*********
Siwowłosy mężczyzna stał
niewzruszenie na drodze śmiercionośnej strzały, za którą mknęły już
kolejne trzy pociski wystrzelone przez Ezawa. Wtedy Miyagi chwycił swoją laskę
w obie dłonie i wbił jej koniec w ziemie przed sobą.
- Geijutsu seishoku: Kyūjitsu
hogo! – krzyknął, a powietrze wokół
niego lekko zafalowało. Pierwsza strzała niespodziewanie zatrzymała się jakieś
pół metra przed starcem. Otacza go przeźroczysta bariera. Kolejne pociski
zatrzymywały się na niewidzialnej ścianie, tworząc wokół małe okręgi jakby na
tafli wody. Po chwili strzały zanurzyły się powoli w barierze, lecz nie
dosięgły starca, po prostu znikły. Ezaw spoglądał na to wszystko z
zainteresowaniem.
- A więc jednak używasz technik kapłańskich. To dlatego było
mi trudno znaleźć tą małą. - rzekł po czym wpuścił kilkanaście strzał w stronę starca,
lecz znikły w niewidzialnej ścianie podobnie jak poprzednie.
-Chyba niewystarczająco się postarałem, skoro tak szybko nas
znalazłeś. – stwierdził Miyagi po czym nakierował koniec laski na przeciwnika – Geijutsu seishoku : Shiro kasai! – Na czubku
drzewca pojawiło się białe światło, które pomknęło wąskim promieniem na
Mrocznego Łowce, ten uskoczył w ostatniej chwili chowając się za drzewo. W
miejscu gdzie przed chwilą jeszcze stał była sporych rozmiarów wypalona dziura.
-Nie wiń się, starcze. W końcu jestem najlepszym
tropicielem. – odparł Ezaw i posłał w starca śmiercionośne pociski. Kilka
uderzyło w ziemię tworząc wokół siebie wybuch ciemnej energii, oblepiła się wokół
młodego drzewka, które momentalnie straciło liście i uschło.
-Widzę, że bierzesz to na poważnie. – stwierdził Miyagi.
Niszcząc swoim promieniem drzewo, za którym ostatnio widział Ezawa, lecz już go
tam nie było. Tanba zaczął ostrożnie rozglądać się wypatrując przeciwnika.
-Powiedzmy. Śpieszy mi się. – rozległ się zimny głos
dochodzący z głębi lasu. Naraz na stojącego pośrodku polany starca spadł grad
czarnych strzał, wszystkie zostały pochłonięte przez barierę otaczającą
Miyagiego. Ten z lekkim uśmiechem spoglądał na jeden z osłoniętych cieniem konarów
drzew.
-Naprawdę masz celne oko. Ale jak widzisz twoje strzały mnie
nie dosięgną. – wyciągnął laskę w stronę gałęzi, która zaraz została spopielona
przez promień starca.– Ale mój ogień nie ma z tym problemów. – dodał
przyglądając się jak z drzewa opada częściowo zniszczony czarny płaszcz. Wiatr
szarpał go przez chwilę zanim opadł na ziemię.
-To wszystko na co cie stać panie Ezawie? – spytał Miyagi
przechadzając się wolnym krokiem blisko linii drzew – Nie lubisz bezpośredniej walki co? Wolisz
likwidować przeciwnika siedząc w bezpiecznej odległości mierząc do niego ze
swojej kuszy? Zabić i zniknąć, robota w sam raz dla tchórzy nie sądzisz? Tak
samo jak porywanie bezbronnych dzieci. Nic pewnie nie wiesz o uczciwej walce,
zniżasz się jedynie do podstępów i
czajenia się w mroku niczym szczur. A tu tym razem trafiła kosa na kamień, bo
strzały nie sięgają celu, prawdziwa zniewaga dla wytrawnego kusznika…
Ostrożnie wkroczył w gęste krzaki, gdy nagle zza pnia po prawej
stronie starca, wyskoczył czarno ubrany mężczyzna, dzierżąc w dłoni swój
myśliwski nóż celując wprost w gardło dziadka Izumi i Rikuo. Siwowłosy
zablokował ostrze laską, w ostatniej chwili zauważył, że z lewej strony również
zbliża się broń, Tanba odepchnął się od przeciwnika i wygiął się do tyłu
unikając skrócenia o głowę jednak nóż zarysował mu policzek. Odskoczył szybko,
lecz Ezaw nie dał mu szans na odpoczynek uderzał seriami, sprawnie operując
nożami z prawej, z lewej nie dając Miyagiemu możliwości na wyprowadzenie ataku.
Tanba musiał się cofać, tylko dzięki niebywałej zwinności nie doznał żadnych
ran. Szarooki był wyższy od starca o ponad głowę i dobrze wykorzystywał dłuższy
zasięg swoich ramion. Siwowłosy mimo gradu ataków zgrabnie osłaniał się swoją
laską, lub uchylał się. Wtem Mroczny Łowca niespodziewanie wykonał potężne
kopniecie w żołądek starca, ten jęknął głucho i cofnął się kolejnych kilka
kroków, lecz teraz poczuł na plecach szorstką ścianę. Zatrzymał się, ten moment
wykorzystał Ezaw zamachnął się nożem nad głową celując w wytrzeszczone oczy Miyagiego,
ten zdołał się schylić po czym
przeturlał koło nóg mężczyzny poza zasięg jego broni. Czarne ostrze szarookiego
zagłębiło się aż po trzon w pniu drzewa po chwili wokół niego pojawiła się ciemniejąca
plama rozchodząca się powoli po drzewie. Mroczny Łowca wyciągnął nóż i zwrócił
się do opartego o laskę Tanby, który mierzył go uważnym spojrzeniem.
-Teraz ja coś ci powiem, starcze. – rzekł zimno – Wy kapłani
lubicie polegać na swoich sztuczkach i gadać o moralności, sprawiedliwości i
dobroci. Możesz tym karmić tępych wieśniaków, ale tu daruj sobie kazania i
walcz jak należy. Nie mam czasu się z tobą bawić w podchody, wiec pokaż na co
cię stać i zakończmy to. – Tanba otarł krew z rozciętego policzka, roztarł ją w
palcach i uśmiechnął się przyglądając się szkarłatnej posoce.
-Bawi cię to? – spytał Ezaw mrużąc lekko oczy.
-Bynajmniej, po prostu uświadomiłem sobie, że miałem
racje. Twoja czakra, która nasączona jest
broń jest wyjątkowo mroczna, niespotykana, odbiera życie i zaraża energię
życiową. Zwykły człowiek nie mający
ochronnego talizmanu, czy nie znający kapłańskich zaklęć oczyszczających mógłby
nawet zginać od takiej rany. – przerwał przyglądając się poważnie szarookiemu –
Wygląda na to, że naprawdę zaczęliście działać, wyleźliście ze swoich nor i przygotowujecie
się. Wyklęci Kapłani Chaosu.
Na twarzy Mrocznego Łowcy przez chwile odbiło się szczere
zaskoczenie, lecz zaraz znów przywdział bezuczuciową maskę.
-Wiesz o nas? – spytał – Skąd?
-Dobrze się maskujecie, nie łatwo was rozpracować,
wiedzieliśmy tylko, że coś się złego dzieje. Właśnie jestem w podróży do Pięciu
Kage by przekazać im wieści i prosić o pomoc. Bałem się, że pewnie nie będą
chcieli mi uwierzyć, ale spotkaliśmy naszą księżniczkę. Nie sądziłem, że to ma
jakikolwiek związek. To nie typowe dla was- uprowadzać córkę samego Szóstego
Hokage i to podczas najważniejszego święta? Zwykle czaicie się mroku i nikt nie
wie, że stoicie za pewnymi wydarzeniami. Nawet nie obnosicie się ze swoimi
symbolami. Dla przeciętnego obserwatora twój tatuaż na przedramieniu nic by nie
powiedział, lecz ja wiem co tak naprawdę oznacza – wskazał na zniszczony rękaw
czarnej koszuli odsłaniający ośmioramienna gwiazda wymalowany na jasnej skórze
mężczyzny i spojrzał poważnie w zimne oczy Ezawa – Znowu się zaczyna prawda?
Jesteś jednym z nich. Ale tym razem jest inaczej, coś potężniejszego wami
kieruje. – westchnął głęboko – Miałem nadzieje, że nie dojdzie do tego za mojego życia. Ale teraz
nie mam już wątpliwości.
-Masz sporą wiedze. Ale czego innego można się było spodziewać
po jednym ze słynnych Wędrownych Kapłanów – stwierdził Ezaw beznamiętnie– Ale
czy zdajesz sobie sprawę co spotkało twoich pobratymców z wyspy Selene? –
Starzec pobladł zaskoczony
-Skąd ty..? Co masz na myśli? – spytał podnosząc głos
-Po co ci to wiedzieć? I tak wszyscy zginiecie. – odparł
Mroczny Łowca zacisnął dłonie na rękojeściach noży i ruszył na nieruchomego
Tanbe. Naraz Ezaw stracił twardy grunt
pod stopami i zaczął się chwiać.
Spojrzał w dół, jego nogi zapadały się w grząskiej ziemi.
-Zalecam panu kąpiele błotne. Świetnie robią na cerę. –rozległ
się głos Seirana, który stał po drugiej
stronie polany kilkanaście metrów od nich. Szczerzył zęby, a obok zapadał się w
gęstej mazi Ares – Dziś okazja- kąpiel gratis. – dodał wesoło
Ezaw zmrużył oczy złowrogo, lecz zaraz skupił całą swą uwagę
na pogrubionym u góry drzewcu laski trzymanej przez Miyagiego. Zaczął on,
bowiem niepokojąco lśnić, gromadzoną świetlistą energią
-Shiro kasai! – krzyknął znów starzec ze złowrogim błyskiem
w oku, a promień pomknął w unieruchomionego mężczyznę. Rozległ się głośny huk,
a drzewa na drodze techniki spopielały. Była kilkukrotnie silniejsza od
poprzedniego ciosu. Pole walki zasnuł dym.
-No i to by było na tyle co dziadku? Możesz mi wyjaśnić o czym gadał pan Ponurak? I
co cię tak zaniepokoiło? – spytał Seiran podchodząc, lecz zamarł w pół kroku. –
A kiedy on…?
Zasłona po wybuchu opadła i w miejscu gdzie przed chwilą był
Ezaw ziała czarna dziura. Jednak chłopak spoglądał w miejsce gdzie unieruchomił
Aresa. Teraz wystawała tylko jego głowa przy, której klęczał Mroczny Łowca jego
ubranie było lekko osmolone i zniszczone jednak on sam wydawał się cały i
zdrowy. Miyagi spoglądał na niego zaskoczony. Szarooki położył dłoń na głowie
swego pupila.
- Dimittam ut serat stragemque – rzekł dziwnym szemrzącym głosem, wtedy
ziemia wokół łba psa zaczęła pękać. Wyłoniły się potężne uzbrojone w ostre
szpony łapy oblepione ziemią. Pies łowcy wyszedł z pułapki Seirana i stanął na
tylnych łapach niczym człowiek jedynie lekko pochylony, a jego skóra pęczniała
pod naporem rozrastającego się ciała. Z otwartej paszczy wyposażonej w ostre
jak brzytwa kły kapała piana, a wściekłe spojrzenie żółtych przekrwionych oczu
spoczęło na Tanbie i jego wnuku. Stwór zawył przeciągle, ten dźwięk sprawiłby,
że najtwardszemu wojownikowi zmiękły by
nogi.
-Czy mi się zdaję czy on urósł dziadku? – rzucił Seiran
przełykając ślinę. – Ciekawe czym go karmi?
Naraz Ezaw posyłał grad strzał w dwójkę mężczyzn. Miyagi
pociągnął swego wnuka za najbliższe drzewo o grubym pniu. Jednak obaj musieli
paść na ziemię, by uniknąć potężnych pazurów Aresa, które ścięły jednym ruchem
drzewo, w powietrze wzbiły się drzazgi. Będą mieli o wiele więcej problemów niż
przypuszczał na początku.
-Chyba się zdenerwował. – stwierdził Seiran turlając się po
ziemi, by uniknąć pocisków Ezawa i łap jego pupila.
-Doprawdy? Po czym to rozpoznałeś? – spytał kąśliwie Miyagi
chowając się za jednym z drzew.
-Po wyrazie twarzy – odparł niewidomy chłopak z promiennym
uśmiechem. Tanba pokręcił z dezaprobatą głową
-Zajmij się tym psem i tym razem porządnie. – warknął
rozeźlony po czym znów starł się z Ezawem w bezpośredniej walce.
-Spoko, dziadziu. – odparł zielonowłosy po czym uskoczył
przed łapą potwora i pobiegł w gęściejsze drzewa by nieco utrudnić poruszanie
się wielkiemu stworowi ten jednak nic sobie z tego nie robił i łamał kolejne
drzewa jakby były zapałkami.
-Rany, dość było z tobą kłopotów jak jeszcze na czterech
łapach łaziłeś, nie za szybko coś z tą ewolucją u ciebie? – chłopak odwrócił
się wprost na szarżującego stwora, przykucnął przystawiając dłonie do podłoża ,
a z ziemi wyłonił się ponad dwu metrowy lekko zaokrąglony głaz i zawisł kilka
centymetrów nad wyciągniętymi w górę rękami Seirana.
– Wypchaj się tym kundlu! – i zamachnął się jakby rzucał
piłką, kamień poleciał na spotkanie Aresa niszcząc po drodze drzewa. Rozległ
się głośny huk i głaz zatrzymał się. Jednak zaczęły się na nim pojawiać pęknięcia,
a po chwili rozpadł się na kawałki z spośród nich wyleciał przemieniony pies
Łowcy w ogóle nie tracąc szybkości, rzucił się na Seirana. Ten uchylił się w
ostatniej chwili, lecz potworowi udało się przejechać pazurem po lewym ramieniu
chłopaka rozcinając jego koszule i skórę. Zielonowłosy syknął z bólu i
odruchowo chwycił się ręką za krwawiącą obwicie ranę.
-Pora chyba przejść na wyższy poziom, bo jak tak dalej
pójdzie to mnie tak poharata, że żadna dziewczyna na mnie spojrzy. – mruknął Seiran
westchnął i zaczął składać serię pieczęci. Ares tymczasem znów rzucił się na
niego oszalały żądzą mordu. Zamachnął się swoją potężną łapą uzbrojoną w
śmiercionośne pazury wprost na skupionego zielonowłosego.
-Dayaton: Hashira ( Uwolnienie diamentu :filar) – Krzyknął,
a tuż przed nim wyrósł lśniący pół-przeźroczysty słup. Pazury Aresa
zaskrzypiały głucho na gładkiej powierzchni, a pies zawył z bólu gdy jego
śmiercionośne ostrza zaczęły się kruszyć.
-Do czego to doszło, żeby obcy człowiek musiał zajmować się
przycinaniem pazurów u psa. To powinno być zadanie właściciela nie sądzisz? –
uśmiechnął się złośliwie. Ares warknął złowrogo, lecz po chwili dało się
zauważyć, że z łap potwora wyrastają nowe ostrza. Stwór opadł na przednie łapy
i skoczył na Seirana. Ten wyskoczył wysoko w górę nad pupilem Ezawa, zrobił
salto w powietrzu i wylądował na jego grzbiecie.
-Opa! Przejedziemy
się? – krzyknął wesoło chwytając psa za sierść na karku. Ares ryknął
głucho stanął na tylnych nogach i próbował łapami pozbyć się niechcianego
pasażera jednak nie mógł go dosięgnąć. Zaczął wierzgać i kręcić się we
wszystkie strony, lecz zielonowłosy trzymał się mocno i pozwalał się zrzucić.
- Dobra, kończmy tą zabawę Dayaton : Daiyamondo
hashi (diamentowe ostrze) - przyłożył dłoń do karku stwora. Wstrzeliło z niej
wąskie lśniące ostrze, które zagłębiło się w ciało psa przechodząc na wylot w jego
piersi i wbiło się w ziemie teraz zaczęło się poszerzać powiększając ranę. Pies
zawył potępieńczo i opadł na podłoże z pyska zaczęła kapać mu krew i mieszać
się z wyrwy na piersi, dyszał głośno i z
wyraźnym trudem, lecz nie spuszczał wzroku z Seirana, który zeskoczył z jego
grzbietu przechadzając się wokół niego.
-„Dziwne powinien już nie
żyć przecież trafiłem w jego serce”. – pomyślał zaskoczony chłopak. Diamentowy
filar przyszpilił psa do podłoża, długa część ociekająca krwią sterczała jakieś
dwa metry nad jego poruszającymi się w rytm oddechu plecami, choć rana wyglądała na śmiertelną stwór wciąż
dychał. Wtem niespodziewanie zaczął dźwigać się na łapy i podnosić się.
Zszokowany Seiran cofnął się kilka kroków. Ares wył potępieńczo gdyż każdy jego
ruch powiększał ranę i przysparzał mu mnóstwo cierpienia. Stanął na tylnych
nogach i chwycił filar w swoje łapy, wokół kolumny ziemia zaczęła się kruszyć
gdy potwór starał się wyrwać z podłoża technikę niewidomego wojownika.
Chłopak nie czekając na
dalszy rozwój wypadków przykucnął na ziemi złożył serie skomplikowanych
pieczęci i uderzył dłońmi o podłoże.
-Dayaton: Dayamondo Shinrin
Katto! (Diamentowy las ostrzy) – z ziemi wokół szamoczącego się potwora zaczęły
wystrzeliwać kolejne długie, błyszczące
ostrza i wbijać się w Aresa. Pies zawył jeszcze głośniej gdy technika Seirana
całkowicie oddzielił go od świata i pozbawiła możliwości ruchu. Ostre jak
brzytwa filary przebijały jego ciało, aż w końcu zamilkł i na polanie słychać
było tylko ciężki oddech młodzieńca.
-Rany, kto by pomyślał, że
będzie tyle zachodu z jednym futrzakiem. – westchnął i syknął gdy rozcięte
ramię zaczęło pulsować bólem. Dotknął rany, wyczuł, że krwawi dość obficie
zaklął pod nosem, gdy przez całą rękę przebiegł go nieprzyjemny dreszcz. Szybko
rozdarł nieprzesiąknięty krwią rękaw swojej koszuli i obwiązał materiałem ramie pomagając sobie
zębami.
-Na razie chyba wystarczy.
Dopóki Zumi-chan nie zrobi tego fachowo – mruknął zawiązując prowizoryczny
bandaż – Zobaczę może jak dziadek sobie
radzi.
Po czym dźwignął się z kolan i zaczął
ostrożnie podchodzić do miejsca gdzie walczył Miyagi z Ezawem. Ukryty za
krzakami wsłuchiwał się w odgłosy zażartej walki. Mroczny Łowca wiedząc, że nie
uda mu się zranić Tanby strzałami, a z dystansu był narażony na jego
śmiercionośne promienie, zmusił go do walki w zwarciu. Jednak Miyagi okazał się
trudniejszym przeciwnikiem niż mógłby sądzić, zważywszy na jego wiek. Zgrabnie
unikał ataków i często zadawał silne ciosy z pomocą swej laski. Seiran wiedział
jednak, że długo tak nie pociągnie
–„Hm, ten facet jest naprawdę mocny.” –
pomyślał chłopak. – „Dziadek ledwo sobie radzi. Chyba powinienem
mu pomóc.”
Zagwizdał melodyjnie
naśladując śpiew słowika. Sygnał, który zrozumieć mógł tylko ktoś
wtajemniczony. Starzec od razu odgadł zamiary wnuka. Zaczął zażarciej atakować
spychając Mrocznego Łowce na środek polany, tam udało mu się podciąć nogi
członkowi Ragnarok. Zwalił się na ziemie, lecz Ezaw znał te sztuczki wiedział,
jak wyjść z tej sytuacji. Przeciwnik pewnie myśli, że jest bezbronny na ziemi,
ale miał przecież noże, wystarczy wbić jeden z nich w stopę Tanby by go
unieruchomić, a następnie wykończyć wbijając drugi nóż pod żebra. Starzec nie
miał pojęcia, że zaraz nadejdzie jego koniec. Jednak niespodziewanie Miyagi
odskoczył od powalonego wroga. Ezaw czuł, że coś się święci. Szybko skoczył na
równe nogi, lecz było za późno. Usłyszał tylko głos:
-Dayoton: Dayamondo Kangoku
(Diamentowe więzienie). – I wokół niego zatrzasnęła się lśniąca kopuła z pół
przeźroczystego kamienia. Ezaw zaskoczony rozglądał się po swojej celi zewsząd
patrzyły na niego rozmyte własne odbicia. Wtedy zdał sobie sprawę, że nie może
się ruszyć, spojrzał w dół jego stopy w wysokich czarnych butach tkwiły w
diamentowej podłodze. Uderzył swoim nożem w lśniącą powierzchnię, ostrze
rozpadło się z brzękiem pozostawiając jedynie niewielkie wgłębienie.
-Przeklęty dzieciak. –
mruknął pod nosem i zaczął kształtować coś z czarnej materii.
Na zewnątrz Seiran podbiegł
do dziadka z rozbrajającym uśmiechem.
-Ale go załatwiliśmy co
dziadku? Nie spodziewał się tego Ponurak jeden. – westchnął teatralnie – Żałuje,
ze nie mogłem zobaczyć jego miny. Ale o co chodzi dziadku? – spytał wyczuwając
wielką powagę u starszego mężczyzny
-Musimy to zakończyć
szybko. Zanim się uwolni. – rzekł podchodząc do więzienia
-Uwolni? Jak? Przecież to
czysty diament. Żaden człowiek nie rozbije najtwardszego tworzywa świata. –
chłopak nie krył zdziwienia
-Obawiam się, że to nie
jest człowiek – rzekł cicho Miyagi – Pomóż mi przygotować rytuał.
-Ale zaraz, chcesz
powiedzieć, że on..?
-Tak, tak pośpiesz się. – ponaglił
młodzieńca. Ten już o nic nie pytając dotknął dłońmi diamentowej celi. Jej
ściany zaczęły się zmieniać nie były już gładkie. Przybrały kształt
równomiernych sześciokątów załamujących światło, tworząc tęczowe refleksy na
całej polanie, wewnątrz ku zdziwieniu Ezawa stały się wypukłe w równych
odstępach.
-Gotowe – powiedział
zielonowłosy i wycofał się kilka kroków. Tanba stanął przed wiezieniem
Mrocznego Łowcy i wbił laskę w ziemię. Trzymając ją cały czas, złożył dłonie
jak do modlitwy, pochylił głowę w pełnym skupieniu zaczął recytować zaklęcie.
- Ex oriente Lux, caelum et terram commovere, detrude Katharsis!
– Zakończył głośno, wyciągając przed siebie dłonie, z nich wystrzelił
srebrzysto biały promień, który wniknął do ściany ze szlachetnego kamienia i
zaczął rozświetlać jego wnętrze. Ezaw
czuł wewnątrz olbrzymią kumulującą się moc i po raz pierwszy poczuł się
zagrożony. Energia odbijała się od diamentów rosnąć w siłę by w końcu uderzyć
ze wszystkich stron jednocześnie wprost w unieruchomionego Mrocznego Łowce. Nie
mógł nic zrobić by się przed tym obronić. Mężczyzna czuł przerażający gorący
podmuch śmiercionośnej techniki, urzeczony wpatrywał się w słupy srebrzysto
białego światła niosące jego zgubę. „Ja nie mogę jeszcze zginać” pomyślał na
chwilę przed tym jak skumulowane promienie złączyły się w centrum więzienia
tworząc eksplozję białego światła, która pewnie gdyby nie była ograniczana
diamentowymi ścianami zmiotła by wszystko z powierzchni w promieniu kilometra.
Zapadła cisza
Miyagi stał nieruchomo w miejscu niczym posąg bóstwa w świątyni.
-Seiran? – spytał
cicho, chłopak podszedł do więzienia i przyłożył dłoń do powierzchni.
-Nie ma go. –
szepnął po chwili. Kopuła zaczęła zanikać ukazując kłęby dymu i spaloną ziemię.
Łagodny wiatr zaczął rozwiewać osłonę wraz z szarym popiołem . Poza tym
więzienie było puste, nie było nawet śladu po porywaczu Mikomi – Nie miał
szans. Nic z niego nie zostało po tej technice.
-Dobrze. Chodźmy.
Musimy dogonić Izumi i resztę. – odparł
starzec odwracając się, lecz nie uszedł kilku kroków i zachwiał się. Upadłby
gdyby Seiran nie podtrzymał go.
-Może jednak trochę
odpoczniesz, dziadku? Powinieneś bardziej uważać.
-I kto to mówi? –
mruknął Miyagi spoglądając na przesiąknięty krwią prowizoryczny bandaż, ale
oparł się na zdrowym ramieniu wnuka gdy chwyciła go kolejna chwila osłabienia.
– Ale chyba rzeczywiście się starzeje. – dodał bardziej do siebie
-Nie przesadzaj
dziadziu. – odparł na to chłopak uśmiechając się, ale po chwili spoważniał –
Czy dobrze słyszałem słowa Ezawa? Mówił o wyspie Selene.
-Tak Seiranie.–
rzekł cicho spuszczając wzrok.
-On wtedy nie
żartował. – powiedział poważnie zielonowłosy – Myślisz, że..?
- Na razie niczego
nie możemy być pewni – przerwał starzec – Skupmy się na tym co jest teraz najważniejsze.
Musimy dogonić Izumi, Rikuo i Mikomi.
-Tak jest dziadku.
– odparł na to Seiran i obaj zaczęli oddalać się od pola walki.
<Tymczasem w Konosze, w gabinecie Hokage>
- Hokage-sama, niestety, w żadnym z krajów nie
zarejestrowano przestępców o podanym rysopisie, czy osób podobnych zdolnościach
do członków Ragnarok. Nie jesteśmy w stanie ich zidentyfikować, lecz obecnie
wszystkie posterunki we każdym z krajów sojuszu otrzymały ich portrety
pamięciowe, więc gdy tylko się pojawią otrzymamy informacje.. – rozległo się zirytowane prychnięcie, zamaskowany oficer ANBU przerwał i uniósł
lekko głowę, by spojrzeć na przełożonego.
-Ta, wystarczy poczekać, aż te sukinsyny same oddadzą się w
ręce shinobi. – warknął sarkastycznie Uzumaki rzucając złowrogie spojrzenia – Co to ma być? Dlaczego nikt nie jest w
stanie przekazać mi choć jednej dobrej informacji? Nikt nic nie wie. Nikt nic
nie widział. Nic nie znalazł. Mam tego dość! – ostatnie słowa niemal wykrzyczał
uderzając pięścią w blat stołu, aż coś zatrzeszczało. Trzy –osobowy oddział
zdający raport przed Hokage, zadrżał nie wiedząc jak zareagować na wybuch
przywódcy wioski. To się nigdy wcześniej nie zdarzało.
-Prosimy o wybaczenie, Hokage-sama. – odezwał się dowódca w
masce imitującej wilka. – Robimy wszystko co w naszej mocy, by odnaleźć pańską
córkę, a także odzyskać skradzione artefakty, lecz ci ludzie.. Jakby zapali się
pod ziemię. Nie możemy znaleźć, żadnego sensownego tropu.– Blond-włosy Hokage westchnął i ukrył twarz w dłoniach opierając łokcie o blat
stołu. Wyglądał jak ktoś bliski całkowitego załamania.
-To ja powinienem przepraszać. – powiedział cicho Szósty
Hokage pocierając zmęczona twarz. Nie spał w ogóle w ciągu tych trzech dni, a
nadmierne korzystanie z klonów, które wysłał na poszukiwania, dodatkowo go
osłabiło. Wyglądał jakby postarzał się o co najmniej 10 lat. – Wiem, że to nie
wasza wina. Wracajcie do pracy.
-Hai, Hokage-sama – odparli chórem ANBU i zniknęli w kłębach
dymu. Uzumaki został sam otoczyła go przytłaczająca cisza. Naruto wpatrywał się
bezmyślnie w rozłożoną na biurku mapę kraju Ognia i sąsiadujących z nią nacji
poprzecinaną kolorowymi liniami sugerującymi drogi porywaczy i kilkoma
czerwonymi kropkami gdzie natrafioną na ślady Mikomi. Odrzucił mapę. Nie miała
najmniejszego sensu. Odnajdywali jedynie kosmyki włosów jego córeczki w różnych
punktach kraju Ognia oddalonych od siebie na wiele kilometrów i do tego nie
układających się w żaden konkretny kierunek. Ci ludzie, zostawiali je tam
specjalnie, by zmylić pościg. Do tego nie udało się ich powstrzymać przed
zrabowaniem magazynu z artefaktami z IV Wojny, nie mógł zrozumieć jak udało się
im dostać do tak pilnie strzeżonej kryjówki, której lokalizacje znało niewielu,
a co dopiero jak znieść bariery i zabezpieczenia. Ukryli zdobycze z wojny aby
nikomu już nie zagrażały, a w razie kryzysu mogłyby być pomocne Sojuszowi.
Teraz to wszystko obróci się przeciw nim, nie wiadomo co ci ludzie zrobią z przedmiotami,
ale to na pewno nie będzie nic dobrego. Jednak to było dla niego najmniej ważne,
gdyby to tylko od niego zależało oddałby pewnie wszystkie skarby i sekrety świata
za bezpieczny powrót Mikomi do domu.
Szósty Hokage westchnął z zrezygnowaniem. Wstał od biurka i
podszedł do okna. Wpatrywał się w piękną panoramę Konohy, widok krzątających
się po ulicach mieszkańców załatwiających swoje sprawy zwykle napełniał go
optymizmem i radością, lecz nie dzisiaj. Ten ranek, choć tak pogodny,
zapowiadał się kolejnym dniem rozłąki z jego córeczką. Gdyby mieli choć
jakikolwiek, najmniejszy postęp. Mógłby chociaż dodać otuchy Hinacie, ale chyba
znów nie będzie mu to dane. Otrząsnął się z tych czarnych myśli.
-Odnajdę cię Mi-chan. Choćbym miał przetrzasnąć wszystkie
zakamarki świata. – rzekł do swojego odbicia w szybie – Przysięgam na Wolę
Ognia.
Hokage nie zauważył, że tuż przy uchylonym oknie na
parapecie przysiadła mała wiewiórka z opaską ze znakiem liścia na szyi. Gdy
mężczyzna zbliżył się do futryny, zwierzątko niepostrzeżenie oddaliło się poza
zasięg wzroku Uzumakiego, po czym wskoczyło na jedną z linii energetycznych biegnących
do sąsiedniego budynku. Przeszło po niej na dach, skąd w kilkoma zwinnymi
susami pokonała następne pokrycia domów, kierując się wprost do parku. Tam
przemknęła niczym cień skacząc po zielonych koronach drzew, po kilku minutach
biegu przeskoczyła zwinne z jednej z gałęzi na parapet okna domu Szóstego
Hokage. Tam czekało na niego kilku członków Arkadii, z rodzeństwem Uzumaki na
czele. Był to przestronny, jasny pokój należący najpewniej do Suzaku, sądząc po
mnóstwu różnorakich zdjęciach rozlepionych po ścianach, które tworzyły swoiste
kolaże. W pomieszczeniu na podłodze rozłożyli się Akira Inuzuka i Shikaku Nara
i rozmawiali cicho. Tuż obok oparty o ścianę siedział Inkoki z nieobecnym
wyrazem twarzy. Na łóżku zwinięta w kłębek leżała Sayuri obgryzając nerwowo
paznokcie.
-Jesteś wreszcie Suta.. To znaczy Inoki. – rzekł stojący
koło okna Suzaku. Wszyscy ( z wyjątkiem młodego
Yamanaki) poderwali się i zbliżyli do nowoprzybyłego
-I co? Wiesz coś? – spytała z nadzieją w głosie Sayuri
podbiegając do zwierzątka. Wiewiórka rzuciła jej tylko pełne politowania
spojrzenie, zeskoczyła szybko na podłogę i przydreptała do nieruchomego Inokiego.
Chłopiec, gdy tylko Suta się zbliżył, otworzył oczy i wyprostował się.
-Jak miałbym ci niby cokolwiek powiedzieć skoro ciągle byłem
w jego ciele? – mruknął blondyn rozcierając sobie skronie
-Dobra, dobra. Dowiedziałeś się czegoś? – spytał z irytacją
Suzaku. Inoki westchnął ze smutkiem.
-Niestety. U Hokage nie ma żadnych nowych tropów, czy
postępów w poszukiwaniach. – odparł, na to na twarzach towarzyszy zagościło
jawne rozczarowanie pomieszane ze smutkiem.
-Niczego naprawdę nie znaleźli? – spytał z niedowierzaniem
Shikaku
-Tak, w starych rejestrach do tej pory nie zanotowali klanów
czy shinobi używających takich technik. – odpowiedział Inoki – Nawet Hokage był
wnerwiony, że nic.. AŁA!! – krzyknął niespodziewanie podrywając się z podłogi,
wszyscy aż podskoczyli. Młody Yamanaka zaczął desperacki wymachiwać ręką, na
której końcu dyndała rudo-biała futrzasta kulka. Suta wbił swoje ostre ząbki w
dłoń chłopca wywołując u niego falę nieopisanego bólu. Po kilku
gwałtowniejszych ruchach Inoki zrzucił wiewiórkę, która wylądowała na podłodze,
nastroszyła się niczym kot i zaczęła popiskiwać gniewnie na blondyna.
-Ty cholerny, zapchlony, rudy szczurze! Niech no ja cie
dopadnę!– krzyknął wściekle młody Yamanaka rzucając się na zwierzątko z chęcią
mordu w oczach. Wiewiórka wietrząc zagrożenie uskoczyła mu z drogi w ostatnim
momencie. Chłopak nie wyhamował i grzmotnął głową prosto w ścianę, wyrzucił
przy tym z siebie wiązankę przekleństw i jęków.
-Gdzie ten wredny gryzoń? Powyrywam mu te kły. – warczał
blondyn ssąc jednocześnie palec, w który Suta wgryzł się aż do krwi. Tymczasem
sprawca jego cierpień schronił się w ramionach Sayuri, dziewczyna gładziła
uspakajająco futerko zwierzątka. Chłopcy śmiali się w najlepsze z położenia
Inokiego
-Co się stało? Wszystko w porządku? – rozległ się
zaniepokojony głos. Dzieci spojrzały w okno, na parapecie z bronią gotowy do
ataku kucał zamaskowany ANBU i rozglądał się uważnie po pokoju.
-Nic się nie stało. Tylko Inoki przegrał pojedynek z Sutą. –
odparła Sayuri uśmiechając się
-Rozumiem. – powiedział ANBU chowając broń – Proszę abyście
uważali i nie opuszczali domu bez powiadomienia.
-Tak, tak. Na pewno powiemy, a teraz mógłby nas pan
zostawić? – burknął Suzaku, który naraz stracił cały humor.
-Oczywiście. – mężczyzna zniknął, a młody Uzumaki zaraz
zamknął okno z dość głośnym trzaskiem i wyraźną złością na twarzy. Sauyri
tymczasem z niesamowitą czułością głaskała wiewiórkę nie zwracając najmniejszej
uwagi na poszkodowanego Inokiego.
-Biedny Suta. Nie podobało ci się jak Inoki przejął twoje
ciało? Pewnie się wystraszyłeś– rzekła miękko, drapiąc rudzielca pod szyją
-Ty jego żałujesz? – warknął rozwścieczony Yamanaka – Ten
szczur prawie palca mi odgryzł!
-Weź daj spokój, stary. –odezwał się Akira – Powinieneś był
najpierw zapytać czy możesz użyć go do szpiegowania Hok.. – urwał gdy dłoń
stojącego obok niego Shikato zakryła mu usta.
-Durniu – syknął gniewnie do brązowowłosego – Chcesz żeby
nas usłyszeli? A może od razu pójdziesz do siedziby ANBU i opowiesz im o
naszych tajemnicach?
-Okey, okey. Sorki – burknął Akira odpychając rękę Nary. –
Po prostu chciałem zaznaczyć, że zwierzęta też mają uczucia i nie można
traktować ich przedmiotowo.
-Akira ma rację, Inoki. Powinieneś być bardziej miły dla
naszego Suty. – rzekła Sayuri po czym
zwróciła się do zwierzątka – Przepraszamy, że cię tak wykorzystujemy, tu masz
małą rekompensatę. – wyciągnęła niedużą papierową torebkę wypełnioną najróżniejszymi
orzeszkami, a także rodzynkami. Mały rudzielec natychmiast ożywił się
wyczuwając smakołyki, chwycił paczkę w ząbki i zeskoczył z rąk Uzumaki na zaśmiecone
papierami biurko Suzaku. Po chwili słychać było tylko pełne zadowolenia
chrupanie i mlaskanie. Sayuri usiadła przy biurku i zaczęła przyglądać się w
zamyśleniu wiewiórce.
-Nie wiedziałam jakie ci przygotować wiec wzięłam
wszystkiego po trochu, samych rodzynek ci nie dam, bo Yume nie pozwala. Mówiła,
że strasznie po nich tyjesz. – powiedziała do zwierzątka – Zwykle to Yume albo Mi-chan cię karmiły ja
się na tym nie znam.. Mi-chan, ona zawsze pomagała mamie w kuchni i świetnie
się przy tym bawiły, dla mnie gotowanie to jakiś koszmar, ale fajnie było chociaż
im się przyglądać.. – dodała ciszej i posmutniała, oczy zapiekły ją zwiastując
kolejną już falę płaczu na wspomnienie siostrzyczki
-Nie martw się Sayuri. – rzekł Shikato kładąc jej dłoń na
ramieniu – Hokage na pewno ją znajdzie.
Blondynka widząc, że wszyscy na nią patrzą z troską w
oczach, szybko otrząsnęła się, przełknęła łzy i przywołała wymuszony uśmiech na
twarz.
-Wiem o tym. – odparła krzywiąc się do Shikato, ściągając
jego dłoń z ramienia – Tata nam to obiecał, a on nigdy nie łamie obietnic.
-A właściwie to co u naszej korespondentki i kronikarki? – spytał
Akira chcąc jakoś zmienić temat – Jak przechodziłem koło poczty to pani Yoko
pytała się kiedy odbierzemy listy, podobno sporo się już tego zebrało. Była
bardzo zdziwiona, że Yume nie przyszła, bo zwykle zaglądała do niej codziennie.
-Nie wiadomo czy jeszcze przyjdzie. – szepnął cicho Suzaku
spoglądając w okno. Wszyscy spojrzeli na niego zdziwieni.
-Co ty gadasz, stary? Przecież mamy najlepszych medyków w
całym świecie shinobi! Na pewno..
-Od operacji jej stan nie uległ poprawie. Chociaż wszystko
poszło dobrze to zapadła w śpiączkę i nikt nie wie kiedy się obudzi. Może
jutro? Lecz równie dobrze za rok. Ponadto słyszałem jak jacyś lekarze mówili,
że gdy ciocia Sakura, lub Piąta chciały użyć jakiś zaawansowanych medycznych
technik to organizm Yume nie przyjął ich czakry, jakby się przed nią bronił. –
chłopiec zamilkł. Miał tego dość. Święto Zjednoczenia miało być najwspanialszym
dniem, pełnym zabawy, a stał się początkiem koszmaru jego rodziny. Najgorsze
było jednak to uczucie bezradności i lęku o los jego małej siostrzyczki.
-Nic nie możemy zrobić. – W zapadłej ciszy głos zabrał Nara. – Musimy mieć nadzieje, że wszystko się jakoś
ułoży i wszystko będzie dobrze.
-Więc chcesz powiedzieć, że mamy siedzieć bezczynnie w domu
i nie wychylać się w razie kolejnego ataku, jak nam wszyscy każą? – warknął
młody Uzumaki, wpadający w coraz większą złość
-To może pójdziemy potrenować? To chyba lepsze niż siedzenie
tutaj? – spytał niepewnie Akira, spojrzenie jakie mu posłał Suzaku dosłownie
wbiło go w podłogę
-O świetny pomysł! Gdyby nie z pięciu ANBU obserwujących
każdy nasz krok, byśmy przypadkiem się nie potknęli jak idziemy przez Konohę. –
odparł sarkastycznie granatowo-włosy
-Oj, chyba przesadzasz.. – rzekł Inoki, chcąc jakoś uspokoić
przyjaciela, lecz to tylko go bardziej rozzłościło
- To tata przesadza traktując mnie jak dziecko. – warknął
Suzaku. Ciskając na wszystkich gromy z oczu– Mam dość. Przecież, wiem jak się
walczy, mam Byakugana, mógłbym pomóc w poszukiwaniach, ale nie, mam siedzieć i
nic nie robić. – wyrzucił z siebie chłopiec. Znów zapadła krepująca cisza.
Sayuri spoglądała pusto w przestrzeń wyłamując sobie palce, zatopiona w
myślach. Przyjaciele rodzeństwa nie wiedzieli co powiedzieć, jak ich pocieszyć
w zaistniałej sytuacji.
-Wiesz mój stary też mnie nie chciał ze sobą wziąć, a jestem
przecież najlepszym tropicielem w klanie. – mruknął nieporadnie członek klanu
Akira. W tym momencie przez twarz Inokiego przebiegł grymas, zasłonił sobie usta
dłonią i zaniósł się kaszlem. Jednak to nie mogło ukryć wesołości malującej się
na jego obliczu.
-No co? O co ci chodzi? – burknął brązowowłosy, widząc
trzęsącego się Yamanakę
-Ty? Najlepszy tropiciel? Z alergią na pyłki?! HAHAHA! –
chłopak nie wytrzymał i gruchnął niepohamowanym śmiechem tarzając się po
podłodze – Pa-pamiętacie jak mieliśmy z-adanie z Akademii odszukać tamtego
kotka. – mówił ledwo powstrzymując śmiech –
Myślałem, że jak będziemy z nim w grupie to będzie pestka. Przechodzimy
koło kwiaciarni, a tu jak nie zaczyna kichać, smarkać.. Ahahaha! -Tropiciel Zatkany Nos Hahaha! –
blondyn śmiał się aż miał łzy w oczach. Pozostali również nie mogli powstrzymać
uśmiechów na to wspomnienie. Tymczasem Akira cały poczerwieniał i wydął przy
tym usta nadąsany widząc jak jego osoba rozbawiła towarzystwo.
-Mam alergię tylko na jeden kwiat- tuberozę i to było
kiedyś, już mi przeszło. – burknął, lecz
nikt go nie słuchał. Wszyscy chichrali się w najlepsze nawet Uzumacy poweseli.
-Tak, pamiętam jego nos przypomina wtedy wielkiego
czerwonego ziemniaka. Hihihi. – Zachichotała Sayuri – Oczy tak ci łzawiły, że
nic nie widziałeś i musieliśmy cię prowadzić za rękę do szpitala.
-Aha, a tam zasmarkałeś cały fartuch cioci Sakurze, kiedy
przyszła zobaczyć co ci jest. – dodał Suzaku wywołując kolejny atak śmiechu u
Inokiego
-Ale wtedy się wkurzyła. Hahaha! Cała była w glutach, a jej
mina.. Ahaha! – chłopak tarzał się po dywanie, zupełnie się nie kontrolując.
-Weź się już ogarnij Inoki – szepnął Shikato, który także
uśmiechał się pod nosem – Zachowujesz się jakby ci odbiło. – starał się jakoś
uspokoić przyjaciela
-Jemu odbiło już dawno tylko sprytnie to ukrywa. –
powiedziała Sayuri wymieniając porozumiewawcze spojrzenia z bratem.
Wtedy wzrok Suzaku padł
na biurko, skąd cały czas dobiegały szelesty papierów, w których buszował Suta
w poszukiwaniu kolejnej porcji smakołyków. Gdy młody Uzumaki zwrócił na niego
uwagę zaczął właśnie rozgryzać pękatą białą kopertę.
-Hej, zostaw to! To nie żarcie! – krzyknął spanikowany
chłopak wyrywając wiewiórce pakunek. Jednak gwałtowne szarpniecie sprawiło, że
dno koperty rozerwało się. Na biurko i podłogę wysypały się kolorowe zdjęcia.
-No i coś ty zrobił Suta. – mruknął z naganą Suzaku.
Rudzielec przekręcił zabawnie główkę przyglądając się chłopcu z nadzieją w
oczach
-Nie ma już jedzenia. – warknął widząc proszące spojrzenie
zwierzątka. Na to wiewiórka przeskoczyła na parapet i zaczęła drapać szybę. –
Znikaj zanim narobisz więcej szkód. –
Suzaku otworzył okno, a Suta zaraz zniknął w gałęziach sąsiadujących z oknem.
Udał się w stronę szpitala Konohy, gdzie spędzał niemal cały czas czatując jak
najbliżej Yume.
-Czy to fotki ze Święta? –spytał Akira, który zaczął zbierać
zdjęcia z podłogi. To zwróciło uwagę Inokiego, który przestał się chichrać i
podszedł do klęczących na podłodze przyjaciół.
-O serio? Wywołałeś je Suzaku? Jestem tu gdzieś ja? – pytał
podekscytowany blondyn
-Jasne. Na przykład tutaj. – powiedział Akira z wrednym
uśmiechem podtykając mu pod nos jedną z fotografii, Yamanaka zerknął na nie i
zaczerwienił się cały.
-Dawaj to. – mruknął niezadowolony i chciał zabrać fotkę
jednak Akira miał lepszy refleks
-Pokaż, pokaż! – zażądała Sayuri zaglądając przez ramie syna
Kiby. Na zdjęciu zrobionym najpewniej podczas przygotowań do przedstawienia
młody Yamanaka z grupą innych osób składali atrapę Juubiego. Fotograf uchwycił
moment gdy spodnie Inokiego zsunęły się na tyle by uwidocznić jaskrawo czerwone
gatki w białe kwiatuszki. Blondynka zaczęła się śmiać.
- Fajne stokrotki. Sam wybierałeś?– przyznał z uśmiechem
Shikato, który również zerkał zaciekawiony zza ramienia rechoczącego brązowowłosego.
-Oddaj to. – warknął Inoki złowrogo. Akira jednak nic sobie
nie robił z jego tonu.
-Suzaku? Myślisz, ze można by to powiększyć ? – spytał cały czas
się szczerząc. – Chyba nadaje się na okładkę nowego albumu Arkadii „Wpadki i Obciachy”. Co wy na to?
Blondyn ruszył na
Inuzukę z chęcią mordu w oczach, zaczęli ganiać się po małym pokoju pokrzykując
co trochę obraźliwe uwagi. Pozostali przestali zwracać na nich uwagę to był
częsty widok i już dawno przywykli do nieustających kłótni i bijatyk między tą
dwójką, nawet nie próbowali ich pogodzić, wiedzieli, że jak się zmęczą to sami
przestaną. Tymczasem trójka członków Arkadii zajęła się sprzątaniem bałaganu.
- Jak udało ci się
zrobić te zdjęcia podczas przedstawienia? – Shikato z zainteresowaniem
przeglądał fotografię nie zwracając uwagi na krzyki dwójki chłopców – O!
Popatrz na tego gościa wygląda jakby ducha zobaczył. – Suzaku zabrał zdjęcie od
Nary. Fotka przedstawiała publiczność podczas ich spektaklu, a sądząc po
przerażonych minach był to moment gdy ich Juubi wyłonił się z wody. Uzumaki parsknął
śmiechem
-To był świetny pomysł z tym schowaniem Juubiego w wodzie. –
przyznał przekazując zdjęcie siostrze
-O, a tu są dziewczyny. Sayuri, wyglądasz jakbyś chciała kogoś
zamordować.– stwierdził Shikato podając zdjęcie blondynce
-Aha, to wtedy z rana gdy lecieliśmy na złamanie karku nad
jezioro.– odparła Sayuri lekko nadąsana zwróciła się do brata – Mówiłam żebyś
nie robił tych zdjęć. Wyszłam fatalnie.
-Jakby ci kiedykolwiek na wyglądzie zależało siostrzyczko. –
odparł z sarkazmem Suzaku, lecz dziewczyna już go słuchała przyglądała się
jedynie uważnie zdjęciu
-Ale co to za gość tam z tyłu? Chyba to jakiś turysta,
pewnie się zgubił. Takim to potrzeba osobistego przewodnika, co nie? – Suzaku
zabrał jej z ręki zdjęcie i wlepił w nie wzrok. Tłem do uchwyconych w biegu
sióstr chłopca i Yume była zielona alejka drzew i krzewów, całość pełniłaby
piękną kompozycje gdyby nie zarys opierającego się o pień mężczyzny w szarej
pelerynie. Młodemu Uzumakiemu wydał się jakby znajomy.
-Na tym znowu masz same krzaki.. Chociaż nie, widzę jakiegoś
faceta.. To chyba ten zagubiony turysta z poprzedniego. Te możesz spokojnie
wywalić. Nie ma nic cieka.. – Młody
Uzumaki wyrwał kolejne zdjęcie Shikato. To zwróciło uwagę reszty na
ciemnowłosego, który teraz zaczął przechadzać się nerwowo po pokoju. Nawet Akira i Inoki przestali
wyrywać sobie zdjęcie i zaczęli przyglądać się przyjacielowi. Suzaku jak zaczarowany przyglądał się znalezionym
zdjęciom. Tak, na tym było widać wyraźniej schowanego w cieniu gałęzi
pomarańczowo-włosego mężczyznę, chłopiec pamiętał go z tamtej nocy gdy kage
udało się odbić dzieci z rąk Ragnarok
- Ej, wszystko w porządku Suzu-nii? Zbladłeś. – zaniepokoiła
się Sayuri i podeszła do brata
-Oni nas obserwowali. – szepnął siadając ciężko na łóżku.
Wszyscy spojrzeli po sobie nic nie rozumiejąc.
-Ale kto? – zapytał się Inuzuka
-Ci, którzy porwali Mikomi. Ten gość, pamiętam go gdy
byliśmy w bazie i kiedy się wydostaliśmy..
Sayuri wytrzeszczyła oczy w przerażeniu
-Jesteś tego pewny? To przecież może być przypadek..
-Cholera! Nie zauważyłem, że coś jest nie tak! – krzyknął
rozeźlony waląc pięścią o poduszkę – Że ktoś nas obserwuje. Może gdybym był
bardziej czujny..
-Stary daj spokój. To nie twoja wina, nie mogłeś nic zrobić…
- Akira nie wiedział co dalej ma robić. Nagle Suzaku wstał i udał się do
wyjścia.
-A ty gdzie? – zdziwił się chłopak, podążając za nim.
-Muszę coś sprawdzić. – rzucił przez ramię, lecz zatrzymał
się z dłonią na klamce. – Ale nie możemy tak wyjść ANBU będą nas śledzić. –
powiedział bardziej do siebie, jego wzrok padł na przyjaciół. – Musicie nam
pomóc wyjść niepostrzeżenie z domu.
-Dobra, ale powiesz nam o co chodzi? –spytał rozeźlony Inoki.
Młody Uzumaki tylko uśmiechnął się tajemniczo.
''– Zobaczę może jak
OdpowiedzUsuńdziadek sobie radzi.'' wydaje mi się to zdanie trochę dziwnie brzmieć z ust osoby niewidomej lepiej by chyba było napisać 'sprawdzę' ale to tylko taka mała sugestia której nie musisz brać pod uwagę :p generalnie rozdział super. Pokonali Ezawa (bałam sie, że im sie nie uda) w domu Naruto fajnie i trochę powagi i trochę śmiechu :) ciekawa jestem co Suzaku wymyślił mam nadzieję, że nic głupiego nie zrobi. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział. Pozdrawiam i życzę weny :)
Seiran jest osobą z wielkim dystansem do siebie i tego, że jest niewidomy ;) (staram się przynajmniej aby tak wyglądało ) to zdanie akurat nie było zamierzone, ale mam zamiar zamieścić w opowiadaniu różne jego żarty z tym związane, chociaż nie wiem czy to dobry pomysł.. Nie znam nikogo o takiej "wadzie", ale miałam zajęcia o takich osobach i podobno osoby niewidome od urodzenia też używają takich słów jak "widziałem" "zobaczyłem" w potocznej mowie, bo naśladują rozmowy najbliższych. Ale to rzeczywiście może być trochę dziwne jak mówisz. Postaram się bardziej zwracać na to uwagę. Dzięki :)
UsuńCo do Suzaku to będziesz musiała sama ocenić :P
Pozdrawiam. :)
No kochana ;) Nie wiem czy ta trzynastka jest dla ciebie szczęśliwą liczbą czy nie, ale nadszedł czas na mój komentarz xD bój się, albowiem możliwe, że nie będzie chciało ci się tego czytać xD
OdpowiedzUsuńNajpierw ci powiem, że cię podziwiam :) pisanie opowiadania z tematyką ninja jest naprawdę cholernie trudne, wymaga bardzo dużo wyobraźni i w ogóle – a tobie wszystko idzie tak lekko :O na serio, wczoraj w nocy wzięłam sobie do łóżka tablet i tak pomyślałam – nareszcie mam wolną noc, więc przeczytam :D i tak mnie wciągnęło, że zarwałam noc :P ale to nie pierwszy raz, więc się tym nie należy przejmować xD
Trochę dużo nowych imion, ale po trzynastu rozdziałach zaczęłam mniej-więcej ogarniać :P Pamiętam – Yume, Mikomi, Sayuri i Suwaka :P nie wiem czy myślę dobrze, ale to chyba oni są tymi główniejszymi bohaterami… tak? Taka drobna sugestia, mogłabyś zrobić zakładkę bohaterowie i napisać chociaż tych głównych, kto to jest, czyim jest dzieckiem, jaki ma wiek – nie trzeba zdjęć, wystarczą opisy ^^
Pozwól, że ocenie twój styl xD spokojnie, gdybym była polonistką to byłabym jedną z tych łagodniejszych xD no to zaczynam :D Na początku robiłaś sporo błędów interpunkcyjnych xD zapominałaś o kropce na końcu zdania, albo według zasady brakowało przecinka :P jednak z każdym rozdziałem było tych błędów coraz mniej lub byłam tak zaczytana, że interpunkcja przestała mnie obchodzić xD Piszesz świetne opisy *o* powinnam cię zacząć nienawidzić, bo ci tego zazdroszczę :D jak zauważyłaś moje opowiadanie to niemal same dialogi xD co do ortografii to… zdarza ci się xD znaczy, nieczęsto, ale jednak :P czasem napisałaś słowo tak jak się mówi, a nie piszę, albo zapamiętałam słowo „pokarzę” piszę się przez ż, a nie rz ;) jednak spoko nie przejmuj się, ja robię błędy przy e – ę XD albo zamieniam rodzaj męski na żeński :P Jeszcze cię tu poprawię, żeby dialog był poprawnie i estetycznie napisany to:
„-[spacja] Przeczytałam zajebisty blog! – zawołała Soli[kropka]. ¬– Napiszę autorce długaśny komentarz.”
Coś w tym stylu, ale zrobisz jak chcesz :) po prostu tak z zasady się powinno pisać dialogi ^^
I jeszcze przemyślenia, bo zauważyłam, że piszesz je w cytacie ;) przemyślenia lub wspomnienia z reguły pisze się kursywą :)
Teraz fabuła :D No mam o czym pisać, bo w końcu trzynaście rozdziałów :D zaraz się okaże ile zapamiętałam :P uprzedzam, że jestem stara – dwie dychy z hakiem na karku – więc mam sklerozę :P
UsuńFajnie rozpoczęłaś to opowiadanie, wydaje się takie od początku do końca przemyślane – te zagadki, te rozwiązania, te tropy – bardzo, bardzo mi się to podoba :D takie trwanie w kulminacji :D Rozpoczyna się niewinnie, bo od planów przedstawienia wykonanych przez członków stowarzyszenia arkadii ;) no i wyszło im wszystko fenomenalnie ^^ nawet jakiś Kage czy tam lord w końcu zwiewał xD uwielbiam rodzeństwo Uzumaki – nie ma to, jak miłość między bratem, a siostrą xD potem to porwanie całej miejscówki i robienie z kage interesów – no całkiem nieźle to zaplanowali, ale musieli mieć jakiś słaby punkt, a tym słabym punktem był Nero xD chociaż ja tam go lubię – zboczony, śmieszny, bezczelny – no jak można go nie lubić xD Podoba mi się ten fakt, że ci źli nie są tacy fest kozacy tylko da się ich pobić, uszkodzić ;) fajnie wykombinowałaś kluczowy pobyt Bee w pułapce – domyślałam się, że on coś wykombinuje :D Hmm, a Sai ma co coś wspólnego z Yume? Strasznie się o nią troszczy ^^ to słodkie :D w ogóle, kolejny zajebisty pomysł, ten wisiorek ze wspomnieniami! Zajebiste :D z całego tego wspomnienia dużo się dowiadujemy ^^ jakie rozterki skrywa Mikomi, ja też się czasem czuje jak adoptowana :< jestem ładna, mądra, zajebista w ogóle nie pasuje do mojego rodzeństwa :P :P no ale bądźmy poważni, podobał mi się opis tego ataku, potyczek i jej świadomości, gdy ci mówili o planach :D niestety trochę tym przypłaciła – śpiączką. Jej znajomi tak fajnie to przeżywają <3 ja jak będę w szpitalu spodziewam się odwiedzin lub telefonu od trzech osób, inaczej zabije te osoby :P ta sprawa z tą siostrą tego Mefisto… szukanie dla niej odpowiedniego ciała – rozumiem, że tak jak Orochimaru szukał dla siebie pojemnika – Sasuke - obrzydliwe xD propos Sasuke w twoim opowiadaniu zginął na wojnie? Domagam się wyjaśnienia :P a jak tak to z kim Sakura ma dziecko :O z Lee? :P A co do Mikomi xD Uhuhu, widzę, że znalazła sobie obiekt zauroczenia :P więc to porwanie wcale jej na złe nie wyszło xD Seiran wymiata xD to nie tylko poprzez swój zajebisty charakter xD a w dodatku to, że jest niewidomy dodaje mu uroku xD nie wiem, mi tam się defekty podobają xD jest też ba rdzo silny, fajnie wykształcił swój zmysł słuchu :D To robi wrażenie :D A dzieciaki w Konosze szpiegują :D No i odkryli postać Nera – ciekawe, ciekawe :D
Tyle ode mnie :P wiem, że komentarz fabularny jest bardzo ogólny, ale w następnym już się poprawię.
Obiecuję! :D
No to niecierpliwie czekam na następny rozdział :) :D
Życzę weny, ochoty, czasu i przyjemności z pisania!
Pozdrawiam ;* ;)
Czekałam na Twój komentarz i nie zawiodłam się :D Powinnaś recenzje pisać :P Ciesze się, że Ci się podoba chociaż wiem, że sporo mi brakuje do Twojego poziomu :)
UsuńPrzyznam Ci się, że początek napisałam już ze dwa lata temu i teraz z perspektywy czasu widzę jakie błędy popełniłam. Na przykład to, że dowaliłam tylu bohaterów. Powinnam wybrać jakiegoś konkretnego i bardziej z jego perspektywy pisać, a tak wyszedł mi taki galimatias, a niestety jestem leniem i nie chciało mi się tego poprawiać. W następnych postaram się bardziej skupić na wiodących postaciach :)
Co do dziecka Sakury.. hmm nie, z Lee nie trafiłaś :P chociaż to ciekawy pomysł ;P Wyjaśnienia będą w następnych rozdziałach, więc czekaj cierpliwie :) Sprawa Sasuke też zostanie wyjaśniona ;) Wiecej nie powiem, bo byłby spoiler :P
Gorąco pozdrawiam i dzięki za wszystko <3
Ano, do mojego poziomu musiałabyś się baaardzo obniżyć :P Nie rób tego! :P recenzje? Nie :P Nie umiem jawnie krytykować xD
UsuńWohoho, dwa lata? :O Więc twoje opowiadanie jest jak wino :P Dobrze, że dojrzewało, bo dwa lata temu nie było mnie jeszcze w blogsferze :P Nie no, ogarnę wszystkie imiona - spokojnie :D
Dobrze będę czekać :D Ode mnie nie możesz wymagać cierpliwości, nie posiadam jej :P
Przyjemność po mojej stronie :* :)
Witam,
OdpowiedzUsuńwspaniale opisana walka, rodzeństwo bardzo tęskni za siostrą, czy nie mogą zrozumieć, że są pilnowani aby nic im się nie stało, uchwycili na zdjęciach tamtych z organizacji
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia