Szablon wykonała Zochan dla Ministerstwo Szablonów

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Rozdział XXI Problemy rodzinne





[Cześć wszystkim i na wstępie bardzo, bardzo przepraszam za ten poślizg czasowy, ale nie udało mi się napisać rozdziału w terminie i miałam totalnie zakręcony tydzień ;) Zawsze było coś do zrobienia i nie miałam na nic czasu, ale w końcu się udało i rozdzialik jest :) Nawet dłuższy niż zazwyczaj :P Mam nadzieję, że będzie się podobać. Uprzedzam też, że kolejny też nie będzie raczej w terminie, bo będę pisała pracę na konkurs do końca sierpnia. Od razu przepraszam, ale zapewniam, że wszystko nadrobię :) Zaległe opowiadania również ;)
Życzę więc miłej lekturki :)]




- Na Wolę Ognia co za irytująca smarkula! – mruknęła pod nosem Tsunade idąc korytarzem w stronę swojego gabinetu – Coraz gorsza ta młodzież. To nie ma moje nerwy. Chyba pora na emeryturę.
- Pani Tsunade! Proszę zaczekać! – rozległ się głos za jej plecami. Kobieta przystanęła niechętnie i odwróciła się. Jęknęła głucho, gdy ujrzała zdyszaną postać, w czerwonej szacie kapłańskiej, przystającą tuż przy niej. Jeszcze prawiącego morale duchownego jej tu potrzeba. Czy wszyscy zmówili się aby zatruć jej ten dzień?
- Szanowna Tsunade, nareszcie panią znalazłem. – wysapał przystając przy kobiecie – Chodzi o Jego Eminencje, po tamtym zdarzeniu doznał zawału..
- Co z nim? – spytała szybko od razu zmieniając podejście do kapłana. Czyżby staruch się przekręcił wreszcie? Pomyślała z nadzieją. Może ten dzień nie będzie taki zły.
- Lekarz mówi, że wszystko będzie w porządku. – Tsunade ledwo udało ukryć zawód na te słowa – Wygląda na to, że nie pamięta tamtego zdarzenia.. i Emm.. Byłbym wdzięczny Szanowna Tsunade, byśmy postarali się, żeby tak zostało, dla dobra zdrowia Jego Eminencji. Lepiej chyba by się pani z nim nie spotykała na czas pobytu w szpitalu, podobnie tamtego chłopca..
- Dobrze załatwię to. – ucięła mu kobieta przez chwilę rozważała szanse na to, że po spotkaniu z nią arcykapłan kopnie w końcu w kalendarz, ale zaraz odrzuciła od siebie te nikczemne myśli. Jeśli dziadek nic nie pamięta tym lepiej. Uśmiechnęła się sztucznie do kapłana – Dopilnuję aby Jego Eminencja otrzymał fachową opiekę.
- Bardzo dziękuje, szanowna Tsunade. – rozpromienił się Nobou, kłaniając się z wdzięcznością, jakby nie dostrzegał niemiłego grymasu na twarzy kobiety – Wrócę teraz do Jego Eminencji. Tylko.. Ekhym nie wiem gdzie jest jego sala. – przyznał zakłopotany, blondynka zachichotała w duchu.
- Ayako! – krzyknęła na jedną z pielęgniarek kręcących się obok, kobieta aż podskoczyła na głos przełożonej – Pomożesz kapłanowi Nobou dostać się do Sali gdzie leży arcykapłan Tetsuya Harusia.
- O-oczywiście pani Tsunade. – przytaknęła żwawo młoda kobieta i poprowadziła kapłana w głąb korytarza.
- Nareszcie trochę spokoju. – westchnęła była Hokage z wyraźną ulgą. Teraz musi wydostać się stąd  do domu i tam uraczyć się jej ulubioną sake. W końcu jest już po 14, swój dyżur może uznać za skończony, ponadto po tym co dzisiaj przechodziła należy jej się porządny relaks.
-…nigdy się tak nie zachowywała.. chlip Czemu ona to powiedziała? Sądziłam, że wszystko w porządku.. Chlip.. Nie rozumiem.. – Tsunade zatrzymała się w połowie kroku  zaintrygowana gdy usłyszała płaczliwy głos przerywany szlochem, dochodzący z jednego z bocznych korytarzy. Kobieta zajrzała tam i zobaczyła burzę różowych włosów wtuloną w tors Asagiego. Młody Sarutobi nieustannie gładził swoją dziewczynę po plecach starając się ją uspokoić, jednak Sayame dalej roniła łzy.
-Co tu się dzieje? – spytała Senju podchodząc do tej dwójki. Różowo-włosa zwróciła na nią zaczerwienione oczy, ale nie była w stanie nic odpowiedzieć  szlochając spazmatycznie.
-To pani Sakura.. Ona.. ona.. – próbował wyjaśnić Asagi niepewnie przyglądając się to Tsunade to różowo-włosej
-Co z nią? – zaniepokoiła się Tsunade, dała Haruno wolne od obowiązków szpitalnych, bo po otrzymaniu wiadomości o Sasuke była zupełnej rozsypce i kazała jej wrócić do domu ochłonąć, miała do niej pójść wieczorem zobaczyć jak się trzyma.
-Moja matka się upiła! – wyrzuciła z siebie Sayame, wywołując szok u blondynki. Dziewczyna otarła dłonią zaczerwieniony nos, starając się zapanować nad szlochem i ze złością kontynuowała – Siedzi tam.. beczy i chleje.. I to nad tym durnym, starym, zdjęciem swojej drużyny! … Gada coś od rzeczy, że on żyje.. A gdy pytałam się co się stało to wiecie co mi powiedziała? Wiecie?! Że gdyby wiedziała to bym nigdy się nie urodziła! – znowu zaniosła się płaczem, a Asagi przytulił ją mocniej i kołysał jak małe dziecko
-Ciiii, na pewno nie to miała na myśli. Nie wiedziała co mówi.. – wstrząśnięty chłopak starał się ją pocieszyć
-J-jest t-taka od-kąd wróciła od Ho-hokage.. – mówiła przerywając co chwila, spojrzała na Tsunade – C-co taa-m się s-stał-łoo? Ni-ic nie ro-ozumiem..
Schowała twarz w kamizelce młodego Sarutobiego już całkiem mokrej od jej łez. Była Hokage nie mogła uwierzyć w to co słyszy, żeby Sakura doprowadziła się do takiego stanu? Usłyszała za sobą przyciszone szepty i gdy odwróciła się zobaczyła dwie pielęgniarki przyglądające się z zainteresowaniem tej scenie.
-Asagi lepiej zabierz ją stąd. To nie jest dobre miejsce. – rzekła szybko, ściszonym głosem
-A-ale co z moją matką? – zaprotestowała Sayame gdy chłopak pociągnął ją delikatnie do wyjścia
-Zajmę się tym. Nie musisz się martwić.
Dziewczyna zwiesiła smętnie głowę i dała się poprowadzić Asagiemu, który otaczał ją ramieniem. Już nic ją nie obchodziło.
-Sami! – warknęła władczo w stronę jednej z pielęgniarek, która podeszła do niej z lekkim strachem w oczach – Znajdź Hinate Uzumaki i Ino Yamankę i przekaż im żeby poszły niezwłocznie do Sakury Haruno. Słyszysz? NIEZWŁOCZNIE.
Młoda pielęgniarka przytaknęła skwapliwie i szybko pobiegła wykonać polecenie. Gdy zniknęła blondynka westchnęła ciężko. No to nici z odpoczynku, musi pójść potrząsnąć swoją uczennicą. Zerknęła za oddalającą się parą. Oni też powinni wiedzieć kogo uratowali, ale co z tego wyniknie? Musi porozmawiać z Naruto, ale najpierw Sakura.

Po 10 minutach była już na miejscu. Niewielkie mieszkanie Sakury mieściło się w jednej z kamienic odbudowanych po ataku Peina 20 lat temu. Było w nim zawsze jasno i przytulnie, ale nie dzisiaj. Różowo-włosa pozasłaniała okna zasłonkami i żaluzjami, dlatego panował półmrok we wszystkich pokojach, które przemierzała Tasunade kierując odgłosami stukającego o siebie szkła i przytłumionym zawodzeniem. Weszła do kuchni, zwykle pachnącej miętowo-cytrynowym płynem do czyszczenia, teraz w powietrzu unosił się ciężki, stanowczo zbyt intensywny zapach alkoholu. Stół, na co dzień lśniący wypolerowanym drewnem i ozdobiony jedynie kolorowymi podkładkami, obecnie zastawiony był czterema butelkami o różnym kształcie i wielkości. Dwa wina, koniak, sake, wszystkie były puste, policzyła w myślach Tsunade, Sakura najwyraźniej wyciągnęła cały swój domowy alkohol. Usłyszała głośne czknięcie i sponad szklanych szyjek uniosła się różowa czupryna i mętne przekrwione oczy. Blondynka obeszła stół i stanęła nad Haruno z założonymi rękoma. Jej uczennica rzuciła jej nieprzytomne spojrzenie kiwając się na krześle. Jak gdyby nic zaczęła nalewać w szklankę przeźroczysty trunek ledwo trzymając w dłoniach butelkę i wylewając większość na podłogę.
- Poo-możesz mi? Mi-hik-mistrzyni? – spytała czkając, cała się trzęsła choć w pomieszczeniu panował nieprzyjemny zaduch. Tsunade widziała jak z jej palców wyślizguje się butelka. Kobieta złapała ją zanim padła na podłogę i przy okazji wyrwała Haruno szklankę z dłoni. Sakura schowała twarz w dłoniach i zaczęła szlochać.
- To nie fair… Czemu teraz ..? Mam dosyć… - uniosła się i wyciągnęła rękę po jedną z butelek na stole sprawdzając czy coś jeszcze w nich zostało. Jednak jakaś inna dłoń zacisnęła się na jej nadgarstku.
-  Wystarczy Sakura. – powiedziała stanowczo Tsunade, na kobiecie przez chwilę zatrzymały się przekrwione, spuchnięte oczy, odbijało się w nich niezrozumienie i irytacja.
- Bo co? Zabronisz mi? Dorosła jestem żadna stara baba nie będzie mi rozkazywać! –powiedziała niewyraźnie zacinając się co chwila. – Ty nie dowiedziałaś się wczoraj, że twój ukochany nie zginął śmiercią chwalebną, a  uciekł znalazł sobie dziunię, zrobił dzieci, żył sobie jak król, kiedy ty nie wiedziałaś co zrobić ze swoim życiem! – warknęła na koniec wstając by sięgnąć za Tsunade po butelkę, zostawioną na blacie, w której było jeszcze trochę alkoholu. Jednak nie utrzymała się na nogach i byłaby runęła na ziemie gdyby nie pomoc Tsunade.
- Co się stało?! – w drzwiach stała zaaferowana Ino, a za nią równie zaniepokojona Hinata. Obie znieruchomiały na widok chwiejącej się na nogach i mamroczącej pod nosem przyjaciółki. Tsunade trzymała ją w ramionach, a twarz różowowłosej oparta była na jej ramieniu. Gdy usłyszała hałas przy drzwiach uniosła głowę i uśmiechnęła się.
- Ino! Dobrze, że jesteś! Hik! Oblewam wielki powrót zza grobu naszego kochanego Sasuke! Przyłączysz się?! Wypijmy za zdrowie tego.. tego.. uch! – na twarzy pojawił się zielonkawy odcień. Ino nie czekając na wyjaśnienia podbiegła do Haruno i pomogła Tsunade zaciągnąć ją szybko do łazienki, skąd zaraz dobiegł odgłos zwracania treści żołądka i przerywane przekleństwa. Hinata, która została w kuchni rozejrzała się po pomieszczeniu z przygnębieniem. Wiedziała o wszystkim od Naruto, słyszała, że Sakura bardzo przeżywa wiadomość o Sasuke, ale nie sądziła, że doprowadziła się do takiego stanu. Westchnęła i zaczęła sprzątać butelki ze stołu. Wygląda na to,  że będzie musiała zostać i jakoś wesprzeć przyjaciółkę. Martwiła ją jeszcze inna sprawa.
- Trzeba przyszykować jej łóżko i jakieś czyste ubrania. – oznajmiła Tsunade wchodząc do kuchni. Usiadła przy stole ze zmęczonym wyrazem twarzy. – Biedna dziewczyna. – westchnęła cicho bardziej do siebie. – Nie sądziłam, że wciąż tak bardzo go kocha.
- Takie uczucie nigdy nie wygasa. – powiedziała Hinata wycierając wylany alkohol z podłogi – Widziałam Sayame.. – zaczęła niepewnie – Wyglądała na załamaną.
- Tak wiem. To od niej się dowiedziałam co się dzieje z Sakurą. Asagi się nią zaopiekuje. Nie musisz się martwić. – odparła Tsunade patrząc w jeden punkt na ścianie niewidzącym wzrokiem.
- Ma szczęcie, że na niego trafiła. – uśmiechnęła się Hinata, na podłodze ujrzała odłamki szkła, a obok to co zostało z ramki na zdjęcie. Ostrożnie by się nie pokaleczyć wyciągnęła spod szkła fotografię. Znała ją bardzo dobrze, w ich domu zajmowała honorowe miejsce, była ważna dla Naruto. W końcu był tam on i jego przyjaciele. Drużyna 7. Sensei Kakashi, naburmuszeni chłopcy i rozradowana Sakura. To było tak dawno, wszystko się zmieniło. Położyła zdjęcie na  stole koło Tsunade, która również na nie zerknęła.
- Dobrze, że córka nie popełnia błędów matki. – westchnęła była Hokage – „Zakochała się w kimś kto odwzajemnia jej uczucia.” – dodała w myślach
- Czy Sakura powiedziała jej? – spytała granatowłosa
- Nie sądzę, żeby zrozumiała cokolwiek z jej bełkotu. Ale będzie trzeba jej wszystko wyjaśnić i drużynie, która ich przyprowadziła też. – odparła  Tsunade
- Hanabi chyba czegoś się domyśla. Ale nie daje po sobie poznać. – uśmiechnęła się Hinata
- Porozmawiam z Naruto aby wtajemniczył jeszcze kilka osób. W tym z waszego rocznika, powinni wiedzieć. – blondynka podniosła się z krzesła i ruszyła do wyjścia, w połowie drogi odwróciła się przez ramie. – Poradzicie sobie?
- Oczywiście, Tsunade-sama. Nie musisz się martwić. – uśmiechnęła się krzepiąco, starsza kobieta kiwnęła głową i udała się w stronę budynku administracyjnego Konohy.

<Trzy dni później>
Przy stole w przestronnej kuchni siedział czarnowłosy chłopiec i pałaszował kanapki z taką szybkością  jakby był na wyścigach w jedzeniu na czas.
- Zwolnij Sucharku, bo jeszcze się udławisz. – powiedział ze śmiechem Seiran siedzący naprzeciwko i przykładający do opuchniętego policzka woreczek z lodem. Mimo upływu czasu, ślad po ciosie Tsunade nadal bolał niemiłosiernie, a opuchlizna trzymała się jakby miała tak zostać na zawsze. - Co ja powiem mamie jeśli zginiesz w taki sposób..?
- Uche he esyc o akea-mi.  – chłopiec wymruczał coś z pełnymi ustami, z których niemal wychodziło jedzenie.
- Hmm? Co mówiłeś? Spokojnie przeżuj wszystko, połknij, popij i mi powiedz. Nie radze zaczynać od końca. – Seiran z dezaprobatą kręcił głową gdy chłopiec nie wiele sobie robił ze słów brata – Ciekawe co by powiedział tata widząc takie zachowanie.. – zamyślił się młody człowiek, na to Rikuo zaczerwienił się i zaprzestał prób pochłonięcia całego talerza kanapek na raz.
- Muszę się śpieszyć do Akademii. – bąknął w końcu zaczerwieniony – Zaczynam pierwszy dzień i nie chcę się spóźnić.
- A która jest teraz godzina na zegarze? – spytał Seiran
- 7:05 – odarł chłopiec skonsternowany
- O której zaczynają się lekcje?
- O ósmej.
- Ile zajmuje dojście stąd do Akademi?
- 10 minut. – chrząknięcie Seirana – Dobra, niecałe 6.
- Kto ma tu przyjść o 7:30?
- Pani Hinata, razem z Mikomi, Sayuri i Suzaku. – odparł nieco niechętnie, przeczuwając do czego dąży jego brat
- Po co tu przyjdą?
- Żebyśmy razem mogli pójść do Akademi.
- Czy twój pośpiech jest konieczny?
- Nie.
- Czy jest sens narażać się na zadławienie śniadaniem w takim ważnym dniu?
- Nie.
- Co teraz zrobisz?
- Spokojnie dokończę jedzenie.
- Cieszę się, że doszliśmy do porozumienia. – uśmiechnął się Seiran i wstał od stołu – Teraz mogę spokojnie ciebie zostawić i zobaczyć co u twojej siostry, nie obawiając się, że jak wrócimy będziemy musieli przeprowadzać resuscytacje. – zakomunikował i potarmosił włosy przechodząc obok niego. Rikuo obdarzył go gniewnym spojrzeniem, dopiero co się uczesał!
Nie zważając na to niewidomy młodzieniec ruszył na górne piętro domu, a właściwie rezydencji, którą Hokage przydzielił. Był to okazały dwupiętrowy, drewniany dom zaprojektowany w starym stylu z czterema sypialniami, salonem, piwnicą, salą do ćwiczeń w środku i na zewnątrz, dwoma łazienkami, pięknym ogrodem i tarasem. Naruto pozwolił sobie wyposażyć dom we wszystkie potrzebne sprzęty, tak by nowym mieszkańcom Konohy niczego nie brakowało. Seiran wszedł po schodach i zapukał w pierwsze drzwi po lewej. Ups! Trafił na ścianę. Drzwi zaczynają się metr dalej, tak to jest w nowym miejscu, jeszcze nie zapamiętał dokładnie rozmieszczenia pomieszczeń, szczególnie tych na piętrze i jest wcześnie rano. O tej porze ciężko mu się cokolwiek kojarzy. Przesunął się o krok i ponowił próbę. Tym razem się udało. Usłyszał zza drzwi głos Izumi.
- Proszę wejść. – młodzieniec uchylił drzwi i wsadził głowę w szparę
- Nie przeszkadzam? Nie jesteś w samej bieliźnie?
- Seiran! – podniosła głos zażenowana brązowowłosa
- Chociaż przecież i tak nic nie widzę, więc po co się pytam..? – zamyślił się wchodząc do pokoju, zaraz wyczuł stopą jakieś papiery na podłodze. Zmarszczył brwi zaintrygowany.  – A co to?
- A to.. Zaraz posprzątam. – Izumi pośpiesznie zaczęła zbierać papiery i zwoje z podłogi.
- Szukałaś czegoś?
- No, tak.. Bo.. A nie ważne. – odparła chowając wszystko na półki, były to dokumenty przywiezione z domu, w zapieczętowanym zwoju, w dość dużej liczbie.
- Izumi, co się dzieje? – spytał Seiran wyczuwając zakłopotanie i niepewność siostry
- Nic. Tylko chciałabym żeby rodzice już tu byli. – odparła w końcu łamiąc sobie palce, jej brat milczał czekając aż powie więcej – Tęsknie za nimi i chciałam się spróbować z nimi skontaktować za pomocą Zwoju Łączności, ale nigdzie go nie mogę znaleźć. Wiem, że mieliśmy go używać tylko w ostateczności, jednak chciałam usłyszeć ich głosy i zobaczyć twarze.. – zamilkła spoglądając na Seirana niepewnie.
- Hmm. To ten taki ciężki. Z żelaznymi uchwytami w kształcie głów tygrysów? – spytał, a Izumi potwierdziła – A jesteś pewna, że dziadek go pakował?
- Tak z całą pewnością. Byłam przy tym.
- To nie wiem. Może wypadł gdzieś w czasie walki, albo zapodział się gdzieś między innymi. – wzruszył ramionami
- Przeglądam zwoje, które zabraliśmy, już drugi raz i nie ma. – powiedziała z zawodem
- Bo może za mocno chcesz go znaleźć. – odparł tryumfalnie na to Seiran – Wiesz jak to czasem jest ze zgubionymi przedmiotami.- Kiedy ich uporczywie szukasz, bo ci bardzo potrzebne, nie znajdujesz ich, dopiero kiedy szukasz czegoś innego lub nie są potrzebne, same wpadają w ręce. – uśmiechnął się do czarnookiej – Więc nie ma co się zamartwiać i zejdź lepiej coś jeszcze przekąsić przed pierwszym dniem w Akademii.
- Chyba masz racje, Seiran - dziewczynka  kiwnęła głową i ruszyli razem na dół, jednak u podnóża schodów zielonowłosy skręcił w przeciwną stronę niż do kuchni – A ty nie idziesz?
- Za chwilkę do was dołączę. No wiesz, potrzeba filozoficzna, a nie wróć fizjonomiczna wzywa. – odparł wywołując uśmiech u siostry
- Dobra rozumiem. Więcej nie musisz mówić. Idę do Rikuo. – powiedziała Izumi. Seiran poczekał aż dotrze do kuchni, gdzie słyszał jak zaczęła rozmowę z młodszym bratem. Jednak zamiast do łazienki wszedł do swojego pokoju w głębi korytarza. Jego rodzeństwo miało pokoje na piętrze, on nie czuł się najlepiej na wysokościach, wolał być bliżej ziemi. Zamknął szczelnie drzwi upewniając się czy Rikuo albo Izumi nie idą i podszedł blisko przeciwnej ściany do okna wychodzącego na ogród. Tam znajdował się niewielki stolik, na którym stał wazon ze świeżymi kwiatami. Ukląkł i zaczął ręką gładzić drewnianą podłogę, w końcu delikatnie podniósł obluzowaną deskę i używając swoich zdolności kontroli nad ziemią rozsunął znajdujący się poniżej fundament tworząc niewielką skrytkę. Podszedł do swojego łóżka skąd spod poduszki wyciągnął zwój. Delikatnie badał palcami jego powierzchnie, od jednej rączki ozdobionej głową tygrysa o rozwartej paszczy, przez gładki wierzchni pergamin, po bliźniaczą kocią głowę. Westchnął bijąc się z myślami.
Gdy zakończyli walkę z Ezawem, dziadek zaniepokojony jego słowami starał się połączyć za pomocą tego zwoju z ich wioską, ale nie uzyskał odpowiedzi. Prawdopodobnie Łowca mówił prawdę, ktoś zaatakował wyspę Selene i zabił wszystkich. Mamę, tatę jego drogiego wujaszka. Ścisnął mocniej zwój, gdy przez ciało przebiegł dreszcz strachu i rozpaczy. Już ich więcej nie zobaczy. Nie, nie może tak myśleć! Przecież to niemożliwe. Nikt nie dotarł by na wyspę bez pomocy kapłanów, lub licząc na zwykły przypadek, pojedyncze wyjątki. Jak jego i Sasuke. Demony nie mogły tam stanąć, przecież to święte miejsce. Poza tym kapłani to także potężni wojownicy, nie daliby się pokonać byle komu. I był tam Sasuke. Więc dlaczego nikt nie odpowiedział na wezwanie dziadka? Wtedy powiedział, że zbada to i sprawdzi lepiej gdy przybędą do Konohy. „Na razie niczego nie możemy wykluczyć.” Mówił. Gdyby nie musiał poświęcić się w walce z tym potężnym demonem wszystko byłoby inaczej. Miyagi sprawdziłby czy ich przypuszczenia są prawdziwe, czy to tylko nieporozumienie. Straszne nieporozumienie, że tak naprawdę wszyscy mają się dobrze, a to był tylko chwilowy brak zasięgu, czy coś innego. Teraz, gdy dziadek jest nieprzytomny, nie miał pojęcia co zrobić.  Może jednak powinien powiedzieć o przypuszczeniach Izumi i Rikuo. Parsknął pod nosem. Ciekawe jakby to miało brzmieć?
 „Hej, dzieciaki, mam dla was wiadomość, nie jestem w stu procentach pewien czy to prawda, bo powiedział nam to tamten zły kusznik, który chciał nas zabić. Ale wygląda na to, że demony zaatakowały naszą wyspę i wszyscy prawdopodobnie nie żyją lub dostali się do niewoli. To tyle.” Nie, nie może tego zrobić. Już dosyć przeszły w czasie tego ataku. Do tego są w nowym miejscu. Muszą się zaaklimatyzować, znaleźć przyjaciół, którzy ewentualnie by ich wspierali.. Matko, dlaczego zakłada najgorsze? Westchnął boleśnie zaciskając palce na zwoju, o który dopiero co pytała Izumi. Nie może im tego zrobić, dodawać zmartwień niepotwierdzonymi informacjami. Jeśli kapłani nie pojawią się do najbliższej pełni tak jak zapowiadali, powie o wszystkim dzieciakom. Ukląkł i włożył zwój do przygotowanego wcześniej schowka. Zamknął dziurę w fundamencie i przykrył deską podłogową. Nikt poza nim nie znajdzie tego zwoju.  Teraz nie może dawać po sobie poznać, że coś go trapi i robić to zazwyczaj. Usłyszał jak ktoś wchodzi do domu, gwar powitania śmiechy i rozmowy. Rozpoznał rodzinę Uzumaki, a przynajmniej jej część i to tę bardziej hałaśliwą. Ostrożnie wyszedł z pokoju tak cicho jak mógł, a przechodząc koło wejścia do toalety otworzył i zamknął głośno drzwi, po czym żwawo wkroczył do kuchni gdzie wszyscy zbierali się do wyjścia.
- Witam pani Uzumaki. Jak zwykle promienieje pani cudownym blaskiem. – skłonił się na początek przed Hinatą, która uśmiechnęła się na jego słowa. Następnie zwrócił się do młodszego pokolenia Uzumaki zupełnie innym tonem – Dzień dobry wesoła hałastro! Piąteczki proszę! – zbliżył dłoń do Mikomi, której pozwolił przybić, ale z bliźniakami postanowił się trochę pobawić. Gdy Suzaku i Sayuri mieli właśnie przybić, uciekł dłońmi w bok, tak że oboje trafili w próżnie.
- Ale macie cela, a podobno to ja jestem tu niewidomy. – sarknął do zirytowanej dwójki, ale mimo to po chwili zachichotali podobnie jak pozostali
- To chodźmy już! – ponaglał Rikuo, który miał już torbę przewieszoną przez ramię i czekał przy drzwiach
- Ale ci śpieszno. Zobaczymy co będzie później. Będzie marudzenie, że musi tak wcześnie wstawać, późno po zajęciach wracać, lekcje odrabiać. – wyliczał zielonowłosy idąc za pozostałymi do wyjścia
- Jak się czujesz Seiranie? – spytała w korytarzu pozwalając by najmłodsi ich wyprzedzili – Twój policzek nadal jest spuchnięty. – Hinata z matczyną troską dotknęła delikatnie twarzy  chłopaka.
- A tam, nie jest tak źle. Z tego co słyszałem o słynnym prawym sierpowym, szanownej pani Tsunade to cud, że moja głowa nadal jest na miejscu. – odparł swobodnie, a po chwili dodał nieco przygaszony – Tylko przez opuchliznę mój uśmiech jest krzywy i straszę dziewczyny.
- Nie przejmuj się wielki bracie. Opuchlizna w końcu zejdzie i wrócisz do siebie. – pocieszył go Rikuo kiedy byli na zewnątrz
-No chyba, że znowu wpadniesz na babcie Tsunade i obije ci twarz z drugiej strony, żeby było po równo. I uśmiech ci się naprostuje. – podsunęła Sayuri
- Ty diablico! Chcesz żebym wylądował znowu w szpitalu? – oburzył się zielonowłosy
- Przynajmniej Yume miałaby na stałe towarzystwo. – podchwycił Suzaku. Hoshizora mimo, że wracała do zdrowia w bardzo szybkim tempie nie mogła nadal samodzielnie chodzić, ale przynajmniej pozwolono jej normalnie jeść i przeniesiono ją do zwykłej sali. Poza tym brakowało jej towarzystwa przyjaciół, treningów i ruchu na świeżym powietrzu.
- Skoro już o szpitalu mowa, Seiran, to masz się zgłosić na wizytę do lekarza. – poinformowała Hinata
- Do lekarza? A po co? Chyba nie do pani Tsunade?! – przeraził się na samą myśl
- Nie, ale masz przyjść do przychodni, gabinetu nr. 5 o godzinie 10:30. To formalność, musisz mieć po prostu badanie lekarskie jeśli chcesz się ubiegać o przystąpienie do shinobi Konohy. – białooka uspokoiła go z uśmiechem
- A to dobrze. Uff! Z całym szacunkiem dla jej stanowiska i w ogóle, ale jakoś nie mam ochoty spotkać tej kobiety z piekła rodem. Chyba jestem u niej całkowicie spisany na straty.  – westchnął gładząc znacząco swój zasiniony policzek. – Ale skoro nie z nią będę miał do czynienia to stawię się chętnie. Nawet jak zastrzyki będą mi robić. – uśmiechnął się wesoło
- Nie martw się może kiedyś ci wybaczy. – starała się pocieszyć go Sayuri, ale w jej głosie nie było słychać przekonania. Na dalszych przyjemniejszych rozmowach zeszła im reszta droga do Akademii, aż stanęli na dziedzińcu przed budynkiem.
- No to ruszajcie dzieciaki. – zaczął Seiran zwracając się do Izumi i Rikuo – Słuchajcie nauczycieli, bądźcie grzeczni i nie pakujcie się w kłopoty.
- Ty też postaraj się w nic znowu nie wpakować. – odparł czarnowłosy i dodał z uśmieszkiem – A szczególnie w żadne kobiece piersi. – towarzystwo zachichotało
- Zmiataj stąd już Sucharku, bo ci kopa w tyłek wpakuje za takie gadki. – warknął Seiran z udawaną złością popchnął brata w stronę wejścia do szkoły, ten zaśmiał się tylko i poczekał na pozostałych w pewnej odległości. Izumi trochę niepewnie przyglądała się owemu budynkowi, zastanawiała się czy sobie poradzi. Na wyspie wszyscy się dobrze znali i byli jedną wielką rodziną, tutaj będzie musiała przywyknąć do zupełnie obcych ludzi, którzy nie wiadomo czy ją zaakceptują. Ponadto zastanawiała się czy będzie dostatecznie dobra by być w tej klasie, do końcowego egzaminu zostało tylko parę miesięcy, a jeśli będzie zbyt słaba by dostać tytuł genina? Tata ją szkolił i nie zawsze spełniała jego wymagania, jak będzie w zetknięciu z innymi dziećmi w jej wieku?  Starszy brat Izumi wyczuł te negatywne emocje u dziewczynki, dlatego otoczył ją ramionami pokrzepiająco i wyszeptał do ucha:
- Nie martw się Słowiczku, jesteś córką swojego ojca i wnuczką swojego dziadka. Nie ma rzeczy z jaką byś sobie nie poradziła. A jakby ktoś ci dokuczał to krzyknij tylko, a przybędę natychmiast i wbiję tego delikwenta w ziemię. – na te słowa Izumi uśmiechnęła się, Seiran zawsze potrafił ją pocieszyć i wesprzeć, przy nim nie można być smutnym. Była szczęśliwa, że jest przy niej i Rikuo i zawsze można na niego liczyć.
- Zobaczymy się po południu. – pożegnała się i dołączyła do młodszego brata na schodach gdzie wzięła go za rękę.  Hinata dała po całusie swoim dzieciom i po chwili całą grupą zniknęli w szkole. Zielonowłosy przez chwilę wsłuchiwał się w dobrze znane kroki jego rodzeństwa, mieszające się z innymi uczniami powoli wypełniającymi korytarze szkoły. Ich wesołe rozmowy, które prowadzili z rodzeństwem Uzumaki. Byli szczęśliwi, na razie. Serce mu się krajało gdy pomyślał, że to wszystko zniknie gdy jego przypuszczenia się sprawdzą. Jak im o tym powiedzieć?
- Jeśli będziecie chcieli możecie wstąpić do nasz na obiad. – zaproponowała białooka kobieta
- To bardzo miłe z pani strony, ale już dosyć zawdzięczamy pani i panu Hokage, a musimy zacząć sobie radzić sami. – odparł grzecznie Seiran wyrwany z zamyślenia.
- Rozumiem, ale gdybyście czegokolwiek potrzebowali, wiecie do kogo się zwrócić. – Hinata kiwnęła głową, po czym pożegnała się i udała się do domu.
Seiran przez chwilę zastanawiał się co będzie robić. Do wizyty u lekarza zostało mu mnóstwo czasu. Zakupy zrobione wczoraj, sprzątać nie będzie, trenować? Nie zapytał gdzie znajdują się pola treningowe za wioską. No to jest w kropce. Nie będzie przecież siedział cały czas w domu, bo zanudzi się na śmierć i będą nachodzić go czarne myśli. Ponadto obiecał Sasuke, że nie będzie robił nic głupiego przynajmniej na początku pobytu w Konosze. Powinien zrobić coś pożytecznego, wtedy zaświtał mu świetny pomysł. Uśmiechnął się zadowolony. Z wyznaczonym celem ruszył przed siebie.

Sayame westchnęła ze zmęczeniem wypełniając kolejną rubrykę w karcie zdrowia pacjenta. Praca stażystki bywa naprawdę męcząca, w większości wypełnianie papierów i pisanie raportów. Nuda. Ale przynajmniej w pracy mogła oderwać myśli od sytuacji związanej z jej matką i tego co się dowiedziała od Hokage. Sasuke Uchiha żyje. Nigdy nie przypuszczała, że mama, taka silna, zaradna wojowniczka, załamie się po tej wiadomości. Wiedziała, że ten mężczyzna był jej wielką miłością w młodości, często widywała jak wzdycha ukradkiem do tamtej starej fotografii drużyny 7, ale nie spodziewała się takiego zachowania po matce. Chociaż to musiał być wielki szok, dowiedzieć się o tym z listu, a nie osobiście. Ten Uchiha postąpił tchórzliwie, powinien stanąć przed nimi wszystkimi, spojrzeć matce w oczy i błagać o wybaczenie za tą swoją ucieczkę. Jak on mógł tak postąpić? Pomyśleć, że kiedyś podejrzewała, że jest jej ojcem! Ale wtedy była głupią smarkulą. Do tego wygląda na to, że nie próżnował po ucieczce z wioski, dorobił się trójki dzieci. Szybko sobie kogoś znalazł. Najstarszy, ten Seiran jest przecież w jej wieku. Ciekawa była czy Uchiha czuł cokolwiek do jej matki, ale najwyraźniej nie. Mężczyźni, nie potrafią docenić tego co mają.
- Haruno? Skończyłaś? – z rozmyślań wyrwał ją głos starszego lekarza, pana Raito
- Tak, tak już kończę. – powiedziała pośpiesznie wypełniając ostatni akapit. Złożyła papiery i podała je przełożonemu.
- Dobra robota. – odparł przeglądając dokumenty, po chwili milczenia spytał – A  jak się czuje doktor Haruno?
- Nieźle. Niedługo powinna dojść do siebie. –powiedziała krzywiąc się nieznacznie, nie rozmawiała z matką odkąd zastała ją w domu w takim stanie. Miała relacje od pani Tsunade i Hinaty o jej stanie zdrowia. Po tym co usłyszała od niej na swój temat, nawet w stanie upojenia, nie miała ochoty na rozmowy.
- Ah, to dobrze. Potrzebujemy jej w szpitalu. – mruknął lekarz drapiąc się po nosie – Idziesz na obiad?
Sayame spojrzała na zegarek rzeczywiście była już 12:30, ale nie czuła głodu. Była ponadto zaskoczona miłym zachowaniem, zwykle burkliwego przełożonego. Czyżby zrobiło mu się jej żal?
- Nie dziękuje. Nie jestem głodna. Poza tym muszę jeszcze coś załatwić. – odparła uśmiechając się do niego z wymuszeniem. Tak naprawdę chciał po prostu zostać sama.
- Rozumiem. Do końca dnia możesz sobie zrobić wolne. Do zobaczenia, Haruno. – lekarz nie wyglądał na szczególnie zawiedzionego. Wyszedł z gabinetu już na korytarzu pytając pielęgniarkę czy jakiś pacjent się pojawił, bo nie będzie go na razie.
Sayame wyprostowała się na krześle zaskoczona. Czy doktor Raito właśnie wysłał ją do domu? Aż tak widać, że jest w podłym nastroju, że ten krótkowzroczny i nieczuły na potrzeby innych współpracowników dziad zauważył? Poza tym , że wyglądała fatalnie z przekrwionymi i spuchniętymi od płaczu oczami, przecież zamaskowała je makijażem!
- „Widać mało starannie, aż dziw, że Asagi się ciebie nie wystraszył.” – mruknęło w podświadomości  jej alter-ego – „No, a poza tym kto zaspał do pracy, rozbił dwie probówki i nie wykonał pomiaru ciśnienia przy podejrzeniu zawału?” – dodało złośliwie
Sayame nadęła gniewnie policzki. Nienawidziła swojego wewnętrznego głosu, bo zawsze miał racje i nie mogła go, niestety, uciszyć w żaden sposób. Wstała z krzesła i ruszyła do wyjścia. Nie zamierzała oczywiście wracać do domu, do matki. Mieszkała teraz u Asagiego, ale o tej porze mieszkanie było puste, a ona nie zniosłaby bezczynności i samotności. Wyszła na korytarz, przychodnia mieściła się na parterze. Sayame skierowała się na schody na wyższe piętra, postanowiła zajrzeć na oddział pediatrii, może poczyta coś maluchom, przynajmniej się na coś przyda. Przy dzieciach nie da się zamartwiać osobistymi sprawami, szczególnie gdy to one, tak szczególnie potrzebują pociechy i uwagi. Choroby dotykają wszystkich, a maluchy najgorzej to przechodzą. Nie mogą się normalnie bawić jak rówieśnicy, tylko siedzieć bezczynnie w szpitalu, a one tak potrzebują ruchu. Wspięła się na drugie piętro gdzie znajdował się oddział dziecięcy, rozejrzała się po żółto-pomarańczowym korytarzu ozdobionym pracami dzieci. Uśmiechając się lekko widząc na jednym z nich swoją podobiznę z patykowatymi palcami i dziwnie kanciastą twarzą, ale różowa czupryna sprawiała, że nie można było jej z nikim innym pomylić. Chyba, że z matką, ale ona rzadko zajmowała się najmłodszymi pacjentami.
Coś jednak było nie tak. Gdy tylko wkroczyła na to piętro powinna zaraz zostać zauważona przez dzieci. Z braku innych rozrywek, zwykle pilnie obserwowały kto przychodzi i wychodzi z oddziału, a teraz na korytarzu nie było żadnego ciekawskiego malucha. Dziwne. Zajrzała do najbliższych sal, były puste. Wtedy usłyszała głośny, gromki śmiech dobiegający z końca korytarza. Poszła w tamtym kierunku już nieco uspokojona. Rzadko słyszy się śmiech w takim miejscu, była ciekawa co jest tego przyczyną. Po chwili przekonała się na własne oczy co, a raczej kto. Weszła w ostatnie drzwi na końcu korytarza, gdzie znajdowała się świetlica wypełniona dziećmi w piżamkach. Większość stolików została odstawiona na bok by stworzyć wolną przestrzeń do zabawy. Pośród chmary dzieci górowała męska postać z prześcieradłem zawiązanym pod szyją jak peleryną i wielkim, słomianym kapeluszem na głowie z przywiązanymi kolorowymi frędzlami i zielonym piórkiem. Śpiewał najgłośniej, podskakiwał i gestykulował w takt rymowanki:
-Jedna łapa, druga łapka
Ja jestem niedźwiadek,
Jedna nóżka, druga nóżka,
A tu jest mój zadek
Lubię miodek, kocham miodek
Podkradam go pszczółkom
Jedną łapką, drugą łapką
A czasami rurką.
To był uroczy widok, dzieci i barczysty mężczyzna bawiący się w najlepsze. Sayame nie mogła się nie uśmiechnąć. Nie tylko ona, usłyszała ciche chichoty, spojrzała w tamtą stronę. Przy stolikach przy ścianie siedziało kilkoro dzieci, większość z nich na wózkach inwalidzkich. Wśród nich Sayame dostrzegła kasztanową burzę włosów należącą do Yume, która składała orgiami z wielkich, kolorowych kartek, pouczając przy okazji innych przy stoliku co mają robić. Młodsze nie mogły się niestety skupić na tym co robiły, bo obserwowały zabawę pozostałych i co rusz chichotały. Towarzyszyły im kobiety popijające kawę z papierowych kubków i z rozbawieniem przyglądały się wywijającemu pośród dzieci mężczyźnie w kapeluszu. Były to matki maluchów, które pomieszkiwały niemal w szpitalu by dodać otuchy swoim pociechom w chorobie.
-Dzień dobry, Sayame-chan. Usiądź z nami. – do różowowłosej zwróciła się znana jej starsza kobieta, robiąc jej miejsce przy stoliku. Haruno ją znała, była stałą bywalczynią szpitali, a właściwie jej 6-letni synek Toshi, chorujący na astmę. Chłopiec często łapie różne infekcje i jego stan bywał na tyle poważny, że musiał być hospitalizowany. Pani Kumiko wydawała się bardzo zmęczona, podobnie jak inne kobiety, które muszą patrzeć na cierpienia swoich dzieci, teraz jednak wydawały się, odprężone. Czyżby dzięki tamtemu człowiekowi?
- Widzę, że dzieci mają niezłą frajdę. Skąd panie wytrzasnęły tego dziecięcego wodzireja? – zaczęła Sayame
- Nie. To nie my go sprowadziłyśmy. – pokręciła głową niska brunetka i dodała z uśmiechem– Sam tutaj wpadł z okrzykiem: „Wesołych Świąt! Przyniosłem prezenty dla grzecznych dzieci!”
- A maluchy na to: „Przecież dzisiaj nie ma żadnych Świąt!” – kontynuowała z chichotem pani Emi
- „A to przepraszam. Idę stąd.” Oznajmił nasz przybysz i odwrócił się do wyjścia.
- Wtedy dzieci przypadły do niego prosząc żeby im chociaż te prezenty zostawił. Huncwoty nasze. – kobieta pokręciła głową z rozbawieniem.
- No i tak się zaczęło. Jest tu od rana i w ogóle nie widać by był zmęczony albo znudzony. To niespotykane, żeby młody chłopak miał takie podejście do dzieci. – w głosie pani Kumiko słychać było wielkie uznanie
- Rzeczywiście, ale kto taki? – spytała się Sayame
- Kazał mówić na siebie Jizo-san, albo Wielki Brat Jizo. – odpowiedziała Emi – O idzie tutaj.
Rzeczywiście, dzieci obecnie siedziały po turecku na podłodze jedynie wodząc wzrokiem za swoim opiekunem, a chłopak podszedł do ich stolika ściągnął kapelusz przed kobietami i ukłonił się do nich dwornie, wymachując przy tym nakryciem głowy.
- Witam serdecznie jedną z moich wybawicielek. Miło znowu ciebie spotkać Sayame-san. – zwrócił się do różowowłosej, wytrzeszczyła w zdumieni oczy, gdy rozpoznała jego twarz.
- Sei.. – nie dane jej było dokończyć, bo niewidomy chłopak zakrył jej usta dłonią
- Cii.. Tutaj jestem Jizo-san, wielki, boski opiekun dzieci. – wyszeptał brat Rikuo kładąc palec na usta –  Proszę zachowaj moją tożsamość w sekrecie. – ściągnął dłoń po czym zwrócił się do pozostałych kobiet.
- Najmocniej przepraszam łaskawym panią, że przerywam spożywanie smolistego naparu zwanego powszechnie kawą, ale musze zamienić słówko z naszą drużyną specjalną. – wygłosił Seiran wskazując na dzieci zajęte składaniem papieru.
- Proszę bardzo, nie przeszkadzajcie sobie. – odparła pani Emi z uśmiechem, chłopak kiwnął głową po czym pochylił się nad dziećmi.
- Jak wygląda sytuacja? Wykonaliście zadanie specjalne? – spytał konspiracyjnym szeptem, tak naprawdę tak głośnym, że wszyscy słyszeli. Yume rozejrzała się po towarzyszących jej dzieciach, które niepewnie rozglądały się po sobie, wyprostowała się dumnie i pokazowym tonem oznajmiła.
- Reprezentant grupy specjalnej, Hoshizora Yume, oznajmię, że zadanie wykonane.
- Spocznij, Reprezentancie! A teraz proszę o rozdanie kapeluszy specjalnych. – rzekł salutując przy tym.
- Tak jest! – odparła Yume nie mogąc powstrzymać uśmiechu, po czym zwróciła się po cichu do różowowłosej – Ej, Sayame, weź kapelusze spod stolika i podaj je.
Haruno przez chwile nie zrozumiała o co chodzi, ale kiedy zobaczyła jak pozostałe kobiety układały na kolanach dzieci papierowy kapelusze zaraz pojęła o co chodzi. Dopiero teraz zauważyła, że pod ławkami jest mnóstwo kolorowych wyrobów. Pozbierała kilka i podała Yume, która podjechała trochę niepewnie do siedzących dzieci i zaczęła przybierać im głowy, podobnie robiły pozostali na wózkach, było z tym sporo śmiechu, bo duża część kapeluszy zakrywała oczy, a nawet całe twarze maluchom. Musiano szukać na kogo będzie pasować, a każdy był inny. Szpiczasty jak u wróżki, szeroki i płaski jak u Jizo-sana, czy też jak kapitana statku, lub taki jak u malarza gdy maluje się sufit, albo bardziej przypominały łódki. Wszystkie kolorowe i wesołe.
- Dobra każdy ma już coś na głowie? – spytał Seiran – Nie mam na myśli kredytu do spłacenia.
Dzieci odpowiedziały mu wspólnym potakiwaniem
- Ktoś coś mówił czy to komar zdechł przed chwilą? – zielonowłosy zmarszczył brwi przykładając dłonie do uszu – Głośniej proszę, stary już jestem. Macie wszyscy kapelusze?
- TAAAAK!!!!!!!!!!!! – krzyknęły gromko dzieci, a przez Seirana przebiegły drgawki zatkał sobie uszy i padł na podłogę przy akompaniamencie śmiechu
- Ej no wiecie! Prawie ogłuchłem! – warknął z oburzeniem, co dzieci skwitowały znowu chichotem– Na przyszłość mnie uprzedźcie, zabiorę sobie słuchawki. – dodał zbierając się z podłogi w jego rękach pojawiła się gitara
- Dobra, to teraz kilku silnych ochotników będzie prowadzić pojazdy drużyny specjalnej, ustawiamy się w grupy do każdej po sześcioro. Tak, tak, w ten sposób. Robimy kółeczka, tylko nie jeździmy po stopach, bo wtedy dajecie fanta. Wszyscy gotowi? OK, wyobraźcie sobie, że jesteśmy teraz w wielkim zielonym lesie, szumią drzewa, ptaki wesoło ćwirkają.. O zobaczcie! Wiewiórka przyszła się z nami przywitać! - rzeczywiście na ramieniu Seiran pojawił się Suta, ku uciesze dzieci, przebiegł po chwili na jego głowę, a chłopak kontynuował – Jak widzicie wszyscy mamy cudaczne kapelusiki, a zgadnijcie kto takie może mieć? Może mamy wam opowiadały o pewnych tajemniczych mieszkańcach lasu, którzy pokazują się tylko wybranym i strzegą porządku? Co? Kojarzycie? Są niewielkiego wzrostu, bardzo pracowite, pomagają mieszkańcom lasu.. No, kto wie? – dzieci szeptały między sobą aż w końcu ktoś wykrzyknął ze swoistą dziecięcą ekscytacją
- Krasnale!?
- Dobrze! Barwo kolego! – przyklasnął Seiran – Teraz jesteśmy kompanią krasnoludków na patrolu lasu, a jednocześnie przejażdżce znakomitym gościom lasu. – wskazał na dzieci na wózkach. – Aby umilić sobie drogę śpiewamy wesołe piosenki – zaczął wygrywać jakiś rytm na gitarze i zaczął śpiewać, a po chwili dołączyły do niego dzieci
-My jesteśmy krasnoludki,
Hopsa sa, hopsa sa,
Pod grzybkami nasze budki,
Hopsa, hopsa sa,
Jemy mrówki, żabkie łapki,
Oj tak tak, oj tak tak,
A na głowach krasne czapki,
To nasz, to nasz znak.

Gdy ktoś zbłądzi, to trąbimy,
Trutu tu, trutu tu,
Gdy ktoś senny, to uśpimy,
Lulu lulu lu,
Gdy ktoś skrzywdzi krasnoludka,
Ajajaj, ajajaj,
To zapłacze niezabudka,
Uuuuu.


- Dobra, świetnie wam idzie. A teraz idziemy, tak jak wcześniej wam pokazywałem. – podśpiewując dzieci zaczęły zataczać koła wózkami idąc w szeregu podrygując czasem w rytm muzyki
Sayame przyglądała się w zdumieniu Seiranowi, nie tego spodziewała się po synu Sasuke Uchihy. Z tego co słyszała był on zawsze poważny, dumny, zamknięty w sobie, tajemniczy, a do tego zabójczo przystojny. Żadna z tych cech nie pasowała do zielonowłosego wygłupiającego się z bandą małolatów. Im dłużej przyglądała się Seiranowi tym mnie prawdopodobne wydawało jej się, że jest spokrewniony z Uchihą. Szczególnie z wyglądu, kwadratowa szczęka, opalona na ciemno twarz od słońca i wiatru, dołeczki w policzkach gdy tylko się uśmiechnął, prosty nos, zupełnie nie przypominał czarnowłosego Uchihy o obliczu, które mogłoby posłużyć za wzór dla artysty-malarza do portretu anioła, mrocznego anioła, jeśli wierzyć słowom kobiet z wioski. Seiran w żadnym wypadku go nie przypominał, pozostała dwójka, Izumi i Rikuo, odziedziczyła po ojcu pewne widoczne cechy. W takim razie dlaczego mówili do niego „bracie”?
- Dzieciaki, obiad! Wystarczy już tej zabawy! – przez dziecięcą rymowankę przebił się głos dyżurnej pielęgniarki, która wjechała na sale wielkim srebrnym wózkiem, z którego unosiły się kłęby pachnącej pary.
- Ale my nie jesteśmy głodni. – odezwał się jakiś chłopiec
- Tak, chcemy jeszcze się bawić. Bracie Jizo, niech brat powie siostrze Mariko, żeby przyszła później. – na ramieniu Seirana uwiesiła się jakaś dziewczynka
- Tak sądzicie, że lepiej nic nie jeść? – spytał się zielonowłosy podpierając dłonią brodę – No ja bym tak nie mógł. Ale skoro uważacie, że wytrzymacie bez obiadu.. Ok. Siostro, proszę zabrać ten obiad, a także galaretkę owocową.
- Galaretka owocowa? Naprawdę?!
- Ale ja bym chętnie zjadła.
- Prosimy o galaretkę!
Dzieci przekrzykiwały się podekscytowane z myślą o słodkim deserze.
- Ale, ale. Jak to? Desery z tego co wiem daje się po skończonym posiłku. A wy nie chcecie jeść obiadu, a więc z tego wynika..
- Nie, nie! Chcemy jeść! Tak, głodni jesteśmy! Zjemy wszystko, a potem deser. A nawet dwa! – Seiranowi przerwały okrzyki dzieci
- Doprawdy? W takim razie kompania krasnoludków, baczność! Stoły i krzesła równo ustawić! Pamiętajcie, im szybciej skończycie tym szybciej dostaniecie deser. – wydał rozkaz, a dzieci z zapałem zabrały się do sprzątania. Wspólnymi siłami i pomocą starszych doprowadził świetlicę do poprzedniego stanu.
- Kim jest ten cudotwórca? – spytała się jedna z pielęgniarek spoglądając z podziwem na Seirana – Przecież te dzieci nigdy nie sprzątają po sobie, a już na pewno z takim zapałem.
- To cudowny, boski opiekun dzieci Jizo-san. – odpowiedziała Yume przejeżdżając obok kobiet
- Spadł nam tu prosto z nieba.
- Tak i to dosłownie, drogie panie. – odezwał się obiekt ich rozmowy, który znikąd pojawił się przy nich – Trochę się przy tym obiłem jak widać. - wskazał na swój zasiniony policzek jakby to było trofeum – Z pośpiechu zapomniałem założyć skrzydła, no i zaliczyłem bliskie spotkanie z ziemią.
- To naprawdę wspaniałe co pan zrobił dla tych dzieci, Jizo-san. – powiedziała młoda pielęgniarka
- A tam, trochę śpiewania, rymowanek i prostych gierek. Nic takiego. W większości to było improwizowane, bo nie przygotowałem się zbyt dobrze. Miałem trochę wolnego czasu rano i nie wiedziałem co by tu zrobić do.. zaraz. – nagle zamilkł i spoważniał
- Czy coś się stało? – spytała zaniepokojona pani Kumiko widząc nagłą zmianę w twarzy chłopaka
- Która jest godzina?
- 13:15 – odparła jedna z pielęgniarek, na to Seiran złapał się za głowę
- O kur..czaczek! – wykrzyknął w porę powstrzymując się od przekleństwa, kobiety zdziwione przyglądały się młodzieńcowi, który wyraźnie oklapnięty siadł na krześle
- O co chodzi? Powiedz może ci jakoś pomożemy.
- Nie to przez to, że straciłem rachubę czasu. Bo widzą panie, ja byłem umówiony na wizytę lekarską. Chcę zdobyć status shinobi i mi potrzebne jakieś zaświadczenie zdrowotne, czy coś w tym stylu. Teraz pewnie już mnie ten doktor nie przyjmie. – uderzył głową o blat stołu załamany – Ale ja głupi jestem, przecież specjalnie mi ułatwili i mnie zapisali na wizytę, wystarczyło przyjść. Sprawiam jedynie kłopoty panu Hokage.
- Och nie martw się. Na pewno da się to jakoś załatwić. – odezwała się Emi kładąc mu dłoń na ramieniu
- Przychodnia będzie otwarta od 14, bo teraz jest przerwa obiadowa. – powiedziała pokrzepiająco pielęgniarka – Na pewno jakiś lekarz cię przyjmie.
- 14? Ale wtedy miałem odebrać rodzeństwo ze szkoły. – powiedział przygnębiony Seiran – I obiecałem im, że będziemy razem trenować, wolałbym nie zmieniać planów.
- Ale przecież to nie twoja wina. Tak wspaniale zajmowałeś się dziećmi..
- Tak przy zabawie czas leci szybciej. – westchnął Seiran – Proszę się nie martwić, to była sama przyjemność z mojej strony. Dzieciaki są naprawdę świetne.
Mimo to kobiety czuły się winne, że nie mogą jakoś pomóc. W końcu to ich pociechy zabrały czas temu przemiłemu młodzieńcowi. Wtedy wzrok jednej z pielęgniarek padł na siedzącą cicho Haruno.
- Sayame, jesteś przecież stażystką i wykonujesz też takie badania.
Różowowłosa myślała, że zapadnie się pod ziemię kiedy wszystkie pary oczu skierowały się na nią. Miałaby pomagać synowi tego zdrajcy i tchórza? Nawet jeśli jest zupełnie inny. Chce zostać shinobi? Proszę bardzo, ale ona nie przyłoży do tego ręki. Niech czeka do jutra na jakiegoś innego lekarza. Co z tego, że jest uroczy, zabawny i ma podejście do dzieci. Możliwe, że to tylko pozory żeby zaimponować wszystkim wokoło, przecież już przy ich pierwszym spotkaniu rzucał jej jakieś teksty. Pewnie Sasuke też używał takich sztuczek wobec kobiet aby je sobie omotać wokół palca, a później porzucać. Ten Seiran jest pewnie jeszcze gorszy, bo używa dzieci by zmiękczyć ich serca. Już chciała powiedzieć, że skończyła dyżur, gdy kobiety zaczęły mówić:
- Och, to świetny pomysł!
- Na pewno nie będzie to żaden problem, prawda Sayame-chan?
- Zrób przysługę naszemu Jizo-sanowi. Zasłużył sobie.
- Właśnie, dał tyle radości dzieciom. Zrobisz to prawda Sayame-chan?
- Przecież to na pewno nie zajmie wiele czasu.
Haruno pod naporem tylu ciosów czuła się całkowicie zagubiona. Wolała przemilczeć całą tą sytuacje, lecz wtedy usłyszała swój własny głos:
- W porządku. Mogę to załatwić. – sama nie wierzyła we własne słowa, czuła się jakby zdradziła samą siebie, ale z drugiej strony już tego nie odkręci. Słowo się rzekło.
- Naprawdę Sayame-san? Nie sprawi ci to kłopotów? – spytał Seiran, który pojawił się przed nią i przyklęknął – Będę ci niewymownie wdzięczny.
- No, dobrze. – mruknęła różowowłosa, choć miała ochotę odmówić to widok zasnutych mgłą oczu i błagalnego wyrazu twarzy obudził w niej pokłady litości. Tak sobie przynajmniej tłumaczyła swoją słabość, bo w końcu ma do czynienia z osobą niepełnosprawną, a takim należy się więcej empatii choćby ich rodzice byli skończonymi draniami. – Chodźmy do gabinetu, będę musiała jeszcze znaleźć twoje papiery. – Sayame wstała i skierowała się ku wyjściu.
- Oczywiście, na pewno się odwdzięczę Sayame. Tylko pożegnam się z dzieciakami. – uśmiechnął się zielonowłosy po czym zwrócił się do małych pacjentów.
- Moje drogie krasnoludki, niedźwiadki, pszczółki, królewny i książęta. Muszę was niestety opuścić. – po świetlicy rozległ się jęk zawodu – Przykro mi, ale Wielki brat Jizo, musi się udać w dalszą podróż. Ale nie martwcie się przyjdę do was jutro. Jeśli nie będziecie sprawiać kłopotów panią pielęgniarkom i lekarzom. Pamiętajcie, że ja wszystko usłyszę, więc radzę być grzecznymi, bo inaczej nie będzie niespodzianki.
- Jakiej niespodzianki? – zaciekawiły się zaraz dzieciaki
- Niespodziankowej, ale takiej tylko dla grzecznych dzieci. Więc ja już idę. Smacznego życzę i do widzenia. – chłopak pomachał dzieciom w ich akompaniamencie pożegnania i zamknął drzwi, za którymi czekała na niego już Sayame. Widząc młodego mężczyznę zaraz ruszyła szybkim krokiem przed siebie w myślach nie mogąc sobie darować, że dała sobą tak zmanipulować. Nie odwróciła się ani razu żeby spojrzeć  czy Seiran idzie za nią. Gdy dotarła na dół wyciągnęła z recepcji nowo założoną kartę Miyagiego i skierowała się szybko do gabinetu, zaraz za nią wszedł zielonowłosy.
- Zamknij drzwi. – rzuciła wyjmując z szuflady przybory potrzebne do badania kontrolnego, stetoskop, ciśnieniomierz, formularz, który wypełnić powinien pacjent, ale w przypadku Seirana ona będzie musiała to zrobić – Przechodziłeś choroby zakaźne w dzieciństwie?
- Ospa, różyczka i świnka? Aha, przechodziłem. Miałem wtedy 10 lat i wszystko było jedno po drugim i to dokładnie w tej kolejności. Miałem przez to ksywkę „Zarazek” dopóki..
- Miałeś jakieś operacje? Wycięcie wyrostka, migdałków? – pytała dalej Sayame zakreślając coś w karcie nie podnosząc znad niej wzroku
- Migdałki były na miejscu kiedy ich ostatnio używałem, co do wyrostka to dawno przestałem nim być jak widać. – odparł  dumnie gdy różowowłosa milczała wymownie dodał – Nie miałem takich operacji.
- Nie masz stwierdzonej niepoczytalności czy chorób psychicznych?
- Poza chwilowymi napadami „głupawki” jak to nazywał tata to raczej nie.
- Dobrze, a teraz proszę stanąć na wadze. – Haruno spięła się lekko gdy wspomniał o swoim ojcu, ale nie dała tego po sobie poznać
- A gdzie ona jest? – Spytał zielonowłosy kręcąc głową jakby rozglądając się po gabinecie, Sayame chrząknęła
- Daj rękę podprowadzę cię. – mruknęła z trudem chowając niechęć pomogła mu stanąć na metalowej wadze. Chłopak nie przestawał się przy tej czynności uśmiechać
- Żeby taką gapą być, oj źle ze mną pani doktor. Czy mam jakieś szanse? – spytał z udawaną rozpaczą
- Stój prosto. Teraz zmierzę twój wzrost. – powiedziała zapisując wagę na karcie i wysuwając przymocowany do wagi metalowy drążek z miarką. Szybko spisała wymiary. – Teraz usiądź i rozbierz się do pasa.
- Tak teraz? Bez gry wstępnej?
- Mam chłopaka. I skończ z tymi głupimi odzywkami. – warknęła naciągając mu na ramię pasek ciśnieniomierza
- Sayame-san, przecież tylko żartuje. Wiem, że jesteś z tym shinobi, Asagim. Czy ja cię w czymś uraziłem? Czy może coś się stało? – spytał zaniepokojony Seiran
- Nie dlaczego tak sądzisz? Traktuje cię jak każdego pacjenta. – odparła spokojnie Haruno
- Nie mówię o tym. Nie mam nic do wykonywanej przez ciebie pracy. Po prostu wyczuwam, że jesteś podenerwowana. Mam wrażenie jakby panowała burza w twoim sercu. Niepokój, wyrzuty wobec kogoś, do tego złość. Wszystko to miesza się razem odkąd mnie rozpoznałaś podczas zabawy z dzieciakami. O co chodzi? – powiedział z troską czym zbił z tropu Sayame, skąd on to wszystko wiedział? Co miałaby mu powiedzieć? Przez twojego ojca moja matka się upiła i zaczęła robić mi wyrzuty, że pojawiłam się na świecie czym zapewne zniszczyłam jej młode życie.
- O nic. – burknęła spisując wysokość ciśnienia, idealne jak u zdrowego młodego mężczyzny –  A teraz cię osłucham. Nie miałeś żadnych problemów z oddychaniem po ciosie od Hyuugi-senpai?
- Nie, poskładano mnie tutaj na tip-top. Powiesz mi w czym rzecz Sayame? To coś związanego ze mną i moimi bliskimi? – zapytał znowu
- Muszę cię osłuchać, więc nie odzywaj się. Oddychaj głęboko. – zbyła jego coraz bardzie krępujące ją pytania. Chciała żeby już sobie poszedł i dał jej święty spokój. Szkoda, że nie mogła wpisać żadnych zastrzeżeń do jego stanu zdrowia i kondycji. Serce biło jak dzwon i nie wychwytywała żadnych szmerów w płucach. – Dobrze teraz odwróć się. – chciała powtórzyć badanie i odesłać Miyagiego, lecz znieruchomiała zszokowana gdy zobaczyła jego plecy. Blizny. Cienkie jasne bruzdy odznaczały się wyraźnie na tle ciemniejsze skóry, jak sieć pająka. Nigdy takich nie widziała na własne oczy, ale wiedziała jaki przedmiot takie pozostawia.
- Pani doktor pierwszy raz widzi ślady po bacie? – odezwał się Seiran z nutą ironii – Zapomniałem cię o nich uprzedzić, proszę o wybaczenie.
- Kto ci to zrobił? – szepnęła Sayame bezwiednie dotykając jasnych blizn, nie mogła oderwać wzroku od jego pleców. Na pewno były stare, dawno zagojone. Gdzieniegdzie dopatrzyła się również charakterystycznych znamiona po oparzeniach.
- Pewni źli ludzie. A co myślałaś? – odparł
- Jak twój ojciec mógł na to pozwolić? – spytała ze złością
- Nie wiem. Może nie wiedział, może zginął zanim się o tym dowiedział. Nie miałem możliwości go spotkać.  – powiedział ponurym tonem
- O czym ty mówisz? Nie znasz swojego ojca? – zapytała zdziwiona, ale coś zaczęło jej świtać. Nim zdołała się powstrzymać rzuciła jeszcze  – Nie-nie jesteś synem Uchihy?
- Jakiego Uchihy? A tego! No coś ty! – wybuchł niepochamowanym śmiechem – Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy? Przecież nie jesteśmy do siebie ani trochę podobni. Ja jestem o wiele przystojniejszy. - wyszczerzył się do zszokowanej Sayame
- No, bo.. Rikuo i Izumi.. Mówią ci „bracie” i tak jakoś.. – powiedziała niepewnie czerwieniąc się lekko
- Czy brak pokrewieństwa uniemożliwia nam bycie rodziną? – zielonowłosy wzruszył ramionami  - Haruno.. No tak. – zamyślił się przez chwilę – Twoja matka należała z wujaszkiem do tej samej drużyny, siódmej, prawda? Sakura Haruno. Przepraszam, że nie skojarzyłem miewam napady sklerozy. Więc to o to chodzi, tak? Masz za złe Sasuke Uchisze, że opuścił wioskę aranżując swoją śmierć?
- Poniekąd tak. – powiedziała cicho różowowłosa, nie było sensu zaprzeczać skoro ją rozpracował. W głowie kołatało się jej wiele pytań, zbyt wiele.
- Skończyłaś już, pani doktor? Czy mamy jeszcze jakieś badania? – pacjent wyrwał ją z zamyślenia
- Nie, to już wszystko. – odpowiedziała podchodząc do biurka by wypełnić resztę papierów ciekawość jednak paliła ją od środka – Więc Sasuke cię przygarnął gdy byłeś dzieckiem? Ale skąd te blizny?
- Hola, hola! Myślisz, że ci wszystko powiem tak bez niczego? Ty nie byłaś zbyt rozmowna.
- Bo to osobiste sprawy.
- A moje życie i dzieciństwo nie jest osobiste? – spytał ubierając się pośpiesznie – Która godzina?
- 13:45. Masz racje, przepraszam. – powiedziała ze spuszczoną głową, przygryzła dolną wargę – Sasuke Uchiha zranił wiele osób w tym moją matkę i ja także mam do niego żal, bo poniekąd przez niego wychowywałam się bez ojca.
- Nie ma go tu, wiec gniew i gorycz przekierowałaś na jego potomstwo. – podsumował spokojnie Seiran – Jest tu gdzieś w Konosze przytulna kawiarnia otwarta do późna?
- Tak, „Kawiarnia pod Aniołem”. Dlaczego pytasz? – Sayame była zbita z tropu ostatnim pytaniem
- Teraz nie mam czasu na poważne zwierzenia życia, bo mam pójść po dzieciaki. Ale wieczorem na spokojnie sobie porozmawiamy. Spotkamy się o 19, pasuje? Super. Mamy sobie dużo do opowiedzenia, prawda? W takim razie na razie Sayame. Mam nadzieje, że przyjdziesz, bo ja również chciałbym się paru rzeczy dowiedzieć o moim przybranym ojcu. – po tych słowach wyszedł machając i uśmiechając się uroczo zza zamykających się drzwi, nie dając młodej Haruno dojść do słowa.
Dziewczyna opadła ciężko na krzesło nie wiedząc do końca co ma myśleć. Westchnęła głośno. Chłopak nie dał jej wyboru, jeśli chce się czegoś dowiedzieć musi pójść na to spotkanie. Co jakoś nie bardzo jej się uśmiechało, mimo wszystko nie potrafiła zaufać zielonowłosemu. Pewnie nakarmi ją jakimiś kłamstwami, że Uchiha to cudownie odmieniony człowiek o anielskim sercu. O nie! Nie da mu się omamić! Pokarze mu kim był i jest dla niej Uchiha! Zobaczymy co na to powie, Wielki Brat Jizo. Ciekawe czy będzie mu nadal do śmiechu gdy dowie się prawdy o swoim przybranym ojcu. 

10 komentarzy:

  1. Chociaż zdecydowanie bardziej preferuje opowiadania o NaruHina heh gdzie oni są głównymi bohaterami to nawet miło mi się czyta twoje opo :) ale na boga tylko mi nie mów że chcesz Sayame i Seirena wyswatać bo zdążyłem polubić już Asagiego a to by było nie fer w stosunku do niego :) noi oczywiście chciałbym wiecej NaruHina w tym opo heh fajnie by było to tyle :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Znów z opóźnieniem ale jestem. Rozdział super już bym chciała następny. Strasznie jestem ciekawa przebiegu ich rozmowy. Sakurka ładnie popiła ale żeby takie rzeczy swojemu dziecku mówić? Przegięcie... Z niecierpliwością czekam na nekst. Pozdrawiam cieplutko i życzę dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej!!! Blogger mnie nie powiadomił o twoim rozdziale! Co za… nienawidzę go… wchodzę sobie do ciebie kulturalnie, aby opieprzyć za zastój (bo nadrobiłam wszystko co musiałam xD) a tu się okazuje, że najbardziej zalegałam u ciebie :O Było opierdzielić! „Soli, durniu, nowy rozdział dodałam!” pozwalam, a nawet nakazuję ci słać takie komunikaty do mnie w razie, gdyby to się powtórzyło :)
    No więc przechodzę do sedna :D
    Sakura i jej rozterki miłosne… no nie lubię jej, ale jak można jej nie rozumieć? W końcu facet, którego kochała całe życie wybrał sobie inną i to z nią odbudowuje klan… no dobra, w sumie jednak nie kumam o co się złości, przecież ma córkę z innym, tylko nie wiadomo z kim, nawet Sayame nie wie… czyżby Sakura została zgwałcona…? Albo zadała się z jakimś dziwkarzem…? Interesujący wątek :D Ino i Hinata w roli najlepszych przyjaciółek, a gdzie lody? Chusteczki? Wyciskacze łez? Toż to musi być! :D a tak poważnie to im współczuję… sama kiedyś pocieszałam przyjaciółkę po rozstaniu… tragedia… wtedy wiedziałam, że nie nadaje się na poważnego pocieszyciela xD może kiedyś to wykorzystam na blogu to zobaczysz xD
    W wątku z Seiranem zauważyłam błąd! „dom zaprojektowany w starym stylu (…) salą do ćwiczeń w środku i na zewnątrz” I „Nie zapytał gdzie znajdują się pola treningowe za wioską. (…) Nie będzie przecież siedział cały czas w domu, bo zanudzi się na śmierć”  Przecież mógł sobie ćwiczyć w domu xD znaczy dobra, mógł nie widzieć, że ma coś takiego w domu xD sprawa z tym zwojem ciekawa, ale Sasuke raczej przeżył, przecież on taki fajny i niezniszczalny :P zresztą już zaczęłaś jego wątek i raczej na takiej akcji nie skończysz :P jestem ciekawa jego dotarcia do wioski ^^ Seiran pewnie za bardzo się przejmuję, ale miło się czyta o takim zadbaniu o rodzeństwo <3 porusza mnie to :D I ta jego dobroć dla chorych dzieci <3 ja bym nie przeszła obojętnie wobec takiego człowieka, wyczuwam romansik między nim, a Sayame xD sorry Asagi, ale sam widzisz, że mają się ku sobie :P dodatkowo zaczęła go leczyć x) to zgłosiła się jej podświadoma część, uuu ♥ w sumie to też się dziwiłam, że bierze go za syna Sasuke, na moment nawet zwątpiłam czy się mylę, ale na szczęście nie :P jestem typem człowieka, który lubi mieć racje xD w każdym razie te pręgi z bicza na jego plecach… :O jak można było go tak oszpecić… chamidła jedne, al4e coś czuję, że to też ma jakieś znaczenie w historii ;)
    No i umówili się na randkę xD ciekawe jak ona przebiegnie :P
    Tyle ode mnie, czekam na następny rozdział :D
    Życzę dużo weny, czasu, ochoty i przyjemności z pisania :D :*
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej :) Kiedy będzie następny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciężko mi powiedzieć. Ostatnio nie mogę się zebrać do pisania, ciągle jest coś innego do zrobienia.. Ubolewam nad tym, że zaniedbuje tego bloga, ale postaram się poprawić, na pewno nie porzucę tej historii. Ponadto w głowię zrodził mi się pomysł na One-shota NaruHina :D zobaczę co z tego wyniknie :)

      Usuń
    2. W takim razie życzę duuużo wolnego czasu i weny :) one-shot NaruHina już się nie mogę doczekać :D jak już dodasz to możesz mnie powiadomić u mnie na blogu z góry dzięki. Pozdrawiam cieplutko :)

      Usuń
  5. Hej, jestem Ronny i jestem zafascynowana twoim blogiem.
    Szczerze nie lubie tego typu opowiadan, wole pokolenie Naruto, w takich opowiadaniach nowe pokolenie przysłania uprzednich głównych bohaterów. Sądziłam więc, że pewnie wejde i zaraz wyjde bo przecież jak nie czytuje takiej kategori to i ten blog nie zyska mojej sympati. To tak jakby powiedziec, nie lubie brukselek, nigdy nie spróbowawszy. Chociaż nie to zły przykład, bo brukselki jednak nie są dobre. Dobra wracając na dobry tor mojej wypowiedzi. Nic bardziej mylnego nie mogło mi przyjść do głowy. Bo opowiadanie, przypadło mi do gustu.

    Przed wakacjami skończyłam czytać ale nie zdąrzyłam skomentować bo nie miałam czasu, więc pomyślałam że zrobię to jak wrócę. I chciałam, a tam patrze ile Kasia dodała rozdziałów, więc powoludku zaczełąm nadrabiać i w końcu moge skomentować.

    Bardzo polubiłam Sayame i Asagiego( wybacz jeśli zle napisałam) pasują do siebie i mam nadzieje ze jednak nie zamierzasz go sparingować z Sairenem. No i Sasuke, kurde jak mógł, znaleźć szczęście u boku innej. No jak, nie lubie już jej, kimlkolwiek jest i jego dzieci. Tak dla zasady.

    Masz bardzo dobry styl, na początku myślałam, że historia jest nie dokonca dopracowana, za duzo postaci na raz, trudno ich wszystkich spamiętać i woogole. A ty mnie znowu zaskoczyłąś.. Bo historia była dopracowana na ostatni guzik a z biegiem czasu, nauczylam się ich imion.

    Zapraszam również do mnie:
    opowiadania-ronie.blogspot.com
    pulaka-ilzuji.blogspot.com

    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam,
    dopiero natrafiłam na ten blog i niestety wiele nie przeczytałam, a na dodatek teraz akurat nie mam za dużo czasu, ale przeczytałam kawałek i bardzo mi się spodobało, więc jak tylko znajdę czas to będę nadrabiać....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. Na spisie Świat Blogów Narutomania pojawiły się wyniki konkursu wakacyjnego. Zapraszam do zapoznania się z nimi.

    Pozdrawiam!
    http://swiat-blogow-narutomania.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo dobry wpis. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń