalej nagadywał na blondyna
- Z takimi łapami to daleko nie zapłyniemy. Świetnie, będę teraz musiał harować za nas dwoje. Zachciało ci się ścigać z trzy razy większym mięśniakiem. Gdzie ty mózg miałeś, że mi nie powiedziałeś o tych odciskach?
- Kiba, błagam cię stul ten pysk i zostaw mnie w spokoju. Ględzisz gorzej niż moja mama. – warknął rozeźlony poszkodowany, Inuzuka rzucił mu jeszcze urażone spojrzenie i odszedł mrucząc pod nosem coś o rozłożeniu namiotu. Zostali sami, Naruto i Hinata. Teraz chłopak zdał sobie sprawę, że poniekąd osiągnął swój cel, mógł rozkoszować się towarzystwem szarookiej piękności.
- Pokaż proszę ręce. – szepnęła cicho dziewczyna, Namikaze wykonał polecenie, wpatrując się w jej idealnie gładką twarz z lekka zarumienioną. Była tak urocza.. – Trochę zapiecze.
Spryskała czymś jego dłonie. Naruto pomyślał, że mu zaraz odpadną gdy płyn wszedł w reakcje z jego skórą, wydał z siebie zduszony jęk, który zaraz stłumił, choć ból był nie do opisania.
- Przepraszam. – pisnęła wystraszona dziewczyna widząc jakie cierpienie mu sprawiła.
- Już, już.. Ok. – powiedział i ponownie wyciągając ku niej dłonie
- Zaraz będzie ci lepiej. – rzekła wyciągając jakiś pojemniczek z maścią – Czemu nie założyłeś rękawiczek ochronnych?
- Nie było rozmiaru. – burknął, na co ciemnowłosa zachichotała cicho
- Wybacz, ale zawsze masz na wszystko wytłumaczenie? – spytała podnosząc wzrok na blondyna
- Staram się. Co złego to nie ja. – odparł uśmiechając się do szarookiej. Ich spojrzenia spotkały się. Naruto poczuł przyjemne ciepło rozlewające się po całym jego ciele, także przez Hinate przebiegł ledwo dostrzegalny dreszcz. Byli tak blisko siebie. Jeszcze chwila, a zetkną się czołami, lecz dziewczyna nagle spuściła oczy z powrotem na dłonie blondyna pokryta szkarłatnym rumieńcem. Zaczęła wcierać w nie gęstą maść. Z każdym ruchem jej delikatnych palców Naruto czuł niewyobrażalną ulgę.
- Jak dobrze. – mruknął mimowolnie, na co Hinata uśmiechnęła się z zadowoleniem co nie uszło uwadze chłopaka.
- To specjalna maść receptury jeszcze mojej prababci, jest idealna na wszelkie rany. – powiedziała kończąc smarować drugą rękę chłopaka i chcąc schować specyfik, ale Naruto przytrzymał jej dłoń.
- To twoje ręce mają uzdrowicielską moc. Są wspaniałe. – rzekł sam nie wiedząc dlaczego, gdy doszło do niego co powiedział poczuł się zakłopotany. Hinata patrzyła na niego speszona i zarumieniona. – Wybacz, ja.. sam nie wiem co mnie..
- Nie, nie, to było miłe.. Dziękuje. Nikt jeszcze powiedział mi czegoś takiego. Już kończę, trzeba tylko zabandażować. – zmieniła szybko temat i zajęła się owijaniem dłoni blondyna białym materiałem.
- P-podoba ci się Park Nahanni? – spytała po chwili milczenia Hinata
- Czy ja wiem? Nie zastanawiałem się nad tym jakoś. – odparł wzruszając ramionami
- Dla mnie to najpiękniejsze miejsce na ziemi. – powiedziała ciemnowłosa spoglądając na przeciwległy brzeg rzeki, z wyrastającymi ciemnymi górami pokrytymi gęstym lasem, ostro odcinającymi się na tle złocistego nieba. Wyglądały jak zgarbieni podróżni okryci zielonymi płaszczami. – Kiedyś często przyjeżdżałam tu z rodzicami i siostrą na kajaki. – kontynuowała cicho powracając do opatrywania Naruto – Pamiętam dobrze ten szlak, rozbiliśmy obóz w tym samym miejscu co my teraz. Było naprawdę wspaniale. Nic się nie zmieniło, mimo upływu lat. – zamilkła i nagle posmutniała zatopiona we wspomnieniach
- Co się stało, że już tu nie przyjeżdżacie? – spytał zaintrygowany Namikaze, gołym okiem widział, że to miejsce było dla niej ważne.
- Pięć lat temu moja mama umarła. Miała raka. – powiedziała cicho ze smutkiem – Tata poświęcił się pracy i przestaliśmy jeździć na wspólne wakacje.
- Och, musiało ci być ciężko. – rzekł zatroskany blondyn – Przepraszam Hinata, nie powinienem być taki ciekawski.
- Nie, nic się nie stało. Pogodziłam się z tym. – pokręciła głową – Ale bardzo chciałam tu przyjechać, nawet sama. Ledwo udało mi się namówić tatę, by mnie puścił na ten wyjazd z Neijim  – uśmiechnęła się lekko – Zrobił się bardzo nadopiekuńczy.
Zamilkła wpatrując się w spokojnie płynącą rzekę. Skończyła opatrywać ręce Naruto, chłopak nie był pewien co robić, nie chciał przerywać tej błogiej chwili, wolałby zostać tutaj z Hinatą na tym powalonym pniu. Zaczął się powoli zbliżać do niej aby ją objąć i już nie wypuścić. Wtedy niespodziewanie ciemnowłosa wstała i zaczęła iść w stronę lasu.
- Hi-hinata? Gdzie ty idziesz? – zdziwił się chłopak szybko podbiegł do oddalającej się dziewczyny – Nie powinniśmy się oddalać.
- Chcę coś sprawdzić. N-nie musisz ze mną iść. – odparła cicho jąkając się gdy zobaczyła blondyna koło siebie.
- Chyba żartujesz, że puszczę się samą w jakiś dziki las. – powiedział energicznie, Hinata uśmiechnęła się nieznacznie. Szli przed siebie, teren podnosił się i robił coraz bardziej górzysty, przez wysokie rozłożyste korony drzew gdzieniegdzie przebijały się promienie światła tworząc złociste smugi wśród konarów.
- Ładnie tu w sumie. Dobre miejsce na randkę. Wujaszek miał racje, a myślałem, że dostrzega tylko kobiece biusty. – przyznał w myślach Naruto rozglądając się z zaciekawieniem po otoczeniu –Wiesz Hinata muszę cię ostrzec przed Jirayą, bo często lubi podglądać kobiety, ale nie masz się co martwić jest nieszkodliwy tylko trochę zboczony. Po prostu wystawiajcie kogoś na czatach. Pamiętam jak raz.. Hinata? – zajęty rozglądaniem się naokoło stracił dziewczynę z oczu. – Co jest? Przecież była tu jeszcze przed chwilą! Hinata! – w panice wodził oczami naokoło czy wśród konarów drzew nie widać jej postaci. Nawoływał ją co chwila, lecz odpowiadało mu tylko echo.
- Jasna cholera! Żeby zgubić dziewczynę na pierwszej randce to trzeba być mną. – warknął łapiąc się za głowę. Co teraz? Może powinien wrócić do obozu zawiadomić resztę? Tak, chyba będzie najlepiej. Tylko, z której strony przyszli? Drzewa wyglądają tu identycznie. Ale z niego głupek. Przeczesał dłonią włosy zastanawiając się co robić. Spokojnie. Bez paniki. Musi najpierw rozeznać się gdzie jest obóz, a najlepiej to zrobi patrząc z pewnej wysokości, więc musi wspiąć się na to wzgórze. Zadowolony ze swojej dedukcji ponowił wędrówkę w górę lekko pochyłego zbocza. Las rzedł i robiło się coraz jaśniej, a podłoże było coraz bardziej kamieniste. Po kilku minutowym marszu, Naruto w końcu znalazł się na otwartej przestrzeni na szczycie wzniesienia. „Zaiste okolica była malownicza” sam nie wiedział skąd przyszedł mu do głowy ten cytat, skoro większość lekcji literatury przesypiał, ale pasował tutaj jak ulał. Z tego wzniesienia miał idealny widok na rzekę, którą płynął, lśniącą teraz szkarłatem i złotem od promieni zachodzącego słońca. Przebijało się między dwoma zalesionymi szczytami na przeciwnym brzegu przypominające pochylone ku sobie twarze, a między nimi purpurowa kula światła.
Nie mógł wyjść z podziwu. Naruto nigdy nie sądził, że zobaczy coś tak pięknego. Wtedy na brzegu skalistej skarpy ujrzał ciemno zarysowaną na tle nieba postać.
- Hinata. Czemu tak zniknęłaś? – blondyn zaraz znalazł się przy ciemnowłosej, z wyraźną ulgą upewniając się, że to ona.
- Ja przepraszam.  – spuściła oczy zakłopotana – Nie sądziłam, że sprawię ci kłopot.
- Już w porządku, nie ważne. – obdarzył ją szerokim uśmiechem – Cieszę się, że jesteś cała. Martwiłem się.
- O mnie? M-martwiłeś się o mnie? – zdziwiła się szarooka
- Oczywiście. Tak nagle zniknęłaś. Co w tym dziwnego? – odparł wzruszając ramionami, chcąc jakoś zamaskować zakłopotanie zaczął patrzeć przed siebie na zachodzące słońce
- Nie, nic. To było miłe. To miejsce byłam tu razem z mamą. Jest tak piękne jak zapamiętałam. – powiedziała cichutko tak, że ledwo ją usłyszał. Zapadło milczenie. Oboje chłonęli widok przed sobą, zastanawiając się co dalej. Trwali tak dłuższą chwilę.
- Bardzo tu pięknie, ale chyba powinniśmy wracać. – odezwał się w końcu chłopak – Będą się o nas martwić.
- Tak masz racje. – przytaknęła mu ciemnowłosa z pewnym wahaniem odwróciła się i zaczęła schodzić za chłopakiem
- Daj rękę, Hinata. Tu jest dość stromo. – rzekł podając jej zabandażowaną dłoń
- Ale..
- Nie martw się. Już nie boli. Zdziałałaś cuda. – mimo to  szarooka była niepewna widząc to blondyn wpadł na inny pomysł – To może posłużę pani ramieniem? – powiedział prostując plecy i zginając rękę w łokciu, przybierając przy tym dumny wyraz twarzy. Dziewczyna uśmiechnęła się z rozbawieniem po krótkim wahaniu skorzystała z propozycji blondyna. Razem szli w stronę obozu. Chłopak nie posiadał się ze szczęścia szczególnie kiedy Hinata ufnie oparła swoją głowę o jego ramię i powiedziała cicho:
 – Wiesz Naruto. Cieszę się, że tu przyjechałam. Że, mogę być tutaj z tobą.

- Ja też, Hinata. Ja też. – odparł rozanielony. Jednak się mylił. Te wakacje zapowiadają się cudownie.