Mikomi Uzumaki i Yume Hoshizora po przedstawieniu bynajmniej
nie dołączyły do grupy, która przyjmowała gratulacje ani tej wymykającej się
chyłkiem do bazy Arkadii. Obie klucząc miedzy kolorowymi straganami i wesoło
bawiącymi się ludźmi opuściły tereny parku przeznaczonego na festiwal wbiegły
na uliczki Konohy, które im dalej się w nie zagłębiały to pustoszały coraz bardziej.
W końcu dotarły do celu- dzielnicy klanu Hyuuga.
- Mam nadzieje, że Haruto jeszcze nie śpi – odezwała się
Yume
-Coś ty. Przecież pali się światło. – powiedziała młoda
Uzumaki podchodząc do drzwi by zapukać, lecz te otworzyły się, a na progu
stanął opatulony kocem ciemnowłosy najwyżej 5 letni chłopiec o
charakterystycznych białych oczach.
-Mikomi one-san! – oczy chłopca rozjaśniły się – Jednak
przyszłaś!
-Haru-chan! Nie powinieneś wstawać! – fuknęła rudowłosa –
Chcesz się jeszcze bardziej rozchorować? – To mówiąc podeszła do chłopca i
zawróciła go do domu.
- Nic mi nie jest. Mama przesadza, powinna mnie puścić na
zabawę. Jestem już całkiem zdrowy – powiedziawszy to zaniósł się ochrypłym
kaszlem.
-Właśnie widać – zaśmiała się Yume – A nikt cię nie pilnuje?
– Zdziwiła się rozglądając się po pustych pokojach.
-Mama poszła jakieś pół godziny temu – odparł chłopiec – A dziadek
zagroził, że jeśli wyjdę poza dom to mnie wydziedniczy. Ma to sprawdzać.
-„Wydziedniczy”? – powtórzyła Yume marszcząc brwi gdy weszli
do pokoju będącego sypialnią Haruto. – A może „Wydziedziczy”?
Chłopiec spojrzał na nią wielkimi oczami.
-A to są tego różne rodzaje? – spytał
-Czego? – zdziwiła się Mikomi
-No, to przecież jakiś rodzaj kary cielesnej prawda?
Obie dziewczynki spojrzały na siebie, Yume nie mogła się opanować
i parsknęła śmiechem, Mikomi zakryła usta dłonią starając się opanować. Haruto
przyglądał się to jednej to drugiej.
-No co? Dziadek zrobił wtedy taką straszną minę, zupełnie
jak wtedy gdy Suzaku i Sayuri pomalowali Górę Hokage i wziął ich do Sali treningowej
na cały dzień – kontynuował chłopiec – Po tym oboje chodzili jak połamani. Ale
czemu się śmiejecie? Nie wierzycie mi? – naburmuszył się – Ale to i tak nie
przeszkodziłoby mi w pójściu zobaczyć chociaż przedstawienie. Gdyby nie to, że
mnie o to poprosiłaś One-san.
- I dobrze, bo gdybyś nie dotrzymał obietnicy nie
pokazałabym ci jak przebiegało przedstawienie – powiedziała Yume ciągle
uśmiechając się.
-Jak masz zamiar mi pokazać Yume-san, przecież już się
skończyło, prawda? – zdziwił się chłopiec i zmarkotniał – Mama jak tu była to
powiedziała, że nigdy czegoś takiego nie widziała. A ja będę musiał czekać rok
do następnego! I jeszcze nie wiadomo czy mnie puszczą do Suny w przyszłym roku!
-Nie martw się Haru-chan – Mikomi pogłaskała go po głowie -
pamiętasz, że ci obiecałam jak jeszcze gdy były prowadzone przygotowania, że to
będzie najwspanialsze widowisko jakie zobaczysz?
Chłopiec kiwnął głową. – Tak, ale nie mogłaś spełnić tej
obietnicy, bo się rozchorowałem.
-Wiesz, że ja nie łamię obietnic. Dlatego uprosiłam Yume, by
mi pomogła.
-Dokładnie – odezwała się kasztanowłosa przyklękając na
podłodze przy łóżku – Ale przedtem musisz przysiądź, że nikomu nie powiesz o
tym co tu zobaczysz, bo to moja wielka tajemnica i dzielę się ją tylko dlatego,
że Mikomi to moja przyjaciółka i bardzo jej na tym zależało.
Haruto położył dłoń na sercu i powiedział poważnym głosem
-Uroczyście przysięgam, że nikomu nie powiem choćby mnie
żywym ogniem przypalali.
-No, chyba mogę ci zaufać – Yume uśmiechnęła się – przy
takim poświęceniu?
Po czym zdjęła z szyi długi srebrny łańcuszek, na którym
zawieszony był przeźroczysty kryształ o nieregularnym kształcie. Haruto
przyglądał mu się ciekawie zastanawiając się co ten kamyk mieszczący się w jego
małej dłoni może mieć wspólnego z jakąś tajemnicą.
-Nazywam go Łzą Księżyca, jest on magiczny.
-Niby jak? Przecież to zwykły kamień. Mama ma takich kilka w
szkatułce w sypialni.
-O nie ten jest wyjątkowy – powiedziała Yume obracając
kryształ w palcach, a światło lamp
odbijało się od niego tworząc kolorowe refleksje na ścianach – Przyjrzyj
się uważnie. – a po cichu mruknęła – „Omoide no iten”
Chłopiec utkwił wzrok w kamieniu, który skupiał na sobie
wszystkie światła w pokoju i Haruto wydawało się, że sam zaczyna emanować
blaskiem. Nagle rozbłysnął jasnym srebrno-bladym światłem. Przestraszony
ciemnowłosy zasłonił oczy.
-Haru-chan, lepiej patrz, bo powtórki nie będzie. – rozległ
się głos Mikomi, młody Hyuuga powoli otworzył oczy.
-O rany! – wyrwało mu się gdy przed sobą zamiast drewnianej
ściany ujrzał otwartą przestrzeń z pięknym widokiem na jezioro, na którego
przeciwnym brzegu kłębił się spory tłum.
-Czy to jest…?
-To początek przedstawienia z okazji Święta Zjednoczenia –
uśmiechnęła się Yume
-Ale jak?! – chłopiec spojrzał na rudowłosą kuzynkę
-Yume jest czarodziejką. – odparła puszczając oczko do
przyjaciółki.
-Jej! - chłopiec
podparł brodę rękami wpatrując się urzeczony w migoczący obraz. Dziewczynki
uśmiechnęły się widząc uradowanego Hyuugę.
-Ciekawe czy tata ma równie dobrą zabawę co on? – odezwała
się Mikomi
-No nie wiem – zastanowiła się Yume – Chyba ma sporo roboty
z tymi całymi arystokratami, a oni są bardzo kłopotliwi
-Ah, no tak. Tata strasznie marudził, że będzie musiał ich
zabawiać, przez cały wieczór
-Takie uroki bycia Hokage – skwitowała kasztanowłosa i
zachichotała cicho, a po chwili dołączył do niej Mikomi. Jednak obie myliły się
Naruto Uzumaki bynajmniej nie nudził się tego wieczoru wśród arystokracji na
przyjęciu.
- Gaara, uspokój się, bo zaraz wydepczesz dziurę w podłodze
od tego chodzenia- powiedział znudzonym tonem Naruto, rozciągając się na
krześle w szpitalnym hollu. Wzdłuż korytarza naprzeciw niego chodził w tą i z
powrotem Kazekage z olbrzymim zdenerwowaniem wymalowanym na twarzy.
-To strasznie długo trwa- szepnął bardziej do siebie- Czy z
Nanami i dzieckiem aby na pewno w porządku? – mówił coraz bardziej zmartwionym
głosem. Naruto westchnął po czym oparł głowę o ścianę. Rozumiał swego
przyjaciela, ale żeby aż tak panikować?
-Zadajesz to samo pytanie od ponad 2 godzin- powiedział
Hokage- Lepiej usiądź i uspokój się. Przecież Nanami jest pod opieką
najlepszych lekarzy w Konasze i choć poród zaczął się przedwcześnie to nie ma
powodu do obaw.- Kazekage z ociąganiem przysiadł na krześle obok.
- Czym się tak martwisz? Wszystko będzie w porządku
zobaczysz- blondyn uśmiechnął i klepnął po przyjacielsku rudowłosego.
-A jeśli coś pójdzie nie tak? – powiedział zmartwionym
głosem - Jeśli powtórzy się sytuacja jak z moją matką i Nanami umrze, a ja
stanę się taki jak ojciec?
Naruto przyglądał się przez chwilę przyjacielowi po czym
trzepnął go znienacka w tył głowy.
-Ała! Co cię napadło? – spytał ze złością masując sobie
bolące miejsce.
- To ja się pytam, co się z tobą dzieje, Gaara? –odparł
Hokage patrząc ze złością na rudowłosego – Przecież tak się cieszyłeś gdy
dowiedziałeś się, że będziesz miał dziecko. Jak możesz przypuszczać, że
staniesz się jak twój ojciec? To były całkiem inne czasy i sytuacja, więc
przestań zadręczać się takimi pesymistycznymi myślami!- powiedział ze złością
opierając się o ścianę.- Narodziny dziecka wnoszą światło w nasze życia- rzekł
Naruto już spokojnym głosem.
-Światło? – powtórzył Kazekage i uśmiechnął się delikatnie –
Tak, chyba masz racje.
Nagle drzwi, przy których stali mężczyźni i stanęła w nich
Sakura, obaj utkwili w niej wzrok.
-Chodźcie, możecie już wejść- rzuciła tylko i odwróciła się.
Kazekage jednak nie ruszył się z miejsca nie bardzo rozumiejąc co się dzieje.
Naruto przewrócił oczami po czym pociągnął za sobą skołowanego przyjaciela za
oddalającą się różowowłosą. Szli przez chwilę kolejnym jasno oświetlonym
korytarzem i po chwili stanęli przed białymi drzwiami. Sakura otworzyła je
pewnie. Weszli do niewielkiej Sali o ścianach pomalowanymi na kremowy odcień.
Na środku pokoju stało szpitalne łóżko z leżącą w nim Nanami, jej twarz
wyrażała wielkie zmęczenie ale i szczęście. Początkowo nie zwróciła uwagi, że w
Sali jest jeszcze ktoś poza nią, była zbyt skupiona na niewielkim zawiniątku w
jej ramionach. Drzwi trzasnęły dość głośno na co kobieta zwróciła wzrok w tamtą
stronę, a zawiniątka wydobył się płacz dziecka.
-Gaara!- brązowowłosa uśmiechnęła się promiennie- To nasz
synek. – Zaczęła kołysać zawiniątko, z którego wciąż dochodził płacz. Kazekage
jakby obudził się z letargu, podszedł do żony i pocałował ją czule po czym
zwrócił spojrzenie ku maleństwu w ramionach kobiety.
-Weź go.- powiedziała łagodnie i nie czekając na jego
reakcje podała zawiniątko mężowi. Ten najdelikatniej jak potrafił wziął dziecko
nie spuszczając z niego błyszczącego wzroku. Maleństwo gdy znalazło się w
ramionach ojca po chwili ucichło. Gaara przytknął palec do maleńkiej dłoni
dziecka ciągle się uśmiechając gdy mały chwycił go obiema rączkami, a na
okrągłej buzi odbił się jakby wyraz zadowolenia.
- Wiecie chyba mam dla niego imię- powiedział oddając synka
Nanami, spojrzał na stojącego w drzwiach Naruto. – Hikaru.
-Czyli światło. Bardzo ładnie. – Stwierdziła Sakura , która wraz z Naruto
przyglądała się tej scence.
-To śliczne imię dla naszego synka – rzekła Nanami
zachwycona. Nagle wszyscy zwrócili głowy w stronę drzwi, zza których dobiegały
podniesione głosy i głośny tupot stóp.
-Co tam się dzieje? – spytała Sakura bardzo zirytowana - Jak
oni mogą tak zachowywać się w szpitalu? Już ja nich nauczę- powiedziała
podwijając rękawy i kierując się w stronę drzwi, te jednak gwałtownie się
otworzyły do pokoju wpadli dwaj czarnowłosi mężczyźni , z czego jeden był
niesamowicie blady, a drugi włosy miał związane w kitkę. Zaraz za nimi wbiegła zaaferowana
pielęgniarka.
- Ja bardzo przepraszam- powiedziała natychmiast- Starałam
się ich powstrzymać ale nie chcieli w ogóle słuchać.
- W porządku moja droga, możesz iść już sobie z nimi
pogadamy.- powiedziała Sakura, pielęgniarka zaraz się wycofała wolała nie narażać się swojej przełożonej.
-Co się stało Shikamaru, Sai? – Rzucił pytanie Naruto-
Czyżby zabrakło sake dla lordów feudalnych? – zachichotał z własnego dowcipu.
-To nie pora na żarty Naruto!- powiedział podniesionym
głosem Sai. Wszyscy spojrzeli na niego zdziwieni. To prawda, że od czasów gdy
pracował w Korzeniu zmienił się i zaczął częściej okazywać emocje. Jednak nigdy
nie zwracał się w taki bezpośredni sposób do Uzumakiego, odkąd ten zdobył tytuł
kage zawsze mówił do niego przesadnie formalnie co wyjątkowo irytowało
blondyna.
-O co chodzi? – spytał Naruto już bez żadnej nuty wesołości
w głosie. Shikamaru spojrzał poważnie na swego przełożonego, a zarazem
przyjaciela.
-Baza Arkadii, gdzie były wszystkie dzieci, zniknęła.
W pomieszczeniu zaległa grobowa cisza.
Baza Arkadii początkowo mieściła się w zwykłej starej szopie
znajdującej się za domem państwa
Uzumakich, którą dzieciaki całkiem ładnie odnowiły. Jednak z czasem okazało
się, że jest stanowczo za blisko dorosłych ci kompletnie nie rozumieli, że
stowarzyszenie ma pewne swoje zasady i nie życzy sobie częstych odwiedzin mam,
cioć czy dorosłych sióstr by co chwila sprawdzały „Czy aby wszystko w
porządku?” „A może czegoś potrzebujecie?” „A co tam ciekawego robicie?”Dlatego
podjęto decyzje o poszukiwaniu nowej lokalizacji co jednak okazało się
trudniejsze niż początkowo przypuszczali. Jednak pewnego dnia gdy rodzeństwo
Uzumaki i kilkoro innych członków Arkadii przeszukiwało rozległy park nad
brzegiem jeziora natrafiło na przestronną polanę. Właściwie początkowo nie
zwróciła ich uwagi gdyby nie to, że tam nagle zniknął Suzaku. Okazało się, że
wpadł do dołu, na szczęśćcie nic mu się nie stało. Jednak dół był świetnie tak
naprawdę zamaskowanym wejściem do starych tuneli, służących niegdyś do
ewakuacji mieszkańców teraz całkiem zapomnianych. Dzieciaki postanowiły, że tu
właśnie postawią bazę dodatkowo bardzo pomocny okazał się Szósty Hokage, który
przyszedł na miejsce budowy z jakimś członkiem ANBU. Zaraz Suzaku i Sayuri
starali się go „wyprosić” jednak ten powiedział, że chciał jakoś pomóc, bo woli
„Żeby dzieciaki spotykały się przynajmniej w bezpiecznym miejscu, a nie w
jakiejś budzie z desek” po czym dał znak towarzyszącemu mu ANBU, który wykonał
sekwencje znaków i powiedział: Mokuton: Shichūka no Jutsu, a w miejscu gdzie
dzieciaki zaczęły stawiać lichą konstrukcje, stał teraz porządny budynek z
drewna. Takiego daru nie wypadało nie przyjąć. Teraz w przytulnym domku
odbywały się wszystkie spotkania Arkadii, także podczas dzisiejszego Święta
Zjednoczenia, w którym ma miejsce ponadto inicjacja nowych członków grupy.
-Chyba sobie żartujesz Sayuri!- krzyknęła przerażona Cho do
uśmiechającej się przebiegle blondynki – Przecież to samobójstwo!
-Nie moja droga – odparła młoda Uzumaki – To zadanie ma
dowieść twoich zdolności.
-Przyniesienie butelki sake od Piątej?! – głos dziewczynki
stał się nienaturalnie piskliwy. – Inni mieli prościej. - Sayuri spojrzała na
nią z uśmieszkiem
-Cóż kochana miałaś pecha, że wylosowałaś mnie na swojego
egzaminatora – westchnęła ciężko – Wygląda na to, że nie zasłużyłaś by to
nosić. – pomachała dziewczynce przed nosem bransoletką ze splecionych rzemyków
charakterystyczną zawieszką w kształcie gwiazdy – symbolu Arkadii. Cho przybrał
zacięty wyraz twarzy o nie tak niewiele jej brakuje nie zrezygnuje.
-Dobra zrobię to!- powiedziała, a zewsząd rozległy się
okrzyki uznania.
-Cicho!- szepnął Suzaku- Nie hałasujcie tak. Chcecie żeby ci
obok się obudzili?- spytał wskazując na drzwi od korytarza gdzie w
pomieszczeniu naprzeciwko spała zgraja dzieci arystokratów i jedyny dorosły w
tym domu.
-Dobra to idę.- rzekła jeszcze Cho po czym wyszła na
korytarz i skierowała się w stronę wyjścia.
- Siostra?- Suzaku szturchnął blondynkę- Nie przesadziłaś
aby trochę z tym zadaniem?
-No coś ty braciszku, na pewno sobie poradzi- odparła po
czym dodała szeptem – Poza tym tu nie chodzi nawet o to czy to zrobi ale, że
się w ogóle odważyła. Zaraz za nią pójdę i dam jej bransoletkę.
-Mmm, ludzie? – wszyscy spojrzeli w stronę drzwi stała tam
Cho z nietęgą miną. Sayuri spojrzała na brata.
-Chyba jednak nie dostanie. – po czym zwróciła się do
młodszej dziewczynki – Zawiodłam się na tobie Cho, żeby tak stchórzyć.
- Nie, nie tylko nie mogę otworzyć drzwi. Zamykaliście je na
klucz? – spytała zakłopotana. Sayuri przewróciła oczami.
-Mogłabyś wymyśleć jakieś lepsze kłamstwo. – powiedziała blondynka
przechodząc obok koleżanki i podchodząc do drzwi – Przecież gdy jesteśmy tutaj
zamykamy na rygiel nie na klucz i nie…- przerwała gdy szarpnęła za klamkę i
napotkała niespodziewany opór. Spróbowała jeszcze raz i znowu nic.
-Co jest?
-Widzisz? A nie chciałaś mi wierzyć – wyrzuciła z siebie
naburmuszona Cho. Zaraz przy nich znalazł się młody Nara.
-Pewnie się zacięły. –stwierdził
-No co ty nie powiesz Shikato – żachnęła się Sayuri – Gdzie
jest Tai? On dziś pilnował kluczy.
-Jestem. –rozległ się gromki głos, a w dziurce u drzwi już
przekręcał się klucz- Nie bójcie się dzieciaczki. Zaraz będzie wszystko dobrze.
– Chłopak wyszczerzył zęby
-Kto tu się niby czego boi?!- Sayuri niebezpiecznie
podniosła głos
-Ejże, no co jest? – uśmiech znikł z twarzy Taia gdy
nacisnął klamkę starając się otworzyć drzwi, te jednak nie ustąpiły.
-Może coś blokuje je od zewnątrz? – rzucił Shikato, Sayuri
spojrzała na niego ze złością.
-Skończ z tym mędrkowaniem i rusz się do tylnego wyjścia –
warknęła ze złowieszczym błyskiem w oku, brunet popędził do drugiego wyjścia.
Minął przy tym już spory tłumek zaglądający ciekawie z pokoju na sytuacje w
korytarzu z Suzaku i Akirą na czele.
-Coś tu jest nie tak – szepnął młody Uzumaki – Sprawdźcie,
czy dacie radę wyjść przez okno. – rzucił do gromadki przy drzwiach, która po
chwili rozbiegła się.
- Po co to stary? – spytał zdziwiony Akira – Przecież
wystarczy, że Shikato wyjdzie.
-Tylne wyjście też zamknięte – rozległ się głos młodego
Nary.
-Nie możemy otworzyć żadnego okna – powiedziała Rio mocująca
się z futryną najbliższego.
-Czy to znaczy, że jesteśmy uwięzieni? – rozległ się
przerażony głos jednego z młodszych członków. Zapanował niepewny pomruk, a
dzieciaki zaczęły rozglądać się na wszystkie strony.
-Spokojnie, nie panikujcie – powiedział Suzaku – Na pewno
jest jakieś wyjaśnienie.
-Pewnie, że jest i to niezbyt trudne. – rzekł Shikato
wszyscy utkwili w nim wzrok – To na pewno któryś z dorosłych nałożył na bazę jakąś
pieczęć, żebyśmy nie mogli wyjść.
- Ale dlaczego? – spytała zdziwiona Rio
- To proste – odparł młody Nara – Z ich powodu – wskazał na
pomieszczenie gdzie spała grupka dzieci arystokratów – Na pewno chcieli mieć
pewność, że nie będziemy się nigdzie szwędać i zostawimy dzieciaki bez opieki.
– Wszyscy pokiwali głowami, to miało sens. Suzaku spojrzał z wdzięcznością na
bruneta, udało się ich uspokoić teraz trzeba na spokojnie wszystko przemyśleć.
- No nie jak oni tak mogli i do tego nic nam nie
powiedzieli- fuknęła ze złością Sayuri – To na pewno tata wymyślił. Już z nim
pogadam jak przyjdzie. Swoją drogą ciekawe co to za pieczęć.
-Byakugan! – zawołała zwracając się w stronę drzwi, przez
chwile wpatrywała się w nie intensywnie bez słowa.
- I co tam siostra? – spytał Suzaku jednak nie uzyskał
odpowiedzi, Sayuri zaczęła niepewnie chwiać się na nogach, by po chwili osunąć
się bezwładnie na podłogę.
- Co? Powaliła cię ta pieczęć? – Ciemnowłosy uśmiechnął się
ironicznie pochylił się nad dziewczyną szturchając jej ramie – Nie łam się, po
prostu na twoją małą główkę to za dużo i nie jesteś tu w niczym winna. – Czekał
na reakcje, lecz nie doczekał się jej. Potrząsnął mocniej jej ramieniem to było
dziwne, przecież Sayuri nie puściłaby jego żartów bez odpowiedzi.
-Hej, siostra. Co ci jest? – chłopiec zaniepokojony ukląkł
przy siostrze i odwrócił ją na plecy, dziewczyna miała zamknięte oczy, a jej
twarz dziwnie zbladła.
-Sayuri, weź się nie wygłupiaj, obudź się! – młody Uzumaki
zaczął potrząsać blondwłosą, coraz bardziej przestraszony.
-Odsuńcie się wszyscy! Najlepiej stąd idźcie, tylko
przeszkadzacie – rozległ się czyjś stanowczy głos, a po chwili przy rodzeństwie
Uzumakich przyklękła różowo-włosa młoda kobieta- Sayame córka Sakury Haruno
jednej z najzdolniejszych medycznych ninja w Konosze.
-Co się stało? – rzuciła badając puls Sayuri
-Nie wiem, użyła Byakugana na drzwiach i padła – odparł
Suzaku
-Chyba tylko straciła przytomność – stwierdziła cicho Sayame
– Tai, przenieś ją do pokoju.
Muskularny chłopak uniósł bezwładne ciało dziewczynki i
zaniósł ją do pomieszczenia gdzie odbywała się inicjacja nowych członków, tam
ułożył Sayuri na kanapie. Wszyscy zgromadzili się wokoło szeptają zaniepokojeni
stanem dziewczynki. Wtedy otworzyła oczy.
-Co się stało? Co ja tu robię? – spytała zdziwiona podnosząc
się.
-Zemdlałaś – odparła Sayame siadając przy niej, zaglądając
jej w oczy – Jak się czujesz? Boli cię coś?
-Trochę głowa.
-Co tam zobaczyłaś Sayuri? – spytała Rio zbliżając się do
blondynki
- Ale gdzie? – młoda Uzumaki spojrzała na córkę Gaia
zdziwiona.
-No, za tymi drzwiami – odezwał się zirytowany Suzaku – Nie
pamiętasz, czy co?
-A.. no, tak. Racja… - powiedziała marszcząc brwi.
- No i? – niecierpliwił się Suzaku
-Nie jestem pewna– rzekła wolno – Ale na zewnątrz widziałam
jakby barierę, ale dziwną…
-Co masz na myśli? – spytała Sayame
- Widziałam to tylko przez chwilę.. Ale wydawało mi się, że
ta bariera jakby się porusza.. A potem coś ciemnego się na mnie rzuciło.. i
chyba wtedy straciłam przytomność.
-Poruszała się? Masz na myśli, że zbliżała się do domu? –
dopytywała się Sayame
-Nie, sama nie wiem jak to wyjaśnić – powiedziała niepewnie
masując sobie skronie – to było bardziej jak.. materiał falujący pod wpływem
wiatru… To otacza cały dom i przylega do niego…
Zapanowało milczenie wszyscy patrzyli po sobie nie wiedząc
jak zareagować, a w oczach młodszych dzieci zaczął pojawiać się strach.
-Świetny żart, siostra. Prawie się dałem nabrać. – odezwał
się Suzaku uśmiechając się pobłażliwie. Wszyscy spojrzeli zdziwieni na
ciemnowłosego – Ale poniosła cię fantazja. Bariera-materiał? – parsknął
śmiechem – Nie posądzałem cię o taką inwencje.
- Ja wcale nie żartuje! – krzyknęła Sayuri – To prawda!
- Aha, tak samo jak w
zeszłym roku na obchodach święta w Ukrytej Mgle. – powiedział Suzaku
spoglądając porozumiewawczo na przyjaciół z Arkadii – Wtedy wmówiłaś
dzieciakom, że zaatakowało nas Akatsuki.
- To… Ja teraz nie kłamie! – twarz dziewczyny przybrała
czerwony odcień
- Obawiam się, że ona mówi prawdę – rozległ się spokojny głos.
Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę o przeciwną ścianę opierał się zawsze milczący
Takashi, syn Kakashiego. – Spójrzcie tylko – rzekł wskazując na podłogę.
Dopiero teraz dzieciaki zorientowały się, że srebrnowłosy otworzył klapę
prowadzącą do podziemnych tuneli- ich ewentualne wyjście awaryjne. Suzaku
podbiegł tam, a za nim cała reszta.
-Hej, ostrożnie – Takashi zagrodził drogę rozpędzonym
maluchom. Suzaku przecisnął się i stanął nad otworem, lecz po chwili cofnął się
wystraszony.
-Co to jest, do cholery? – krzyknął. Nad otworem pochwaliło
się kilkoro członków Arkadii, wejście było zasłonięte szczelnie materiałem w
kolorze czerwieni, który delikatnie falował choć nie było wiatru.
-Próbowałem to przebić kunaiem, ale bez skutku – mruknął
Takashi
-Więc co robimy?
-Ech, odsuńcie się – powiedział srebrnowłosy – Nie ma sensu
się ograniczać. – Po czym zaczął wykonywać sekwencje pieczęci. Na jego dłoni
zaczęły pojawiać się wyładowania elektryczne, które skondensowały się w jednym
punkcie wydając charakterystyczny odgłos.
-Chidori! – krzyknął i uderzył nim w tajemniczy materiał.
Zanim dym opadł Suzaku podbiegł sprawdzić czy podziałało. Nie miał właściwie
wątpliwości, że taki atak pewnie obrócił to coś w proch. Jakież było jego
zdziwienie gdy zajrzał do otworu ujrzał zupełnie nienaruszony ten dziwny
materiał. Spojrzał na swojego starszego towarzysza, który podobnie przyglądał
się zaskoczony, że jego atak nic nie zdziałał.
-Co to jest? – padło pytanie
-Lepsze pytanie. – powiedział Suzaku - Kto i dlaczego to coś
nałożył?
W pomieszczeniu zaległa głucha cisza. Każdy zatopił się we
własnych myślach. Dom, w którym do tej pory wszyscy czuli się tak swobodnie i
bezpiecznie, stał się teraz złowrogą pułapką zdaje się, że bez wyjścia, a oni
bezbronnymi schwytanymi myszkami.
Witam,
OdpowiedzUsuńrozdział świetny, mam nadzieję, że szybko odnajdą dzieci i ich uratują hahha podenerwowany Gaara wyszedł świetnie...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia