Na początku chciałabym prosić o wybaczenie wszystkich czytelników oczekujących kolejnego rozdziału mojego opowiadania, ale niestety nie dałam rady nic naskrobać ;( Wena jest kapryśna. Bardzo mi przykro z tego powodu. Zamiast tego wstawiam tego One-shota napisanego jeszcze w wakacje o tejże tematyce na konkurs z http://swiat-blogow-narutomania.blogspot.com/ jednak nieco go rozbudowałam, bo był limit stron ;) Mam nadzieje, że się spodoba, napiszcie co sądzicie o moim tworze jeśli znajdziecie jakieś błędy piszcie śmiało ;)
Szum fal. Błękit nieba nad głową.
Cudowne gorące promienie słońca na twarzy. Skrzek mew i chłodny powiew bryzy na
policzkach.
-Ach, to jest życie. – westchnął Naruto
przeciągając się na materiałowym leżaku. Pociągnął przez słomkę zimny koktajl truskawkowy,
który chwilę temu przyniósł mu ktoś z obsługi hotelu, przymknął z rozkoszą
oczy. Wtem usłyszał gdzieś za sobą wesoły śmiech, któremu zawturowały inne. Nim
zdołał na dobre rozeznać się co to za hałas obok przebiegły trzy śliczne
dziewczyny, jakby wyjęte z magazynu. Odbijając między sobą piłkę siatkową
wbiegły do lazurowego morza po kostki i kontynuowały grę ochlapując się wodą co
chwila piszcząc wesoło. Blond-włosy młodzieniec obserwował je bez skrępowania.
Po chwili gry piłka wylądowała niedaleko jego leżaka, jedna z dziewcząt, piękna
brunetka w niebieskim bikini podbiegła by ją zabrać. Posłała mu słodki uśmiech.
Naruto wyszczerzył się do niej rozradowany.
- Może do nas dołączysz? – spytała
bawiąc się piłką w dłoniach. Chłopak podskoczyłby z radości gdyby się nie
opanował i zamiast tego odparł uwodzicielsko:
- No, jasne piękna. – dziewczyna
zachichotała i pobiegła do uśmiechających się koleżanek rzucając jeszcze przez
ramie:
- To wstawaj i chodź!
- „Nie śpieszy mi się. Mamy jeszcze dwa
miesiące żeby się zapoznać.” – chciał powiedzieć wstając, lecz naraz wszystko
się zatrzęsło i klapnął na leżak.
- Co jest? Trzęsienie ziemi? – warknął
poirytowany rozglądając się wokół, ale zdaje się, że nikt inny tego nie odczuł.
- No wstawaj już! – dobiegł go głos
jednej z dziewczyn. Naruto ponowił próbę dźwignięcia się z leżaka, lecz grunt
pod nim zaczął się kołysać jakby był na wzburzonym morzu, ledwo utrzymywał
równowagę.
- Wstawaj! Wstawaj! – dochodził skądś
poirytowany głos. Szum fal wzmógł się jakby chciał zagłuszyć to wołanie, słońce
przygasło, nie prażyło tak jak chwilę temu, wszystko zaczęło pokrywać się mgłą.
Zgrabne ciała dziewczyn stawały się jedynie niewyraźnymi konturami.
- Nie! Wracajcie! – krzyknął desperacko
rzucając się do przodu, uderzył przy tym w coś twardego czego nie widział.
Świat wokół chybotał, a wiatr świszczał mu w uszach, a nad to wszystko
przebijał się męski głos:
- Wstawaj wreszcie! Zaraz lądujemy!
Naruto otworzył oczy. Przez chwilę
oszołomiony rozglądał się po wąskim pomieszczeniu o małych szybkach, za którymi
kłębił się mrok. Przed sobą ujrzał stare, wytarte obicie fotela, jednego z
sześciu jakimi dysponował mały wodnosamolot, włączając w to ten, na którym
siedział i jeszcze zajmowany przez brzuchatego pilota – Oliviera Burke, który kazał
na siebie mówić Olli żaden „pan Burke”.
- Trzymaj się lepiej! Będą małe
turbulencje. Zbliża się burza. – zakomunikował mężczyzna.
- Okey! Zrozumiałem. – burknął Naruto
upewniając się, że jest przypięty pasem. No tak to był tylko sen, ale napełnił
go goryczą, bo mógł być rzeczywistością. Podłoga zatrzęsła się, a pudła i
skrzynki w tylnej części samolociku zagrzechotały. Wbił się w fotel, zacisnął
kurczowo dłonie i zamknął oczy czekając aż wstrząsy miną. Nie było to
przyjemne, przychodziły mu na myśl wszystkie filmy z katastrofami lotniczymi i
obiad zjedzony na lotnisku w Fort Simpson, gdzie wylądował po locie z Tokio,
przewracał mu się w żołądku. Do tego leciał tą rozklekotaną łupiną, która
zdawałby się przy silniejszym podmuchu rozleci się w drzazgi. Samolocik zaczął
się zniżać, zbyt gwałtownie na gust Naruto, Ollie mówił coś do mikrofonu
podśmiewając się z odpowiedzi jaką uzyskał. Po chwili po obu stronach samolotu
zaczęły wznosić się kurtyny wody, gdy płozy zetknęły się z powierzchnią
jeziora, znacząco zwalniając, a w końcu całkiem hamując. Ucichło wycie
silników, pilot zdjął kask i okręcił się w fotelu żeby spojrzeć na swojego
jedynego pasażera.
- Hej, chyba nie śpisz znowu? – spytał,
na to Naruto otworzył niepewnie oczy
- Wylądowaliśmy?
- Tak mój drogi. Witamy w Silverlake na
skraju Narodowego Parku Nahanni w Kanadzie. Dziękujemy za skorzystanie z linii
lotniczych Ollie i spółka. Życzymy miłego pobytu i zapraszamy ponownie. –
odparł z uśmiechem, Naruto odwzajemnił go z wymuszeniem. Gdyby nie Sasuke i
jego durny pomysł z urządzaniem imprezy na koniec roku szkolnego to teraz
opalałby się na wyśnionej plaży razem z resztą paczki. To miały być ich
pierwsze wakacje bez rodziców, ciągłej kontroli dorosłych opiekunów i to w
raju. I wszystko się zmarnowało. Westchnął głęboko gdy Ollie otworzył drzwi i
wysunął drabinkę na drewniany pomost.
Uderzył w niego przejmujący chłód, że zaraz wyszukał w podręcznej torbie bluzę
i szybko ją założył. Słyszał jak jego pilot pokrzykuje do kogoś niezrozumiale,
mężczyzna wrócił do wnętrza samolotu i przemknął obok niego i zabrał jedną z
paczek ze sterty za siedzeniami.
- Wysiadasz czy mam ci pomóc? – spytał
Ollie nie czekając na odpowiedz, przeciskając się przez przejście między
siedzeniami z paczką nad głową. Naruto zabrał wielki plecak i walizkę i
poczłapał do szarej dziury w kadłubie. Rodzice wiedzieli gdzie uderzyć aby go
dotkliwie ukarać za jak to nazwali „zrujnowanie ich domu i zszarganie dobrego
imienia Namikaze”. Rany tyle hałasu o kilka poniszczonych mebli? No dobrze, basen
naprawdę zapaskudzili do kwadratu i nie powinni ruszać barku ojca z jego
drogimi alkoholami, podobnie używać wazy z dynastii Ming jako pojemnika na lód
i huśtać się na żyrandolu w holu, a szczególnie we cztery osoby naraz. To był
naprawdę głupi pomysł, szczególnie gdy huśtawka nie wytrzymała ciężaru
kolejnych ludzi. Ciągle czół ból w kości ogonowej od tego upadku i widział te
lecące iskry z zerwanego kabla, potem zapadła ciemność i głucha cisza po chwili
rozświetlona czerwono-niebieskimi kogutami i syreny radiowozów. Okazało się, że
zrobiło się zwarcie i prądu zabrakło na całej ulicy. Wiedział, że będzie miał
kłopoty, złamał wszelkie zasady jakie ojciec i mama ustalili, pierwszą było
organizowanie imprezy na góra 10 osób co tego wieczoru przekroczył ponad 15
krotnie, ale naprawdę nie wiedział, że aż tyle ludu się zwali. Starzy, zarówno
jego jak i znajomych uznali, że są zbyt nieodpowiedzialni na samodzielny wyjazd
i po Ibizie zostało tylko wspomnienie. To był już wystarczający cios. Miał
cichą nadzieje, że na tym się skończy, w końcu rodzice mieli wyjechać na swój
długo odkładany drugi miesiąc miodowy i byli zbyt zajęci przygotowaniami.
Sądził, że zaczekają z karą do jego powrotu z wakacji, albo zapomną po
wspaniałym wypoczynku, ale nie docenił swojego ojca. Przeżyłby te dwa miesiące
w domu, miał przecież konsole, TV i znajomych, którzy musieli kiblować jak on w
kraju.
Naruto stanął wreszcie na stabilnym,
drewnianym pomoście i spojrzał smętnie na rysujący się przed nim widok, na
końcu pomostu zasnuty mgłą brzeg z jasno oświetlonym podłużnym, drewnianym
budynkiem, z ładnym tarasem obstawionym doniczkami i skrzynkami z pelargoniami
czy innymi kwiatami pisało na nim „Klonowy Ogród.” – napis był trochę zatarty,
a blacha, na której był chybotała za każdym podmuchem wiatru. Jego ojciec –
istny geniusz zła – zapewnił mu wakacje, na drugim końcu świata, z dala od
znajomych, piaszczystej plaży, morza, całodobowej obsługi pięciogwiazdkowego
hotelu, do tego zapewnił mu opiekę – wujka Jiraye, jego chrzestnego. Rzadko go
widywał, ale zawsze przysyłał fajne prezenty na święta. Był zawsze wyluzowany i
skory do żartów. Jednak dlaczego wybrał sobie za dom jakąś mieścinę przy Parku
Narodowym? Przecież to totalne odludzie, dzicz, bo co innego można powiedzieć o
miejscu gdzie można się dostać tylko drogą powietrzną? Chłopak patrzył smętnie
na budynek i westchnął ciężko poprawiając szelki plecaka.
- No cóż. Gorzej już być nie może. –
mruknął chwytając rączkę walizki na kółkach. Wtedy przez niebo przetoczyła się
z hukiem błyskawica, a z kumulowanych nad nim ciemnych chmur lunął deszcz.
- Serio? – spytał sarkastycznie Naruto
zadzierając głowę do góry na nieboskłon, po twarzy spłynęły mu krople wody.
- Hej młody! Nie stój tak! Do środka! –
krzyknął Ollie, przytrzymywał plecami drzwi w rękach nadal trzymał paczkę. Nie
trzeba było dwa razy powtarzać. Po chwili Naruto był już w środku całkiem
przytulnej gospody.
- No nareszcie jesteś Ollie! – do
mężczyzny podbiegła wysoka czarnowłosa kobieta w średnim wieku, ubrana w
zielony fartuszek. Cmoknęła go w policzek i zabierała mu z rąk pudełko – Mam
nadzieje, że masz wszystko o co cię prosiłam. Nie mam już co podawać. Dałam też
znać Hanie, już jedzie. Czekała na te leki już wieki. Nie rozumiem co sobie
myślą ci urzędnicy tak wszystko przeciągać z tymi zezwoleniami. Co oni myślą,
że w swojej lecznicy zamiast zwierzaków obsługuje ćpunów? Straszna pogoda się
zrobiła, dobrze, że zdążyłeś wylądować. Chcesz kawy? Świeżo parzona i mam
ciasto. A to kto? – trajkotała wesoło dopóki nie zauważyła blondwłosego
chłopaka stojącego jak kołek na środku
pomieszczenia.
- Ciebie też miło widzieć Mary. –
odparł mężczyzna gdy kobieta ucichła przypatrując się młodzieńcowi – Bardzo
chętnie napije się czegoś ciepłego. A to jest gość Jirayi z Japonii, Naruto
Namikaze.
- Ha! No proszę! Kto by pomyślał? Na
Japończyka mi nie wyglądasz. – odparła, a blondyn skrzywił się na te słowa. Co
za durna baba? Jak może tak do mnie mówić? Nie spodziewał się kolejnego ataku.
– Tu imprezy stulecia nie zrobisz, młody. Nie masz co marzyć. Tolerancyjni
jesteśmy, ale chaosu nie znosimy.
- Skąd ty..? – wyjąkał zszokowany
- Rodzice wysłali cię tu żebyś
przemyślał swoje zachowanie? I dobrze. Tu mamy idealne warunki do myślenia.
Cisza, spokój, zero wielkomiejskich głośnych rozrywek, sama natura. –
kontynuowała z uśmiechem.
- Mary, poczekaj ze straszeniem aż
odlecę, bo jeszcze dzieciak wpadnie na pomysł by uciec moim samolotem. –
przerwał jej pilot chichocząc, a Naruto
coraz bardziej pokrywał się rumieńcem zażenowania i złości. Skąd ci ludzie o
tym wiedzieli? Wtem z drugiej strony gospody rozległ się dzwonek.
- Hana? To ty? Chodź tutaj! Jesteśmy
przy wyjściu na pomost! – krzyknęła Mary i zniknęła na chwilę za jakimiś
drzwiami skąd wróciła z tacą z dzbankiem kawy i pokrojonym kremowym ciastem. Po
chwili w pomieszczeniu pojawiła się młoda, ładna kobieta o brązowych włosach i
śniadej cerze, którą policzki dodatkowo zdobiły czerwone strzałki, za nią
kręcił się bardzo podobny do niej chłopak na wygląd kilka lat młodszy od niej.
- Dobry wieczór Olllie, Mary. –
przywitała się dziewczyna z uśmiechem, a jej brat zawtórował przyglądając się
swoim butom.
- O! Witajcie! Miło Hana, że
przyprowadziłaś swojego braciszka. Pomoże zebrać paczki z samolotu. – rzekła z
uśmiechem właścicielka lokalu, na to chłopak westchnął ze zrezygnowaniem jakby
się tego spodziewał. – Przy okazji, może podrzucicie gościa do Jirayi, -
rodzeństwo zwróciło uwagę na blondyna, który miał coraz bardziej dość tego
miejsca i wścibskiej kobiety
- Nie trzeba. Zadzwonię do niego żeby
przyjechał, mam numer. – burknął, brązowowłosy chłopak parsknął śmiechem
- Próbować można, ale do jutrzejszego
południa raczej nikt nie odbierze. Dzisiaj jest Pokerowy Czwartek – powiedział
jakby to wszystko wyjaśniało, ale widząc spojrzenie blondyna dodał – Co tydzień
Jiraya organizuje spotkania towarzyskie
u siebie i kompletnie odcina swoją chatę od świata żeby nikt im nie
przeszkadzał. Jestem Kiba Inuzuka. – chłopak podszedł do niego wciągając rękę,
blondyn uścisnął ją.
- Acha. Namikaze Naruto. – burknął
- Chodź wpakujemy ci bagaże do auta. To
wszystko co masz? – powiedział Kiba biorąc od niego walizkę i kierując się do
wyjścia, Naruto nie widząc innego wyjścia poczłapał za nim. Przeszli przez
główną sale, w której rozstawione były liczne stoliki, a niemal całą ścianę
zajmowała wielka wąska lada. Było tylko kilkoro ludzi i jacyś staruszkowie
grający w kącie w szachy. Na parkingu przed gospodą stał srebrny terenowy
samochód, Kiba otworzył tylne drzwi i szybko wpakował walizkę Naruto zaraz
wracając pod zadaszenie.
- Zostawiliście otwarte auto? – zdziwił
się blondyn stojąc cały czas na werandzie by schronić się przed deszczem
- A gdzie byś się schował przed
niedźwiedziem albo wilkiem? – odpowiedział pytaniem ciemnowłosy i zaczął się
śmiać ze struchlałej miny towarzysza – Sorki, ale tutaj nikt nie ma po co
kraść. W końcu do drogi krajowej prowadzą dość kręte i wąskie drogi w górach,
więc z wydostaniem się stąd autem może być ciężko. Poza tym wszyscy się dobrze
znają, w końcu mieszkają tu tylko pracownicy parku od turystów i „tubylcy”. A
swoją drogą naprawdę pozbawiłeś prądu całe miasto? – spytał konspiracyjnym
szeptem
- Ja zwariuje! Czy ten staruch
wszystkim wygadał dlaczego mój ojciec zesłał mnie na ten wygwizdów? – krzyknął
poirytowany, minął chłopaka i otworzył drzwiczki samochodu. Miał nadzieje, że
chociaż tam oderwie się od tej wścibskiej bandy. Zamiast tego ujrzał przed sobą
rząd obnażonych białych kłów i usłyszał głuche warczenie. Nim zdążył chociaż
pomyśleć wielki biały wilczur wyskoczył wprost na Naruto powalając go na
błotnistą drogę. Skąd wilk w aucie?! Samochody miały chyba przed nimi chronić.
Wrzasnął ze strachu osłaniając twarz rękami.
- Nie! Zostaw Akamaru! – padł stanowczy
rozkaz, wielkolud momentalnie przestał warczeć, zszedł z Naruto i podbiegł do
Kiby, kręcąc wesoło ogonem.
- Żyjesz? Akamaru nic ci już nie zrobi,
teraz już wie, że jesteś naszym gościem. No wstawaj. – przed leżącym na wznak
blondynem pojawiła się oznaczona strzałkami, śniada twarz. Chłopak z
uśmieszkiem podał mu rękę, Naruto nadal miał na sobie ciężki plecak, więc
samodzielne dźwignięcie się z ziemi mogłoby zakończyć się kolejną przewrotką,
także niechętnie przyjął pomoc.
- Wiesz gdybyś nie był gościem Jirayi
to obiłbym ci mordę za takie wyrażanie się o moim miejscu zamieszkania – rzekł
stanowczo zbyt mocno ściskając dłoń Naruto także nie sądził, że to były żarty.
Wolał jakoś to załagodzić
- Przepraszam, ale też kląłbyś na czym
świat stoi po 20 godzinach w samolocie w towarzystwie rzygającego dzieciaka i
spoconego, chrapiącego jak kosiarka faceta. – odparł uśmiechając się niepewnie.
- Aż tak źle?
- Kiba! Rusz się wreszcie i zabierz te
paczki! – rozległ się krzyk Mary
- Co za baba! Rządzi się jakby była
panią świata. – stwierdził Naruto –
Normalnie wrzód na tyłku. Wszystkimi tak pomiata?
- Trzeba przyznać rządzenie ma we krwi,
w końcu jest tutejszym „burmistrzem”, że tak powiem. – odparł Kiba do
oszołomionego blondyna – Radzę żebyś jej nie podpadł. – po czym zniknął w
budynku, który wygląda na to, że pełnił jednocześnie funkcje restauracji,
przystani lotniczej i siedziby władz
tego mikroskopijnego miasteczka. Naruto nie chciał już stać w deszczu, więc
wpakował się do auta, okręcając się dodatkowo plastikowym płaszczem przeciwdeszczowym,
żeby nie pobrudzić tapicerki. Na szczęście deszcz przestał już padać. Po paru
minutach wyjechał z rodzeństwem Inuzuka w głąb wioski. Dom Jirayi leżał na
skraju miejscowości i był najbardziej okazały ze wszystkich, które Naruto,
podczas podróży zauważył. Był w typowo
góralskim stylu, z wielkich drewnianych bali. W oknach paliło się światło i już
na podjeździe słychać było muzykę z lat 70 i czyjeś śmiechy.
- Wygląda na to, że dobrze się bawią. –
stwierdziła Hana i zwróciła się do brata – Zabierz lepiej stamtąd dziadka zanim
całkiem oskubie gospodarza.
- Nie ma sprawy. – odparł wyskakując z
auta razem z Naruto – Więc zostajesz tu do końca wakacji? – spytał się
towarzysza
- Na to wygląda, niestety. – westchnął
Namikaze
- Ej, nie rób takiej zbolałej miny. Tu
wcale nie jest tak źle. Zobaczysz jeszcze będziesz wspominał to lato jako
najlepsze w twoim życiu. – blondyn chciał powiedzieć, że wakacje bez plaży,
morza i dziewczyn w bikini dla niego nigdy nie będą wspaniałe, lecz w tym
momencie drzwi otworzyły się nim zdołali zapukać i stanął w nich wysoki
barczysty mężczyzna o długich, całkowicie białych włosach. Wpatrywał się
intensywnie w Inuzuke.
- Co ty tu robisz Kiba? Chcesz już
zabrać Kina? Nie ma mowy. Zaraz zaczynamy kolejną partyjkę. Muszę się odrobić.
– powiedział z wyrzutem kompletnie ignorując stojącego na ganku Naruto
- Wybacz, ale taki dostałem rozkaz od
matki. – odparł szatyn unosząc ręce w obronnym geście – Uznaj to jako akt łaski
dla twojego portfela. A poza tym przywieźliśmy ci gościa. – dodał i po czym
minął gospodarza i zniknął w pomieszczeniu skąd dochodziły największe hałasy.
Jiraya dopiero teraz ujrzał stojącego blondyna, oczy rozeszły mu się w
zdumieniu, a potem krzyknął uradowany i zamknął chłopaka w niedźwiedzim uścisku
- Naruto! To ci dopiero! Aleś ty
wyrósł! Ostatni raz widziałem cię z pięć lat temu jak byłem w interesach w
Japonii. – wykrzykiwał cały czas unosząc młodego Namikaze nad ziemią (razem z
jego plecakiem) Naruto stracił całe powietrze z płuc. – Skąd się tu właściwie
wziąłeś? Jak twój ojciec dzwonił mówił, że będziesz czwartego. Czyli jutro
przecież. – zastanawiał się pozwalając w końcu chłopakowi nabrać tchu. – A
zresztą nieważne. Wchodź, rozgość się. Jesteś głodny? Chyba zostało trochę
kurczaka i kanapek.
- Te! Jira! Ile mamy na ciebie czekać?
– rozległ się ochrypły głos z wnętrza domu
- Właśnie! Skoro Kin się zbiera może
coś sobie wreszcie odbije. – powiedział inny
- Ty już lepiej nie graj, bo jak znowu
przegrasz za dużo to kobita cię nie wpuści i po raz kolejny będziesz spał na
wycieraczce. – dom zatrząsnął się od śmiechu. Jiraya popchnął Naruto do jasno
oświetlonego dużego pomieszczenia, pełniące jednocześnie funkcje kuchni i
jadalni. W większości było zajmowane przez wielki stół obsadzony przez
„starszyznę plemienia” jak ich zaraz ochrzcił w myślach Namikaze. Chyba z
dziesiątka osób przynajmniej po 40, której ubiór w większości stanowiły
flanelowe koszule i koszulki w różnym stopniu zużycia. Stół zasłany był
resztkami jedzenia, otwartymi puszkami i butelkami, a na środku stosik monet i
banknotów. Wokół unosiły się niczym mgła kłęby, gryzącego dymu tytoniowego.
- Panowie i... panie. – zaczął Jiraya
wywołując kolejny rechot towarzyszy – przedstawiam wam mojego chrześniaka–
Namikaze Naruto – uśmiechnął się klepiąc blondyna po ramieniu
- A więc to jest ten młodzieniec, o
którym tyle opowiadałeś. – rzekł starszy mężczyzna. Miał pomarszczoną, śniadą
twarz o surowych rysach, jakby wyciosaną w drewnie. Długie włosy o barwie
srebra związane były w luźny kucyk i ozdobione rzeźbionymi koralikami, na szyi miał mnóstwo dziwnych naszyjników z jakby
piór i pazurów zwierząt. Przeszedł obok stołu z niebywałą zwinnością jak na
osobę w tym wieku i zbliżył się do Naruto, stanowczo za bardzo, spoglądając mu
prosto w oczy. Młody chłopak zastygł w bezruchu od tego spojrzenia, z którego
nie dało się nic wyczytać, jakby patrzył w dwie czarne studnie bez dna. Trwali
tak przez dłuższą chwilę aż niespodziewanie surowy wyraz twarzy złagodniał –
Witamy w Silverlake, chłopcze. Życzę miłego pobytu i obyś znalazł swoją drogę.
– powiedział potrząsając prawicą Naruto i wyminął go kierując się do wyjścia –
To chodźmy Kiba. Nie powinniśmy kazać tyle czekać twojej siostrze. Żegnam
panowie, gra z wami jak zwykle była prawdziwą przyjemnością.
- Jakże by inaczej, skoro wychodzisz z
naszą kasą. – mruknął ktoś zza stołu, lecz stary Indianin zniknął już za rogiem
- Sorki za dziadka. – rzekł Kiba
kierując się za mężczyzną – Czasem lubi tak się zgrywać.. – na zewnątrz rozległ
się klakson – Muszę lecieć. Spotkamy się jeszcze. Nara. Dobranoc wszystkim. – i
już wyleciał na dwór za staruszkiem.
- Hej młody, chyba Kin cię nie
przestraszył? – spytał Jiraya potrząsając oszołomionym chłopakiem, a starszyzna
zachichotała zgodnie.
- Nie, nie. Tylko to było dziwne. –
przyznał blondyn na co towarzystwo znowu zarechotało
- Nie przejmuj się młody. – rzekł
brodaty i wielki jak niedźwiedź facet – Nasz miejscowy szaman działa tak na
wszystkich.
- Święte słowa, Joe. – przytaknął
siedzący obok siwy facecik w okularach – Szczególnie gdy ktoś mu się nie
spodoba może go nawet zahipnotyzować i kazać chodzić tyłem, albo co gorszego.
- Bądź tak dobry i nie opowiadaj tych
bzdur doktorku, bo cię zaraz trzepnę. – wtrącił białowąsy otyły mężczyzna,
mrugnął do Naruto i kontynuował – Nie słuchaj tego starego panikarza, nawdychał
się spalin w Nowym Yorku i miewa zwidy. Do tego czasem zachowuje się jak rasowy
wariat, więc jeśli zauważysz jak będzie świrował to wrzuć go do najbliższego
zbiornika z wodą, od razu się obudzi.
- Nie miewam żadnych omamów! Kin mnie
wtedy zahipnotyzował! I dlatego chodziłem tyłem!
-
To był przedni widok, co nie panowie? – przytaknął Joe i pokój znowu
zatrząsnął się od śmiechu. Naruto zaczął czuć się trochę nieswojo w tym
towarzystwie.
- Dobra panowie pokarze tylko mojemu
chrześniakowi pokój i wrócę do was, OK? – wtrącił Jiraya chichocząc pod nosem i
wyprowadził Namikaze z kuchni, zabrał jego plecak i popchnął do schodów.
- Wybacz młody takie towarzystwo, nie
spodziewałem się ciebie dzisiaj, ale pokój masz przygotowany. Atrakcje pokarze
ci jutro. – powiedział Jiraya – Pierwsze drzwi na prawo, po lewej jest
łazienka. Pewnie jesteś zmęczony lotem. Jak będziesz chciał coś zjeść to wbijaj
do kuchni i bierz co chcesz. Teraz wybacz, ale muszę się zająć tamtymi na dole,
rozgość się i czuj jak u siebie w domu. Naprawdę cieszę się, że jesteś. – po
czym wyszedł z pokoju. Naruto stał chwilkę trawiąc wszystko co dziś przeżył.
Wujek Jiraya jednak nie zmienił się ani trochę, nadal jest lekkoduchem
uwielbiającym towarzystwo i dobrą zabawę, jak powszechnie wiadomo w rodzinie, aż
dziw że zamieszkał na takim odludziu. Ci, którzy go nie znali nie mieli
pojęcia, że jego zamiłowaniem jest również natura, i to że w latach
młodzieńczych bardzo otwarcie pikietował przeciw zanieczyszczaniu środowiska i
niszczeniu przyrody, a na starość osiadł w Parku Nahanni jako przewodnik i
strażnik tego parku.
Rozejrzał się po swoim nowym lokum, do
pięciogwiazdkowego standardu wiele mu
brakowało, ale było całkiem przytulnie. Kremowo jasne ściany, przyozdobione
obrazkami i jakimiś regionalnymi gobelinami czy szalami i wisiorkami, spadzisty
sufit o drewnianych belkach skąd dobiegało rytmiczne bębnienie deszczu.
Wyposażenie stanowiło drewniane łóżko, szafka nocna, zajmująca niemal całą
przeciwległą ścianę szafa i wielki kufer pod oknem okryty jakimś haftowanym
obrusikiem.
Naruto westchnął i zrzucił cały swój bagaż na
podłogę, rozpakuje go później, po czym klapnął na łóżko, nawet nie trzeszczy.
Cóż nie jest źle. Rozciągnął się na pościeli i wyciągnął komórkę. Obiecał
mamie, że da znać jak dotrze do Jirayi, w sumie wysłał sms-a z lotniska Ford
Simpson, ale wiadomo jakie są matki chciałyby dokładnej relacji co pięć minut.
Brak zasięgu. Jest gorzej niż myślał. Trudno może Jiraya mu pożyczy mu swój. Z
dołu usłyszał gromki napad śmiechu starszyzny. Co za los, nawet stare dziadki
mogą się lepiej bawić niż on. Przewrócił się na bok. Nawet kontaktu z nikim
znajomym nie będzie miał, żeby się pożalić. Wspaniale. Wpatrywał się w ciemne
okno zasnute dodatkowo deszczową mgłą i wsłuchiwał się w stukot kropel o dach
nad głową. W sumie jest całkiem wygodne to łóżko, nie chce mu się wstawać, ani
nigdzie dzwonić. Ma wszystkiego dosyć. Ciekawe jakie to atrakcje miał na myśli
Jiraya? Wielki pomnik łosia w centrum wioski? Uśmiechnął się kwaśno do swoich
myśli. Nawet nie zauważył jak zmorzył go sen.
- Naruto! Naruto! – ktoś go wołał ale
nie chciało mu się wstawać, było mu tak błogo i wygodnie, po tylu godzinach w
fotelu w samolocie. Rozległ się stukot, a potem kolejny. Coś jakby odbijało się
brzękliwie niedaleko. Stukanie starało się coraz natarczywsze. Otworzył zaspane
oczy i zwlókł się z łóżka, nieprzytomnie
zaczął szukać źródła hałasu. Okno. Podreptał do niego i otworzył je. Błąd.
Dostał czymś twardym prosto w czoło.
- Oj, sorki, Naruto. – z dołu rozległ
się chichot i wesołe poszczekiwanie. Gdy blondyn spojrzał w dół zobaczył
wczoraj poznanego Kibę i ganiającego za własnym ogonem jego psa - Wstałeś
nareszcie śpiący królewiczu! Zbieraj się i złaź tu. – krzyknął
Naruto zatrzasnął okno. Nie to
niemożliwe, to tylko zły sen. Jego ojciec by mu tego nie zrobił. Położył się z
powrotem na łóżko i przykrył szczelnie kołdrą. Zaraz zaśnie i obudzi się tam
gdzie powinien. W pięciogwiazdkowym hotelu na Ibizie, przecież rodzice mu
obiecali, że go tam puszczą w te wakacje. Jednak jak na złość sen nie
przychodził, a wspomnienia wczorajszego dnia napływały do niego falami. Zaczął
się już godzić z myślą, że to jednak nie jest sen.
Nagle na łóżko spadł jakiś wielki
ciężar i przygniótł blondyna. Desperacko zaczął ściągać z siebie kołdrę i
starał zrzucić to coś. Gdy oswobodził głowę jego twarz została zaatakowana
przez gorący i obślizgły psi jęzor.
- Złaź ze mnie futrzaku. – warknął
Naruto zrzucając w końcu wielkiego psa i wycierając ślinę z twarzy, obrzydliwe.
– Czemu to zrobiłeś? – spojrzał wściekle na poznanego wczoraj pół-Indianina,
pół-Japończyka, Kibę Inuzukę, który rechotał zadowolony.
- Jakoś musiałem cię obudzić. Jiraya
prosił. – wzruszył ramionami – Chodź lepiej pójdziemy na śniadanie. – po czym
wyszedł. Naruto westchnął, nie miał wyboru, zrobił się głodny. Szybko się
ogarnął, ubrał i wyszedł na zewnątrz. Kiba czekał na niego oparty o ścianę
domu.
- No nareszcie. Zawsze tak się
grzebiesz panie hrabio?
- Wiesz zeszło mi dłużej, bo moje
pokojówki zostały w domu i musiałem sam się ubrać. – odparł z przekąsem.
Ciemnowłosy zachichotał
- Jak ci się spało?
- Nie najgorzej. A właściwie to gdzie
polazł Jiraya? I nic mi nawet nie powiedział? – spytał gdy szli wzdłuż drogi. –
Podobno miał mi pokazać jakieś miejscowe atrakcje.
- Miał jakieś wezwanie do centrali.
Znowu kłusownicy. A atrakcje to pewnie ci organizuje. – powiedział wymijająco
brązowo-włosy uśmiechając się pod nosem – Jedną z podstawowych atrakcji Kanady
zaraz będziesz mógł osobiście poznać.
-
Tak? Jaką?
- Naleśniki z syropem klonowym. – przez
chwilę panowało milczenie, spojrzeli po sobie, a potem obaj parsknęli śmiechem.
- A jest coś jeszcze? – spytał
- Jeśli lubisz piesze wędrówki to w
parku jest mnóstwo ścieżek turystycznych.
- Wiesz przyznam ci się, że chciałem te
wakacje spędzić na plaży, a nie na chodzeniu po lasach. – westchnął
- Rozumiem jesteś typem domatora.
Miastowi Japończycy tak mają niestety. – przytaknął z ubolewaniem Kiba
- Hej! Masz coś do mojego kraju?
- Skądże! Sam jestem w połowie
Japończykiem. Nie zdziwiło cię moje imię, ani nazwisko?
- No cóż, nie pomyślałem. Jakoś tak..
Myślałem, że jesteś stąd, znaczy twój dziadek jest chyba tym, no Indianinem.. –
zakłopotał się Naruto drapiąc się z tyłu głowy
- Ta zgadza się on i mama pochodzą z
plenienia Cree, a ojciec jest z Japonii. Pracował jako inżynier w Tokio, a tu
przyjechał w jakiś interesach i poznał mamę. – wyjaśnił kopiąc napotkany kamyk
- I zamieszkał tu? Co tutaj miałby do
roboty inżynier? – zdziwił się zanim ugryzł się w język, nie chciał zrazić do
siebie nowo poznanego towarzysza – Oj sorki, nie chciałem żeby to tak
zabrzmiało
- Spoko, prawda jest taka, że nie
wytrzymał. – odparł machając ręką –Byli ze sobą pięć lat, do końca budowy
kurortu, a potem pan Inuzuka wybył do Japonii.
- Em, przykro mi.
- A tam. Przysyła nam kasę i prezenty,
czasami też odwiedza. Jak byśmy chcieli możemy wszyscy polecieć do Japonii.
- Nie byłeś nigdy?
- Nie, jakoś mnie nie ciągnie. Dobrze
mi tutaj gdzie jestem. – wzruszył ramionami, Naruto nie mógł zrozumieć.
Przecież on żyje na takim odludziu i mu dobrze? Musi znaleźć jakiś inny temat
- To tutaj jest jakiś hotel? – spytał
- Jasne. Jest z drugiej strony jeziora
przy dopływie rzeki. To jednak kawałek stąd, ale dojedzie się brzegiem jeziora
jeśli ma się dobre auto terenowe. Mają własną przystań dla samolotów po tamtej
stronie. Mieszkają tam tylko te bogate snoby spragnione wrażeń. – ostatnie dodał z pogardą
- Co masz na myśli?
- Przyjeżdżają tutaj znudzeni bogacze.
Myślą, że wszystko im wolno, a panu McFinn mało, że ma ten swój hotel to
jeszcze chciałby wykupić tereny parku, by zrobić gościom centrum łowieckie.
- Ech, jak pomyślę sobie, że miałem
mieszkać w hotelu z całodobową obsługą.. – westchnął Naruto z rozmarzeniem, widząc
jednak spojrzenie Kiby dodał: - Wybacz, ale od roku planowałem wyjazd na Ibize
z kumplami, Sasuke był z bratem w zeszłym roku i mówił, że było nieziemsko.
- Plaża, Imprezy Bikini. – rzekł Inuzuka z uśmiechem – Raj na ziemi.
- Żebyś wiedział! A przez tego debila..
– chłopak ożywił się i nie wiedząc kiedy
opowiedział Kibie o pechowej imprezie i karze jaką zafundował mu ojciec.
Kontynuowali rozmowę w restauracji „Klonowy Ogród” gdzie zaraz dostali po
kopiastym talerzu naleśników z bitą śmietaną i syropem klonowym. Wesoły
rozgardiasz tego miejsca udzielił się młodemu Namikaze i obaj z Kibą zaśmiewali
się co chwila nie wiadomo z czego.
- Czy taki posiłek zadowolił twe gusta
milordzie? – spytał Kiba z zabawnym akcentem po japońsku, ale nie doczekał się
odpowiedzi, bo blondyn miał usta zapełnione słodkościami. Naruto przełknął z
pewnym trudem i odparł w tym samym nonszalanckim tonem
- Zaiste, strawę macie tutaj wyborną. –
uniósł w geście toastu kubek z herbatą niczym kielich wina, a po chwili znowu
rechotali kładąc się na stoliku. Chociaż znał Kibę dopiero od wczoraj świetnie
się dogadywali.
- Dobra Naruto, tak z innej beczki
lubisz kajaki? – spytał brązowowłosy,
- Kajmaki? Jasne, najlepsze są te
czekoladowe. – odparł z uśmiechem blondyn polewając sobie naleśniki syropem.
- Nie o ciastka pytam. – warknął
poirytowany Kiba przewracając oczami – Tylko o takich łódkach.
- Masz na myśli takie małe, wąskie,
które trzeba własnymi siłami wiosłować? – zapytał Naruto przekręcając głowę,
jego towarzysz przytaknął – Kto wymyślił taki głupi sport? Nie wiem czym się tu
niektórzy zachwycają. Trzeba tyle machać wiosłami i po co? Jaka tu przyjemność?
Czemu pytasz?
- No, bo pojutrze wypływam na spływ
kajakowy ze studentami, mają kręcić mały reportaż o parku. Jestem jednym z przewodników.
Myślałem, że się dołączysz, bo Jiraya też miał ponoć płynąć. – wyjaśnił Kiba
- Odpada. Nie ma opcji. – Naruto
pokręcił głową – Po to mam wakacje żeby się męczyć jakimiś sportami wodnymi?
Poza tym nie cierpię wszelkiego rodzaju robactwa, a tego na obozach w plenerze
jest od groma. Więc nie, dzięki. – zakończył stanowczo zabierając się za
kolejnego naleśnika.
- Dzień dobry, Kiba-san. Przepraszam,
jeśli przeszkadzam. – rozległ się cichy lekko speszony głos
- Och, Hinata! Miło cię znowu widzieć!
Jak przygotowania? – Kiba wstał i wyszczerzył się do stojącej przy stoliku
dziewczyny.
- Neiji wszystkim się zajmuje, a mnie
nie dopuszcza do niczego. – odparła Hinata. Naruto przekręcił się na krześle
żeby zobaczyć do kogo mówi jego towarzysz i znieruchomiał. Najpiękniejsza
istota na świecie stała tuż koło niego. Blada twarzyczka o anielskich rysach,
okolona kaskadami, czarnych, długich do pasa włosów o granatowym połysku i
oczy, duże o niezwykłym srebrzysto-białym odcieniu. Ubrana była w dżinsowe
rybaczki i niebieską koszulkę mimo, że nie miała dekoltu doskonale widział, że
ma duże, pełne piersi. Pięknie musiała się prezentować w kostiumie kąpielowym.
- Przedstawiam ci Namikaze Naruto,
przyleciał wczoraj z Japonii do swojego wujka, znasz go, to pan Jiraya. –
dokonał prezentacji Kiba
- Mi-miło mi cię poznać Namikaze-san.
Jestem Hinata Hyuuga. – szepnęła ciemnowłosa lekko się jąkając gdy spostrzegła
blondyna i skłoniła się przed nim. Naruto nie zmienił swojej pozycji i dalej
wpatrywał się w dziewczynę w milczeniu. Hinata gdy zdała sobie z tego sprawę
zarumieniła się.
- Ej, Naruto syrop ci cieknie.
- Co? – zdziwił się Namikaze przenosząc
nieprzytomny wzrok na Kibę, który wymownym gestem wskazał mu kącik ust. Teraz
to Uzumaki się zaczerwienił, pewnie wyglądał jak pajac z rozdziawioną gębą.
Odchrząknął chwytając serwetkę by pozbyć się syropu.
- Usiądź na chwilę Hinata, pogadamy o
spływie. Chcecie zrobić jakieś fajne zdjęcia? – spytał Inuzuka przesuwając się
trochę by zrobić miejsce dziewczynie, ta po chwili wahania usiadła obok.
- Tak. Koniecznie, chciałabym część
wykorzystać do reportażu o Parku. – odparła cicho
- Żeby napisać artykuł przyjechałaś aż
tutaj z Japonii? – wypalił z niedowierzaniem Naruto nim zdołał ugryźć się w
język
- Niezupełnie. Mieszkam od lat w
Ottawie razem z ojcem i siostrą. Tata tam pracuje, ale urodziłam się w
Japonii. – powiedziała przyglądając się
swoim dłoniom z zakłopotaniem
- Acha. – przytaknął Naruto, nic innego
nie przychodziło mu do głowy i zapanowało kłopotliwe milczenie. „Weź się w
garść Naruto” chłopak skarcił się w myślach „Przecież podrywanie dziewczyn masz
we krwi, co się z tobą dzieje?”
-
Świat jest jednak mały co? – beztrosko przerwał jego rozmyślania Kiba –
Dwoje rodowitych Japończyków spotkało się w takim wielkim kraju jak Kanada.
Czyżby przeznaczenie? – wspomniana para nie miała możliwości odpowiedzieć gdyż
między nich niespodziewanie wparował pełen energii Jiraya
- Naruto! Nareszcie cię znalazłem! Mam
dla ciebie niespodziankę. Wybieramy się na spływ kajakowy. Co ty na to? O!
Panienka Hinata też jest tutaj! Moje uszanowanie. Nie mogę się doczekać aż
wypłyniemy, a ty moja droga? Kiba chyba ci już o tym wspominał Naruto, że
organizujemy pojutrze taki wypad? Jestem jednym z przewodników. A co wy tacy
wszyscy skołowani? – Siwowłosy mężczyzna przerwał swój monolog i rozejrzał się
po obecnych – Naruś, co z tobą? Rozchorowałeś się po tym wczorajszym deszczu? –
Zaniepokoił się przykładając dłoń do czoła chłopaka – Jeśli źle się czujesz
mogę jeszcze wszystko odwołać.
- Wiesz Jiraya, - zaczął Kiba ściągając
na siebie uwagę – tak się składa, że proponowałem Naruto przed chwilą ten spływ i on..
- Nie może się doczekać! – wtrącił szybko
blondyn, który z gadaniny Kiby i Jirayi wywnioskował jedno, Hinata będzie z nim
na jakiejś wycieczce, nie może przepuścić takiej okazji żeby się lepiej
zapoznać. Zignorował pytające spojrzenie Inuzuki i radosne okrzyki wujka,
liczyła się tylko ta dziewczyna zerkająca na niego nieśmiało spod gęstych rzęs.
Nie może się już doczekać.
- To dobry pomysł wybierać się na spływ
Jiraya? – zapytał Inuzuka marszcząc brwi – Podobno rano słyszano strzały
niedaleko dopływu. Nie powinieneś się tym zająć?
- Strzały? To w parku grasują
kłusownicy? – spytała się z przejęciem Hinata – Jak to możliwe żeby nie
wiedzieli, że polowania są zakazane? Przecież to okropne.
- Niestety nie dajemy rady wszystkiego
upilnować, panienko. Park ma olbrzymie tereny, a my mamy mało ludzi. Nie da się
wszystkiego ogrodzić trzymetrową siatką pod napięciem, żeby nie mogli wejść. –
Jiraya wzruszył ramionami - A tymi rzezimieszkami już się zajęliśmy, więc bez
obaw, możemy szykować się na kajaki.
- Serio wujku? Złapaliście kłusowników?
Często wam się tu trafiają? – zainteresował się Naruto
- Nie uwierzysz młody, ale to znowu byli
goście z kurortu McFinna! – zapalił się Jiraya – Wyobrażasz sobie? Łazili sobie
po terytorium Parku i strzelali do czego popadnie. Bydlaki! Trzeba było
zobaczyć ich miny gdy zabraliśmy im broń i zgarnęliśmy ich do stacji. – zaśmiał
się zacierając ręce – Oj, odechce im się polowań na długo.
- Co zrobiłeś Jiraya? Chyba ich nie
pobiłeś? – spytał się Kiba
- Niestety nie choć miałem ochotę
szczególnie gdy ten cały Arab w sukience zaczął mi wygrażać po swojemu i
wymachiwać rękami. Naprawdę, gdyby nie ten tłumacz to chyba bym go
paralizatorem popieścił.
- Czy ja dobrze słyszę Jiraya? – obok
stolika pojawiła się Mary z tacą w rękach – Znowu pobiłeś jakiś zagranicznych
turystów?
- To nie byli turyści tylko podli
kłusownicy, a co tam masz? – mężczyzna uniósł głowę i pociągnął nosem w stronę
trzymanej przez kobietę tacy, na twarzy pojawił się wyraz rozanielenia – Czyżby
to moje ulubione jajka z bekonem i grzanki czosnkowe, do tego kawa ze
śmietanką? – uniósł dłonie by zabrać od czarnowłosej ta jednak zgrabnie
odsunęła się poza jego zasięg
- Mam nadzieje, że nie będzie z tego
kłopotów. Wiesz dobrze, że wyjaśnianie niejasności z jakimiś snobami nie należy
do moich ulubionych zajęć. – powiedziała z naganą
- To niech nauczą się czytać i stosują
się do regulaminu, a nie będzie żadnych niejasności. I niech McFinn lepiej
pilnuje swoich gości. – burknął
białowłosy śledząc wzrokiem tacę głodnym wzrokiem. Młodzież i kilku gości
lokalu z rozbawieniem przyglądała się tej scenie.
- Dziwne, że gdy jacyś turyści lądują w
stacji za kłusownictwo to zawsze są od McFinna. – zamyśliła się umykając
zgrabnie z tacą przed ciągle starającym się ją chwycić Jirayą – Ktoś mógłby
pomyśleć, ze masz coś do niego.
- Nie wiem Mary. Niech inni sobie myślą
co chcą ja mam swoje zdanie o tym oszuście. I znając go to pewnie tak się zajął
liczeniem kasy, że zapomniał poinformować nowoprzybyłych o zasadach. A czy mogę
już dostać te pyszności? Nie jadłem śniadania. – dodał z błagalnym wyrazem
twarzy. Kobieta westchnęła stawiając przed nim talerze wyładowane pokaźnymi
porcjami jajek i kiełbasek.
- Wiem, Jiraya, że go nie lubisz, ale
pamiętaj, że to on częściowo finansuje..
- Błagam nie mów mi o kasie przy
jedzeniu, Mary. – przerwał jej Jiraya wznosząc oczy ku niebu. Kobieta
najwyraźniej chciała coś dodać, ale w tym momencie drzwi do restauracji
otworzyły się gwałtownie, a po całym lokalu rozległ się gniewny krzyk:
- JIRAYA! Gdzie on jest?!
- Oho o wilku mowa. – rzekła
właścicielka gospody z cwaniackim uśmieszkiem
- Obraziłaś właśnie wilczą rasę Mary. –
odparł Jiraya nabijając sobie na widelec przypieczoną kiełbaskę
- Myślę, że mi wybaczą, a teraz muszę
wracać do swoich obowiązków. Miłej rozmowy życzę. – poklepała białowłosego po
ramieniu po czym szybko oddaliła się.
- Emm.. Jiraya na pewno nie popieściłeś
żadnego z jego gości paralizatorem? Albo jego samego? – spytał niepewnie Kiba
spoglądając na idącego w ich kierunku mężczyznę
- Ostatnio nie. – białowłosy z
niezmąconym spokojem jadł swoje śniadanie, choć w jego ruchach uważny
obserwator dopatrzyłby się nerwowości.
Tymczasem do ich stolika zbliżyło się
dwóch mężczyzn. Pierwszy był średniego wzrostu, dość krępej budowy o
ciemnozielonych oczach strzelających błyskawicami w stronę pleców Jirayi.
Kwadratowa szczęka zaciśnięta była w wyrazie wściekłości, a całą twarz pokrywał
silny purpurowy rumieniec co dość dziwnie kontrastowało z jasno-brązowymi
bokobrodami. Naruto zauważył, że włosy na czubku głowy są nienaturalnie gęste i
pozbawione siwych nitek iż te na brodzie, czyżby peruczka? Ubrany w starannie
skrojony szary garnitur i grafitowy krawat. Jego towarzysz był postawnym, ochroniarzem
o byczym karku i czujnym spojrzeniu, kroczył tuż za swoim pracodawcą niczym
wierny pies. Mężczyzna z bokobrodami, zapewne wspomniany MacFinn, stanął przed
stolikiem zajmowanym przez Jiraye i trójkę nastolatków i wypalił:
- Co ty sobie wyobrażasz, zakuty łbie?!
Myślisz, że kim niby jesteś? Jak śmiesz w ten sposób traktować znamienitych
ludzi?! Dzięki mnie macie możliwość korzystania z helikoptera, podsyłam wam
turystów, organizuje zbiórki na rzecz ochrony przyrody, wyposażyłem w najnowszy
sprzęt, czemu nie potrafisz tego docenić? Co ty masz do mnie Jiraya?! Mógłbyś
okazać chociaż minimum wdzięczności i przynajmniej nie odstraszać gości! Jak
mogłeś tak potraktować księcia Bahrajnu? Skarży się, że ukradłeś jego broń!
Wiesz, że to może zaważyć na moich stosunkach z Jego Wysokością Hamadem ibn Isa
al-Chalifem? – mężczyźnie z oburzenia
zabrakło powietrza i przerwał swoją wypowiedź, sapiąc niczym rozpędzony
nosorożec. Naruto dziwił się jak można tyle powiedzieć na jednym wydechu,
tymczasem jego chrzestny wydawał się całkowicie obojętny na słowa dyrektora
kurortu. Patrzył rozanielonym wzrokiem gdzieś nad ramieniem rozmówcy w stronę
baru gdzie ładna, młoda kelnerka ścierała właśnie blat szmatką, białowłosy
bezwstydnie patrzył w jej odsłonięty dekolt. Jednak po chwili, gdy upewnił się,
że jego rozmówca czasowo zamilkł rzucił od niechcenia:
- Po pierwsze Henry, ten twój książę
naruszył jedne z najważniejszych punktów regulaminu Parku zabraniające polowań
w jego obrębie, postrzelił lisice z młodymi. Po drugie nie ukradłem mu broni
tylko ją zarekwirowałem zgodnie z prawem, jest do odebrania w centrali gdy
tylko sprawdzimy czy jest legalna, a po trzecie, nie obchodzą mnie twoje
problemy osobiste, nie wnikam z kim się
zadajesz, ani z kim sypiasz. To twoja sprawa i mnie nic do tego, choć muszę
przyznać, że nie spodziewałem się tego po tobie Henry, zawsze sądziłem, że
jesteś hetero.
Naruto nie mógł się powstrzymać i
parsknął śmiechem, Kiba zatkał sobie usta rękami by stłumić wybuch wesołości, a
Hinata z zarumienionymi policzkami odwróciła się do okna chcąc ukryć swój wyraz
twarzy. Jiraya uśmiechał się złośliwie do kipiącego z gniewu i zażenowania
McFinna, który zmieniał kolory niczym kameleon nie mogąc wydusić słowa. Jedynie
ochroniarz zachował kamienny wyraz twarzy, jak przystało na profesjonalistę.
- Doigrałeś się Jiraya. Zobaczysz, nie
pozwolę by ktoś taki ciągle mi wchodził w drogę. – sapnął w końcu dyrektor
kurortu
- Phi, zmień płytę Henry. – prychnął
lekceważąco białowłosy – Grozisz mi jednym i tym samym od lat, a jak widać
nadal tu jestem i nie zamierzam się stąd nigdzie ruszać. Ktoś musi mieć na oku
ciebie i twoje machlojki.
- Czy ty coś sugerujesz Jirayo
Gamasenninie? Uważasz, że jestem jakimś przestępcą? – spytał mężczyzna
ściągając brwi
- Ty to powiedziałeś McFinn. – odparł
Jiraya, spojrzenia dwójki mężczyzn zetknęły się, emanowała z nich szczera
niechęć, jeśli nie nienawiść.
- Co to znowu wojna kogutów, panowie? –
rozległ się basowy rozbawiony głos, obok ochroniarza dyrektora kurortu
przepychał się wielki jak niedźwiedź, brodaty facet, Naruto rozpoznał w nim
wczoraj poznanego Joe. Obaj mężczyźni, którzy chwilę temu byli gotowi skoczyć
sobie do gardeł, spotulnieli na jego widok.
- Wszystko w porządku Joe – rzekł
Jiraya popijając kawę – Henry właśnie wychodził, chciał mi tylko życzyć miłego
dnia.
- Ah tak? – zdziwił się brodacz
spoglądając to na białowłosego to na purpurowego z gniewu dyrektora. Położył
swoją wielką łapę na ramieniu Jirayi – Wolałbym nie wsadzać cię do paki na 48
godzin stary za napaść, więc mam nadzieje, że sobie wszystko wyjaśniliście. No
wiecie ten incydent z samego rana. Nie mamy na zastępstwo zbyt wielu
przewodników, już wystarczy, że Marco złamał nogę, a słyszałem, że wziąłeś jego
grupę macie wypływać już jutro rano. Więc?
- Wszystko w porządku szeryfie. –
rzucił McFinn poprawiając krawat – Teraz przepraszam, ale muszę iść zająć się
swoimi gośćmi. Już dość czasu tu zmarnowałem. – po tych słowach odwrócił się na
pięcie i wyszedł. Gdy zniknął za drzwiami, a za nim jego milczący ochroniarz,
Jiraya wybuchnął śmiechem, a właściwie rżał jak koń łapiąc się przy tym za
brzuch.
- O ja cię.. Haha! Nie mogę..!
Widzieliście jego twarz? Jakby zeżarł kilo chilli. Ahaha! Aż mu się dymiło spod
tupeciku. – zaśmiewał się jak opętany
- Jira, Jira, naprawdę kiedyś się doigrasz.
– Joe kręcił głową z politowaniem – Mam już dość tych twoich teorii spiskowych
i wstawiania się za tobą.
- Zaczynasz mówić jak Mary. – burknął
Jiraya
- Po prostu postaraj się nie denerwować
go. W sumie dobrze, że masz ten spływ, przynajmniej odpoczniecie od siebie. No
nic, ja lecę, muszę omówić coś z Mary, jest na zapleczu?
- Tak panie Wood. – przytakną Kiba po
czym dodał uśmieszkiem – A co macie omawiać? Może w końcu datę ślubu?
- Kiba nie przeginaj. – brodacz wykonał
ruch jakby chciał uderzyć szczerzącego się Inuzukę, ale jego pięść ominęła nos
chłopaka o kilka centymetrów. Najwyraźniej to był ich stały zwyczaj, bo Kiba
nie przestawał się uśmiechać – Lepiej pilnuj Jirayi na tym spływie, żeby nie
doszło do jakiegoś skandalu. Ty też Młody – potarmosił włosy Naruto – Mam nadzieje, ze nie odziedziczyłeś, żadnych
zboczonych skłonności swojego wuja, bo inaczej wszystkie damy będą w
niebezpieczeństwie. – blondwłosy dałby wszystko, by uciszyć brodacza. Widział
to ukratkowe pytające spojrzenie dziewczyny, jeśli się jeszcze czegoś dowie o
Jirayi to jest na straconej pozycji.
- Joe przestań, straszysz panienkę
Hinatę. – zaoponował białowłosy zerkając nerwowo w stronę cicho siedzącej
dziewczyny – On tylko tak żartuje panienko – zaśmiał się nerwowo – Prawda Kiba?
- Co? Ał! Tak, tak, oczywiście, ze
żartuje. – przytaknął Młody Inuzuka z
grymasem bólu rozcierając sobie nogę, w którą kopnął go Jiraya.
- O-oczywiście. Przepraszam, ale muszę
już iść. Do widzenia.– powiedziała dziewczyna wstając – M-miło było cię poznać
Naruto. Do zobaczenia.
- To cześć. – odparł Naruto
odprowadzając dziewczynę wzrokiem. Te wakacje może jednak nie będą takie nudne
jak przypuszczał.
<Dwa dni później>
- Z życiem Namikaze! Co ty śniadania
nie jadłeś? – Naruto zazgrzytał zębami słysząc kolejny raz kpinę z ust Freda,
rosłego studenta. Blondyn zaczął mocniej przebierać podwójnym wiosłem
wprawiając kajak w niebezpieczne chybotanie.
- Uspokój się! W ten sposób wylądujemy
w wodzie! – warknął z tyłu na niego Kiba – Rób jak ci mówiłem. Zdecydowane
płynne ruchy, musimy złapać rytm. I raz, i dwa, i raz i dwa.
Naruto gotował się ze wstydu. Wychodzi
na totalnego łamagę. Jasny gwint! Nikt mu nie mówił, że to takie skomplikowane.
Jako, że nie miał żadnego doświadczenia umieścili go w podwójnym kajaku z Kibą,
mimo to wlekli się na końcu grupy. Większość z członków spływu miała już
większą wprawę i nadawała szybkie tępo, a jeszcze ten Fred, kapitan drużyny
futbolowej. Lepiej już być nie może. Naruto westchnął i skupił się na zgraniu
się z Kibą. Po chwili dogonili grupę.
- Jeszcze trochę, a zaczniemy się
cofać. – powiedział z przekąsem potężny chłopak w czapce bejsbolówce nasuniętej
na krótko ostrzyżoną głowę. Zatoczył kółko wokół ich kajaka kilkoma ruchami
umięśnionych ramion.
- Fred daj już mu spokój to jego
pierwszy raz na takim spływie. – bronił go Jiraya
- Pierwszy i chyba ostatni. Zero
jakiejkolwiek kondycji. Gdyby lepszą parę w rękach ode mnie miała mała panienka
to wolałbym zawrócić i się nie pokazywać ludziom na oczy. Ale na szczęście nie
jestem tobą, Patyczaku. – odparł z dumą prezentując swoje wielkie bary, na co
dziewczęta w sąsiednich kajakach nagrodziły chichotami, a Naruto płonął cały z
gniewu. Najbardziej bolało to, że mięśniak miał racje, nawet Hinata, która
wydawała się taka delikatna i wątła trzymała stałe tępo płynąc w parze ze swoim
kuzynem Neijim.
- Długo będziesz jeszcze tam się
zabawiał Fred? – krzyknęła blond-włosa kobieta, Angelika dziewczyna mięśniaka.
Chłopak posłał jeszcze kpiący uśmiech Naruto i odpłynął.
-Triceps, biceps, a we łbie kiełbie.
Nie przejmuj się tym pozerem, stary. Lubi wywyższać się i czuć władzę nad
innymi. – powiedział Kiba gdy Fred wysunął się znowu na czoło grupy. – Nie
idzie ci wcale tak źle.
- Ta, na pewno. – burknął Namikaze wbijając
wzrok w czubek kajaka i srebrzystą wodę rzeki przed nim. Nic nie poprawi mu
nastroju. Musi się skoncentrować i sprężyć siły by już nie pozostawać w tyle,
żeby ten mięśniak nie miał znowu pretekstu do kpin. Zacisnął dłonie na drążku
wiosła ignorując ból jaki tym sobie sprawił. – Możemy przyśpieszyć, Kiba.
- Nie musisz niczego udawadniać, stary.
– mruknął Inuzuka – Dorobisz się tylko większych zakwasów. Ja mogę wiosłować za
nas oboje.
- Jeszcze czego! Nie pozwolę żebyś
odwalał za mnie całą robotę. Nie jestem słabiakiem. – warknął rozeźlony Naruto
zerkając nienawistnie na potężne plecy studenta – Nie chce mu dawać więcej
satysfakcji. Dam sobie radę.
- Okey, jak chcesz. Tylko nie mów, że
cię nie ostrzegałem. – odparł pół-Indianin stosując się do prośby towarzysza.
Teraz zaczęli trzymać się mniej więcej środka grupy i Naruto nie zamierzał
pozwolić by to się zmieniło. Mimo, że mięśnie ramion i barków paliły go żywym
ogniem, a odciski na dłoniach piekły niemiłosiernie za każdym razem gdy
poruszał wiosłem. „Nie poddam się, nie poddam się” powtarzał sobie w myślach
jak mantrę za każdym ruchem rąk. W ten sposób minęła im reszta dnia, podróżnicy
zatrzymywali się niekiedy na krótkie postoje na środku rzeki pozwalając by prąd
swobodnie ich niósł, a oni mogli odetchnąć, napić się wody, przegryźć coś albo
podziwiać piękne widoki Parku Nahanni. Studenci takie momenty wykorzystywali do
kręcenia filmików i robienia zdjęć do jakiegoś projektu, chociaż wydawało się,
że więcej z tym zabawy niż poważnej pracy. Szczególnie gdy ochlapywali się
nawzajem wodą i rzucali sprośne żarty. Naruto starał się wykorzystywać te
przerwy, aby złapać jak najwięcej oddechu i nie dawać Fredowi i jego znajomym
pretekstu do kpin.
Grupa składała się z dwójki miejscowych
przewodników, to jest Jirayi i Kiby, piątki studentów – Freda Allena, Angeliny
Adams, Neijiego Hyuugi, Gerarda Scotta, Clary Waters, opiekunki ich projektu
Emily Press, około trzydziestoletniej brunetki, Hinata dołączyła na prośbę jej
kuzyna Neijiego i za pozwoleniem ojca jako, że nie była pełnoletnia i
pozostawała pod „opieką” starszego Huyuugi. Chłopak wywiązywał się ze swojego
zadania wyjątkowo poważnie strzegąc dziewczyny przed wszelkimi
niebezpieczeństwami, włączając w to płeć brzydką.
Naruto miał tego obraz gdy został
przyłapany przez Hyuugę jak przyglądał się Hinacie kiedy pakowali się do
kajaków. Zadrżał na samo wspomnienie głosu bruneta : „Jeśli dalej będziesz tak
się na nią gapił to możesz być pewien, że wylądujesz w wodzie i to z dodatkowym
obciążeniem”. Ech, zalotów mu się zachciało i teraz ma za swoje, w nogi mu
zimno od dna kajaka, od góry prażyło słońce, ręce mdlały mu od ciągłego
wiosłowania, a dłoni już prawie nie czół. Dołączył do grupy jako ostatni i czół
się trochę jak piąte koło u wozu ze swoim brakiem znajomości przyrody i słabą
kondycją, stał się obiektem drwin i żartów pozostałych podróżników. Nie tak
wyobrażał sobie swoje wakacje. Pod wieczór wędrówki dopłynęli do zakola rzeki
gdzie mieli rozbić obóz na noc. Naruto z radością stanął na twardym gruncie,
miał ochotę położyć się i już nie wstawać, ale powstrzymał się mimo zmęczenia,
Fred i jego banda byli tuż obok.
- Ach, idealna pogoda na biwak. –
westchnął Jiraya przeciągając się na brzegu – Cieszę się, że się zgodziłeś,
Naruto. – dodał kładąc mu dłoń na ramieniu, nie spuszczając przy tym wzroku z
dziewcząt wciągających kajaki na brzeg.
– Uwielbiam przebywać na łonie natury, jest tu tyle inspiracji do moich
książek.
- Jiraya, przestań się wreszcie ślinić
i zacznij rozbijać namioty! – rozległ się gniewny głos czarnowłosej kobiety,
taszczącej jakieś pakunki, białowłosy potulnie przydreptał do niej i zabrał
bagaże, ze słowami „Dla ciebie wszystko, panno Emily”. Naruto rozejrzał się
szybko i zaraz spostrzegł Hinatę starającą się wyciągnąć plecak z kajaka,
natychmiast zapomniał o wszelkim bólu i podszedł do dziewczyny przyklejając do
twarzy najbardziej uroczy i beztroski uśmiech na jaki go było stać.
- Może pomogę? – nie czekając na
odpowiedź złapał jedną z szelek żółtego plecaka, dłoń zapłonęła mu ogniem, ale
nie dał tego po sobie poznać i wyciągnął pakunek od razu kładąc go na ziemie u
stóp dziewczyny. – Ale ciężki, coś ty tam napakowała? – starał się zamaskować
ból beztroską gadką. Podniósł wzrok na twarz Hinaty mając nadzieje, że nic nie
zauważyła. Z wyraźnym niepokojem wpatrywała się w swój plecak.
- Gdzie ci go zanieść? – spytał
pochylając się, z trudem, z powrotem po bagaż, lecz drobna dłoń go
powstrzymała.
- Ty krwawisz.. – usłyszał cichy szept
ciemnowłosej, która delikatnie odwróciła dłoń Namikaze ukazując jej wnętrze
pokryte wielkimi pęcherzami. Kilka z nich popękało odkrywając delikatną część
skóry, która powoli zabarwiała się na rubinowo. – T-trzeba to zdezynfekować i
opatrzyć, bo jeszcze wda ci się zakażenie.
- A tam to nic takiego. Wcale nie boli.
– mruknął Naruto do ciągle wpatrującej się w jego dłonie dziewczyny, chciał się
odsunąć, ale wtedy Hinata z niespodziewaną zwinnością i stanowczością złapała
jego drugą rękę. Syknął z bólu mimowolnie, czerwieniąc się ze wstydu.
- Hej, co się tu dzieje? Hinata chodź
już. – przy nich pojawił się Neiji z zamiarem odegnania natrętnego blondyna od
swojej kuzynki, jednak zrezygnował widząc jego dłonie. Naruto szybko wyrwał się
młodej Hyuudze i schwał ręce za siebie.
- Mówiłem, że tak będzie? – rozległ się
pełen dezaprobaty głos Kiby, był tuż za nim i dokładnie wszystko widział – No
ładnie się załatwiłeś. Czemu mi nie powiedziałeś głąbie?
- Stul pysk. – warknął blondyn. Wtedy
pojawiła się Hinata z podręczną apteczką. – Nic mi nie jest przemyje sobie w
wodzie i mi przejdzie. – zaczął oponować
gdy ją zobaczył. Wtedy Neiji zacisnął mu dłoń na ramieniu powodując kolejne
fale bólu i podprowadził do linii lasu. Hyuuga był wyższy od Naruto o prawie
pół głowy, więc już się nie sprzeciwiał. Posadził go na powalonym pniu drzewa i
przykazał:
- Skoro Hinata chce ci pomóc radzę to
przyjąć i to bez zbędnego gadania. – po czym oddalił się do pozostałych
obozowiczów dając wolną rękę kuzynce, która lekko zarumieniona usiadała obok poszkodowanego
i zaczęła wyjmować potrzebne przybory. Kiba stał obok z założonymi rękami i
dalej nagadywał na blondyna
- Z takimi łapami to daleko nie
zapłyniemy. Świetnie, będę teraz musiał harować za nas dwoje. Zachciało ci się
ścigać z trzy razy większym mięśniakiem. Gdzie ty mózg miałeś, że mi nie
powiedziałeś o tych odciskach?
- Kiba, błagam cię stul ten pysk i
zostaw mnie w spokoju. Ględzisz gorzej niż moja mama. – warknął rozeźlony
poszkodowany, Inuzuka rzucił mu jeszcze urażone spojrzenie i odszedł mrucząc
pod nosem coś o rozłożeniu namiotu. Zostali sami, Naruto i Hinata. Teraz
chłopak zdał sobie sprawę, że poniekąd osiągnął swój cel, mógł rozkoszować się
towarzystwem szarookiej piękności.
- Pokaż proszę ręce. – szepnęła cicho
dziewczyna, Namikaze wykonał polecenie, wpatrując się w jej idealnie gładką
twarz z lekka zarumienioną. Była tak urocza.. – Trochę zapiecze.
Spryskała czymś jego dłonie. Naruto
pomyślał, że mu zaraz odpadną gdy płyn wszedł w reakcje z jego skórą, wydał z
siebie zduszony jęk, który zaraz stłumił, choć ból był nie do opisania.
- Przepraszam. – pisnęła wystraszona
dziewczyna widząc jakie cierpienie mu sprawiła.
- Już, już.. Ok. – powiedział i
ponownie wyciągając ku niej dłonie
- Zaraz będzie ci lepiej. – rzekła
wyciągając jakiś pojemniczek z maścią – Czemu nie założyłeś rękawiczek
ochronnych?
- Nie było rozmiaru. – burknął, na co
ciemnowłosa zachichotała cicho
- Wybacz, ale zawsze masz na wszystko
wytłumaczenie? – spytała podnosząc wzrok na blondyna
- Staram się. Co złego to nie ja. –
odparł uśmiechając się do szarookiej. Ich spojrzenia spotkały się. Naruto
poczuł przyjemne ciepło rozlewające się po całym jego ciele, także przez Hinate
przebiegł ledwo dostrzegalny dreszcz. Byli tak blisko siebie. Jeszcze chwila, a
zetkną się czołami, lecz dziewczyna nagle spuściła oczy z powrotem na dłonie
blondyna pokryta szkarłatnym rumieńcem. Zaczęła wcierać w nie gęstą maść. Z
każdym ruchem jej delikatnych palców Naruto czuł niewyobrażalną ulgę.
- Jak dobrze. – mruknął mimowolnie, na
co Hinata uśmiechnęła się z zadowoleniem co nie uszło uwadze chłopaka.
- To specjalna maść receptury jeszcze
mojej prababci, jest idealna na wszelkie rany. – powiedziała kończąc smarować
drugą rękę chłopaka i chcąc schować specyfik, ale Naruto przytrzymał jej dłoń.
- To twoje ręce mają uzdrowicielską
moc. Są wspaniałe. – rzekł sam nie wiedząc dlaczego, gdy doszło do niego co
powiedział poczuł się zakłopotany. Hinata patrzyła na niego speszona i
zarumieniona. – Wybacz, ja.. sam nie wiem co mnie..
- Nie, nie, to było miłe.. Dziękuje.
Nikt jeszcze powiedział mi czegoś takiego. Już kończę, trzeba tylko
zabandażować. – zmieniła szybko temat i zajęła się owijaniem dłoni blondyna
białym materiałem.
- P-podoba ci się Park Nahanni? –
spytała po chwili milczenia Hinata
- Czy ja wiem? Nie zastanawiałem się
nad tym jakoś. – odparł wzruszając ramionami
- Dla mnie to najpiękniejsze miejsce na
ziemi. – powiedziała ciemnowłosa spoglądając na przeciwległy brzeg rzeki, z
wyrastającymi ciemnymi górami pokrytymi gęstym lasem, ostro odcinającymi się na
tle złocistego nieba. Wyglądały jak zgarbieni podróżni okryci zielonymi
płaszczami. – Kiedyś często przyjeżdżałam tu z rodzicami i siostrą na kajaki. –
kontynuowała cicho powracając do opatrywania Naruto – Pamiętam dobrze ten
szlak, rozbiliśmy obóz w tym samym miejscu co my teraz. Było naprawdę
wspaniale. Nic się nie zmieniło, mimo upływu lat. – zamilkła i nagle
posmutniała zatopiona we wspomnieniach
- Co się stało, że już tu nie przyjeżdżacie?
– spytał zaintrygowany Namikaze, gołym okiem widział, że to miejsce było dla
niej ważne.
- Pięć lat temu moja mama umarła. Miała
raka. – powiedziała cicho ze smutkiem – Tata poświęcił się pracy i przestaliśmy
jeździć na wspólne wakacje.
- Och, musiało ci być ciężko. – rzekł
zatroskany blondyn – Przepraszam Hinata, nie powinienem być taki ciekawski.
- Nie, nic się nie stało. Pogodziłam
się z tym. – pokręciła głową – Ale bardzo chciałam tu przyjechać, nawet sama.
Ledwo udało mi się namówić tatę, by mnie puścił na ten wyjazd z Neijim – uśmiechnęła się lekko – Zrobił się bardzo
nadopiekuńczy.
Zamilkła wpatrując się w spokojnie
płynącą rzekę. Skończyła opatrywać ręce Naruto, chłopak nie był pewien co
robić, nie chciał przerywać tej błogiej chwili, wolałby zostać tutaj z Hinatą
na tym powalonym pniu. Zaczął się powoli zbliżać do niej aby ją objąć i już nie
wypuścić. Wtedy niespodziewanie ciemnowłosa wstała i zaczęła iść w stronę lasu.
- Hi-hinata? Gdzie ty idziesz? –
zdziwił się chłopak szybko podbiegł do oddalającej się dziewczyny – Nie
powinniśmy się oddalać.
- Chcę coś sprawdzić. N-nie musisz ze
mną iść. – odparła cicho jąkając się gdy zobaczyła blondyna koło siebie.
- Chyba żartujesz, że puszczę się samą
w jakiś dziki las. – powiedział energicznie, Hinata uśmiechnęła się
nieznacznie. Szli przed siebie, teren podnosił się i robił coraz bardziej
górzysty, przez wysokie rozłożyste korony drzew gdzieniegdzie przebijały się
promienie światła tworząc złociste smugi wśród konarów.
- Ładnie tu w sumie. Dobre miejsce na
randkę. Wujaszek miał racje, a myślałem, że dostrzega tylko kobiece biusty. –
przyznał w myślach Naruto rozglądając się z zaciekawieniem po otoczeniu –Wiesz
Hinata muszę cię ostrzec przed Jirayą, bo często lubi podglądać kobiety, ale
nie masz się co martwić jest nieszkodliwy tylko trochę zboczony. Po prostu
wystawiajcie kogoś na czatach. Pamiętam jak raz.. Hinata? – zajęty rozglądaniem
się naokoło stracił dziewczynę z oczu. – Co jest? Przecież była tu jeszcze
przed chwilą! Hinata! – w panice wodził oczami naokoło czy wśród konarów drzew
nie widać jej postaci. Nawoływał ją co chwila, lecz odpowiadało mu tylko echo.
- Jasna cholera! Żeby zgubić dziewczynę
na pierwszej randce to trzeba być mną. – warknął łapiąc się za głowę. Co teraz?
Może powinien wrócić do obozu zawiadomić resztę? Tak, chyba będzie najlepiej.
Tylko, z której strony przyszli? Drzewa wyglądają tu identycznie. Ale z niego
głupek. Przeczesał dłonią włosy zastanawiając się co robić. Spokojnie. Bez
paniki. Musi najpierw rozeznać się gdzie jest obóz, a najlepiej to zrobi
patrząc z pewnej wysokości, więc musi wspiąć się na to wzgórze. Zadowolony ze
swojej dedukcji ponowił wędrówkę w górę lekko pochyłego zbocza. Las rzedł i
robiło się coraz jaśniej, a podłoże było coraz bardziej kamieniste. Po kilku
minutowym marszu, Naruto w końcu znalazł się na otwartej przestrzeni na
szczycie wzniesienia. „Zaiste okolica była malownicza” sam nie wiedział skąd
przyszedł mu do głowy ten cytat, skoro większość lekcji literatury przesypiał,
ale pasował tutaj jak ulał. Z tego wzniesienia miał idealny widok na rzekę,
którą płynął, lśniącą teraz szkarłatem i złotem od promieni zachodzącego
słońca. Przebijało się między dwoma zalesionymi szczytami na przeciwnym brzegu
przypominające pochylone ku sobie twarze, a między nimi purpurowa kula światła.
Nie mógł wyjść z podziwu. Naruto nigdy
nie sądził, że zobaczy coś tak pięknego. Wtedy na brzegu skalistej skarpy
ujrzał ciemno zarysowaną na tle nieba postać.
- Hinata. Czemu tak zniknęłaś? –
blondyn zaraz znalazł się przy ciemnowłosej, z wyraźną ulgą upewniając się, że
to ona.
- Ja przepraszam. – spuściła oczy zakłopotana – Nie sądziłam,
że sprawię ci kłopot.
- Już w porządku, nie ważne. – obdarzył
ją szerokim uśmiechem – Cieszę się, że jesteś cała. Martwiłem się.
- O mnie? M-martwiłeś się o mnie? –
zdziwiła się szarooka
- Oczywiście. Tak nagle zniknęłaś. Co w
tym dziwnego? – odparł wzruszając ramionami, chcąc jakoś zamaskować
zakłopotanie zaczął patrzeć przed siebie na zachodzące słońce
- Nie, nic. To było miłe. To miejsce byłam
tu razem z mamą. Jest tak piękne jak zapamiętałam. – powiedziała cichutko tak,
że ledwo ją usłyszał. Zapadło milczenie. Oboje chłonęli widok przed sobą,
zastanawiając się co dalej. Trwali tak dłuższą chwilę.
- Bardzo tu pięknie, ale chyba
powinniśmy wracać. – odezwał się w końcu chłopak – Będą się o nas martwić.
- Tak masz racje. – przytaknęła mu
ciemnowłosa z pewnym wahaniem odwróciła się i zaczęła schodzić za chłopakiem
- Daj rękę, Hinata. Tu jest dość
stromo. – rzekł podając jej zabandażowaną dłoń
- Ale..
- Nie martw się. Już nie boli.
Zdziałałaś cuda. – mimo to szarooka była
niepewna widząc to blondyn wpadł na inny pomysł – To może posłużę pani
ramieniem? – powiedział prostując plecy i zginając rękę w łokciu, przybierając
przy tym dumny wyraz twarzy. Dziewczyna uśmiechnęła się z rozbawieniem po
krótkim wahaniu skorzystała z propozycji blondyna. Razem szli w stronę obozu.
Chłopak nie posiadał się ze szczęścia szczególnie kiedy Hinata ufnie oparła
swoją głowę o jego ramię i powiedziała cicho:
– Wiesz Naruto. Cieszę się, że tu
przyjechałam. Że, mogę być tutaj z tobą.
- Ja też, Hinata. Ja też. – odparł
rozanielony. Jednak się mylił. Te wakacje zapowiadają się cudownie.