Szablon wykonała Zochan dla Ministerstwo Szablonów

niedziela, 8 czerwca 2014

Rozdział XI To co najważniejsze cz 3


[ Takie małe info, jeśli chcecie to do paru scen dobrałam podkład dźwiękowy ;) kliknijcie na "muzyka" żeby włączyć. Dajcie znać czy się podobało ]


Droga do kraju Żelaza z Konohy nie zajmowała więcej niż dzień pieszej wędrówki, lecz obecne warunki pogodowe w tej mroźnej krainie sprawiały, że dotarcie do celu było wyjątkowo uciążliwe nawet dla elitarnych oddziałów shinobi.
-Pośpieszcie się! Nie mamy całego dnia. – krzyknęła kobieta o białych oczach
-Włóżcie w to siłę waszej młodości! – dodał shinobi o patykowatej budowie, biegł tyłem tuż obok niej, zwracając się do grupki za nimi.
-Tak jest Rock-senpai, Hanabi-senpai! – odkrzyknęli chórem. Lee usatysfakcjonowany puścił im jeszcze zawadiacki uśmiech i odwrócił się
-Jeśli jeszcze raz usłyszę coś o sile młodości to nie ręczę za siebie.– warknęła cicho młoda kobieta – Czy on nie mógłby zachować powagi?
-Nie denerwuj się Sayame-chan. Mogło być gorzej. – rzekł biegnący tuż obok młodzieniec –  Na przykład dorzuciliby do nas Mistrza Gaia – wzdrygnął się z udawanym przerażeniem – Dwie Zielone Bestie Konohy w drużynie, gderające o sile młodości, to byłoby dopiero, jak to mawia mistrz Shikamaru „upierdliwe”.
Dziewczyna parsknęła śmiechem.
-Ty to zawsze potrafisz mnie podnieść na duchu Asagi.
-Ach, miło mi to słyszeć.. – młody Jonin zarumienił się lekko pod wpływem cudownego spojrzenia ciemnych oczu
-Zachowujecie się jakbyście byli na randce, a nie na misji rangi S. – rzekł posępnym głosem Takashi. Biegnący obok Tai dodał:
-W sumie jeśli chcecie się sobą nacieszyć to możemy was po drodze gdzieś zostawić. Sami poradzimy sobie z tymi z Ragnarok. – syn Raikage był wyjątkowo pewny siebie.
-To, że przydzielili cię do tej ekspedycji nie jest powodem do dumy. Myślisz, że jesteś tu z powodu swych zdolności młody? – odpaliła córka Sakury z chytrym uśmieszkiem – Po prostu twój ojciec nie miał kogo wysłać, bo wszyscy shinobi z waszej wioski byli w stanie, delikatnie mówiąc: „lekko zdychającym” po wczorajszej zabawie.
-Ty! Nie waż się ubliżać wojownikom z chmury! Oni są najlepsi! – krzyknął poirytowany nastolatek.
-Najlepsi w piciu to są muszę tym przyznać ci racje. Chyba chcieli pobić rekord naszej Piątej Hokage – wtrącił Asagi z przekąsem – Żeby na całą delegacje składającą się z chyba trzydziestu osób tylko z pięć nadawało się względnie do działania… – pokręcił z dezaprobatą głową
-Uspokoić się! Zachowajcie czujność jesteśmy już na terenie kraju Żelaza. – warknęła rozeźlona Hanabi – Wróg może się czaić wszędzie! – grupa natychmiast zamilkła. Hyuuga westchnęła ciężko.
-Drużyna marzeń to nie jest. – mruknęła do Lee – Oby sobie poradzili.
-Nie martw się są utalentowani i silni, przecież sama wiesz.
-Tak wiem, zdolności im nie brakuje.  Jednak w starciu z potężnym przeciwnikiem brak doświadczenia może przesądzić o przegranej.
-Bez obaw zrekompensują to swoja siłą młodości – rzekł uczeń Gaia wyciągając kciuk z uśmiechem. Hyuuga westchnęła znowu tym razem nad niepoprawnym optymizmem towarzysza z drużyny.
-Przeskanuje lepiej teren. – powiedziała Hyuuga, po chwili wokół jej księżycowych oczu pojawiła się sieć żył i nerwów. Mimo, że kage podali im dokładną lokalizacje miejsca zamieszczenia bariery to obawiała się, że przez tą śnieżyce nie uda im się trafić do celu. Pogoda w kraju Żelaza była wyjątkowo nieprzyjazna dla obcych. Siostra Hinaty miała nadzieje, że napotkają jakiś patrol samurajów, którzy zawiadomią kwaterę główną o niebezpieczeństwie.
-Hanabi-san, a jak się trzymasz? – spytał z wyraźną troską uczeń Gaia. Kobieta dobrze wiedziała o co ją pyta.
-Na pewno lepiej niż mój Haru.. Były u niego w odwiedziny i teraz myśli, że to przez niego porwali Mikomi, a tamta mała jest w szpitalu.. – zamilkła spuszczając oczy
-Na pewno uda się ją znaleźć. – zapewnił Lee
-Nie ma co, teraz musimy skupić się na misji. – kobieta przetarła oczy i zaczęła przeszukiwać okolicę Byakuganem. Nagle przez jej ciało przeszedł dreszcz.
-Niemożliwe.. – szepnęła. Przystanęła i skupiła wzrok w jednym miejscu, lekko na prawo  przed nimi.
-Co się stało sensei? – spytał Takashi
-Naprzód szybko! – krzyknęła zrywając się do biegu w tamtym kierunku  – Przygotujcie się do walki!
Wszyscy puścili się biegiem za Hyuugą, która pośpiesznie udzielała im instrukcji.
-Wygląda na to, że zdjęli już pieczęć, dostali się do magazynu. Takashi wyślij psy niech sprowadzą posiłki jak najszybciej.
-O matko! – pisnęła Sayame. Wbiegli na polanę gdzie zalegały zakrwawione ciała samurajów tworząc groteskowe szkarłatne pagórki, które powoli pokrywały się śniegiem.
-Nie żyją. Nie pomożesz już im. – rzekła Hanabi. Grupa zatrzymała się. – Teraz zachowajcie ciszę, są dwieście metrów przed nami, jest ich dwójka. Raczej się nas nie spodziewają. Atakujemy po rozpoznaniu na mój znak formacją B-2. Naprzód.
Shinobi zaczęli się skradać. Na szczęście wiatr im sprzyjał maskując przypadkowe hałasy, a śnieg ograniczał widoczność. Dotarli na skraj skalistego wąwozu, którego brzegi porastały karłowate sosny. W dole wiło się koryto zamarzniętej rzeki. Po drugiej stronie w kamiennej podartej przez wiatr ścianie ziało ciemne wejście do jaskini.
-To tutaj? – szepnął Tai pochylając się nad brzegiem głębokiej na jakieś pięć metrów przepaści – Myślałem, że będzie lepiej zamaskowane. – leżący obok na brzuchu Takashi chwycił syna Raikage za kołnierz i wciągnął głębiej pod gałęzie lichej sosny.
-Durniu. Chcesz nas zdemaskować? – wysyczał mu ze złością  do ucha – Przecież Hanabi-san powiedziała, że zdjęli barierę więc wiadomo, że teraz jest na widoku.
Tai obrzucił towarzysza nienawistnym spojrzeniem, chciał mu coś odpowiedzieć, lecz przy wejściu do jaskini coś zaczęło się dziać. Z ciemnego wnętrza wyłoniła się kobieta w karmazynowym płaszczu, zaraz za nią wyłonił się olbrzymi, brodaty mężczyzna.
-Ale wielkolud! Chyba większy od mojego ojca. – szepnął podekscytowany Tai. Adrenalina zaczęła pulsować w jego żyłach, zaraz rozpocznie się walka!
-Czekajcie! – Usłyszeli szept Hanabi – Zobaczymy co zrobią.
Tymczasem kobieta o niezwykle kościstej twarzy obrzuciła wzrokiem wąwóz jakby coś wyczuwała. Shinobi zastygli w bezruchu.
-Lukan tak myślę, że powinniśmy zamknąć to wejście. – stwierdziła z wrednym uśmiechem – Nie będziemy przecież ułatwiać życia tym durnym shinobi.
-Wspaniały pomysł Hekate – olbrzym klasnął w dłonie z entuzjazmem, odgłos jaki przy tym wydały jego ręce sprawił, że z kilku sąsiednich drzew osunęły się czapy śniegu.
-Myślisz, że wystarczy im sił by postawić barierę  z powrotem?
-Przekonajmy się. – odparł olbrzym. Wtedy z wejścia do jaskini zaczęli kolejno wychodzić pięciu kage. Shinobi czatujący u brzegu wąwozu nie mogli uwierzyć własnym oczom.
-Hanabi co się dzieje? – szepnął Lee – Co to ma być? Przecież mówiłaś, że jest ich tylko dwójka.
-Nie wiem – rzekła cicho siostra Hinaty całkowicie zbita z tropu – Nie widzę ich moich Byakuganem. Tylko dziwne błyski gdy na nich patrzę. Bola mnie od tego oczy. –dodała ze złością
Piątka fałszywych kage tymczasem ustawiła się w półokręgu przed wejściem do jaskini. Hekate zaczęła malować znaki stanowiące podstawę pieczęci. Gdy skończyła kryształowi przywódcy wiosek zaczęli równocześnie wykonywać sekwencje skomplikowanych pieczęci. Po chwili, w jednym momencie kage uderzyli dłońmi o ziemie, na ścianie przed nimi pojawiły się czarne znaki układające się w wymyślne wzory. Teraz nie było już śladu wejścia do jaskini tylko chropowata szara skała. Podobnie jak po piątce kage.
-Wygląda na to, że to by było na tyle. – rzekła z lekkim zawodem Hekate obserwując jak jej potężny towarzysz zbiera z oblodzonej ziemi kryształy.  – Chciałabym zobaczyć miny tych shinobi, gdy zorientują się, że zabraliśmy ich cenne trofea wojenne. – uśmiechnęła się chytrze – Jak myślisz kiedy kogoś przyślą?
-Cóż, wybiłaś tamtych samurajów, więc pewnie jeszcze dzisiaj – odparł brodacz
-Nie powinni wchodzić nam w drogę. Durne namolne muchy.  – rzekła kobieta dumnie unosząc głowę, po czym odwróciła się na pięcie i zaczęła oddalać się szybkim krokiem.
Wtedy na niczego nie spodziewającą się Hekate ruszył Asagi, dzierżył ostrza czakry  ojca, zamachnął się jednym z nich celując w szyję, kobieta w ostatniej chwili cofnęła się unikając ataku, lecz tuż za nią pojawiła się Sayame. Członkini Ragnarok zdążyła tylko kątem oka ujrzeć zaciśniętą pięść lądującą wprost na jej policzku. Siła uderzenia posłała ją na skalną ścianę, która zatrzęsła się potężnie wzniecając małą lawinę śniegu i kamieni.
Lukan niewiele mógł zrobić, by pomóc towarzyszce, gdyż z głośnym okrzykiem zaatakował go Rock Lee. Zielona Bestia chciała kopnąć brodacza od góry, ten jednak zablokował cios ramieniem wyglądało to jakby czas się zatrzymał gdy olbrzym i szczupły mężczyzna mierzyli swe siły. Przeważył Lukan, który odepchnął Lee od siebie. Uczeń Gaia znalazł się w powietrzu. Wtedy przez zamarzniętą rzekę wprost na olbrzyma pomknął Takashi z aktywowanym chidori, srebrzysty blask wypełnił wąwóz wraz ze złowrogim świergotem techniki.  Jednak zanim dotarł do celu, członek Ragnarok z dzikim krzykiem uderzył pięścią w ziemię, która zaczęła się kruszyć, niczym rozbite szkło. Odłamki skał wzniosły się w górę wraz z wojownikami ledwo utrzymującymi równowagę. Cały wąwóz i jego ściany zostały poprzecinane siecią pęknięć i zaczęły się zapadać. Shinobi szybko wyskoczyli z wąwozu unikając pogrzebania żywcem.
-Co za potworna siła. – szepnęła Hanabi spoglądając z góry na zniszczenia
-Prawie jak  Piąta Hokage gdy się dowiedziała, że skończyło się sake. – stwierdził Takashi
-No, no, no.. Kogo my tu mamy? – rozległ się głos Hekate. Wszyscy odwrócili się w tamtą stronę, nad brzegiem osuwiska stała koścista kobieta spoglądająca złowrogo na drużynę shinobi, tuż za nią ujrzeli brodacza z zainteresowaniem przyglądającemu się twarzom wojowników. – Czy mi się zdaje Lukan, czy oni mają znaki świadczące o pochodzeniu z wioski Liścia?
-Nie inaczej Hekate. – odparł spokojnie wielkolud – Co dziwniejsze to nie są przeciętni shinobi, których zwykle się spotyka. Mistrz Taijutsu Rock Lee, córka przywódcy klanu Hyuuga Hanabi, Asagi Sarutobi wnuk Trzeciego Hokage, córka Sakury Haruno najsławniejszej medyczki kraju Ognia,  syn Sharingama Kakashiego, a do tego syn samego Raikage. Takiej drużyny nie tworzy się przypadkowo.– spojrzał poważnie na wojowników – Zostaliście tu wysłani z konkretna misją- powstrzymania nas jak mniemam?
-Jesteś bystrzejszy niż by mógł świadczyć twój wygląd gigancie. – rzekł Asagi – Więc może ułatwicie nam zadanie i się poddacie?
 -Zaraz, zaraz, Lukan –wzburzona Hekate nie zwróciła uwagi na słowa shinobi – Chcesz powiedzieć, że ci z Konohy wiedzą o naszym celu?
-Nie inaczej, Hekate – odrzekł spokojnie, na twarzy kobiety pojawił się uśmieszek
-To chyba powinniśmy się dowiedzieć skąd mają te informacje – powiedziała mierząc wzrokiem grupę shinobi jej ręka zniknęła pod karmazynowym płaszczem
-„Zignorowali mnie”. – pomyślał poirytowany Asagi – „Pora chyba wkroczyć jestem najbliżej więc zacznę. Wiatr na razie ucichł więc powinno być dobrze” – zaczął składać pośpiesznie pieczecie -  Katon: Haisekishō! – z ust Sarutobiego wyleciała chmura dymu, która otoczyła dwójkę z Ragnarok
-Głupku myślisz, że zasłona coś wam pomoże? – zaśmiała się Hekate, wtedy Asagi wykrzesał iskrę. Dym zajął się momentalnie powodując potężny wybuch.
-Dobra robota kochanie. – powiedziała z uśmiechem Sayame
-To nic takiego..
-Nie cieszcie się, to jeszcze nie koniec. – odezwała się Hanabi skanując chmurę dymu Byakuganem. Zasłona opadła ukazując dwójkę z Ragnarok, Lukan był lekko osmolony natomiast na Hekate nie było widocznego żadnego zadrapania. Zniknął jednak jej karmazynowy płaszcz, teraz ubrana była w obcisły kostium osłaniający ja od stóp aż po szyję z tego samego materiału, uwydatniał jej niemal szkieletową figurę. W dłoni pojawił się wielki miecz, który powinien w normalnych warunkach zgnieść kobietę, ta jednak trzymała go pewnie.
-Teraz to mnie zdenerwowaliście. – warknęła kierując się ku Asagiemu uniosła broń z niesamowitą prędkością jakby nic nie ważył i zamachnęła się celując wprost w głowę ucznia Shikamaru. Ten cofnął się pospiesznie, miecz wbił się w ziemie tworząc wokół liczne pęknięcia.
-Jeju to przecież lita skała, a wszedł w to niczym w masło. – mruknął Sarutobi przyglądając się jak kobieta wyciąga jednym ruchem broń.
-Asagi, Sayame zajmiemy się kobietą. Reszta niech wykończy tamtego! – krzyknęła Hanabi. Hekate parsknęła śmiechem.
-Naprawdę sądzisz malutka, że masz z nami szansę?
Nie miała czasu mówić dalej, bo zaatakowała ją Sayame z boku swoim prawym prostym. Członkini Ragnarok zablokowała pięść różowo-włosej płozem miecza. Na chwilę zastygły w bezruchu. Wtedy niespodziewanie na broni pojawiły się pęknięcia. Zdziwiona Hekate odepchnęła Sayame kopniakiem w brzuch i uskoczyła kilka metrów dalej, z drugiej strony rzuciła się na nią Hyuuga. W miejscu gdzie przed chwila stała ział krater. Asagi dzierżąc ostrza czakry zaatakował ją czystym cięciem od góry, Hekate chciała zablokować broń Sarutobiego ta jednak przecięła miecz kobiety, omijając głowę sztylet zagłębił się w ramię członkini Ragnarok.
-Naprawdę sądzisz, że masz z nami szansę? – spytał Asagi przykładając drugie ostrze do gardła. Hekate uniosła głowę spoglądając Sarutobiemu w oczy.
-Spójrz uważniej kto tu ma przewagę.
Zbity z tropu Asagi zerknął na ranne ramię kobiety. Na jego twarzy odmalowało się olbrzymie zdziwienie, nie było śladu cięcia, ani krwi choć sztylet tkwił w ciele Hekate. Ta jednak zdawała się tego nie czuć i uśmiechała się do zszokowanego shinobi. Wtedy z ciała kobiety, wokół miejsca gdzie zatopiło się ostrze, niczym węże wypełzły wstążki krwisto czerwonego materiału, które zaczęły oplatać broń shinobi i jego dłoń. Asagi wypuścił ostrze i odskoczył z obrzydzeniem od przeciwniczki. Ta z rozbawieniem przyglądała się jego reakcji.
-Co to było? – spytała Sayame, która znalazła się zaraz obok towarzysza
-Sam chciałbym wiedzieć. – odparł Asagi. Tymczasem Hanabi z uwagą przyglądała się kobiecie w czerwieni, która teraz obracała w dłoni ostrze .
-Więc twój materiał potrafi też pochłaniać wszelką broń nie tylko zmniejszać przedmioty? – zapytała użytkowniczka Byakugana. Hekate zerknęła na nią lekko zaskoczona.
-A więc Hokage przekazał wam parę informacji przed misją? – uśmiechnęła się złowieszczo – Może być ciekawie, chyba zabawię się z wami trochę dłużej – rzekła spokojnie. Prawa ręka powędrowała do tyłu i po chwili wyciągnęła zza pleców katanę, w lewej dzierżyła  broń Asagiego
-Zaczynamy drugą rundę.
 muzyka
Lee, Takashi i Tai zgodnie z rozkazem Hanabi ruszyli na niewzruszenie stojącego Lukana. Zaszli go z trzech stron. Najpierw Lee zaatakował brodacza serią kopnięć, które zgrabnie zablokował rękami, po czym Zielona Bestia wyskoczyła w górę dając pole do popisu młodszym towarzyszom. Tai aktywował zbroję Błyskawic i z niesamowitą siłą i prędkością uderzył pięścią w mężczyznę. Ten skrzyżował przed sobą ręce by zablokować atak. Jednak cios sprawił, że przesunął się o dobrych kilkanaście metrów, udało mu się jakoś złapać równowagę. Ale wtedy czekał na niego już Takashi z gotowym Raikiri w dłoni. Biegł w jego stronę od tyłu. Brodacz jakby wyczuł zagrożenie i zdołał się odwrócić by zablokować atak. Syn Kakashiego wyskoczył w górę kierując swą technikę wprost w twarz członka Ragnarok ten wyjątkowo zgrabnie jak na takiego olbrzyma wykonał unik. Raikiri uderzyło w ziemię z głuchym hukiem.  Lukan chwycił  szaro włosego w swoją potężną łapę i cisnął go w najbliższe drzewo, chłopak stracił całe powietrze z płuc. Wtedy wielka dłoń brodacza przycisnęła jego ciało do pnia, w którym powstało spore wgłębienie. Łapa wielkoluda obejmowała cały tors młodego Hekate powoli zaciskała się. Chłopak słyszał jak trzeszczą mu żebra czuł, że zaraz go zgniecie.
- „Submissio ex anima et corpore– dobiegły go słowa olbrzyma. Nie rozumiał ich, a może mu się wydawało…
-Konoha senpou! – dobiegł go krzyk Lee, który potężnym kopniakiem w twarz odrzucił Lukana od młodego towarzysza. Chłopak oszołomiony osunął się na ziemie i zaczął łapczywie łapać powietrze i kasłać.
-Wszystko w porządku? – spytał Tai pomagając wstać koledze.
-Tak, żyję. Wszystko Okey. – wysapał tylko. Przyglądał się przez chwilę pojedynkowi Lukana i Mistrza Taijutsu, ten ostatni otworzył już trzecią bramę także olbrzym miał spore trudności z unikaniem ciosów. Widać było sporo obrażeń, zwisająca bezwładna lewa ręka, złamany nos, z którego buchała krew, mimo to wielkoludowi nadal udawało się uniknąć większości uderzeń.
-To dziwne. – stwierdził Takashi – Czemu nie atakuje?
-Chodźmy lepiej mu pomóc i wykończmy go. – rzekł Tai aktywując zbroje błyskawic zupełnie nie zwracając uwagi na słowa towarzysza.
-No tak. To pułapka! – krzyknął syn Kakashiego  jednak było za późno Tai pomknął na plecy członka Ragnarok, który zgrabnie zszedł mu z drogi jakby się tego spodziewał. Ciemnoskóry chłopak wpadł na Lee atakującego Lukana od przodu obaj zwalili się na śnieg wtedy brodacz uderzył dłonią w ziemię wypowiadając słowa:
- Shōheki genshō kakusui!
Wokół dwójki shinobi starających się wygrzebać z plątaniny własnych ciał zarysował się świetlisty kwadrat, z którego wystrzeliły ściany i połączyły się nad głowami zdziwionych ninja, zamykając ich w półprzeźroczystej piramidzie. Lee widząc to natarł na jedną ze ścian silnym kopniakiem, ta jednak ani drgnęła.
-Radzę tego nie powtarzać. – rzekł spokojnie Lukan – Im silniej i częściej będziecie uderzać w piramidę to ta będzie się coraz szybciej pomniejszać, aż was zgniecie.
  muzyka
Takashi przyjrzał się linii ścian, rzeczywiście wcześniej bok kwadratu miał jakieś  cztery metry długości i tyle samo wysokości teraz pomniejszył się o jakieś pół metra
-On mówi prawdę – krzyknął do towarzyszy wlepiając wzrok w piramidę – Ale zaraz, ona zmniejsza się cały czas!
-Nie inaczej, chłopcze – odparł Lukan tonem wykładowcy – Bystry jesteś. Ta technika właśnie na tym polega, to taki akt dobrej woli wobec przeciwnika- Może uderzać w nią powodując szybkie zmniejszenie piramidy, a co za tym idzie przyśpieszyć swoją śmierć, lub czekać na uniknione. Zejście też jest wyjątkowo bolesne- kości łamią się powoli, przebijają skórę od środka i wbijają w narządy aż dotrą do tych, których zniszczenie spowoduje śmierć.
-Zatrzymaj ją! – krzyknął Takashi celując kunaiem w wielkoluda, piramida miała już jakieś trzy metry.
-Nie zrobię tego. – odrzekł spokojnie – Wiesz jaka to frajda patrzeć na ludzi, którzy wiedzą, że czeka ich śmierć i nic nie mogą zrobić. W ich oczach pojawia się desperacja i strach wtedy są gotowi zrobić wszystko, by przetrwać. Szkoda, że ty się nie złapałeś.
Syn Kakashiego z wściekłością w oczach aktywował Raikiri w swojej dłoni i z niebywałą szybkością pomknął na przeciwnika. Lukan ze znużeniem zamachnął się rękom odpychając szarowłosego, lecz ten niespodziewanie zamienił się w skałę. Prawdziwy Takashi pojawił się za jego plecami i wbił mu technikę w ramię. Olbrzym ryknął boleśnie gdy sieć błyskawic rozeszła się po jego ciele i osunął się na kolana.
-Wyłącz tą technikę. – rzekł zimno do osłabionego członka Ragnarok.
-Zapomnij chłopcze. – odparł tylko i niespodziewanie jak na jego, wydawałoby się, ciężki stan zamachnął się i uderzył w bok Takashiego, który bezwładnie poleciał wprost na Hanabi szykującą się do zadania ciosu Hekate. Oboje przeturlali się po śniegu. Kobieta w czerwieni obrzuciła towarzysza poirytowanym spojrzeniem.
-Dlaczego się wtrącasz? To moja walka! – warknęła
-Musimy wracać, już dość czasu tu straciliśmy. A co ci się stało w policzek? – spytał zdziwiony. Hekate dotknęła dłonią twarzy na palcach pojawiła się krew.
-No pięknie i jak ja się teraz pokarzę ludziom na oczy? – warknęła rozeźlona – Nie dość, że będę miała śliwę to jeszcze to. Oby nie została mi blizna. – spojrzała na shinobich – Zapłacicie mi za to. – Lukan otoczył ramiona kobiety ręką.
-Ale nie dziś. – rzekł stanowczo – Teraz wracajmy i złóżmy raport. – a po cichu dodał – Zbliżają się posiłki.
-No dobra. – odparła niechętnie po czym klasnęła w ręce wypowiadając przy tym „Kai”. Pojawiły się błękitne płomienie, które ogarnęły dwójkę z Ragnarok, by po chwili zniknąć wraz z nimi.
-Cholera. Uciekli. – warknęła Sayame zaciskając pięści.
-Mamy gorsze zmartwienia. – stwierdził Takashi wskazując na świetlistą piramidę, w której uwięzieni byli Lee i Tai. Miała już wysokość niecałych dwóch metrów. Grupa podeszła do bariery, by ją zbadać.
-Wiecie jak ją zdjąć? – spytał syn Raikage z nadzieją.
-Widziałam już gdzieś taką podobną barierę – stwierdziła Sayame – ale do jej postawienia potrzebnych było z czterech wykwalifikowanych shinobi.
-A wiesz jak ją dezaktywować?
-Nawet gdyby to mam na to za mało czakry – odparła Sayame
-Jeśli o czakrę pytasz to do Killera Bee śmiało wbijaj. On ci siły nie poskąpi, wszystko co złe dzięki niemu ustąpi! – Rozległ się dobrze znany wszystkim głos.
-Wujku! – wykrzyknął uradowany Tai
-Bee-sama jak nas pan znalazł? – zdziwił się Asagi
-Nie ważne – ucięła Hanabi – Myśli pan, że da radę dezaktywować tą technikę?
Brat Raikage bez słowa podszedł do ściany piramidy tam gdzie stał Tai.
-Hej młody przybij ze mną żółwika – rzekł z uśmiechem przyciskając pięść do ściany, chłopak po drugiej stronie zrobił to samo. Przez chwilę nic się nie działo wtedy na gładkiej świetlistej powierzchni zaczęły pojawiać się pęknięcia. Potem piramida rozpadła się.
-Uff, jeszcze trochę, a nabawiłbym się klaustrofobii – odetchnął Tai
-Chodźmy lepiej do Wilczych Szczytów. Musimy złożyć raport. – powiedziała Sayame
-Taa , nie mamy się czym chwalić tamci zwiali – mruknął Asagi
-Do tego zabrali wszystko z magazynu. Sprawdziłam Byakuganem, nie zostawili nic. – dodała Hanabi po chwili milczenia, w której wszyscy rozmyślali nad porażką kobieta oznajmiła – Ja zaraz po złożeniu raportu wyruszam na poszukiwania Mikomi
-Ale.. – Takashi chciał coś powiedzieć
-Nie mamy czasu. – przerwała Hanabi – Widzieliście tych ludzi, walczyliśmy z nimi są potężni i niebezpieczni. Nie wiem czego chcą od mojej siostrzenicy, ale to na pewno nic dobrego. Czuję ponadto, że to dopiero początek.
-I to jest dobre podejście! – krzyknął z entuzjazmem Lee – Rozpoczynamy akcje poszukiwawczą!
-Przykro mi brachu, ale Hokage ma dla ciebie inne zadanie. – odparł Bee – Masz stać na straży wioski, więc niestety musisz wrócić. To samo tyczy się ciebie młody – zwrócił się do Taia – Wracamy do wioski.
-Ale.. – oburzył się chłopiec
-To rozkaz Raikage młody, bez dyskusji.
-Mimo to ja wyruszam jak tylko przekażemy złe wieści. – rzekła twardo Hanabi – Muszę pomóc odnaleźć Mikomi. Hinata nie może opuszczać wioski, więc zrobię to dla niej.
Killer Bee przyjrzał się kobiecie z uśmiechem po czym podszedł do niej i położył jej rękę na ramieniu.
-Prawdziwa z ciebie siostra. – rzekł sięgając do kieszeni – Sądzę, że to wam się przyda. – podał jej jakieś zawiniątko
-Czy to..?
-Prezent od Szóstego. Nie zdążył go wam dać.– uśmiechnął się ciemnoskóry, kobieta schowała zawiniątko do kieszeni
-Dziękuje.
-Nie martw się na pewno się odnajdzie. –zapewnił brat Raikage
-Mam nadzieję – powiedziała Hanabi. Wiedziała, że musi zrobić wszystko co w jej mocy, by odnaleźć małą siostrzenicę, gdyby coś jej się stało Hinata nie przetrwałaby tego. Muszą się śpieszyć.


Daleko od bezpiecznej wioski i jakiejkolwiek przyjaznej ludzkiej siedziby, pewna mała dziewczynka kuliła się z zimna i strachu. Przywarła mocniej plecami do chropowatej kory potężnego dębu, schowała twarz w kolanach i mocniej okryła się ciemną peleryną. Jednak to niewiele pomagało, nadal czuła na sobie świdrujące, żółte oczy, które czujnie śledziły najmniejszy jej ruch i napawały ją przerażeniem. Zastanawiała się, czy Ares nie potrzebuje snu, albo Ezaw. Już całe dwa dni spędzili na morderczej podróży przez dzikie ostępy, a na żadnym z nich nie widać było wyraźnego zmęczenia.
-„Oni nie są normalni” – pomyślała Mikomi Uzumaki spoglądając w górę, przez gęste gałęzie drzew prześwitywało siwo-srebrzyste światło księżyca w pełni.
-„Ezaw jest co najmniej dziwny i straszny” – kontynuowała swoje rozmyślania – „Gdzie on tak znika na każdym postoju? Nie ma go czasem kilka godzin, tak jak teraz. – córka Naruto odruchowo chciała chwycić kosmyk swoich włosów, wtedy przypomniała sobie, że ponury mężczyzna ściął je gdy była nieprzytomna prawdopodobnie użył do tego noża myśliwskiego o czym świadczyły postrzępione nierówne kosmyki. Dlaczego to zrobił? Nie mogła zrozumieć, a nie odważyłaby się spytać –  Z resztą co za różnica, czy jest czy go nie ma i tak nie dam rady uciec nie wiem nawet gdzie jestem.”
Oczy rudowłosej zaszkliły się, po chwili po policzkach potoczył się łzy, zaczęła cicho łkać. Czuła się taka samotna, tak tęskniła za domem, rodziną. Przerażał ją jej strażnik gotowy przygwoździć ją do ziemi swoją wielką łapą gdyby choćby próbowała wstać gwałtowniej. Tak jak podczas pierwszego postoju, gdy potwór trzymał ją tak aż do powrotu Ezawa. Była taka słaba i nikomu niepotrzebna, pewnie nikt nawet jej nie szuka, bo jeśli tak to dlaczego tata jeszcze jej nie znalazł? Zaniosła się jeszcze głośniejszym szlochem nie zważając na obecność Aresa. Ten straszny mężczyzna porwał ją z jej domu i niósł gdzieś w nieznane. Co ją tam czekało? Bała się choćby myśleć. Tak chciała, by tata ją stąd zabrał do domu, by mama przytuliła ją do siebie i powiedziała, że to wszystko to był zły sen. Ale nie był wiedziała o tym i to było najstraszniejsze.
-Hej, ktoś tu jest? – rozległ się czyjś głos. Mikomi drgnęła czy jej się śniło? Uniosła zapłakane oczy i zwróciła je na przeciwny koniec polany. Wśród drzew majaczył się jakiś niewyraźny kształt  podążający w jej stronę, serce zabiło jej mocniej. Tata? Postać weszła w większą plamę światła miesiąca przebijająca się przez listowie. Dziewczynka ujrzała niewysoką postać o ciemnych włosach, w jasnej twarzy odbijał się blask księżyca. Mikomi zamarła, był to chłopiec w mniej więcej jej wieku, pełna złych przeczuć spojrzała na leżącego przed nią Aresa. Pies nie patrzył już na nią utkwił wygłodniałe spojrzenie w niczego nieświadomym chłopcu, który wkroczył na polane. Pies bezgłośnie niczym wytrawny myśliwy przyczaił się, napiął wszystkie mięśnie gotowy skoczyć na swą ofiarę. Mikomi wstała gwałtownie przerażona.
-Uciekaj! Szybko! – krzyknęła na całe gardło, zdezorientowany chłopiec rozejrzał się nieprzytomnie szukając źródła głosu ujrzał za to pędzący wprost na niego ciemny, wielki kształt. Uskoczył szybko mu z drogi przywierając do potężnego pnia dębu. Pies wyhamował i odwrócił się ku swej ofierze całkowicie ogarnięty dzikim instynktem łowieckim z chrapliwym warknięciem znów rzucił się na chłopca sparaliżowanego strachem. Mikomi zapomniała całkowicie o swoim strachu przed Aresem jej ciało jakby samo się poruszało i stanęło na drodze pędzącego psa.
-Zostaw go proszę! – krzyknęła rudowłosa, lecz potwór nie miał zamiaru się zatrzymać
-Uważaj! – chłopiec zepchnął ją z drogi psa, oboje upadli na ziemie, potężna łapa minęła ich głowy o centymetry. Ares uderzył bokiem w drzewo przy, którym przed chwilą stał chłopiec. Nawrócił się szykując się do kolejnego ataku. Przerażone dzieci nie miały czasu, by wstać z ziemi, odruchowo przytuliły się do siebie czekając na swój koniec. Nagle ziemia zadrżała, zanim pies zdążył zrobić krok w ich stronę grunt pod nim zawalił się, Ares ze skowytem opadł na dno zapadliska, które zaraz zamknęło się odcinając mu drogę ucieczki i grzebiąc żywcem.
-Sucharku, bądź tak dobry i następnym razem jak idziesz za potrzebom to nie oddalaj się tak bardzo od obozu. – rozległ się lekko kąśliwy głos. Mikomi kręciło się od tego wszystkiego w głowie. Czy to  jej wyobraźnia? Czy ten straszny pies naprawdę zginał? Usłyszała jeszcze czyjeś dziarskie zbliżające się kroki, a potem osunęła się bezwładnie w ramiona chłopca.

2 komentarze:

  1. Hej! Od 2 dni sie zabierałam do tego rozdziału, ale co przeczytałam kilka zdań to musiałam zająć sie czymś innym, ale na szczęście udało mi sie w końcu przeczytać. Muzyka na prawdę fajnie dobrana (ja uwielbiam czytać gdy mi gra w tle :) ) myślałam, że może uda się ludziom z konohy złapać tą dwójkę ale nie mieli tak łatwo niestety. Bardzo mnie ciekawi co to był za chłopiec który pojawił sie na końcu rozdziału. Nie moge sie doczekać kolejnej notki. Pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam,
    naprawdę są bardzo silnymi przeciwnikami, czyżby Mikomi została uratowana...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń