[Cześć wszystkim i na
wstępie bardzo, bardzo przepraszam
za ten poślizg czasowy, ale nie udało mi się napisać rozdziału w terminie i miałam
totalnie zakręcony tydzień ;) Zawsze było coś do zrobienia i nie miałam na nic
czasu, ale w końcu się udało i rozdzialik jest :) Nawet dłuższy niż zazwyczaj
:P Mam nadzieję, że będzie się podobać. Uprzedzam też, że kolejny też nie
będzie raczej w terminie, bo będę pisała pracę na konkurs do końca sierpnia. Od
razu przepraszam, ale zapewniam, że wszystko nadrobię :) Zaległe opowiadania również
;)
Życzę więc miłej
lekturki :)]
- Na Wolę Ognia co za irytująca smarkula! – mruknęła pod
nosem Tsunade idąc korytarzem w stronę swojego gabinetu – Coraz gorsza ta
młodzież. To nie ma moje nerwy. Chyba pora na emeryturę.
- Pani Tsunade! Proszę zaczekać! – rozległ się głos za jej
plecami. Kobieta przystanęła niechętnie i odwróciła się. Jęknęła głucho, gdy
ujrzała zdyszaną postać, w czerwonej szacie kapłańskiej, przystającą tuż przy
niej. Jeszcze prawiącego morale duchownego jej tu potrzeba. Czy wszyscy zmówili
się aby zatruć jej ten dzień?
- Szanowna Tsunade, nareszcie panią znalazłem. – wysapał
przystając przy kobiecie – Chodzi o Jego Eminencje, po tamtym zdarzeniu doznał
zawału..
- Co z nim? – spytała szybko od razu zmieniając podejście do
kapłana. Czyżby staruch się przekręcił wreszcie? Pomyślała z nadzieją. Może ten
dzień nie będzie taki zły.
- Lekarz mówi, że wszystko będzie w porządku. – Tsunade
ledwo udało ukryć zawód na te słowa – Wygląda na to, że nie pamięta tamtego
zdarzenia.. i Emm.. Byłbym wdzięczny Szanowna Tsunade, byśmy postarali się,
żeby tak zostało, dla dobra zdrowia Jego Eminencji. Lepiej chyba by się pani z
nim nie spotykała na czas pobytu w szpitalu, podobnie tamtego chłopca..
- Dobrze załatwię to. – ucięła mu kobieta przez chwilę
rozważała szanse na to, że po spotkaniu z nią arcykapłan kopnie w końcu w
kalendarz, ale zaraz odrzuciła od siebie te nikczemne myśli. Jeśli dziadek nic
nie pamięta tym lepiej. Uśmiechnęła się sztucznie do kapłana – Dopilnuję aby
Jego Eminencja otrzymał fachową opiekę.
- Bardzo dziękuje, szanowna Tsunade. – rozpromienił się
Nobou, kłaniając się z wdzięcznością, jakby nie dostrzegał niemiłego grymasu na
twarzy kobiety – Wrócę teraz do Jego Eminencji. Tylko.. Ekhym nie wiem gdzie
jest jego sala. – przyznał zakłopotany, blondynka zachichotała w duchu.
- Ayako! – krzyknęła na jedną z pielęgniarek kręcących się
obok, kobieta aż podskoczyła na głos przełożonej – Pomożesz kapłanowi Nobou
dostać się do Sali gdzie leży arcykapłan Tetsuya Harusia.
- O-oczywiście pani Tsunade. – przytaknęła żwawo młoda kobieta
i poprowadziła kapłana w głąb korytarza.
- Nareszcie trochę spokoju. – westchnęła była Hokage z
wyraźną ulgą. Teraz musi wydostać się stąd
do domu i tam uraczyć się jej ulubioną sake. W końcu jest już po 14,
swój dyżur może uznać za skończony, ponadto po tym co dzisiaj przechodziła
należy jej się porządny relaks.
-…nigdy się tak nie zachowywała.. chlip Czemu ona to
powiedziała? Sądziłam, że wszystko w porządku.. Chlip.. Nie rozumiem.. –
Tsunade zatrzymała się w połowie kroku zaintrygowana gdy usłyszała płaczliwy głos
przerywany szlochem, dochodzący z jednego z bocznych korytarzy. Kobieta
zajrzała tam i zobaczyła burzę różowych włosów wtuloną w tors Asagiego. Młody
Sarutobi nieustannie gładził swoją dziewczynę po plecach starając się ją
uspokoić, jednak Sayame dalej roniła łzy.
-Co tu się dzieje? – spytała Senju podchodząc do tej dwójki.
Różowo-włosa zwróciła na nią zaczerwienione oczy, ale nie była w stanie nic
odpowiedzieć szlochając spazmatycznie.
-To pani Sakura.. Ona.. ona.. – próbował wyjaśnić Asagi niepewnie
przyglądając się to Tsunade to różowo-włosej
-Co z nią? – zaniepokoiła się Tsunade, dała Haruno wolne od
obowiązków szpitalnych, bo po otrzymaniu wiadomości o Sasuke była zupełnej
rozsypce i kazała jej wrócić do domu ochłonąć, miała do niej pójść wieczorem
zobaczyć jak się trzyma.
-Moja matka się upiła! – wyrzuciła z siebie Sayame,
wywołując szok u blondynki. Dziewczyna otarła dłonią zaczerwieniony nos,
starając się zapanować nad szlochem i ze złością kontynuowała – Siedzi tam..
beczy i chleje.. I to nad tym durnym, starym, zdjęciem swojej drużyny! … Gada
coś od rzeczy, że on żyje.. A gdy pytałam się co się stało to wiecie co mi
powiedziała? Wiecie?! Że gdyby wiedziała to bym nigdy się nie urodziła! – znowu
zaniosła się płaczem, a Asagi przytulił ją mocniej i kołysał jak małe dziecko
-Ciiii, na pewno nie to miała na myśli. Nie wiedziała co
mówi.. – wstrząśnięty chłopak starał się ją pocieszyć
-J-jest t-taka od-kąd wróciła od Ho-hokage.. – mówiła
przerywając co chwila, spojrzała na Tsunade – C-co taa-m się s-stał-łoo? Ni-ic
nie ro-ozumiem..
Schowała twarz w kamizelce młodego Sarutobiego już całkiem
mokrej od jej łez. Była Hokage nie mogła uwierzyć w to co słyszy, żeby Sakura
doprowadziła się do takiego stanu? Usłyszała za sobą przyciszone szepty i gdy
odwróciła się zobaczyła dwie pielęgniarki przyglądające się z zainteresowaniem
tej scenie.
-Asagi lepiej zabierz ją stąd. To nie jest dobre miejsce. –
rzekła szybko, ściszonym głosem
-A-ale co z moją matką? – zaprotestowała Sayame gdy chłopak
pociągnął ją delikatnie do wyjścia
-Zajmę się tym. Nie musisz się martwić.
Dziewczyna zwiesiła smętnie głowę i dała się poprowadzić
Asagiemu, który otaczał ją ramieniem. Już nic ją nie obchodziło.
-Sami! – warknęła władczo w stronę jednej z pielęgniarek,
która podeszła do niej z lekkim strachem w oczach – Znajdź Hinate Uzumaki i Ino
Yamankę i przekaż im żeby poszły niezwłocznie do Sakury Haruno. Słyszysz?
NIEZWŁOCZNIE.
Młoda pielęgniarka przytaknęła skwapliwie i szybko pobiegła
wykonać polecenie. Gdy zniknęła blondynka westchnęła ciężko. No to nici z
odpoczynku, musi pójść potrząsnąć swoją uczennicą. Zerknęła za oddalającą się
parą. Oni też powinni wiedzieć kogo uratowali, ale co z tego wyniknie? Musi
porozmawiać z Naruto, ale najpierw Sakura.
Po 10 minutach była już na miejscu. Niewielkie mieszkanie
Sakury mieściło się w jednej z kamienic odbudowanych po ataku Peina 20 lat
temu. Było w nim zawsze jasno i przytulnie, ale nie dzisiaj. Różowo-włosa
pozasłaniała okna zasłonkami i żaluzjami, dlatego panował półmrok we wszystkich
pokojach, które przemierzała Tasunade kierując odgłosami stukającego o siebie
szkła i przytłumionym zawodzeniem. Weszła do kuchni, zwykle pachnącej
miętowo-cytrynowym płynem do czyszczenia, teraz w powietrzu unosił się ciężki,
stanowczo zbyt intensywny zapach alkoholu. Stół, na co dzień lśniący
wypolerowanym drewnem i ozdobiony jedynie kolorowymi podkładkami, obecnie
zastawiony był czterema butelkami o różnym kształcie i wielkości. Dwa wina,
koniak, sake, wszystkie były puste, policzyła w myślach Tsunade, Sakura
najwyraźniej wyciągnęła cały swój domowy alkohol. Usłyszała głośne czknięcie i
sponad szklanych szyjek uniosła się różowa czupryna i mętne przekrwione oczy.
Blondynka obeszła stół i stanęła nad Haruno z założonymi rękoma. Jej uczennica rzuciła
jej nieprzytomne spojrzenie kiwając się na krześle. Jak gdyby nic zaczęła
nalewać w szklankę przeźroczysty trunek ledwo trzymając w dłoniach butelkę i
wylewając większość na podłogę.
- Poo-możesz mi? Mi-hik-mistrzyni? – spytała czkając, cała
się trzęsła choć w pomieszczeniu panował nieprzyjemny zaduch. Tsunade widziała
jak z jej palców wyślizguje się butelka. Kobieta złapała ją zanim padła na
podłogę i przy okazji wyrwała Haruno szklankę z dłoni. Sakura schowała twarz w
dłoniach i zaczęła szlochać.
- To nie fair… Czemu teraz ..? Mam dosyć… - uniosła się i
wyciągnęła rękę po jedną z butelek na stole sprawdzając czy coś jeszcze w nich
zostało. Jednak jakaś inna dłoń zacisnęła się na jej nadgarstku.
- Wystarczy Sakura. –
powiedziała stanowczo Tsunade, na kobiecie przez chwilę zatrzymały się
przekrwione, spuchnięte oczy, odbijało się w nich niezrozumienie i irytacja.
- Bo co? Zabronisz mi? Dorosła jestem żadna stara baba nie
będzie mi rozkazywać! –powiedziała niewyraźnie zacinając się co chwila. – Ty
nie dowiedziałaś się wczoraj, że twój ukochany nie zginął śmiercią chwalebną,
a uciekł znalazł sobie dziunię, zrobił
dzieci, żył sobie jak król, kiedy ty nie wiedziałaś co zrobić ze swoim życiem!
– warknęła na koniec wstając by sięgnąć za Tsunade po butelkę, zostawioną na
blacie, w której było jeszcze trochę alkoholu. Jednak nie utrzymała się na
nogach i byłaby runęła na ziemie gdyby nie pomoc Tsunade.
- Co się stało?! – w drzwiach stała zaaferowana Ino, a za
nią równie zaniepokojona Hinata. Obie znieruchomiały na widok chwiejącej się na
nogach i mamroczącej pod nosem przyjaciółki. Tsunade trzymała ją w ramionach, a
twarz różowowłosej oparta była na jej ramieniu. Gdy usłyszała hałas przy
drzwiach uniosła głowę i uśmiechnęła się.
- Ino! Dobrze, że jesteś! Hik! Oblewam wielki powrót zza
grobu naszego kochanego Sasuke! Przyłączysz się?! Wypijmy za zdrowie tego..
tego.. uch! – na twarzy pojawił się zielonkawy odcień. Ino nie czekając na
wyjaśnienia podbiegła do Haruno i pomogła Tsunade zaciągnąć ją szybko do
łazienki, skąd zaraz dobiegł odgłos zwracania treści żołądka i przerywane
przekleństwa. Hinata, która została w kuchni rozejrzała się po pomieszczeniu z
przygnębieniem. Wiedziała o wszystkim od Naruto, słyszała, że Sakura bardzo
przeżywa wiadomość o Sasuke, ale nie sądziła, że doprowadziła się do takiego
stanu. Westchnęła i zaczęła sprzątać butelki ze stołu. Wygląda na to, że będzie musiała zostać i jakoś wesprzeć
przyjaciółkę. Martwiła ją jeszcze inna sprawa.
- Trzeba przyszykować jej łóżko i jakieś czyste ubrania. –
oznajmiła Tsunade wchodząc do kuchni. Usiadła przy stole ze zmęczonym wyrazem
twarzy. – Biedna dziewczyna. – westchnęła cicho bardziej do siebie. – Nie
sądziłam, że wciąż tak bardzo go kocha.
- Takie uczucie nigdy nie wygasa. – powiedziała Hinata
wycierając wylany alkohol z podłogi – Widziałam Sayame.. – zaczęła niepewnie –
Wyglądała na załamaną.
- Tak wiem. To od niej się dowiedziałam co się dzieje z
Sakurą. Asagi się nią zaopiekuje. Nie musisz się martwić. – odparła Tsunade
patrząc w jeden punkt na ścianie niewidzącym wzrokiem.
- Ma szczęcie, że na niego trafiła. – uśmiechnęła się
Hinata, na podłodze ujrzała odłamki szkła, a obok to co zostało z ramki na
zdjęcie. Ostrożnie by się nie pokaleczyć wyciągnęła spod szkła fotografię.
Znała ją bardzo dobrze, w ich domu zajmowała honorowe miejsce, była ważna dla
Naruto. W końcu był tam on i jego przyjaciele. Drużyna 7. Sensei Kakashi,
naburmuszeni chłopcy i rozradowana Sakura. To było tak dawno, wszystko się
zmieniło. Położyła zdjęcie na stole koło
Tsunade, która również na nie zerknęła.
- Dobrze, że córka nie popełnia błędów matki. – westchnęła
była Hokage – „Zakochała się w kimś kto
odwzajemnia jej uczucia.” – dodała w myślach
- Czy Sakura powiedziała jej? – spytała granatowłosa
- Nie sądzę, żeby zrozumiała cokolwiek z jej bełkotu. Ale
będzie trzeba jej wszystko wyjaśnić i drużynie, która ich przyprowadziła też. –
odparła Tsunade
- Hanabi chyba czegoś się domyśla. Ale nie daje po sobie
poznać. – uśmiechnęła się Hinata
- Porozmawiam z Naruto aby wtajemniczył jeszcze kilka osób.
W tym z waszego rocznika, powinni wiedzieć. – blondynka podniosła się z krzesła
i ruszyła do wyjścia, w połowie drogi odwróciła się przez ramie. – Poradzicie
sobie?
- Oczywiście, Tsunade-sama. Nie musisz się martwić. –
uśmiechnęła się krzepiąco, starsza kobieta kiwnęła głową i udała się w stronę
budynku administracyjnego Konohy.
<Trzy dni później>
Przy stole w przestronnej kuchni siedział czarnowłosy
chłopiec i pałaszował kanapki z taką szybkością
jakby był na wyścigach w jedzeniu na czas.
- Zwolnij Sucharku, bo jeszcze się udławisz. – powiedział ze
śmiechem Seiran siedzący naprzeciwko i przykładający do opuchniętego policzka
woreczek z lodem. Mimo upływu czasu, ślad po ciosie Tsunade nadal bolał
niemiłosiernie, a opuchlizna trzymała się jakby miała tak zostać na zawsze. -
Co ja powiem mamie jeśli zginiesz w taki sposób..?
- Uche he esyc o akea-mi.
– chłopiec wymruczał coś z pełnymi ustami, z których niemal wychodziło
jedzenie.
- Hmm? Co mówiłeś? Spokojnie przeżuj wszystko, połknij,
popij i mi powiedz. Nie radze zaczynać od końca. – Seiran z dezaprobatą kręcił
głową gdy chłopiec nie wiele sobie robił ze słów brata – Ciekawe co by
powiedział tata widząc takie zachowanie.. – zamyślił się młody człowiek, na to
Rikuo zaczerwienił się i zaprzestał prób pochłonięcia całego talerza kanapek na
raz.
- Muszę się śpieszyć do Akademii. – bąknął w końcu zaczerwieniony
– Zaczynam pierwszy dzień i nie chcę się spóźnić.
- A która jest teraz godzina na zegarze? – spytał Seiran
- 7:05 – odarł chłopiec skonsternowany
- O której zaczynają się lekcje?
- O ósmej.
- Ile zajmuje dojście stąd do Akademi?
- 10 minut. – chrząknięcie Seirana – Dobra, niecałe 6.
- Kto ma tu przyjść o 7:30?
- Pani Hinata, razem z Mikomi, Sayuri i Suzaku. – odparł
nieco niechętnie, przeczuwając do czego dąży jego brat
- Po co tu przyjdą?
- Żebyśmy razem mogli pójść do Akademi.
- Czy twój pośpiech jest konieczny?
- Nie.
- Czy jest sens narażać się na zadławienie śniadaniem w
takim ważnym dniu?
- Nie.
- Co teraz zrobisz?
- Spokojnie dokończę jedzenie.
- Cieszę się, że doszliśmy do porozumienia. – uśmiechnął się
Seiran i wstał od stołu – Teraz mogę spokojnie ciebie zostawić i zobaczyć co u
twojej siostry, nie obawiając się, że jak wrócimy będziemy musieli
przeprowadzać resuscytacje. – zakomunikował i potarmosił włosy przechodząc obok
niego. Rikuo obdarzył go gniewnym spojrzeniem, dopiero co się uczesał!
Nie zważając na to niewidomy młodzieniec ruszył na górne
piętro domu, a właściwie rezydencji, którą Hokage przydzielił. Był to okazały
dwupiętrowy, drewniany dom zaprojektowany w starym stylu z czterema sypialniami,
salonem, piwnicą, salą do ćwiczeń w środku i na zewnątrz, dwoma łazienkami,
pięknym ogrodem i tarasem. Naruto pozwolił sobie wyposażyć dom we wszystkie
potrzebne sprzęty, tak by nowym mieszkańcom Konohy niczego nie brakowało. Seiran
wszedł po schodach i zapukał w pierwsze drzwi po lewej. Ups! Trafił na ścianę.
Drzwi zaczynają się metr dalej, tak to jest w nowym miejscu, jeszcze nie
zapamiętał dokładnie rozmieszczenia pomieszczeń, szczególnie tych na piętrze i
jest wcześnie rano. O tej porze ciężko mu się cokolwiek kojarzy. Przesunął się
o krok i ponowił próbę. Tym razem się udało. Usłyszał zza drzwi głos Izumi.
- Proszę wejść. – młodzieniec uchylił drzwi i wsadził głowę
w szparę
- Nie przeszkadzam? Nie jesteś w samej bieliźnie?
- Seiran! – podniosła głos zażenowana brązowowłosa
- Chociaż przecież i tak nic nie widzę, więc po co się
pytam..? – zamyślił się wchodząc do pokoju, zaraz wyczuł stopą jakieś papiery
na podłodze. Zmarszczył brwi zaintrygowany.
– A co to?
- A to.. Zaraz posprzątam. – Izumi pośpiesznie zaczęła
zbierać papiery i zwoje z podłogi.
- Szukałaś czegoś?
- No, tak.. Bo.. A nie ważne. – odparła chowając wszystko na
półki, były to dokumenty przywiezione z domu, w zapieczętowanym zwoju, w dość
dużej liczbie.
- Izumi, co się dzieje? – spytał Seiran wyczuwając
zakłopotanie i niepewność siostry
- Nic. Tylko chciałabym żeby rodzice już tu byli. – odparła
w końcu łamiąc sobie palce, jej brat milczał czekając aż powie więcej – Tęsknie
za nimi i chciałam się spróbować z nimi skontaktować za pomocą Zwoju Łączności,
ale nigdzie go nie mogę znaleźć. Wiem, że mieliśmy go używać tylko w
ostateczności, jednak chciałam usłyszeć ich głosy i zobaczyć twarze.. –
zamilkła spoglądając na Seirana niepewnie.
- Hmm. To ten taki ciężki. Z żelaznymi uchwytami w kształcie
głów tygrysów? – spytał, a Izumi potwierdziła – A jesteś pewna, że dziadek go
pakował?
- Tak z całą pewnością. Byłam przy tym.
- To nie wiem. Może wypadł gdzieś w czasie walki, albo
zapodział się gdzieś między innymi. – wzruszył ramionami
- Przeglądam zwoje, które zabraliśmy, już drugi raz i nie
ma. – powiedziała z zawodem
- Bo może za mocno chcesz go znaleźć. – odparł tryumfalnie
na to Seiran – Wiesz jak to czasem jest ze zgubionymi przedmiotami.- Kiedy ich
uporczywie szukasz, bo ci bardzo potrzebne, nie znajdujesz ich, dopiero kiedy
szukasz czegoś innego lub nie są potrzebne, same wpadają w ręce. – uśmiechnął
się do czarnookiej – Więc nie ma co się zamartwiać i zejdź lepiej coś jeszcze
przekąsić przed pierwszym dniem w Akademii.
- Chyba masz racje, Seiran - dziewczynka kiwnęła głową i ruszyli razem na dół, jednak
u podnóża schodów zielonowłosy skręcił w przeciwną stronę niż do kuchni – A ty
nie idziesz?
- Za chwilkę do was dołączę. No wiesz, potrzeba
filozoficzna, a nie wróć fizjonomiczna wzywa. – odparł wywołując uśmiech u
siostry
- Dobra rozumiem. Więcej nie musisz mówić. Idę do Rikuo. –
powiedziała Izumi. Seiran poczekał aż dotrze do kuchni, gdzie słyszał jak zaczęła
rozmowę z młodszym bratem. Jednak zamiast do łazienki wszedł do swojego pokoju
w głębi korytarza. Jego rodzeństwo miało pokoje na piętrze, on nie czuł się
najlepiej na wysokościach, wolał być bliżej ziemi. Zamknął szczelnie drzwi
upewniając się czy Rikuo albo Izumi nie idą i podszedł blisko przeciwnej ściany
do okna wychodzącego na ogród. Tam znajdował się niewielki stolik, na którym
stał wazon ze świeżymi kwiatami. Ukląkł i zaczął ręką gładzić drewnianą
podłogę, w końcu delikatnie podniósł obluzowaną deskę i używając swoich
zdolności kontroli nad ziemią rozsunął znajdujący się poniżej fundament tworząc
niewielką skrytkę. Podszedł do swojego łóżka skąd spod poduszki wyciągnął zwój.
Delikatnie badał palcami jego powierzchnie, od jednej rączki ozdobionej głową
tygrysa o rozwartej paszczy, przez gładki wierzchni pergamin, po bliźniaczą
kocią głowę. Westchnął bijąc się z myślami.
Gdy zakończyli walkę z Ezawem, dziadek zaniepokojony jego
słowami starał się połączyć za pomocą tego zwoju z ich wioską, ale nie uzyskał
odpowiedzi. Prawdopodobnie Łowca mówił prawdę, ktoś zaatakował wyspę Selene i
zabił wszystkich. Mamę, tatę jego drogiego wujaszka. Ścisnął mocniej zwój, gdy
przez ciało przebiegł dreszcz strachu i rozpaczy. Już ich więcej nie zobaczy.
Nie, nie może tak myśleć! Przecież to niemożliwe. Nikt nie dotarł by na wyspę
bez pomocy kapłanów, lub licząc na zwykły przypadek, pojedyncze wyjątki. Jak
jego i Sasuke. Demony nie mogły tam stanąć, przecież to święte miejsce. Poza
tym kapłani to także potężni wojownicy, nie daliby się pokonać byle komu. I był
tam Sasuke. Więc dlaczego nikt nie odpowiedział na wezwanie dziadka? Wtedy
powiedział, że zbada to i sprawdzi lepiej gdy przybędą do Konohy. „Na razie
niczego nie możemy wykluczyć.” Mówił. Gdyby nie musiał poświęcić się w walce z
tym potężnym demonem wszystko byłoby inaczej. Miyagi sprawdziłby czy ich
przypuszczenia są prawdziwe, czy to tylko nieporozumienie. Straszne
nieporozumienie, że tak naprawdę wszyscy mają się dobrze, a to był tylko
chwilowy brak zasięgu, czy coś innego. Teraz, gdy dziadek jest nieprzytomny,
nie miał pojęcia co zrobić. Może jednak
powinien powiedzieć o przypuszczeniach Izumi i Rikuo. Parsknął pod nosem.
Ciekawe jakby to miało brzmieć?
„Hej, dzieciaki, mam
dla was wiadomość, nie jestem w stu procentach pewien czy to prawda, bo
powiedział nam to tamten zły kusznik, który chciał nas zabić. Ale wygląda na
to, że demony zaatakowały naszą wyspę i wszyscy prawdopodobnie nie żyją lub
dostali się do niewoli. To tyle.” Nie, nie może tego zrobić. Już dosyć przeszły
w czasie tego ataku. Do tego są w nowym miejscu. Muszą się zaaklimatyzować,
znaleźć przyjaciół, którzy ewentualnie by ich wspierali.. Matko, dlaczego
zakłada najgorsze? Westchnął boleśnie zaciskając palce na zwoju, o który
dopiero co pytała Izumi. Nie może im tego zrobić, dodawać zmartwień
niepotwierdzonymi informacjami. Jeśli kapłani nie pojawią się do najbliższej
pełni tak jak zapowiadali, powie o wszystkim dzieciakom. Ukląkł i włożył zwój
do przygotowanego wcześniej schowka. Zamknął dziurę w fundamencie i przykrył
deską podłogową. Nikt poza nim nie znajdzie tego zwoju. Teraz nie może dawać po sobie poznać, że coś
go trapi i robić to zazwyczaj. Usłyszał jak ktoś wchodzi do domu, gwar
powitania śmiechy i rozmowy. Rozpoznał rodzinę Uzumaki, a przynajmniej jej
część i to tę bardziej hałaśliwą. Ostrożnie wyszedł z pokoju tak cicho jak
mógł, a przechodząc koło wejścia do toalety otworzył i zamknął głośno drzwi, po
czym żwawo wkroczył do kuchni gdzie wszyscy zbierali się do wyjścia.
- Witam pani Uzumaki. Jak zwykle promienieje pani cudownym
blaskiem. – skłonił się na początek przed Hinatą, która uśmiechnęła się na jego
słowa. Następnie zwrócił się do młodszego pokolenia Uzumaki zupełnie innym
tonem – Dzień dobry wesoła hałastro! Piąteczki proszę! – zbliżył dłoń do Mikomi,
której pozwolił przybić, ale z bliźniakami postanowił się trochę pobawić. Gdy
Suzaku i Sayuri mieli właśnie przybić, uciekł dłońmi w bok, tak że oboje
trafili w próżnie.
- Ale macie cela, a podobno to ja jestem tu niewidomy. –
sarknął do zirytowanej dwójki, ale mimo to po chwili zachichotali podobnie jak
pozostali
- To chodźmy już! – ponaglał Rikuo, który miał już torbę
przewieszoną przez ramię i czekał przy drzwiach
- Ale ci śpieszno. Zobaczymy co będzie później. Będzie
marudzenie, że musi tak wcześnie wstawać, późno po zajęciach wracać, lekcje
odrabiać. – wyliczał zielonowłosy idąc za pozostałymi do wyjścia
- Jak się czujesz Seiranie? – spytała w korytarzu pozwalając
by najmłodsi ich wyprzedzili – Twój policzek nadal jest spuchnięty. – Hinata z
matczyną troską dotknęła delikatnie twarzy
chłopaka.
- A tam, nie jest tak źle. Z tego co słyszałem o słynnym
prawym sierpowym, szanownej pani Tsunade to cud, że moja głowa nadal jest na
miejscu. – odparł swobodnie, a po chwili dodał nieco przygaszony – Tylko przez
opuchliznę mój uśmiech jest krzywy i straszę dziewczyny.
- Nie przejmuj się wielki bracie. Opuchlizna w końcu zejdzie
i wrócisz do siebie. – pocieszył go Rikuo kiedy byli na zewnątrz
-No chyba, że znowu wpadniesz na babcie Tsunade i obije ci
twarz z drugiej strony, żeby było po równo. I uśmiech ci się naprostuje. –
podsunęła Sayuri
- Ty diablico! Chcesz żebym wylądował znowu w szpitalu? –
oburzył się zielonowłosy
- Przynajmniej Yume miałaby na stałe towarzystwo. –
podchwycił Suzaku. Hoshizora mimo, że wracała do zdrowia w bardzo szybkim
tempie nie mogła nadal samodzielnie chodzić, ale przynajmniej pozwolono jej
normalnie jeść i przeniesiono ją do zwykłej sali. Poza tym brakowało jej towarzystwa
przyjaciół, treningów i ruchu na świeżym powietrzu.
- Skoro już o szpitalu mowa, Seiran, to masz się zgłosić na
wizytę do lekarza. – poinformowała Hinata
- Do lekarza? A po co? Chyba nie do pani Tsunade?! –
przeraził się na samą myśl
- Nie, ale masz przyjść do przychodni, gabinetu nr. 5 o
godzinie 10:30. To formalność, musisz mieć po prostu badanie lekarskie jeśli
chcesz się ubiegać o przystąpienie do shinobi Konohy. – białooka uspokoiła go z
uśmiechem
- A to dobrze. Uff! Z całym szacunkiem dla jej stanowiska i
w ogóle, ale jakoś nie mam ochoty spotkać tej kobiety z piekła rodem. Chyba
jestem u niej całkowicie spisany na straty.
– westchnął gładząc znacząco swój zasiniony policzek. – Ale skoro nie z
nią będę miał do czynienia to stawię się chętnie. Nawet jak zastrzyki będą mi
robić. – uśmiechnął się wesoło
- Nie martw się może kiedyś ci wybaczy. – starała się pocieszyć
go Sayuri, ale w jej głosie nie było słychać przekonania.
Na dalszych przyjemniejszych rozmowach zeszła im reszta droga do Akademii, aż
stanęli na dziedzińcu przed budynkiem.
- No to ruszajcie dzieciaki. – zaczął Seiran zwracając się
do Izumi i Rikuo – Słuchajcie nauczycieli, bądźcie grzeczni i nie pakujcie się
w kłopoty.
- Ty też postaraj się w nic znowu nie wpakować. – odparł czarnowłosy
i dodał z uśmieszkiem – A szczególnie w żadne kobiece piersi. – towarzystwo
zachichotało
- Zmiataj stąd już Sucharku, bo ci kopa w tyłek wpakuje za
takie gadki. – warknął Seiran z udawaną złością popchnął brata w stronę wejścia
do szkoły, ten zaśmiał się tylko i poczekał na pozostałych w pewnej odległości.
Izumi trochę niepewnie przyglądała się owemu budynkowi, zastanawiała się czy
sobie poradzi. Na wyspie wszyscy się dobrze znali i byli jedną wielką rodziną,
tutaj będzie musiała przywyknąć do zupełnie obcych ludzi, którzy nie wiadomo
czy ją zaakceptują. Ponadto zastanawiała się czy będzie dostatecznie dobra by
być w tej klasie, do końcowego egzaminu zostało tylko parę miesięcy, a jeśli
będzie zbyt słaba by dostać tytuł genina? Tata ją szkolił i nie zawsze
spełniała jego wymagania, jak będzie w zetknięciu z innymi dziećmi w jej wieku? Starszy brat Izumi wyczuł te negatywne emocje
u dziewczynki, dlatego otoczył ją ramionami pokrzepiająco i wyszeptał do ucha:
- Nie martw się Słowiczku, jesteś córką swojego ojca i
wnuczką swojego dziadka. Nie ma rzeczy z jaką byś sobie nie poradziła. A jakby
ktoś ci dokuczał to krzyknij tylko, a przybędę natychmiast i wbiję tego
delikwenta w ziemię. – na te słowa Izumi uśmiechnęła się, Seiran zawsze
potrafił ją pocieszyć i wesprzeć, przy nim nie można być smutnym. Była
szczęśliwa, że jest przy niej i Rikuo i zawsze można na niego liczyć.
- Zobaczymy się po południu. – pożegnała się i dołączyła do
młodszego brata na schodach gdzie wzięła go za rękę. Hinata dała po całusie swoim dzieciom i po
chwili całą grupą zniknęli w szkole. Zielonowłosy przez chwilę wsłuchiwał się w
dobrze znane kroki jego rodzeństwa, mieszające się z innymi uczniami powoli
wypełniającymi korytarze szkoły. Ich wesołe rozmowy, które prowadzili z rodzeństwem
Uzumaki. Byli szczęśliwi, na razie. Serce mu się krajało gdy pomyślał, że to
wszystko zniknie gdy jego przypuszczenia się sprawdzą. Jak im o tym powiedzieć?
- Jeśli będziecie chcieli możecie wstąpić do nasz na obiad.
– zaproponowała białooka kobieta
- To bardzo miłe z pani strony, ale już dosyć zawdzięczamy
pani i panu Hokage, a musimy zacząć sobie radzić sami. – odparł grzecznie
Seiran wyrwany z zamyślenia.
- Rozumiem, ale gdybyście czegokolwiek potrzebowali, wiecie
do kogo się zwrócić. – Hinata kiwnęła głową, po czym pożegnała się i udała się
do domu.
Seiran przez chwilę zastanawiał się co będzie robić. Do
wizyty u lekarza zostało mu mnóstwo czasu. Zakupy zrobione wczoraj, sprzątać
nie będzie, trenować? Nie zapytał gdzie znajdują się pola treningowe za wioską.
No to jest w kropce. Nie będzie przecież siedział cały czas w domu, bo zanudzi
się na śmierć i będą nachodzić go czarne myśli. Ponadto obiecał Sasuke, że nie
będzie robił nic głupiego przynajmniej na początku pobytu w Konosze. Powinien
zrobić coś pożytecznego, wtedy zaświtał mu świetny pomysł. Uśmiechnął się
zadowolony. Z wyznaczonym celem ruszył przed siebie.
Sayame westchnęła ze zmęczeniem wypełniając kolejną rubrykę
w karcie zdrowia pacjenta. Praca stażystki bywa naprawdę męcząca, w większości
wypełnianie papierów i pisanie raportów. Nuda. Ale przynajmniej w pracy mogła
oderwać myśli od sytuacji związanej z jej matką i tego co się dowiedziała od
Hokage. Sasuke Uchiha żyje. Nigdy nie przypuszczała, że mama, taka silna,
zaradna wojowniczka, załamie się po tej wiadomości. Wiedziała, że ten mężczyzna
był jej wielką miłością w młodości, często widywała jak wzdycha ukradkiem do
tamtej starej fotografii drużyny 7, ale nie spodziewała się takiego zachowania
po matce. Chociaż to musiał być wielki szok, dowiedzieć się o tym z listu, a
nie osobiście. Ten Uchiha postąpił tchórzliwie, powinien stanąć przed nimi
wszystkimi, spojrzeć matce w oczy i błagać o wybaczenie za tą swoją ucieczkę. Jak
on mógł tak postąpić? Pomyśleć, że kiedyś podejrzewała, że jest jej ojcem! Ale
wtedy była głupią smarkulą. Do tego wygląda na to, że nie próżnował po ucieczce
z wioski, dorobił się trójki dzieci. Szybko sobie kogoś znalazł. Najstarszy,
ten Seiran jest przecież w jej wieku. Ciekawa była czy Uchiha czuł cokolwiek do
jej matki, ale najwyraźniej nie. Mężczyźni, nie potrafią docenić tego co mają.
- Haruno? Skończyłaś? – z rozmyślań wyrwał ją głos starszego
lekarza, pana Raito
- Tak, tak już kończę. – powiedziała pośpiesznie wypełniając
ostatni akapit. Złożyła papiery i podała je przełożonemu.
- Dobra robota. – odparł przeglądając dokumenty, po chwili
milczenia spytał – A jak się czuje
doktor Haruno?
- Nieźle. Niedługo powinna dojść do siebie. –powiedziała krzywiąc
się nieznacznie, nie rozmawiała z matką odkąd zastała ją w domu w takim stanie.
Miała relacje od pani Tsunade i Hinaty o jej stanie zdrowia. Po tym co
usłyszała od niej na swój temat, nawet w stanie upojenia, nie miała ochoty na
rozmowy.
- Ah, to dobrze. Potrzebujemy jej w szpitalu. – mruknął
lekarz drapiąc się po nosie – Idziesz na obiad?
Sayame spojrzała na zegarek rzeczywiście była już 12:30, ale
nie czuła głodu. Była ponadto zaskoczona miłym zachowaniem, zwykle burkliwego
przełożonego. Czyżby zrobiło mu się jej żal?
- Nie dziękuje. Nie jestem głodna. Poza tym muszę jeszcze
coś załatwić. – odparła uśmiechając się do niego z wymuszeniem. Tak naprawdę
chciał po prostu zostać sama.
- Rozumiem. Do końca dnia możesz sobie zrobić wolne. Do
zobaczenia, Haruno. – lekarz nie wyglądał na szczególnie zawiedzionego. Wyszedł
z gabinetu już na korytarzu pytając pielęgniarkę czy jakiś pacjent się pojawił,
bo nie będzie go na razie.
Sayame wyprostowała się na krześle zaskoczona. Czy doktor
Raito właśnie wysłał ją do domu? Aż tak widać, że jest w podłym nastroju, że
ten krótkowzroczny i nieczuły na potrzeby innych współpracowników dziad
zauważył? Poza tym , że wyglądała fatalnie z przekrwionymi i spuchniętymi od
płaczu oczami, przecież zamaskowała je makijażem!
- „Widać mało starannie, aż dziw, że Asagi się ciebie nie wystraszył.”
– mruknęło w podświadomości jej
alter-ego – „No, a poza tym kto zaspał do pracy, rozbił dwie probówki i nie
wykonał pomiaru ciśnienia przy podejrzeniu zawału?” – dodało złośliwie
Sayame nadęła gniewnie policzki. Nienawidziła swojego
wewnętrznego głosu, bo zawsze miał racje i nie mogła go, niestety, uciszyć w
żaden sposób. Wstała z krzesła i ruszyła do wyjścia. Nie zamierzała oczywiście
wracać do domu, do matki. Mieszkała teraz u Asagiego, ale o tej porze
mieszkanie było puste, a ona nie zniosłaby bezczynności i samotności. Wyszła na
korytarz, przychodnia mieściła się na parterze. Sayame skierowała się na schody
na wyższe piętra, postanowiła zajrzeć na oddział pediatrii, może poczyta coś
maluchom, przynajmniej się na coś przyda. Przy dzieciach nie da się zamartwiać
osobistymi sprawami, szczególnie gdy to one, tak szczególnie potrzebują
pociechy i uwagi. Choroby dotykają wszystkich, a maluchy najgorzej to
przechodzą. Nie mogą się normalnie bawić jak rówieśnicy, tylko siedzieć
bezczynnie w szpitalu, a one tak potrzebują ruchu. Wspięła się na drugie piętro
gdzie znajdował się oddział dziecięcy, rozejrzała się po żółto-pomarańczowym
korytarzu ozdobionym pracami dzieci. Uśmiechając się lekko widząc na jednym z
nich swoją podobiznę z patykowatymi palcami i dziwnie kanciastą twarzą, ale
różowa czupryna sprawiała, że nie można było jej z nikim innym pomylić. Chyba,
że z matką, ale ona rzadko zajmowała się najmłodszymi pacjentami.
Coś jednak było nie tak. Gdy tylko wkroczyła na to piętro
powinna zaraz zostać zauważona przez dzieci. Z braku innych rozrywek, zwykle
pilnie obserwowały kto przychodzi i wychodzi z oddziału, a teraz na korytarzu
nie było żadnego ciekawskiego malucha. Dziwne. Zajrzała do najbliższych sal,
były puste. Wtedy usłyszała głośny, gromki śmiech dobiegający z końca
korytarza. Poszła w tamtym kierunku już nieco uspokojona. Rzadko słyszy się
śmiech w takim miejscu, była ciekawa co jest tego przyczyną. Po chwili
przekonała się na własne oczy co, a raczej kto. Weszła w ostatnie drzwi na
końcu korytarza, gdzie znajdowała się świetlica wypełniona dziećmi w piżamkach.
Większość stolików została odstawiona na bok by stworzyć wolną przestrzeń do
zabawy. Pośród chmary dzieci górowała męska postać z prześcieradłem zawiązanym
pod szyją jak peleryną i wielkim, słomianym kapeluszem na głowie z
przywiązanymi kolorowymi frędzlami i zielonym piórkiem. Śpiewał najgłośniej,
podskakiwał i gestykulował w takt rymowanki:
-Jedna łapa, druga łapka
Ja jestem niedźwiadek,
Jedna nóżka, druga nóżka,
A tu jest mój zadek
Lubię miodek, kocham miodek
Podkradam go pszczółkom
Jedną łapką, drugą łapką
A czasami rurką.
To był uroczy widok, dzieci i
barczysty mężczyzna bawiący się w najlepsze. Sayame nie mogła się nie
uśmiechnąć. Nie tylko ona, usłyszała ciche chichoty, spojrzała w tamtą stronę. Przy
stolikach przy ścianie siedziało kilkoro dzieci, większość z nich na wózkach
inwalidzkich. Wśród nich Sayame dostrzegła kasztanową burzę włosów należącą do
Yume, która składała orgiami z wielkich, kolorowych kartek, pouczając przy
okazji innych przy stoliku co mają robić. Młodsze nie mogły się niestety skupić
na tym co robiły, bo obserwowały zabawę pozostałych i co rusz chichotały.
Towarzyszyły im kobiety popijające kawę z papierowych kubków i z rozbawieniem
przyglądały się wywijającemu pośród dzieci mężczyźnie w kapeluszu. Były to
matki maluchów, które pomieszkiwały niemal w szpitalu by dodać otuchy swoim
pociechom w chorobie.
-Dzień dobry, Sayame-chan. Usiądź
z nami. – do różowowłosej zwróciła się znana jej starsza kobieta, robiąc jej
miejsce przy stoliku. Haruno ją znała, była stałą bywalczynią szpitali, a
właściwie jej 6-letni synek Toshi, chorujący na astmę. Chłopiec często łapie
różne infekcje i jego stan bywał na tyle poważny, że musiał być
hospitalizowany. Pani Kumiko wydawała się bardzo zmęczona, podobnie jak inne
kobiety, które muszą patrzeć na cierpienia swoich dzieci, teraz jednak wydawały
się, odprężone. Czyżby dzięki tamtemu człowiekowi?
- Widzę, że dzieci mają niezłą
frajdę. Skąd panie wytrzasnęły tego dziecięcego wodzireja? – zaczęła Sayame
- Nie. To nie my go
sprowadziłyśmy. – pokręciła głową niska brunetka i dodała z uśmiechem– Sam
tutaj wpadł z okrzykiem: „Wesołych Świąt! Przyniosłem prezenty dla grzecznych
dzieci!”
- A maluchy na to: „Przecież
dzisiaj nie ma żadnych Świąt!” – kontynuowała z chichotem pani Emi
- „A to przepraszam. Idę stąd.”
Oznajmił nasz przybysz i odwrócił się do wyjścia.
- Wtedy dzieci przypadły do niego
prosząc żeby im chociaż te prezenty zostawił. Huncwoty nasze. – kobieta
pokręciła głową z rozbawieniem.
- No i tak się zaczęło. Jest tu
od rana i w ogóle nie widać by był zmęczony albo znudzony. To niespotykane,
żeby młody chłopak miał takie podejście do dzieci. – w głosie pani Kumiko
słychać było wielkie uznanie
- Rzeczywiście, ale kto taki? –
spytała się Sayame
- Kazał mówić na siebie Jizo-san,
albo Wielki Brat Jizo. – odpowiedziała Emi – O idzie tutaj.
Rzeczywiście, dzieci obecnie
siedziały po turecku na podłodze jedynie wodząc wzrokiem za swoim opiekunem, a chłopak
podszedł do ich stolika ściągnął kapelusz przed kobietami i ukłonił się do nich
dwornie, wymachując przy tym nakryciem głowy.
- Witam serdecznie jedną z moich
wybawicielek. Miło znowu ciebie spotkać Sayame-san. – zwrócił się do
różowowłosej, wytrzeszczyła w zdumieni oczy, gdy rozpoznała jego twarz.
- Sei.. – nie dane jej było
dokończyć, bo niewidomy chłopak zakrył jej usta dłonią
- Cii.. Tutaj jestem Jizo-san,
wielki, boski opiekun dzieci. – wyszeptał brat Rikuo kładąc palec na usta
– Proszę zachowaj moją tożsamość w
sekrecie. – ściągnął dłoń po czym zwrócił się do pozostałych kobiet.
- Najmocniej przepraszam łaskawym
panią, że przerywam spożywanie smolistego naparu zwanego powszechnie kawą, ale
musze zamienić słówko z naszą drużyną specjalną. – wygłosił Seiran wskazując na
dzieci zajęte składaniem papieru.
- Proszę bardzo, nie
przeszkadzajcie sobie. – odparła pani Emi z uśmiechem, chłopak kiwnął głową po
czym pochylił się nad dziećmi.
- Jak wygląda sytuacja?
Wykonaliście zadanie specjalne? – spytał konspiracyjnym szeptem, tak naprawdę
tak głośnym, że wszyscy słyszeli. Yume rozejrzała się po towarzyszących jej
dzieciach, które niepewnie rozglądały się po sobie, wyprostowała się dumnie i
pokazowym tonem oznajmiła.
- Reprezentant grupy specjalnej,
Hoshizora Yume, oznajmię, że zadanie wykonane.
- Spocznij, Reprezentancie! A teraz
proszę o rozdanie kapeluszy specjalnych. – rzekł salutując przy tym.
- Tak jest! – odparła Yume nie
mogąc powstrzymać uśmiechu, po czym zwróciła się po cichu do różowowłosej – Ej,
Sayame, weź kapelusze spod stolika i podaj je.
Haruno przez chwile nie zrozumiała
o co chodzi, ale kiedy zobaczyła jak pozostałe kobiety układały na kolanach
dzieci papierowy kapelusze zaraz pojęła o co chodzi. Dopiero teraz zauważyła,
że pod ławkami jest mnóstwo kolorowych wyrobów. Pozbierała kilka i podała Yume,
która podjechała trochę niepewnie do siedzących dzieci i zaczęła przybierać im
głowy, podobnie robiły pozostali na wózkach, było z tym sporo śmiechu, bo duża
część kapeluszy zakrywała oczy, a nawet całe twarze maluchom. Musiano szukać na
kogo będzie pasować, a każdy był inny. Szpiczasty jak u wróżki, szeroki i
płaski jak u Jizo-sana, czy też jak kapitana statku, lub taki jak u malarza gdy
maluje się sufit, albo bardziej przypominały łódki. Wszystkie kolorowe i
wesołe.
- Dobra każdy ma już coś na
głowie? – spytał Seiran – Nie mam na myśli kredytu do spłacenia.
Dzieci odpowiedziały mu wspólnym
potakiwaniem
- Ktoś coś mówił czy to komar
zdechł przed chwilą? – zielonowłosy zmarszczył brwi przykładając dłonie do uszu
– Głośniej proszę, stary już jestem. Macie wszyscy kapelusze?
- TAAAAK!!!!!!!!!!!! – krzyknęły
gromko dzieci, a przez Seirana przebiegły drgawki zatkał sobie uszy i padł na
podłogę przy akompaniamencie śmiechu
- Ej no wiecie! Prawie ogłuchłem!
– warknął z oburzeniem, co dzieci skwitowały znowu chichotem– Na przyszłość
mnie uprzedźcie, zabiorę sobie słuchawki. – dodał zbierając się z podłogi w
jego rękach pojawiła się gitara
- Dobra, to teraz kilku silnych
ochotników będzie prowadzić pojazdy drużyny specjalnej, ustawiamy się w grupy
do każdej po sześcioro. Tak, tak, w ten sposób. Robimy kółeczka, tylko nie
jeździmy po stopach, bo wtedy dajecie fanta. Wszyscy gotowi? OK, wyobraźcie
sobie, że jesteśmy teraz w wielkim zielonym lesie, szumią drzewa, ptaki wesoło
ćwirkają.. O zobaczcie! Wiewiórka przyszła się z nami przywitać! - rzeczywiście
na ramieniu Seiran pojawił się Suta, ku uciesze dzieci, przebiegł po chwili na
jego głowę, a chłopak kontynuował – Jak widzicie wszyscy mamy cudaczne
kapelusiki, a zgadnijcie kto takie może mieć? Może mamy wam opowiadały o
pewnych tajemniczych mieszkańcach lasu, którzy pokazują się tylko wybranym i
strzegą porządku? Co? Kojarzycie? Są niewielkiego wzrostu, bardzo pracowite,
pomagają mieszkańcom lasu.. No, kto wie? – dzieci szeptały między sobą aż w
końcu ktoś wykrzyknął ze swoistą dziecięcą ekscytacją
- Krasnale!?
- Dobrze! Barwo kolego! –
przyklasnął Seiran – Teraz jesteśmy kompanią krasnoludków na patrolu lasu, a
jednocześnie przejażdżce znakomitym gościom lasu. – wskazał na dzieci na
wózkach. – Aby umilić sobie drogę śpiewamy wesołe piosenki – zaczął wygrywać
jakiś rytm na gitarze i zaczął śpiewać, a po chwili dołączyły do niego dzieci
-My jesteśmy krasnoludki,
Hopsa sa, hopsa sa,
Pod grzybkami nasze budki,
Hopsa, hopsa sa,
Jemy mrówki, żabkie łapki,
Oj tak tak, oj tak tak,
A na głowach krasne czapki,
To nasz, to nasz znak.
Gdy ktoś zbłądzi, to trąbimy,
Trutu tu, trutu tu,
Gdy ktoś senny, to uśpimy,
Lulu lulu lu,
Gdy ktoś skrzywdzi krasnoludka,
Ajajaj, ajajaj,
To zapłacze niezabudka,
Uuuuu.
Hopsa sa, hopsa sa,
Pod grzybkami nasze budki,
Hopsa, hopsa sa,
Jemy mrówki, żabkie łapki,
Oj tak tak, oj tak tak,
A na głowach krasne czapki,
To nasz, to nasz znak.
Gdy ktoś zbłądzi, to trąbimy,
Trutu tu, trutu tu,
Gdy ktoś senny, to uśpimy,
Lulu lulu lu,
Gdy ktoś skrzywdzi krasnoludka,
Ajajaj, ajajaj,
To zapłacze niezabudka,
Uuuuu.
- Dobra, świetnie wam idzie. A
teraz idziemy, tak jak wcześniej wam pokazywałem. – podśpiewując dzieci zaczęły
zataczać koła wózkami idąc w szeregu podrygując czasem w rytm muzyki
Sayame przyglądała się w
zdumieniu Seiranowi, nie tego spodziewała się po synu Sasuke Uchihy. Z tego co
słyszała był on zawsze poważny, dumny, zamknięty w sobie, tajemniczy, a do tego
zabójczo przystojny. Żadna z tych cech nie pasowała do zielonowłosego
wygłupiającego się z bandą małolatów. Im dłużej przyglądała się Seiranowi tym
mnie prawdopodobne wydawało jej się, że jest spokrewniony z Uchihą. Szczególnie
z wyglądu, kwadratowa szczęka, opalona na ciemno twarz od słońca i wiatru,
dołeczki w policzkach gdy tylko się uśmiechnął, prosty nos, zupełnie nie
przypominał czarnowłosego Uchihy o obliczu, które mogłoby posłużyć za wzór dla
artysty-malarza do portretu anioła, mrocznego anioła, jeśli wierzyć słowom
kobiet z wioski. Seiran w żadnym wypadku go nie przypominał, pozostała dwójka,
Izumi i Rikuo, odziedziczyła po ojcu pewne widoczne cechy. W takim razie
dlaczego mówili do niego „bracie”?
- Dzieciaki, obiad! Wystarczy już
tej zabawy! – przez dziecięcą rymowankę przebił się głos dyżurnej pielęgniarki,
która wjechała na sale wielkim srebrnym wózkiem, z którego unosiły się kłęby
pachnącej pary.
- Ale my nie jesteśmy głodni. –
odezwał się jakiś chłopiec
- Tak, chcemy jeszcze się bawić.
Bracie Jizo, niech brat powie siostrze Mariko, żeby przyszła później. – na
ramieniu Seirana uwiesiła się jakaś dziewczynka
- Tak sądzicie, że lepiej nic nie
jeść? – spytał się zielonowłosy podpierając dłonią brodę – No ja bym tak nie
mógł. Ale skoro uważacie, że wytrzymacie bez obiadu.. Ok. Siostro, proszę
zabrać ten obiad, a także galaretkę owocową.
- Galaretka owocowa? Naprawdę?!
- Ale ja bym chętnie zjadła.
- Prosimy o galaretkę!
Dzieci przekrzykiwały się
podekscytowane z myślą o słodkim deserze.
- Ale, ale. Jak to? Desery z tego
co wiem daje się po skończonym posiłku. A wy nie chcecie jeść obiadu, a więc z
tego wynika..
- Nie, nie! Chcemy jeść! Tak,
głodni jesteśmy! Zjemy wszystko, a potem deser. A nawet dwa! – Seiranowi
przerwały okrzyki dzieci
- Doprawdy? W takim razie
kompania krasnoludków, baczność! Stoły i krzesła równo ustawić! Pamiętajcie, im
szybciej skończycie tym szybciej dostaniecie deser. – wydał rozkaz, a dzieci z
zapałem zabrały się do sprzątania. Wspólnymi siłami i pomocą starszych
doprowadził świetlicę do poprzedniego stanu.
- Kim jest ten cudotwórca? –
spytała się jedna z pielęgniarek spoglądając z podziwem na Seirana – Przecież te
dzieci nigdy nie sprzątają po sobie, a już na pewno z takim zapałem.
- To cudowny, boski opiekun
dzieci Jizo-san. – odpowiedziała Yume przejeżdżając obok kobiet
- Spadł nam tu prosto z nieba.
- Tak i to dosłownie, drogie
panie. – odezwał się obiekt ich rozmowy, który znikąd pojawił się przy nich –
Trochę się przy tym obiłem jak widać. - wskazał na swój zasiniony policzek
jakby to było trofeum – Z pośpiechu zapomniałem założyć skrzydła, no i
zaliczyłem bliskie spotkanie z ziemią.
- To naprawdę wspaniałe co pan
zrobił dla tych dzieci, Jizo-san. – powiedziała młoda pielęgniarka
- A tam, trochę śpiewania,
rymowanek i prostych gierek. Nic takiego. W większości to było improwizowane,
bo nie przygotowałem się zbyt dobrze. Miałem trochę wolnego czasu rano i nie
wiedziałem co by tu zrobić do.. zaraz. – nagle zamilkł i spoważniał
- Czy coś się stało? – spytała
zaniepokojona pani Kumiko widząc nagłą zmianę w twarzy chłopaka
- Która jest godzina?
- 13:15 – odparła jedna z
pielęgniarek, na to Seiran złapał się za głowę
- O kur..czaczek! – wykrzyknął w
porę powstrzymując się od przekleństwa, kobiety zdziwione przyglądały się
młodzieńcowi, który wyraźnie oklapnięty siadł na krześle
- O co chodzi? Powiedz może ci
jakoś pomożemy.
- Nie to przez to, że straciłem
rachubę czasu. Bo widzą panie, ja byłem umówiony na wizytę lekarską. Chcę
zdobyć status shinobi i mi potrzebne jakieś zaświadczenie zdrowotne, czy coś w
tym stylu. Teraz pewnie już mnie ten doktor nie przyjmie. – uderzył głową o
blat stołu załamany – Ale ja głupi jestem, przecież specjalnie mi ułatwili i
mnie zapisali na wizytę, wystarczyło przyjść. Sprawiam jedynie kłopoty panu
Hokage.
- Och nie martw się. Na pewno da
się to jakoś załatwić. – odezwała się Emi kładąc mu dłoń na ramieniu
- Przychodnia będzie otwarta od
14, bo teraz jest przerwa obiadowa. – powiedziała pokrzepiająco pielęgniarka –
Na pewno jakiś lekarz cię przyjmie.
- 14? Ale wtedy miałem odebrać
rodzeństwo ze szkoły. – powiedział przygnębiony Seiran – I obiecałem im, że
będziemy razem trenować, wolałbym nie zmieniać planów.
- Ale przecież to nie twoja wina.
Tak wspaniale zajmowałeś się dziećmi..
- Tak przy zabawie czas leci
szybciej. – westchnął Seiran – Proszę się nie martwić, to była sama przyjemność
z mojej strony. Dzieciaki są naprawdę świetne.
Mimo to kobiety czuły się winne,
że nie mogą jakoś pomóc. W końcu to ich pociechy zabrały czas temu przemiłemu
młodzieńcowi. Wtedy wzrok jednej z pielęgniarek padł na siedzącą cicho Haruno.
- Sayame, jesteś przecież
stażystką i wykonujesz też takie badania.
Różowowłosa myślała, że zapadnie
się pod ziemię kiedy wszystkie pary oczu skierowały się na nią. Miałaby pomagać
synowi tego zdrajcy i tchórza? Nawet jeśli jest zupełnie inny. Chce zostać
shinobi? Proszę bardzo, ale ona nie przyłoży do tego ręki. Niech czeka do jutra
na jakiegoś innego lekarza. Co z tego, że jest uroczy, zabawny i ma podejście
do dzieci. Możliwe, że to tylko pozory żeby zaimponować wszystkim wokoło,
przecież już przy ich pierwszym spotkaniu rzucał jej jakieś teksty. Pewnie
Sasuke też używał takich sztuczek wobec kobiet aby je sobie omotać wokół palca,
a później porzucać. Ten Seiran jest pewnie jeszcze gorszy, bo używa dzieci by
zmiękczyć ich serca. Już chciała powiedzieć, że skończyła dyżur, gdy kobiety
zaczęły mówić:
- Och, to świetny pomysł!
- Na pewno nie będzie to żaden
problem, prawda Sayame-chan?
- Zrób przysługę naszemu
Jizo-sanowi. Zasłużył sobie.
- Właśnie, dał tyle radości
dzieciom. Zrobisz to prawda Sayame-chan?
- Przecież to na pewno nie zajmie
wiele czasu.
Haruno pod naporem tylu ciosów
czuła się całkowicie zagubiona. Wolała przemilczeć całą tą sytuacje, lecz wtedy
usłyszała swój własny głos:
- W porządku. Mogę to załatwić. –
sama nie wierzyła we własne słowa, czuła się jakby zdradziła samą siebie, ale z
drugiej strony już tego nie odkręci. Słowo się rzekło.
- Naprawdę Sayame-san? Nie sprawi
ci to kłopotów? – spytał Seiran, który pojawił się przed nią i przyklęknął –
Będę ci niewymownie wdzięczny.
- No, dobrze. – mruknęła
różowowłosa, choć miała ochotę odmówić to widok zasnutych mgłą oczu i
błagalnego wyrazu twarzy obudził w niej pokłady litości. Tak sobie przynajmniej
tłumaczyła swoją słabość, bo w końcu ma do czynienia z osobą niepełnosprawną, a
takim należy się więcej empatii choćby ich rodzice byli skończonymi draniami. –
Chodźmy do gabinetu, będę musiała jeszcze znaleźć twoje papiery. – Sayame
wstała i skierowała się ku wyjściu.
- Oczywiście, na pewno się
odwdzięczę Sayame. Tylko pożegnam się z dzieciakami. – uśmiechnął się
zielonowłosy po czym zwrócił się do małych pacjentów.
- Moje drogie krasnoludki,
niedźwiadki, pszczółki, królewny i książęta. Muszę was niestety opuścić. – po
świetlicy rozległ się jęk zawodu – Przykro mi, ale Wielki brat Jizo, musi się
udać w dalszą podróż. Ale nie martwcie się przyjdę do was jutro. Jeśli nie
będziecie sprawiać kłopotów panią pielęgniarkom i lekarzom. Pamiętajcie, że ja
wszystko usłyszę, więc radzę być grzecznymi, bo inaczej nie będzie
niespodzianki.
- Jakiej niespodzianki? –
zaciekawiły się zaraz dzieciaki
- Niespodziankowej, ale takiej
tylko dla grzecznych dzieci. Więc ja już idę. Smacznego życzę i do widzenia. –
chłopak pomachał dzieciom w ich akompaniamencie pożegnania i zamknął drzwi, za
którymi czekała na niego już Sayame. Widząc młodego mężczyznę zaraz ruszyła
szybkim krokiem przed siebie w myślach nie mogąc sobie darować, że dała sobą
tak zmanipulować. Nie odwróciła się ani razu żeby spojrzeć czy Seiran idzie za nią. Gdy dotarła na dół
wyciągnęła z recepcji nowo założoną kartę Miyagiego i skierowała się szybko do
gabinetu, zaraz za nią wszedł zielonowłosy.
- Zamknij drzwi. – rzuciła
wyjmując z szuflady przybory potrzebne do badania kontrolnego, stetoskop,
ciśnieniomierz, formularz, który wypełnić powinien pacjent, ale w przypadku
Seirana ona będzie musiała to zrobić – Przechodziłeś choroby zakaźne w
dzieciństwie?
- Ospa, różyczka i świnka? Aha,
przechodziłem. Miałem wtedy 10 lat i wszystko było jedno po drugim i to
dokładnie w tej kolejności. Miałem przez to ksywkę „Zarazek” dopóki..
- Miałeś jakieś operacje?
Wycięcie wyrostka, migdałków? – pytała dalej Sayame zakreślając coś w karcie
nie podnosząc znad niej wzroku
- Migdałki były na miejscu kiedy
ich ostatnio używałem, co do wyrostka to dawno przestałem nim być jak widać. –
odparł dumnie gdy różowowłosa milczała
wymownie dodał – Nie miałem takich operacji.
- Nie masz stwierdzonej
niepoczytalności czy chorób psychicznych?
- Poza chwilowymi napadami
„głupawki” jak to nazywał tata to raczej nie.
- Dobrze, a teraz proszę stanąć
na wadze. – Haruno spięła się lekko gdy wspomniał o swoim ojcu, ale nie dała
tego po sobie poznać
- A gdzie ona jest? – Spytał
zielonowłosy kręcąc głową jakby rozglądając się po gabinecie, Sayame chrząknęła
- Daj rękę podprowadzę cię. –
mruknęła z trudem chowając niechęć pomogła mu stanąć na metalowej wadze.
Chłopak nie przestawał się przy tej czynności uśmiechać
- Żeby taką gapą być, oj źle ze
mną pani doktor. Czy mam jakieś szanse? – spytał z udawaną rozpaczą
- Stój prosto. Teraz zmierzę twój
wzrost. – powiedziała zapisując wagę na karcie i wysuwając przymocowany do wagi
metalowy drążek z miarką. Szybko spisała wymiary. – Teraz usiądź i rozbierz się
do pasa.
- Tak teraz? Bez gry wstępnej?
- Mam chłopaka. I skończ z tymi
głupimi odzywkami. – warknęła naciągając mu na ramię pasek ciśnieniomierza
- Sayame-san, przecież tylko
żartuje. Wiem, że jesteś z tym shinobi, Asagim. Czy ja cię w czymś uraziłem? Czy
może coś się stało? – spytał zaniepokojony Seiran
- Nie dlaczego tak sądzisz?
Traktuje cię jak każdego pacjenta. – odparła spokojnie Haruno
- Nie mówię o tym. Nie mam nic do
wykonywanej przez ciebie pracy. Po prostu wyczuwam, że jesteś podenerwowana.
Mam wrażenie jakby panowała burza w twoim sercu. Niepokój, wyrzuty wobec kogoś,
do tego złość. Wszystko to miesza się razem odkąd mnie rozpoznałaś podczas
zabawy z dzieciakami. O co chodzi? – powiedział z troską czym zbił z tropu
Sayame, skąd on to wszystko wiedział? Co miałaby mu powiedzieć? Przez twojego
ojca moja matka się upiła i zaczęła robić mi wyrzuty, że pojawiłam się na
świecie czym zapewne zniszczyłam jej młode życie.
- O nic. – burknęła spisując
wysokość ciśnienia, idealne jak u zdrowego młodego mężczyzny – A teraz cię osłucham. Nie miałeś żadnych
problemów z oddychaniem po ciosie od Hyuugi-senpai?
- Nie, poskładano mnie tutaj na
tip-top. Powiesz mi w czym rzecz Sayame? To coś związanego ze mną i moimi
bliskimi? – zapytał znowu
- Muszę cię osłuchać, więc nie
odzywaj się. Oddychaj głęboko. – zbyła jego coraz bardzie krępujące ją pytania.
Chciała żeby już sobie poszedł i dał jej święty spokój. Szkoda, że nie mogła
wpisać żadnych zastrzeżeń do jego stanu zdrowia i kondycji. Serce biło jak
dzwon i nie wychwytywała żadnych szmerów w płucach. – Dobrze teraz odwróć się.
– chciała powtórzyć badanie i odesłać Miyagiego, lecz znieruchomiała zszokowana
gdy zobaczyła jego plecy. Blizny. Cienkie jasne bruzdy odznaczały się wyraźnie
na tle ciemniejsze skóry, jak sieć pająka. Nigdy takich nie widziała na własne
oczy, ale wiedziała jaki przedmiot takie pozostawia.
- Pani doktor pierwszy raz widzi
ślady po bacie? – odezwał się Seiran z nutą ironii – Zapomniałem cię o nich
uprzedzić, proszę o wybaczenie.
- Kto ci to zrobił? – szepnęła
Sayame bezwiednie dotykając jasnych blizn, nie mogła oderwać wzroku od jego
pleców. Na pewno były stare, dawno zagojone. Gdzieniegdzie dopatrzyła się
również charakterystycznych znamiona po oparzeniach.
- Pewni źli ludzie. A co
myślałaś? – odparł
- Jak twój ojciec mógł na to
pozwolić? – spytała ze złością
- Nie wiem. Może nie wiedział,
może zginął zanim się o tym dowiedział. Nie miałem możliwości go spotkać. – powiedział ponurym tonem
- O czym ty mówisz? Nie znasz
swojego ojca? – zapytała zdziwiona, ale coś zaczęło jej świtać. Nim zdołała się
powstrzymać rzuciła jeszcze – Nie-nie
jesteś synem Uchihy?
- Jakiego Uchihy? A tego! No coś
ty! – wybuchł niepochamowanym śmiechem – Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy?
Przecież nie jesteśmy do siebie ani trochę podobni. Ja jestem o wiele
przystojniejszy. - wyszczerzył się do zszokowanej Sayame
- No, bo.. Rikuo i Izumi.. Mówią
ci „bracie” i tak jakoś.. – powiedziała niepewnie czerwieniąc się lekko
- Czy brak pokrewieństwa
uniemożliwia nam bycie rodziną? – zielonowłosy wzruszył ramionami - Haruno.. No tak. – zamyślił się przez
chwilę – Twoja matka należała z wujaszkiem do tej samej drużyny, siódmej,
prawda? Sakura Haruno. Przepraszam, że nie skojarzyłem miewam napady sklerozy.
Więc to o to chodzi, tak? Masz za złe Sasuke Uchisze, że opuścił wioskę
aranżując swoją śmierć?
- Poniekąd tak. – powiedziała cicho
różowowłosa, nie było sensu zaprzeczać skoro ją rozpracował. W głowie kołatało
się jej wiele pytań, zbyt wiele.
- Skończyłaś już, pani doktor?
Czy mamy jeszcze jakieś badania? – pacjent wyrwał ją z zamyślenia
- Nie, to już wszystko. –
odpowiedziała podchodząc do biurka by wypełnić resztę papierów ciekawość jednak
paliła ją od środka – Więc Sasuke cię przygarnął gdy byłeś dzieckiem? Ale skąd
te blizny?
- Hola, hola! Myślisz, że ci
wszystko powiem tak bez niczego? Ty nie byłaś zbyt rozmowna.
- Bo to osobiste sprawy.
- A moje życie i dzieciństwo nie
jest osobiste? – spytał ubierając się pośpiesznie – Która godzina?
- 13:45. Masz racje, przepraszam.
– powiedziała ze spuszczoną głową, przygryzła dolną wargę – Sasuke Uchiha
zranił wiele osób w tym moją matkę i ja także mam do niego żal, bo poniekąd
przez niego wychowywałam się bez ojca.
- Nie ma go tu, wiec gniew i
gorycz przekierowałaś na jego potomstwo. – podsumował spokojnie Seiran – Jest
tu gdzieś w Konosze przytulna kawiarnia otwarta do późna?
- Tak, „Kawiarnia pod Aniołem”.
Dlaczego pytasz? – Sayame była zbita z tropu ostatnim pytaniem
- Teraz nie mam czasu na poważne
zwierzenia życia, bo mam pójść po dzieciaki. Ale wieczorem na spokojnie sobie
porozmawiamy. Spotkamy się o 19, pasuje? Super. Mamy sobie dużo do
opowiedzenia, prawda? W takim razie na razie Sayame. Mam nadzieje, że
przyjdziesz, bo ja również chciałbym się paru rzeczy dowiedzieć o moim
przybranym ojcu. – po tych słowach wyszedł machając i uśmiechając się uroczo
zza zamykających się drzwi, nie dając młodej Haruno dojść do słowa.
Dziewczyna opadła ciężko na
krzesło nie wiedząc do końca co ma myśleć. Westchnęła głośno. Chłopak nie dał
jej wyboru, jeśli chce się czegoś dowiedzieć musi pójść na to spotkanie. Co
jakoś nie bardzo jej się uśmiechało, mimo wszystko nie potrafiła zaufać
zielonowłosemu. Pewnie nakarmi ją jakimiś kłamstwami, że Uchiha to cudownie
odmieniony człowiek o anielskim sercu. O nie! Nie da mu się omamić! Pokarze mu
kim był i jest dla niej Uchiha! Zobaczymy co na to powie, Wielki Brat Jizo.
Ciekawe czy będzie mu nadal do śmiechu gdy dowie się prawdy o swoim przybranym
ojcu.
Chociaż zdecydowanie bardziej preferuje opowiadania o NaruHina heh gdzie oni są głównymi bohaterami to nawet miło mi się czyta twoje opo :) ale na boga tylko mi nie mów że chcesz Sayame i Seirena wyswatać bo zdążyłem polubić już Asagiego a to by było nie fer w stosunku do niego :) noi oczywiście chciałbym wiecej NaruHina w tym opo heh fajnie by było to tyle :)
OdpowiedzUsuńZnów z opóźnieniem ale jestem. Rozdział super już bym chciała następny. Strasznie jestem ciekawa przebiegu ich rozmowy. Sakurka ładnie popiła ale żeby takie rzeczy swojemu dziecku mówić? Przegięcie... Z niecierpliwością czekam na nekst. Pozdrawiam cieplutko i życzę dużo weny :)
OdpowiedzUsuńHej!!! Blogger mnie nie powiadomił o twoim rozdziale! Co za… nienawidzę go… wchodzę sobie do ciebie kulturalnie, aby opieprzyć za zastój (bo nadrobiłam wszystko co musiałam xD) a tu się okazuje, że najbardziej zalegałam u ciebie :O Było opierdzielić! „Soli, durniu, nowy rozdział dodałam!” pozwalam, a nawet nakazuję ci słać takie komunikaty do mnie w razie, gdyby to się powtórzyło :)
OdpowiedzUsuńNo więc przechodzę do sedna :D
Sakura i jej rozterki miłosne… no nie lubię jej, ale jak można jej nie rozumieć? W końcu facet, którego kochała całe życie wybrał sobie inną i to z nią odbudowuje klan… no dobra, w sumie jednak nie kumam o co się złości, przecież ma córkę z innym, tylko nie wiadomo z kim, nawet Sayame nie wie… czyżby Sakura została zgwałcona…? Albo zadała się z jakimś dziwkarzem…? Interesujący wątek :D Ino i Hinata w roli najlepszych przyjaciółek, a gdzie lody? Chusteczki? Wyciskacze łez? Toż to musi być! :D a tak poważnie to im współczuję… sama kiedyś pocieszałam przyjaciółkę po rozstaniu… tragedia… wtedy wiedziałam, że nie nadaje się na poważnego pocieszyciela xD może kiedyś to wykorzystam na blogu to zobaczysz xD
W wątku z Seiranem zauważyłam błąd! „dom zaprojektowany w starym stylu (…) salą do ćwiczeń w środku i na zewnątrz” I „Nie zapytał gdzie znajdują się pola treningowe za wioską. (…) Nie będzie przecież siedział cały czas w domu, bo zanudzi się na śmierć” Przecież mógł sobie ćwiczyć w domu xD znaczy dobra, mógł nie widzieć, że ma coś takiego w domu xD sprawa z tym zwojem ciekawa, ale Sasuke raczej przeżył, przecież on taki fajny i niezniszczalny :P zresztą już zaczęłaś jego wątek i raczej na takiej akcji nie skończysz :P jestem ciekawa jego dotarcia do wioski ^^ Seiran pewnie za bardzo się przejmuję, ale miło się czyta o takim zadbaniu o rodzeństwo <3 porusza mnie to :D I ta jego dobroć dla chorych dzieci <3 ja bym nie przeszła obojętnie wobec takiego człowieka, wyczuwam romansik między nim, a Sayame xD sorry Asagi, ale sam widzisz, że mają się ku sobie :P dodatkowo zaczęła go leczyć x) to zgłosiła się jej podświadoma część, uuu ♥ w sumie to też się dziwiłam, że bierze go za syna Sasuke, na moment nawet zwątpiłam czy się mylę, ale na szczęście nie :P jestem typem człowieka, który lubi mieć racje xD w każdym razie te pręgi z bicza na jego plecach… :O jak można było go tak oszpecić… chamidła jedne, al4e coś czuję, że to też ma jakieś znaczenie w historii ;)
No i umówili się na randkę xD ciekawe jak ona przebiegnie :P
Tyle ode mnie, czekam na następny rozdział :D
Życzę dużo weny, czasu, ochoty i przyjemności z pisania :D :*
Pozdrawiam!
Hej :) Kiedy będzie następny rozdział?
OdpowiedzUsuńCiężko mi powiedzieć. Ostatnio nie mogę się zebrać do pisania, ciągle jest coś innego do zrobienia.. Ubolewam nad tym, że zaniedbuje tego bloga, ale postaram się poprawić, na pewno nie porzucę tej historii. Ponadto w głowię zrodził mi się pomysł na One-shota NaruHina :D zobaczę co z tego wyniknie :)
UsuńW takim razie życzę duuużo wolnego czasu i weny :) one-shot NaruHina już się nie mogę doczekać :D jak już dodasz to możesz mnie powiadomić u mnie na blogu z góry dzięki. Pozdrawiam cieplutko :)
UsuńHej, jestem Ronny i jestem zafascynowana twoim blogiem.
OdpowiedzUsuńSzczerze nie lubie tego typu opowiadan, wole pokolenie Naruto, w takich opowiadaniach nowe pokolenie przysłania uprzednich głównych bohaterów. Sądziłam więc, że pewnie wejde i zaraz wyjde bo przecież jak nie czytuje takiej kategori to i ten blog nie zyska mojej sympati. To tak jakby powiedziec, nie lubie brukselek, nigdy nie spróbowawszy. Chociaż nie to zły przykład, bo brukselki jednak nie są dobre. Dobra wracając na dobry tor mojej wypowiedzi. Nic bardziej mylnego nie mogło mi przyjść do głowy. Bo opowiadanie, przypadło mi do gustu.
Przed wakacjami skończyłam czytać ale nie zdąrzyłam skomentować bo nie miałam czasu, więc pomyślałam że zrobię to jak wrócę. I chciałam, a tam patrze ile Kasia dodała rozdziałów, więc powoludku zaczełąm nadrabiać i w końcu moge skomentować.
Bardzo polubiłam Sayame i Asagiego( wybacz jeśli zle napisałam) pasują do siebie i mam nadzieje ze jednak nie zamierzasz go sparingować z Sairenem. No i Sasuke, kurde jak mógł, znaleźć szczęście u boku innej. No jak, nie lubie już jej, kimlkolwiek jest i jego dzieci. Tak dla zasady.
Masz bardzo dobry styl, na początku myślałam, że historia jest nie dokonca dopracowana, za duzo postaci na raz, trudno ich wszystkich spamiętać i woogole. A ty mnie znowu zaskoczyłąś.. Bo historia była dopracowana na ostatni guzik a z biegiem czasu, nauczylam się ich imion.
Zapraszam również do mnie:
opowiadania-ronie.blogspot.com
pulaka-ilzuji.blogspot.com
Pozdrawiam serdecznie :)
Witam,
OdpowiedzUsuńdopiero natrafiłam na ten blog i niestety wiele nie przeczytałam, a na dodatek teraz akurat nie mam za dużo czasu, ale przeczytałam kawałek i bardzo mi się spodobało, więc jak tylko znajdę czas to będę nadrabiać....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Na spisie Świat Blogów Narutomania pojawiły się wyniki konkursu wakacyjnego. Zapraszam do zapoznania się z nimi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
http://swiat-blogow-narutomania.blogspot.com/
Bardzo dobry wpis. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń