Cicha polana otoczona była ze wszystkich stron gęstymi krzakami i tylko ci, którzy znali wąskie
ścieżki byli w stanie wydostać się stąd lub znaleźć to miejsce. Rozłożyste dęby
niemal łączyły się swymi konarami, tworząc sklepienie niczym w świątyni. Poprzez
przerwy dostawało się tu poszarpane, srebrzyste światło księżyca. Smugi blasku
miesiąca padały na samotną postać stojącą na środku polany.
-Tak tu cicho i spokojnie… - szepnął rozglądając się po
polanie. Poprzez drzewa widział niewyraźne światła z festiwalu z całkowicie
nieświadomymi gośćmi bawiącymi się szampańsko po drugiej stronie jeziora.
Mężczyzna powolnym krokiem przeszedł po sporym prostokącie ziemi wolnym od
bujnej trawy, jedyne co świadczyło, że niedawno była tu baza Arkadii.
-Hokage-sama – rozległ się czyjś głos. Tuż przed mężczyzną
jakby znikąd pojawiła się postać ANBU,
który natychmiast ukląkł na jedno kolano przed przełożonym.
-Mów, co tu zaszło – rzekł Naruto i utkwił wzrok w
mężczyźnie w masce psa.
-Hai Hokage-sam. Tak jak kazałeś, co pół godziny
sprawdzaliśmy czy w miejscu, gdzie przebywają dzieci wszystko jest w porządku. Jednak
ostatni zwiadowca doniósł, że dom zniknął.
-To widzę, ale co ze sprawcami?
-Niestety, żaden z oddziałów patrolujących okolice nie
zauważył niczego niepokojącego, ani podejrzanego. – odparł ANBU
-Czy goście na przyjęciu wiedzą? – spytał Naruto
-Nie, Hokage-sama.
-Dobrze, lepiej niech tak zostanie. Nie chce wywoływać
paniki. Przeczeszcie najbliższą okolice i wezwijcie więcej ludzi. – powiedział
Uzumaki – Zawiadomcie dyskretnie kage i joninów na przyjęciu niech tu przybędą
jak najszybciej. Kazekage jest w szpitalu, ale już wie o zdarzeniu, więc
niedługo też tu będzie. A, i przyślij mi tu jak najszybciej Tenzo
-Tak jest, Hokage-sama – odparł ANBU i zniknął w chmurze
dymu. Przywódca wioski został sam. Wciągnął głośno powietrze, od popołudnia
było bardzo gorąco i duszno, a teraz atmosfera stała się ciężka i nieprzyjemna,
jakby zapowiadając nadchodzące niebezpieczeństwo. Naruto zamknął oczy i udał
się do swojej podświadomości, która dawniej napawała go lękiem z powodu
przymusowego lokatora, lecz od tamtej pory wiele się zmieniło. Stał teraz na
tafli wody wypełniającym pomieszczenie przypominające olbrzymią jaskinie
oświetloną delikatnym złotawym światłem w miejscu gdzie spoczywał olbrzymi
dziewięcioogoniasty lis
-Kurama, musisz mi pomóc.
-Jeśli chcesz wiedzieć czy coś wyczułem to cię zmartwię –
odparł olbrzymi lis układając swój łeb na łapach tak jakby chciał pójść spać –
Nie wykryłem żadnych zmian czakry, ale to mogło być spowodowane odległością od
tego miejsca.
-Ktokolwiek to jest zrobię mu z tyłka jesień średniowiecza
jeśli skrzywdzi dzieci. – wysyczał nienawistnie Uzumaki zaciskając pięści. Lis
wlepił wzrok w stojącego przed nim mężczyznę „Tyle lat a on nic się nie
zmienił” – przemkło mu przez myśl i westchnął.
-Musisz mi użyczyć czakry – kontynuował Szósty Hokage –
Dzięki temu na pewno zaraz ich wyśledzę a wtedy… - w tym momencie ujrzał nad
sobą potężną łapę uzbrojoną w ostre jak brzytwa pazury mknącą w jego stronę.
Szybko uskoczył, a w miejscu gdzie przed chwilą stał w powietrze wyleciała
fontanna spienionej wody.
-Co ty…?!
-Orientuj się! – krzyknął Kurama. Zanim Naruto zdążył się połapać
o co chodzi już jeden z ogonów lisa uderzył go z góry w plecy posyłając na
ziemie.
-Co cię napadło durny futrzaku!? – wrzasnął Uzumaki
parskając wodą
-Pomagam ci – odparł lis
-Nie mam czasu na głupie zabawy. – powiedział Naruto wstając
– Nie widzisz co się dzieje w Konoszę? Przyszedłem tu prosić cię o czakrę, a ty
mię atakujesz i jeszcze mówisz mi, że pomagasz.
-Naprawdę nic nie rozumiesz – mruknął lis kręcąc głową z
niedowierzaniem – Nikomu nie pomożesz jeśli się nie opanujesz.
-O co ci chodzi? Przecież…
-Powaliłem cię na wstępie nie używając szczególnej siły –
odparł dziewięcioogoniasty – Możesz mi powiedzieć od kiedy stałeś się takim
ciotą?
-Zaskoczyłeś mnie to wszystko i miałeś szczęście – warknął
blondyn czerwieniejąc ze złości – A jeśli jeszcze raz mnie tak nazwiesz to
zrobię z ciebie wycieraczkę.
-W tym stanie nie pokonałbyś nawet genina. Musisz się
opanować. – powiedział chłodno lis
-Nie potrzebuje twoich durnych rad i opinii tylko czakry!
Nie rozumiesz, że moje dzieci są w niebezpieczeństwie? Muszę znaleźć tych drani
zanim coś się stanie.
Kurama spojrzał na
wzburzonego blondyna. Wiedział lepiej niż inni, że odkąd założył wymarzoną
rodzinę, której tak mu brakowało w czasie dzieciństwa był najszczęśliwszym
człowiekiem pod słońcem. Kochał swoją żonę i dzieci całym sercem i nie zniósłby
gdyby cokolwiek im się stało. Teraz gdy pojawiło się bezpośrednie zagrożenie
wobec jego skarbów przestawał myśleć racjonalnie, a to mogło doprowadzić ich wszystkich
do zguby.
-Posłuchaj mnie Naruto chociaż przez chwilę. Nie możesz
działać impulsywnie, bo to może się naprawdę źle skończyć…
-Nie pouczaj mnie! – warknął blondyn - To ja tu jestem Hokage i mam głęboko… Uch!
Uzumakiego nagle oplótł jeden z ogonów lisa zaczynając od
kostek kończąc na ustach, tak, że wyglądał niczym futrzasty kokon.
-Dobra, a teraz posłuchaj mnie uważnie Naruto – powiedział
spokojnie Kurama unosząc swego szamoczącego się „więźnia” na wysokość swojej
twarzy. – Są dwie możliwości. Ludzie, którzy porwali dzieci są albo
niesamowicie głupi i mają wyjątkowe szczęście, albo niezwykle utalentowali i
potężni. Stawiam na to drugie. – Uzumaki przestał się wiercić w uścisku lisa i
zaczął go słuchać – Nikt, od czasów IV wojny, kogo do tej pory spotkaliśmy nie
miał na tyle mocy i zdolności, by przenieść niezauważenie ze środka Konohy
całego budynku z dziećmi najważniejszych osób w świecie Shinobi. Swoim
zachowaniem naraża się całemu światu to nie może być przeciętny człowiek, a
właściwie ludzie. – Wielki lis zamilkł mierząc wzrokiem Hokage
– Jeśli troska o
dzieci przysłoni całkiem twój zdrowy rozsądek to oni to wykorzystają. Musisz
się opanować. Wezwałeś kage i joninów tak? Pewnie tylko po to by kazać im
siedzieć cicho i pozwolić działać ci po swojemu prawda? – Dziewięcioogoniasty
postawił Uzumakiego – To prawda, jesteś Hokage i to ty jesteś odpowiedzialny za
wszystko co dzieję się w Konosze ale nie możesz ignorować innych i zachowywać
się tak samolubnie, nie tylko twoje dzieci są w tym domu. Musisz wziąć się w
garść i stworzyć jakiś plan, ale nie sam. Pamiętaj, że wokół ciebie są
przyjaciele, którym możesz zaufać.
Zapadła cisza, Uzumaki myślał nad słowami lisa. Wiedział, że
miał racje i przez to ogarniał go wstyd. Dał się tak opanować wściekłości, że
nawet nie pomyślał o innych, a o jako Hokage nie powinien ulegać emocjom.
Westchnął głośno.
-Dobra zrozumiałem, Kurama. Przepraszam.
Dziewięcioogoniasty uśmiechnął się zadowolony.
-No teraz to mogę ci przekazać tyle czakry ile będziesz
potrzebował. Ale pamiętaj będę cię pilnował. A teraz wracaj, bo zbliżają się
już.
-Dzięki lisie. – Uzumaki uśmiechnął się – Wiem, że mogę na
ciebie liczyć. - Po czym zniknął sprzed oczu Kuramy.
Gdy Naruto otworzył oczy tuż przed nim pojawił się ANBU w
czarnym płaszczu, który natychmiast ukląkł.
-Jestem Hokage-sama, czego sobie życzysz? – spytał
-Witaj Tenzo. Stwórz tutaj dom podobny do tego, w którym
były dzieci. Niech wszyscy myślą, że wszystko jest jak wcześniej.
-Oczywiście. – Dawny kapitan Yamato wykonał sekwencje
pieczęci - Mokuton: Shichūka no Jutsu - Po chwili na miejscu gdzie niedawno
spacerował Uzumaki wyrósł sporych rozmiarów dom.
-Dziękuje ci – powiedział Szósty Hokage. Następnie podszedł
pośpiesznie do drzwi i otworzył je. Będąc w wejściu do domu odwrócił się,
spoglądając w stronę, skąd
dochodziły wesołe śmiechy i odgłosy zabawy.
-Wygląda na to, że się zbliżają – stwierdził widząc grupę
ciemnych postaci przedzierającą się przez gąszcz krzewów i zarośli od strony
jeziora. Uzumaki westchnął cicho.
-Będę musiał wytłumaczyć im całą tą sytuacje – powiedział
bardziej do siebie
-„Wiem, że
wolałbyś latać jak oparzony po całej wiosce szukając śladów, ale w ten sposób
nie pomożesz dzieciom” – odezwał się
gruby głos w podświadomości Hokage – „Jestem
pewien, że kimkolwiek są ci porywacze nie skrzywdzą ich są zbyt cenną kartą
przetargową.”
-Ta, wiem, a wyjaśniłbyś to Raikage zamiast mnie? – spytał
Uzumaki z nadzieją w głosie, Lis zarechotał głucho.
-O nie, zabawę
zostawiam tobie.
-Podły zdradziecki futrzak – mruknął blondyn przyglądając
się zbliżającym się postaciom. Na czele kroczyła potężna osoba władcy Ukrytej
Chmury i mimo odległości dało się już wyczuć jego wielką irytacje, która
buzowała w powietrzu niczym nadchodząca burza.
Z dala od całego zamieszania spowodowanym zniknięciem
dzieci, na polanie na obrzeżach wioski, w cieniu potężnych konarów wiekowego
dębu siedział tajemniczy Mistrz organizacji Ragnarok odpowiedzialny za ten atak.
Siedział nieruchomo opierając się o pień drzewa całkowicie niewidoczny w
otaczającym go mroku. Nagle na środku polany pojawiła się wysoka kobieca
postać, która przyklękła przed spowitym cieniem mężczyzną.
-Mistrzu wszystko przebiega zgodnie z planem. Faza pierwsza
i druga zakończona, zaraz rozpoczniemy fazę trzecią – zameldowała Hekate
-Dobrze. – rozległ się głęboki zimny głos – Kontynuujcie,
będę miał nad wszystkim pieczę.
-Tak jest, Mistrzu. – powiedziała kobieta i zniknęła.
Przy pniu drzewa, dotąd tonącym w mroku, zajaśniały
blado-błękitne płomienie migocząc zimno . Ich delikatny blask oświetlił opartą
o dąb postać skrywającą się pod ciemny, płaszczem. Człowiek nazywany Mistrzem
wykonał gest ręką, a ogniki dotąd połyskujące u jego stóp wzbiły się w
powietrze i skupiły przed nim na wysokości twarzy. Płomyki wydłużyły się
tworząc spirale obracające się powoli, po chwili środek stał się jakby bardziej
gładszy i przeźroczysty. Teraz przed Liderem Ragnarok nie było już ogników
tylko jakby zwierciadło lśniące tym samym światłem i delikatnie falującym na
nieregularnych brzegach niczym płomienie. Mistrz przyglądał się przez chwilę
połyskującej powierzchni, która po chwili ukazała wysoką postać blondwłosego Hokage
tłumaczącego coś zawzięcie grupie osób zgromadzonych w sporym pomieszczeniu.
-Pora zacząć przedstawienie. – szepnął złowieszczo mężczyzna
w czerni.
-To wszystko co na razie ustaliliśmy. – zakończył swoją
przemowę Uzumaki i zamilkł przyglądając się twarzom zgromadzonych Kage i
kilkunastu joninów z różnych wiosek. Trawili usłyszane wieści nie mogąc
zrozumieć jak do tego doszło.
-W takim razie co my tu jeszcze robimy!? – krzyknął w
zapadłej ciszy Raikage – Trzeba natychmiast szukać tych skurczybyków! – Po czym
ruszył w stronę wyjścia.
-I gdzie zamierzasz ich szukać Raikage? – spytał Naruto –
Nawet ja w moim trybie bijuu nie mogłem niczego wykryć.
-Na pewno nie będę bezczynnie siedział na tyłku jak ty! –
wrzasnął będąc już przy drzwiach – Najwyraźniej tobie nie zależy na dzieciach.
W momencie gdy skończył to zdanie niespodziewanie został
wbity w podłogę, z której posypały się drzazgi. Zgromadzeni byli nie mniej
zszokowani od przywódcy Chmury tym niespodziewanym atakiem, tylko nielicznym
udało się zaobserwować złoty błysk przemierzający pomieszczenie w mgnieniu oka.
Szósty Hokage, obleczony złotą poświatą czakry stał nad powalonym A ze
złowrogim błyskiem w oku.
-Nie waż się mówić, że mi nie zależy! – wycedził przez
zaciśnięte żeby do Raikage, który masował sobie obolałą szczękę spoglądając
wściekle na młodszego mężczyznę.
-Tam są też moje dzieci dlatego zrobię wszystko, by je uratować i nie pozwolę byś to
zniszczył. Rozumiem twój niepokój Raikage sam pewnie poleciałbym szukać tych
drani niewiadomo gdzie gdyby nie Kurama. Przede wszystkim musimy się uzbroić w
cierpliwość i czekać na raport oddziału patrolującego i opracować plan
działania i … - Uzumaki urwał w pół zdania i zaczął rozglądać się z wielkim
zdziwieniem po pomieszczeniu.
-Co do…?- W końcu
utkwił wzrok w jednym punkcie przybierając postawę gotową do ataku
-Zgadzam się z tobą Hokage-sama – rozległ się głos z
miejsca, w który spoglądał Naruto – Będziesz musiał zrobić wszystko, by odzyskać to co utraciłeś.
Wszyscy zwrócili się w kierunku nieznanego głosu przyjmując
pozycje do ataku. Na parapecie wysokiego okna siedział mężczyzna o
marchewkowo-pomarańczowych ulizanych włosach. Spoglądał kpiącymi brązowymi
oczami na wycelowaną w niego broń i spokojnie jadł trzymane w ręku dango.
Nieznajomy oparł głowę o framugę okna, a nogi założył na przeciwną.
-Od tej całej waszej jedności, przyjaźni i solidarności robi
mi się niedobrze. – mruknął bawiąc się patyczkiem po słodkich kuleczkach.
-To twoja sprawka!!! Gdzie są dzieci?! – rozległ się ryk i
nim ktokolwiek zdążył zareagować rozwścieczony Raikage pomknął w stronę nieznajomego.
Wszyscy cofnęli się instynktownie spodziewając się wielkiego wybuchu mocy
przywódcy Chmury, jednak ten nie nastąpił. Wszyscy zgromadzeni patrzyli z
niedowierzaniem na drżącą postać Raikage, którego potężny cios wymierzony
wprost w twarz pomarańczowo włosego mężczyzny został przez niego zatrzymany
jedną ręką.
-Po co te nerwy, drogi Raikage? – spytał nieznajomy z
kpiącym uśmiechem trzymając pięść A w swej dłoni, która lekko drżała. – Czyżbyś
nie chciał zobaczyć więcej swego syna?
-Ty!!! – wokół mężczyzny zaczęły pojawiać się wyładowania
elektryczne tworzące słynną zbroję. W tym momencie obok A pojawiła się złocista
postać Hokage, który uderzył przywódcę Chmury w brzuch odrzucając go tym samym
na drugi koniec pomieszczenia zatrzymując się na ścianie.
-Uspokój się Raikage! – krzyknął Naruto rozwścieczony – Nie
pogarszaj sytuacji!
-No wreszcie jakiś głos rozsądku. – rzekł pomarańczowo włosy
jakby był światkiem sprzeczki pijaków w barze, a nie najpotężniejszych ludzi w
świecie shinobi.
- A słyszałem Hokage, że z ciebie straszny narwaniec –
powiedział kładąc rękę na połyskującym złotą czakrą ramieniu przywódcy wioski
Liścia niczym koledze. – Widać mam przestarzałe informacje.
Naruto rzucił mężczyźnie spojrzenie pełne gniewu po czym
zacisnął dłoń na palcach rudego ściągając ją ze swojego ramienia.
-Kim, Ty, Jesteś? – wycedził akcentując każde słowo, nie
spuszczając z oczu mężczyzny rozmasowującego sobie dłoń z lekkim grymasem na
twarzy
-Och, najmocniej przepraszam. Gdzie moje maniery? W końcu
jestem w otoczeniu dam. – odparł posyłając ukłon w stronę grupy shinobi, a
szczególnie spoglądają na stojące na przedzie Mizukage i Tsukikage.
-Na imię mi Nero Okamura i przybyłem tu w imieniu Mistrza, by omówić sprawę bezpiecznego powrotu
waszych dzieci. – powiedział, a z jego twarzy nie znikał kpiący uśmieszek.
Wtem na przód grupy shinobi przypatrujących całemu zdarzeniu
w całkowitym osłupieniu wysunęła się granatowo włosa kobieta.
-Gdzie są dzieci? Co im zrobiliście? – spytała Hinata
Nero utkwił wzrok w kobiecie niczym dzikie zwierzę. Po czym
zniknął sprzed oczu zgromadzonych,
by pojawić się za zaskoczoną białooką. Nachylił się nad jej uchem i wyszeptał.
- Może ci powiem jeśli się postarasz śliczna. Właściwie to
wolę młodsze, ale dla ciebie…
Kolejnych słów nie dane było jej słyszeć, znalazła się w
ramionach Naruto, który z prędkością błyskawicy zabrał swoją ukochaną poza
zasięg wroga. Nero nim zdążył zareagować dostał potężny cios w szczękę sił
uderzenia sprawdziła, że odleciał na przeciwną ścianę. Naruto dysząc z
wściekłości rzucał mu nienawistne spojrzenie pełne furii wciąż trzymając przy
sobie Hinatę.
-Ej, no na żarach się nie znasz? – rzucił pomarańczowo włosy
masując sobie obolałą twarz – Przecież nic bym nie zrobił twojej cudnej
małżonce, Hokage-dono. Ale radzę ci tak więcej nie robić, bo mogą ucierpieć
dzieci.
Wśród zgromadzonych shinobi rozległ się brzęk wyciąganej
broni, wielu zaczęło przygotowywać się do ataku.
-Niech nikt się nie rusza. – rozległ się głos Kazekage – Nie
wiemy co zrobili z dziećmi, a on jest naszym jedynym łącznikiem. Nie wolno nam
go już zaatakować.
-Oho, pan Kazekage dotarł. – odezwał się Nero uśmiechając
się wrednie – Jak tam pani Nanami? Urodziła już?
Wokół Okamury pojawił się pierścień wirującego piasku.
-Nie prowokuj mnie. – wysyczał Gaara z morderczym
spojrzeniem. Nero uniósł ręce jak do poddania się.
-Dobra, dobra. Koniec głupich żartów. – powiedział spokojnie
– Przejdźmy może do interesów, co wy na
to? – odpowiedziały mu złowrogie spojrzenia, które zdawały się nie robić na
pomarańczowo włosym wrażenia.
-Czego ty chcesz? – wycedził Naruto
-Och, nie sądzę by to mogło sprawić ci kłopot drogi Hokage.
Chcemy tylko kilka zwojów z technikami – odparł wzruszając ramionami – To chyba
niewiele jak za wasze skarby prawda?
- O jakie zwoje ci chodzi? - spytał Uzumaki nie spuszczając
wzroku z Nero.
-Mojego Mistrza szczególnie interesują te zebrane z kryjówki
Orochimaru w południowej części kraju
Ziemi.
Na twarzach Kage zgromadzonych w pomieszczeniu odbił się
ogromny szok. Te informacje były ściśle tajne. Po wojnie stworzono specjalną
grupę, której celem było odnalezienie wszystkich kryjówek Orochimaru i
zabezpieczenia jego eksperymentów i technik. Wszystkie wielkie wioski
współpracowały ze sobą by jak najszybciej wykonać zadanie. Efektem było
znalezienie wielu niebezpiecznych eksperymentów i tajemniczych zwojów, które
nigdy nie powinny oglądać światła dziennego. Dlatego kage zdecydowali, że
najniebezpieczniejsze zostaną odpowiednio skatalogowane i stopniowo niszczone.
Jednak nie zawsze było to możliwe.
-Do czego ich potrzebujesz? – zapytała Tsukikage wzburzona.
Nero uśmiechnął się i zaczął chichotać.
- A wiesz, moja droga, to takie hobby czytanie zwojów z
tajemniczymi technikami przy kominku. – Okamura zarechotał znowu
-Z resztą ty chyba niewiele masz do gadania. Bardziej mnie
interesuje twoja odpowiedz Hokage. – mężczyzna skupił wzrok na przywódcy Liścia
- W końcu to u ciebie znajdują się te dziwne zwoje, nieprawdaż? Możesz nam je
oddać wy przecież nie potraficie ich nawet zniszczyć czy choćby odczytać.
Naruto przygryzł wargę coraz bardziej zdumiony. To, że w
tych dniach przyniesiono do Konohy pięć zwojów z kryjówki Orochimaru, których
żaden specjalista nie potrafił odczytać było wiadome jedynie przywódcom wiosek
i paru najbardziej zaufanym Joninom. Jak te informacje przedostały się do tego
człowieka nie mógł zrozumieć, czyżby ktoś
ich szpiegował? Do tego wiedział, że nie są w stanie ich zniszczyć.
-Skąd o tym wiesz? – spytał Naruto
-Mam pewne niezawodne źródło informacji – powiedział
uśmiechając się wrednie – To jak będzie Hokage? Wiesz nie mam ochoty siedzieć
tu całą noc.
-Musimy to uzgodnić i przedyskutować – odezwał się Gaara –
Daj nam czas do namysłu.
-Aha, żebyście opracowali super plan odbicia nam
zakładników? – powiedział ironicznie Nero – Pewnie mogę dać wam czas ale wtedy co
15 minut będziecie znajdywać gdzieś w Konosze trupa. - W tym momencie do
mężczyzny podeszła Kurotsuchi chwytając go z koszulkę.
-Zabiję cię jeśli skrzywdzisz którekolwiek z dzieci. –
wysyczała. Nero spojrzał na kobietę pobłażliwie po czym wykręcił jej rękę,
którą trzymała jego ubranie. – Ja miałbym cokolwiek zrobić dzieciom? –
odepchnął Tsukikage - Niby jak? Skoro jestem tutaj? Od tego są inni, tylko
czekający na umówiony znak. – zwrócił się do Uzumakiego – To jak panie Hokage?
Zgoda?
Zapadła cisza. Naruto poczuł jak spojrzenia wszystkich
kumulują się na nim. Kimkolwiek był ten człowiek od razu wiedział, że jest
nieobliczalny pod przykrywką kuglarza jakiego zgrywa przed nim. Do tego nie
wiadomo gdzie przetrzymują dzieci, czy jakimi technikami się posługują, ani
nawet ilu ich jest. Pomyślał o swoich pociechach, ci ludzie wiedzieli gdzie
uderzyć, nie mógł ich narażać.
-Dobrze, zrobię co każesz. – powiedział cichym głosem, który
w zapadłej ciszy brzmiał niczym krzyk. Rozległ się pomruk wśród zgromadzonych.
– Jednak mam jeden warunek.
-Wspaniale. – Nero klasnął w dłonie, wydawało się, że ma
zamiar podskoczyć. – Dobra decyzja Hokage, chociaż czego można się było
spodziewać po przywódcy jednej z najpotężniejszych wiosek świata? Wymiana
nastąpi za równą godzinę. Tyle w zupełności wystarczy byś przygotował zwoje.
Mają przyjść sami kage na polanę dwa kilometry na południe od wioski. Lepiej by
nie było tam żadnych niepożądanych shinobi, bo to mogłoby się źle skończyć dla
naszych milusińskich. A chwileczkę Hokage – Nero zmarszczył brwi – Mówiłeś coś
o jakimś warunku?
-Tak, chcę się upewnić, że dzieciom nic nie jest. – odparł
Uzumaki. Nero przybrał niewinny wyraz twarzy.
-A nie wystarczy ci moje słowo? – spytał przymilnie. Jednak
gdy napotkał spojrzenie Hokage mimo woli odczuł zimny dreszcz na plecach.
-Ech, no cóż to może być trudne – powiedział drapiąc się z
tyłu głowy. –Dasz wiarę Hekate? – zwrócił się w stronę ciemnego kąta – Nie chcą
mi wierzyć. Może ty ich przekonasz Ptaszyno moja?
-Mówiłam ci, żebyś do mnie tak nie nazywał. – rozległ się
oschły głos. Z mroku wyłoniła się wysoka kobieta o popielatych włosach
związanych w wysoki koński ogon. Okryta była czerwonym płaszczem z
kapturem, który powiewał lekko przy każdym jej ruchu. Obrzuciła zgromadzonych
ludzi pogardliwym spojrzeniem i prychnęła – To mają być shinobi najwyższej
klasy? Chyba dostaliśmy zły adres. –Skrzyżowała ręce okryte czerwonymi
rękawiczkami na piersiach –Miałam
nadzieje, że chociaż trochę obijecie tego zboczeńca, a tu nawet kage dają mu sobą
pomiatać. Czyżby troska o te bachory sprawiła, że zagłuszyliście swoją dumę?
Wśród shinobich powstał ruch. Chcieli zaatakować tę kobietę,
by zadośćuczynić tą obrazę siebie, a także swoich przywódców.
-Niech nikt się nie rusza! – krzyknęli jednocześnie wszyscy
kage gromiąc wzrokiem swych podwładnych. Ci na dźwięk tych głosów
znieruchomieli.
Nero tymczasem z miną urażonego dziecka patrzył na swoją
towarzyszkę.
-Hetake, czemu jesteś dla mnie taka okrutna? Przecież ja
tylko ładnie cię proszę byś pokazała im co potrafisz.
Jasnowłosa kobieta westchnęła.
-Nie myśl, że robię to dla ciebie. – odparła po czym
zwróciła się do zgromadzonych – Wiec chcecie wiedzieć co z waszymi pociechami?
– Pstryknęła palcami, a na jej palcu wskazującym pojawił się blado-błękitny
płomyk, szepnęła coś niezrozumiale i dmuchnęła w niego. Ognik zmienił się w
setki iskierek, które osadziły się na ciemnej ścianie sprawiając, że wyglądała
jak gwieździste niebo. – A może sami je zapytacie czy się dobrze czują?
-Co to ma znaczyć? – krzyknął Raikage – Co za cyrki tu
odstawiasz kobieto?
-Ojcze? – rozległ się zdziwiony głos, A zdębiał i jak
pozostali spojrzał na ścianę gdzie jeszcze przed chwilą były dziwne iskierki
teraz stała się blado-błękitna i przeźroczysta. Ukazywała przestronny pokój z
kilkunastoma dziećmi siedzącymi na podłodze lub stojących w grupkach. Najbliżej
stał Tai, a tuż obok ciemnowłosy syn Hokage.
-Suzaku! – krzyknął Naruto i przypadł do ściany jednak jego
dłonie wyczuły jedynie gładkie drewno, a obraz zaszedł dziwną mgłą. Mężczyzna
cofnął się, wszystko wróciło do poprzedniego stanu.
-Macie minutę. – rzuciła Hekate. Wtedy zaczął się istny
kocioł, ludzie zgromadzeni w pomieszczeniu rzucili się do ściany, zaczęli
wykrzykiwać imiona swoich dzieci, także po tamtej stronie zapanował podobny chaos.
-CISZA!!! – ryknął na całe gardło Raikage tak ,że ci którzy
byli najbliżej musieli sobie zatkać uszy od tego hałasu. Ale podziałało,
wszyscy zamilkli. Tę chwilę wykorzystał Suzaku, który przypadł jak najbliżej
ściany i zaczął mówić najszybciej jak potrafił.
-Wszyscy są cali i zdrowi. Nie martwcie się zaopiekujemy się
tamtą ósemką dzieciaków. Będziemy grzeczni. Przysięgam na Wolę Ognia.
-Wytrzymajcie jeszcze godzinę. Wszystko będzie dobrze. –
krzyknął ktoś z tłumu.
-Koniec czasu. – rozległ się głos Hetake, która klasnęła w
dłonie krzycząc – Kai! – A obraz na ścianie zamglił się i zniknął.
-Nie, czekaj! – krzyknął Naruto, lecz było już za późno.
-Widzicie jacy jesteśmy łaskawi. – odezwał się Nero ze swoim
uśmieszkiem – W ogóle was nie oszukujemy - dzieci są całe i zdrowe. Teraz
czekamy aż wy wypełnicie swoją część umowy. Do zobaczenia.
Mężczyzna pomachał zgromadzonym po czym wyskoczył przez
okno, a zaraz za nim podążyła Hekate. Zostawili zszokowanych shinobi, którzy
mimo iż toczyli najbardziej niebezpieczne i najkrwawsze walki, byli nazywani
potęgą tego świata, czuli się w tym momencie zupełnie bezradni w obliczu
zagrożenia wymierzonego w ich dzieci.
Czegoś takiego się nie spodziewałam... ostatnie dwa rozdziały czytałam z takimi O.O oczami. Ładnie się porobiło. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam i życzę weny :)
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńno do jasnej ciasnej, kim jest ten „mistrz”, cały czas chodzi mi po głowie, ze to Sasuke, no ich umiejętności są niezwykle, tak Naruto w obliczu tego przestał racjonalnie myśleć, ale Kyyuubi zareagował odpowiednio...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia