-Spokojnie Mikomi. Jesteś już
bezpieczna. – do uszu rudowłosej doszedł łagodny, znany jej głos. Ktoś trzymał
ją, przyciskając mocno do piersi.
Dziewczynka nie widziała nic poza czarną koszulką opinającą tors młodego
mężczyzny, a silny uścisk utrudniał jej trochę oddychanie. Nie rozumiała co się
stało. Jeszcze przed chwilą uciekała przed Seiranem, ktoś ją pochwycił
gwałtownie i wskoczył na najbliższą gałąź drzewa, ale to nie był niewidomy
chłopak.
-Niedługo wrócisz do domu. Wszyscy na ciebie czekają –
odezwał się znów ten sam głos. Rudowłosa spojrzała w górę, napotkała szeroki
uśmiech i półprzymknięte ciemne oczy, znała tą twarz otoczoną srebrno-białymi
włosami sterczącymi we wszystkich kierunkach.
-Takashi! – krzyknęła radośnie przytulając się mocno do syna
Kakashiego. Z oczu popłynęły jej łzy. –
Naprawdę tu jesteś? – Szaro-włosy pogładził ją po głowie.
-Jasne, jest jeszcze Sayame, Asagi i twoja ciocia Hanabi. Na
pewno.. – Nagle przerwał mu głośny huk. Spojrzeli w dół. Z wysokiej gałęzi
mieli widok na polane gdzie jeszcze przed chwilą młoda Uzumaki odpoczywała
razem z rodziną Miyagi, teraz zasnuwał ją kłębiący się dym. Gdy zasłona nieco
opadła Mikomi ze zgrozą ujrzała jak grupa shinobi z Konohy walczy z jej
dotychczasowymi towarzyszami podróży. Tanba osłonił się przed ciosem Sayame
swoją laską, drewno zatrzeszczało złowrogo. Izumi biegła do oszołomionego
Rikuo, który rozglądał się nie mogąc zrozumieć co się dzieje. Wielka tygrysica
odgrodziła dzieci od Hanabi, która musiała unikać potężnych pazurów kocicy.
-Fūton: Fūjin no Jutsu! – krzyknął Asagi, a strumień wiatru
zepchnął Sen, która uderzyła z hukiem w pobliskie drzewo łamiąc je w połowie,
po czym zniknęła w chmurze dymu.
Wtedy dało się odczuć
silne wibracje w podłożu i nim młody Sarutobi zrozumiał co się dzieje zapadł
się w ziemie, aż po samą szyje.
-O rany! On przeżył atak Hanabi-sensei. – wykrzyknął
zaskoczony srebrnowłosy. Mikomi podążyła wystraszonym wzrokiem za Takashim, na
klęczącego Seirana przyciskał dłonie do podłoża i kierował ruchami ziemi. Twarz
chłopaka była wykrzywiona bólem, a z kącików ust spływała krew. Walczące
kunoichi szybko odskoczyły na najbliższe gałęzie by nie podzielić losu
Sarutobiego.
-Cholera, jak tak dalej pójdzie to nic nie zdziałamy. –
mruknął Takashi stawiając Mikomi na gałęzi i dobył kunai chcąc włączyć się do
walki, lecz powstrzymała go rudowłosa, szarpiąc jego rękę. Zdziwiony spojrzał
na dziewczynkę.
-Nie! Przestańcie proszę! To nie oni mnie porwali! Oni mi
pomogli! Proszę powstrzymaj ich. – krzyczała spanikowana Mikomi wysokim
piskliwym głosem. Młody Hakate nic z tego nie rozumiał. Nim zdążył zareagować
rudowłosa zeskoczyła z gałęzi i pobiegła w stronę swoich towarzyszy.
Wtem Tanba Miyagi uniósł swoją laskę nad głowę i z całych
sił wbił w ziemię
-Ex oriente lux lveritatis– krzyknął, a z czubka
laski wydobyło się niesamowity blask, który pochłonął jego postać tworząc
powiększającą się jasną kopułę rosnącą w oczach i zbliżającą się z niesamowitą
prędkością w stronę oniemiałych na ten widok
shinobi.
Hanabi, ku swemu przerażeniu spostrzegła, że jej
siostrzenica znalazła się na drodze niespotykanej przez nią techniki. Niewiele
myśląc kobieta ruszyła w stronę dziewczynki , gdy chwyciła ją w swoje objęcia
ujrzała przed sobą sunącą niezwykle szybko, ścianę oślepiającego światła. Wiedziała,
że nie zdoła uciec. Zamknęła oczy i skuliła się ze swoją siostrzenicą w
ramionach czekając na koniec. Pochłonęło ją światło, widziała je mimo
zaciśniętych mocno powiek. Czekała na rozrywający, piekący ból i śmierć w tej potężnej
technice, lecz ta nie nadeszła. Zamiast tego wyczuła, że wszystko zniknęło..
-Wydaje mi się, że zaszło pewne nieporozumienie, drodzy
shinobi Konohy. – rozległ się spokojny głos Miyagiego. Hanabi zszokowana
uniosła głowę rozglądając się dookoła. Takashi i Sayame mieli uniesione dłonie,
by chociaż osłonić oczy przed tym dziwnym światłem, byli podobnie jak ona
zaskoczeni, że technika nie wyrządziła im szkody. Mało tego, nigdzie nie było
widać nawet śladów jej przejścia. Jakby to co widzieli przed chwilą nie miało
miejsca. Kobieta nic z tego nie rozumiała, utkwiła zszokowane spojrzenie w
siwowłosym starcu przyglądał się im z niezmąconym spokojnym obliczem.
-Trzymaj się z daleka! – krzyknęła Sayame stając między
nimi. Dobyła kunai, który wycelowała w
Miyagiego
-Nie, nie! Przestań Sayame! Oni mnie uratowali! – Mikomi
wyrwała się z objęć Hanabi i stanęła przed różowonosą – Dlaczego nikt mnie nie
słucha? Przecież mówię o tym od początku – mówiła podniesionym głosem.
-Już dobrze, księżniczko. Na pewno już zrozumieli. –
powiedział starzec z lekkim uśmiechem podszedł o krok bliżej, po czym zwrócił
się do sparaliżowanych shinobi – To wszystko to było jedno, wielkie nieporozumienie
i wolałbym zacząć naszą znajomość od nowa. – zbliżył się do klęczącej nic nie rozumiejącej
Hyuugi i wyciągnął dłoń ku niej dłoń z uśmiechem – Jestem Tanba Miyagi, podróżuję wraz z moimi
wnukami do kraju Ognia. Czy zechciałaby pani podzielić się z nami aktualnymi
informacjami?
Siostra Hinaty zaskoczona przyjęła dłoń starca, który pomógł
jej wstać. Napotkawszy spojrzenie niezwykłych miodowo-złotych tęczówkach
pełnych spokoju i dobroci poczuła, że może zaufać temu człowiekowi.
-Nazywam się Hanabi Hyuuga dowódca grupy poszukiwawczej i
jestem niezmiernie wdzięczna, że ..
-Seiran! Dobrze się czujesz? –przerwał jej spanikowany głos
Izumi. Dziewczynka potrząsała ramieniem zielonowłosego, który siedział oparty o
pień jednego z drzew. Zanosił się duszącym kaszlem i wypluwał coraz więcej
krwi. Jego twarz przybrała niezwykle bladego koloru, widać było, że każdy
oddech sprawia mu ból mimo to uśmiechał się z przymusem do brązowowłosej i
kucającego obok Rikuo.
-Nic mi nie jest. To było tylko draśnięcie. Khe, khe. Zaraz
mi przejdzie. – odparł chłopak z trudem powstrzymując kolejny atak kaszlu.
Wtedy wyczuł jak ktoś podbiega do nich i kładzie mu dłonie na torsie. Zalała go
fala ciepła kojącego ból.
-Spokojnie. Zaraz ci pomogę. Jestem medyczką. – rzekła
Sayame nie przestając skanować ciała młodzieńca szukając obrażeń. – Masz
popękane żebra, a dwa złamane, uszkodziły ci płuco stąd krwotok. – stwierdziła
fachowo – Pomóżcie mu zdjąć koszulę i połóżcie go na ziemi. – zwróciła się do
Izumi i Rikuo, którzy zaraz wykonali polecenie starając się nie sprawiać bratu
bólu, mimo to ten krzywił się przy każdym ruchu.
-Rany, ale niesamowite kobiety są w tej Konosze. – mruknął
Seiran gdy ułożono go płasko – Jedna na miażdżące dłonie, druga uzdrawiające.
Ciekawe co będzie dalej..
–Wybacz, że tak cię
potraktowałam. – rzekła Hanabi – Ale
wtedy myślałam, że atakujesz Mikomi.
-Nic się nie stało. Mając taką cudowną uzdrowicielkę to sam
chętnie bym się okaleczył by poczuć ten kojący dotyk. – odparł z uśmiechem
zielonowłosy, a Sayame zarumieniła się lekko.
- Zaczynasz majaczyć. Musiałeś się chyba uderzyć w głowę,
boli cię może? – powiedziała zakłopotana przerywając na chwilę leczenie po czym
wystawiła mu przed oczy dłoń z wyciągniętymi dwoma palcami – Ile widzisz
palców? – spytała. Rikuo słysząc zacisnął wargi by się nie uśmiechnąć, chciał zaraz
uświadomić medyczkę, że jego brat jest niewidomy, lecz Seiran złapał go za rękę
nakazując milczenie.
-Zero. – odparł chłopak.
-Co? – spytała zdziwiona
- Zero palców, nawet dłoni. – zielonowłosy uśmiechnął się
- Tak? W takim razie co widzisz? – spytała kąśliwie Sayame
myśląc, że sobie z niej żartuje. Seiran na to uniósł dłoń ku niebu i zaczął
mówić głębokim głosem
-Widzę, widzę.. Ciemny, długi tunel, a na końcu lśniące
jasne światło..
Na czole różowowłosej pojawiła się pulsująca żyłka
świadcząca o jawnej irytacji. Nienawidziła takich wydurniających się na każdym
kroku palantów.
-Zadałam ci proste pytanie, a ty sobie żarty stroisz? Chcę
tylko ocenić twój stan, więc z łaski swojej nie utrudniaj! – warknęła
zdenerwowana
-Niezupełnie, ja po prostu nic nie widzę. – odparł swobodnie
po czym odgarnął grzywkę przysłaniającą jego zasnute mgłą oczy. Sayame
zarumieniła się zaskoczona i skupiła się na leczeniu rany.
-Emm, przepraszam.. ja nie zauważyłam – bąknęła zawstydzona nie
wiedząc co powiedzieć. Co za upokorzenie, ona medyczka nie zorientowała się, że
jej pacjent jest niewidomy. Bogowie! Spali się ze wstydu, a jeśli to usłyszy
matka albo pani Tsunade..
-Przepraszam, że przeszkadzam, ale może ktoś raczyłby mi
pomóc? – rozległ się pełen złości głos Asagiego. Wszyscy spojrzeli w tamtą
stronę. Syn Asumy tkwił w ziemi po szyje, tak jak zostawił go Seiran, nie był w
stanie wydostać się z pułapki.
-Och, wybacz zapomnieliśmy o tobie. – rzekł przepraszająco
Takashi, lecz nie mógł powstrzymać uśmieszku na widok wystającej głowy
towarzysza, wykrzywiającej się co rusz gdy Sarutobi starał się wyswobodzić.
-Zauważyłem. Pośpieszcie się, cały zdrętwiałem. – warknął ze
złością ciemnowłosy. Po czym niespodziewanie dosłownie wyskoczył z ziemi jak
korek od butelki szampana i zwalił się bezwładnie na podłoże
-Proszę bardzo i wybacz, że cię tak wbiłem w ziemię. –
powiedział Seiran z uśmieszkiem odrywając dłoń od podłoża. Sarutobi spojrzał
złowrogo na zielonowłosego wyczuwając w jego głosie jawną kpinę. Wstał szybko
otrzepując się z ziemi i chwiejąc się lekko na zesztywniałych nogach podszedł
do grupki.
-Może tak ktoś wyjaśniłby nam co dokładnie się działo z
Mikomi? – spytał rodzinę Miyagi.
-No cóż, to może trochę potrwać, ale na razie jesteśmy
bezpieczni, więc myślę, że możemy spokojnie odpocząć i przy okazji porozmawiać.
– rzekł Tanba i wyciągnął swoją fajkę, którą zaraz zapalił.
-Bezpieczni? Jest pan tego pewien? A co z tymi porywaczami
Mikomi? – spytał zaniepokojony Takashi
-Bez obaw. Już załatwiliśmy tego gościa, że nie było co
zbierać. – odparł Seiran z uśmiechem – A właściwie to dziadek przerobił go na
koci żwirek. – shinobi spojrzeli z podziwem na starca wydmuchującego ze spokojem
kłęby dymu
- Kim on jest, ze
pokonał jednego z nich – pomyślała Hanabi, a głośno zadała pytanie, które
nurtowało ją najbardziej – Panie Miyagi,
ta dziwna świetlista technika, którą widzieliśmy. To była jedynie iluzja?
-Och nie, była jak najbardziej prawdziwa. Ale śmiertelna jedynie
dla prawdziwych wrogów. – wyjaśnił starzec. Na twarzach shinobi pojawiło się
zaskoczenie i całkowite zdumienie
-W takim razie dlaczego żyjemy? – spytał Asagi podchodząc
bliżej
-Bo nie byliście prawdziwymi wrogami. – odparł Miyagi tonem
jakby coś całkowicie oczywistego.
- To niemożliwe. Nie ma takich technik shinobi. – rzekła Sayame
sceptycznie
-Bo to nie była technika shinobi tylko kapłańska. – odparł
na to Rikuo – A mój dziadek jest w nich mistrzem – dodał z dumą chłopiec.
-Dalej nie rozumiem. – stwierdził Takashi drapiąc się po
głowie. – Właściwie to jak znaleźliście Mikomi? I naprawdę pokonaliście jednego
z Ragnarok? Czy może spotkaliście jeszcze kogoś?
-Zaraz, zaraz po kolei. Wszystko opowiemy, ale pomalutku,
nikt nas już nie goni. – rzekł ze śmiechem Tanba.
<Baza Ragnarok>
-Przyprowadź go do mnie.
-Ale Pani..
-Rób co mówię – ucięła Persefona i zerwała mentalne
połączenie z Hekate. Wiedziała, że nie powinna tego robić, na pewno nie spodoba
się to bratu, ale teraz go nie ma, a ona ma dość bezczynności. Spojrzała znów w
unoszące się przed nią zamglone zwierciadło, którym widziała beztrosko
rozmawiających ze sobą shinobi i tą rodzinę z kapłanem. Przygotowywali posiłek.
-Co za głupiec, nawet nie postawił żadnej bariery. – prychnęła,
gestem dłoni wyłączyła obraz. Mefisto byłby zły, gdyby zobaczył, że używa mocy
nawet do takiej sztuczki. Jednak tak chciała zobaczyć tą małą, czekała już trzy
dni i jej cierpliwość wyczerpała się, a gdy Ezaw zaczynał się spóźniać
postanowiła sprawdzić co go zatrzymuje. Jakież było jej zaskoczenie gdy ujrzała
jak jakiś staruch pokonuje Mrocznego Łowcę i do tego prawie obraca w pył.
Kobieta skierowała
się do sanktuarium z grobowcem, gdzie Hekate przyniosła już półprzytomnego
mężczyznę. Persefona przyklękła przy nim, przyglądając się jego zniszczonemu
ciału. Niemal cała skóra była jedną, czarną-brunatną skorupą, popękaną i
spieczoną z otwartymi ranami, przez które widoczne były na wpół spopielone
organy. Lewe ramie zostało zniszczone całkowicie po łokieć. Mężczyzna
najwyraźniej wyczuł obecność drugiej kobiety, bo poruszył się i zwrócił swój
mętny wzrok na siostrę Mefisto. Z jego gardła wyrwał się cichy jęk.
- Nie spodziewałam się, ze mnie zawiedziesz Ezaw. – szepnęła
Persefona delikatnie przesuwając palcami po spalonym ciele. – Mefiso nie
toleruje porażek, ale ja jestem bardziej litościwa, chyba mam to po matce.– uśmiechnęła
się lekko i zwróciła się władczo do klęczącej obok Hekate – Odsuń się.
-Ale.. – chciała oponować, lecz powstrzymało ją spojrzenie
Persefony. Cofnęła się w głąb pomieszczenia, by z cienia obserwować co się
będzie działo na środku sanktuarium tuż pod kamiennym sarkofagiem.
Siostra Mefiso złączyła dłonie i zaczęła cicho wypowiadać
słowa w nieznanym melodyjnym języku, wokół jej palców zaczęło pojawiać się
blade złociste światło. Uśmiechnęła się w myślach. Jej brat nie będzie
zadowolony, że to robi. Cóż, będzie musiała go jakoś udobruchać gdy wróci z jej
nowym naczyniem. Nie przerywając skandowania dziwnej pieśni wyciągnęła dłonie w
stronę nieruchomego mężczyzny, przesunęła je tuż nad jego ciałem, muskając
jedynie opuszkami lśniących palców. Jego rany za sprawą dotyku kobiety zaczęły
się zabliźniać i znikać, zupełnie jakby ich nigdy nie było. Nawet ramie regenowało
się powracając do poprzedniego stanu. Ezaw odetchnął głęboko i utkwił szary
wzrok w kobiecie, której zawdzięczał ozdrowienie.
-Moja Pani, nie powinnaś.. To niebezpieczne. – rzekł podnosząc
się z lustrzanej posadzki już całkowicie wyleczony.
-Daj spokój, Ezaw. – ucięła również wstając – Przecież nic
mi nie będzie. Poza tym jesteś potrzebny, a zaraz Mefisto wróci z moim nowym
ciałem, wiec mogę chyba użyć odrobiny moich mocy. Nie bądź taki przewrażliwiony
jak mój brat, bo naprawdę.. Och!
Kobieta szła już w stronę swojego pokoju oddzielonego
kotarą, gdy zachwiała się i chwyciła za głowę. Mroczny Łowca złapał kobietę nim
osunęła się zemdlona na ziemię.
-Persefona-sama! – krzyknęła przerażona Hekate, podbiegając
do dwójki – Czy wszystko.. Och! – wykrzyknęła gdy zobaczyła z bliska kobietę
trzymaną przez Ezawa. Włosy posiwiały zupełnie i wyraźnie przerzedły. Twarz
pokryła się siecią obwisłych zmarszczek tak, że przypominała wysuszoną śliwkę.
Całe ciało Persefony jakby się skurczyło, wyglądała tak krucho i bezradnie w
potężnych ramionach Mrocznego Łowcy. Hekate otrząsnęła się trochę z szoku.
-To ciało.. Musimy szybko zawiadomić Mefiso-samę! Trzeba
przenieść jej duszę w inne naczynie, bo inaczej..!
-Nie ma czasu. – przerwał jej Ezaw z Persefoną na rękach.
Jego towarzyszka spojrzała na niego zaskoczona
-Co chcesz zrobić?! Nie mamy żadnego innego ciała nadającego
się dla Niej! Słyszałeś co mówił ten głupi doktorek! A nie możesz jej stąd
wynieść by pomóc inaczej! – wykrzyknęła mu w twarz
-Nie zdołamy zawiadomić Mefiso i tak nie przybędzie na czas.
– stwierdził cicho Mroczny Łowca. Wtem Kobieta w jego ramionach poruszyła się
wydając cichy jęk.
-Persefono. – rzekł, gdy siostra jego Mistrza zwróciła
postarzałą twarz ku niemu. Chciała coś powiedzieć, lecz z jej ust dobył się
jedynie niezrozumiały szept. Ezaw pochylił się nad nią niemal przystawiając
ucho do jej warg. Usłyszał jedno ledwo słyszalne słowo:
-Grobowiec.
Na twarzy mężczyzny odbiło się przez chwilę niezrozumienie i
zaskoczenie, jednak po chwili jego oblicze przybrało niezwykle poważny wyraz.
-Jesteś tego pewna? – spytał, na to kobieta kiwnęła głową. –
Dobrze, Pani. – odparł powstając razem z Persefoną w ramionach. Ignorując
pytające spojrzenie popielatowłosej zaczął się kierować ku środkowi komnaty,
gdzie na podwyższeniu znajdował się kamienny sarkofag. Ezaw wszedł szybko na
platformę i ostrożnie złożył kobietę w prostokątnym zagłębieniu.
-Hekate. – zawołał kobietę, która oszołomiona przyglądała
się jego poczynaniom. – Pomóż mi.
Jasno-włosa wytrzeszczyła oczy, cofając się lekko i kręcąc
głową
-Mistrz by na to nie pozwolił. – szepnęła – Gdy się o tym
dowie..
-Gdyby tu był nie musielibyśmy tego robić. – warknął tracąc
powoli nad sobą panowanie – A jak myślisz co będzie jeśli ona zginie?
To przekonało Hekate wbiegła na platformę i chwyciła jeden
koniec kamiennej płyty, Ezaw złapał drugi. Razem zanieśli go nad sarkofag z
leżącą w nim nieruchomą Persefoną. Miała otwarte oczy i wszystko obserwowała,
widać było w nich strach gdy Mroczny Łowca ze swoją towarzyszką zamykali ją w
grobowcu.
-Wybacz nam, Persefono. – szepnął Ezaw. Widział jak kobieta
zamyka oczy i delikatnie potrząsa głową. Słyszał jej przyspieszony, płytki oddech
gdy płyta opadła na sarkofag odcinając jej kontakt ze światem. Po okrągłym
pomieszczeniu rozległ się głuchy pogłos zamykanego wieka, który obił się echem
od ścian i krążył wokół niczym duch. Mroczny Łowca rozciął sobie skórę na
kciuku i krwią nakreślił na pokrywie okrąg, potem zaczął składać szereg
pieczęci wymawiając przy tym dziwne słowa w podobnym melodyjnym języku co jego
pani. Wtem runy na lustrzanej posadzce zaczęły lśnić srebrzystym światłem
zapalając się od ścian komnaty i zbliżając się do centrum. Wspięły się na
stopnie platformy i niczym błyszcząc świetliki pokryły cały sarkofag, który
świecił przez chwilę niczym lampion, by zgasnąć. Teraz grobowiec był czarny od
nieznanych run, jedynie na środku pokrywy pozostał czysty okrąg namalowany
przez Ezawa, mieniący się srebrzystym światłem.
Na chwilę zapanowała cisza. Hekate spoglądała przerażona na
mężczyznę, którego oczy przysłoniły kosmyki czarnych włosów.
-Ezaw..? – szepnęła, lecz ukryta w cieniu twarz nawet się
nie poruszyła, mimo to kobieta kontynuowała – Jak powiemy o tym Mistrzowi? To
przecież..
-Wyjaśnię mu wszystko. –przerwał jej. – Najważniejsze, że Persefona-sama
jest teraz bezpieczna. Odejdź, ja tu zostanę i poczekam na Jego powrót.
Mężczyzna usiadł na kamiennych stopniach naprzeciwko wrót.
Stojąca obok czarnooka nie kryła zszokowania.
-Przecież on nam tego nie daruje! – wykrzyknęła – Ześle na
samo dno piekieł, zginiemy w męczarniach jakich świat nie zna, on..
-Wystarczy! To ja ponoszę winę za to co się stało! Wiec
przestań jazgotać! – przerwał jej podniesionym głosem, wlepiając w nią lodowate
spojrzenie – Wynoś się stąd! Nie jesteś tu już potrzebna, głupia wiedźmo!
Hekate nie widziała jeszcze Ezawa tak rozgniewanego, nigdy
tak do niej nie mówił. Szybkim krokiem opuściła komnatę obawiając się furii Mefista, a teraz jeszcze Mrocznego
Łowcy. Wrota zamknęły się za nią z głuchym hukiem, zwielokrotnionym przez echo,
gdy wszystko umilkło mężczyzna westchnął cicho i spojrzał za siebie, na
kamienny sarkofag.
-To dla ciebie największa tortura, prawda? – szepnął
bardziej do siebie – Grobowiec utrzymuje twoją duszę wewnątrz. Dzięki temu twoja
moc nie będzie się ulatniać gdy tamto ciało zginie, za to jesteś świadoma
upływającego czasu. – przerwał i uniósł głowę w górę wpatrując się w ciemne
sklepienie. – Nienawidzisz bezczynności,
tego, że jesteś zdana na innych.. Ale
pewnego dnia to się skończy. Możesz być tego pewna Persefono, dopilnuje, by
wszystko skończyło się tak jak powinno.
Umilkł, oparł brodę o kolano i utkwił wzrok we wrotach
oczekując powrotu Mefisto. Wokół zapanowała niezmącona cisza.
Mefisto ze szczytu najwyższego drzewa obserwował okolice.
Wszędzie jak okiem sięgnąć widoczne było jedynie istne morze zieleniących się
koron, zabarwionych delikatną czerwienią zachodzącego. Gdzieś tam był jego cel.
Wsłuchiwał się uważnie w wiatr, który szarpał jego czarny płaszcz. Gdy postawił
sobie zadanie wszystko inne przestawało mieć znaczenie, dosłownie się wyłączał.
Co nie znaczy, że działał bezmyślnie. Zeskoczył z drzewa, na co stojąca w
oddali potężna postać drgnęła.
-Idziemy, Lukan. – rzekł i nie czekając na odpowiedź
olbrzyma otoczył ich ścianą płomieni, które przeniosły ich w inne miejsce,
otoczone zewsząd gęstymi zaroślami.
-Za mną. – rzucił lider Ragnarok kierując się naprzód.
-Mistrzu, wybacz mi. Nie chciałbym cię urazić. – powiedział
niepewnie Lukan bojąc się reakcji mężczyzny, ten jednak zatrzymał się by
wysłuchać podwładnego – Ale chciałbym wiedzieć w jakim celu mnie zabrałeś?
Chciałbym poznać swoje zadanie, by je dobrze wykonać, a nie udzieliłeś mi
żadnych instrukcji.. – umilkł czekając na odpowiedź. Mefisto zwrócił na niego
swoją twarz skrytą za przerażającą maską.
-Będziesz pilnował małej Uzumaki, by jej przypadkiem nie
zabił. – odparł bez emocji
****
-Coś się stało dziadku? – sptała Izumi, gdy starzec
niespodziewanie przerwał w połowie zdania swoją wypowiedź, a na jego obliczu
ukazało się osłupienie. Powstał szybko wpatrując się w skąpaną w mroku linie
drzew. Słońce już zaszło i cienie otoczyły zgromadzonych przy ogniu ludzi,
teraz wyraźnie zaniepokojonych zachowaniem Miyagiego.
-A więc jednak nas znaleźliście. – rzekł cicho. Nagle zerwał
się lodowaty, przenikliwy wiatr, pod jego dotykiem trawa i liście pokrywały się
szronem i zamierały. Ognisko dające ciepło zgasło z sykiem zasnuwając otoczenie
dymem. Shinobi widząc to wszystko dobyli broni i otoczyli dzieci chcąc
odgrodzić je od niebezpieczeństwa.
-Chyba nie staraliście się ukryć. – rozległ się zimny głos spośród
ciemności niosąc się echem wśród drzew. Konoszanie rozglądali się wokół
niepewnie, nie wiedząc skąd ma nastąpić atak. Zrobiło się wyraźnie zimniej,
tak, że z ust shinobi zaczęły wydobywać się obłoczki pary.
- Jest na szóstej, jakieś 10 metrów. – rzekła Hanabi
skanując teren swoim Byakuganem, stojący obok niej Miyagi szepnął do niej:
- Uważaj Hyuuga-san, nie wyłączaj swoich oczu. – ostrzegł
starzec. Kobieta kiwnęła głową. Przez chwile panowała cisza, Asagi i Takashi
skierowali się w miejsce wskazane przez Hyuuge, skąd spodziewali się ataku.
-Lukan, zabierz małą. – rozkazał Mefisto jego głos zabrzmiał
nad nimi- w koronach drzew
-Jak sobie życzysz – odparł członek Ragnarok i wyszedł z cienia
na polanę.– Wygląda na to, że znowu się spotykamy. – zwrócił się z lekkim
rozbawieniem do shinobich, stanął przed nimi nie zważając na nienawistne
spojrzenia i wycelowaną w niego broń
-Chyba nie myślisz, że pozwolimy ci ją tak sobie zabrać! –
krzyknął rozgniewany Takashi stając tuż przed
Mikomi. Lukan zatrzymał się i spojrzał na niego mrużąc swoje brązowe oczka z
wesołością.
-Doprawdy? A kto mówi, że JA ją zabiorę? Przecież sam mi ją
oddasz chłopcze. „Submissio”. –
odparł z uśmiechem wyciągając dłoń ku srebrnowłosemu, który stanął jak wryty na
jego słowa.
-Chciałbyś przygłupie! – krzyknął Asagi szykując się do
ataku. – Dajmy mu nauczkę, Takashi. – zwrócił się do młodego Hakate, ten jednak
się nie odezwał.
Wtedy srebrnowłosy odwrócił się ku trójce klęczących w
środku, stworzonego przez nich kręgu, dzieci. Mikomi spojrzała na towarzysza,
nie wiedziała czemu, ale poczuła lęk.
-T-takashi? – spytała niepewnie rudowłosa gdy chłopak
chwycił ją za rękę i podniósł mocnym szarpnięciem do pionu.
-Co ty wyprawiasz?! – krzyknęła zszokowana Hyuuga, zajęta
skanowaniem terenu, teraz dopiero zobaczyła jak młody chuunin odciąga od nich
szarpiącą się Mikomi. Sayame stojąca najbliżej złapała za ramię chłopaka, chcąc
zabrać mu małą, ten jednak niespodziewanie uderzył ją pięścią w żołądek, dziewczyna osunęła się z jękiem na
ziemię. Zaraz przy niej znalazł się Asagi. Nikt ze zgromadzonych nie rozumiał
co się dzieje. W tym momencie do tej pory siedzące spokojnie wnuki Miyagiego
wystrzeliły ku młodemu Hakate. Nim ktokolwiek się spostrzegł Rikuo wyrwał mu
Mikomi i odciągnął od srebrnowłosego. Izumi tymczasem uniknęła ciosu pięści
Takshiego naładowanej chakrą błyskawicy przemykając pod jego ręką. Zanurzyła
dłoń w szerokim rękawie swojej bluzki i wyciągnęła z niej niewielką karteczkę.
Gdy znalazła się tuż przy srebrnowłosym przytknęła kawałek papieru do jego
piersi.
- Geijutsu seishoku: Katharsis! – krzyknęła, chłopak wrzasnął
jakby go przypalano ogniem i padł na ziemię drżąc cały przez chwilę, potem
znieruchomiał. Lukan przyglądał się temu wszystkiemu nie kryjąc zdumienia, a
jeszcze większe gdy usłyszał słowa Rikuo.
-Geijutsu seishoku: Jigoku ni
okuru! – Wielkolud zdał sobie sprawę, że
nie może się ruszyć, jego stopy pokryły się kryształami, a wokół niego pojawił
się świetlisty krąg wypełniony dziwnymi znakami. Nim zdążył jakoś zareagować portal
pochłonął go i zniknął nie wydawszy ani słowa.
-Jeden z głowy. Dobra
robota . – rzekł Seiran poklepując stojącego obok niego ciemnowłosego chłopca,
który uśmiechnął się blado, po czym zachwiał się i byłby upadł gdyby nie
Mikomi.
-Chyba trochę przesadziłeś,
Sucharku. Ta technika jest dla ciebie… - przerwał i z przerażeniem zwrócił
twarz na swoją siostrę, która klęczała kilka metrów od nich przy Takashim.
Młoda Uzumaki też tam skierowała wzrok, ujrzała jedynie ciemną, rozmytą smugę
zbliżającą się do niczego nie świadomej dziewczyny. Wiatr musnął policzek
rudowłosej i wtedy tuż przy Izumi znikąd pojawił się Miyagi. Rozległ się głuchy
zgrzyt gdy Tanba zablokował, swoją otoczoną bielą laską, stworzony z błękitnych
płomieni miecz Mefisto. Przez chwilę siłowali się w milczeniu.
-Shiro kasai! – krzyknął
starzec, a laska zalśniła intensywnie rażąc wszystkich oślepiającym blaskiem.
Lider Ragnarok odskoczył kilka kroków, wyciągnął ręce ku niebu i wypowiedział dziwnym
nieludzkim głosem „Igneus imber”
-Uwaga! Z góry! – rozległ
się podniesiony głos Asagiego, spojrzeli
na korony drzew. Zrobiło się nagle niesamowicie jasno niczym w dzień, ze
wszystkich stron spadały na nich srebrzysto-błękitne kule ognia. Wszyscy czuli
na twarzach bijący od nich i potęgujący się żar.
- Dayaton no kangoku! – krzyknął Seiran wokół
grupy pojawiła się diamentowa kopuła, która odbiła atak i odgrodziła wszystkich
od niebezpieczeństwa. Zapanowała cisza.
-Dobra jesteśmy bezpieczni. Wszyscy cali? – spytał po chwili
zielonowłosy podnosząc się z klęczek. Wszyscy oddychali ciężko spoglądając po
sobie. Izumi przytuliła się do dziadka przerażona tym jak bliska była śmierci
gdyby nie on.
-Jestem z was dumny dzieci. – rzekł Miyagi gładząc
dziewczynkę po włosach i spoglądając na pozostałą dwójkę swoich wnuków. –
Świetnie sobie poradziliście, zgraliście się idealnie.
-To był bardziej impuls dziadku. Poza tym dałam się podejść,
a Rikuo zemdlał, bo użył zbyt silnej jak na niego techniki. – szepnęła Izumi roniąc łzy.
-W tej sytuacji, pod wpływem emocji, zachowaliście się
wzorowo. – odparł na to Miyagi uśmiechając się ciepło do wnuczki
-Co z Takashim? Co mu odbiło? –odezwał się nagle podniesionym
głosem Sarutobi.
-Nałożyli na niego klątwę kontrolującą – odparła brązowowłosa
otarła szybko łzy, po czym ściągnęła nieprzytomnemu chłopakowi z torsu kawałek
papieru, teraz cały pokryty czarnymi runami. Miyagi wziął od niej kartkę.
-Walczyliście już z tym olbrzymem. – bardziej stwierdził niż
zapytał – Umiejętnie nałożona klątwa lub pieczęć może być niezauważona przez
długi czas póki nie zostanie aktywowana.
-Ale nic mu nie będzie prawda? – spytała Sayame z lekkim
niepokojem podchodząc do chłopaka by zbadać jego stan.
-Nie, wszystko będzie dobrze. Usunęłam pieczęć, a klątwa nie
zdołała, na szczęście ogarnąć jego duszy. – odparła Izumi– Jutro najwyżej
będzie go boleć głowa.
Naraz rozległ się głuchy łoskot, a cała diamentowa kopuła
zadrżała. Dało się słyszeć odgłos jakby kruszącego lodu, a na lśniącej ścianie
pojawiła się sieć pęknięć.
-Jeśli dożyjemy jutra. – szepnął Asagi gdy zobaczył, że
przez szczelinki zaczęła przedostawać się mroczna energia
-Niedoczekanie twoje! – krzyknął Seiran przykładając dłonie
do ziemi. Cała pokryła się diamentem, a ściany doładowane nową chakrą
uzupełniły ubytki. Znowu coś z wielką siłą uderzyło w ich schron, wypełniając
go brzęczącym pogłosem. Zielonowłosy pozostał na klęczkach przykładając dłonie
do podłoża, by kontrolować na bieżącą stan ich bariery, nie chciał pozwolić na
choćby małą szczelinkę.
-Dobra musimy szybko opracować kontratak i plan jak się stąd
wydostać – rzekła Hyuuga spoglądając po towarzyszach – Musimy działać szybko by
pokonać tego..
-Nie pokonamy go. – przerwał niespodziewanie Miyagi wszyscy
spojrzeli zaskoczeni na siwowłosego
-Jak to? Przecież..
-Wygląda na to, sprowadziliśmy swoim zachowaniem, jak to
młodzi mówią- „grubą rybę” z tej całej organizacji, nazywanej przez was
Ragnarok. Nie zdziwiłbym się gdyby to był ich sam dowódca. – stwierdził Tanba wyciągając swoją
nieodłączną fajkę – Jedynie ja i moje wnuki wiemy jak walczyć istotami jego
pokroju. Jednak nigdy nie spotkałem się z taką potęgą, nawet ja z pomącą doświadczonych
kapłanów nie byłbym pewien zwycięstwa. Do tego jesteśmy osłabieni.
-Chyba pan przesadza. To tylko jeden człowiek. – odparła
Sayame, Miyagi spojrzał na nią tak, że dziewczyna spuściła zakłopotana wzrok.
-Przesadzam, tak? Nie widziałaś tego deszczu ognia, którym
nas poczęstował? Nie widziałaś, że potrafił tak ukryć swoja obecność, że nawet
oczy pani Hyuuga nie były w stanie go wykryć? Nie widzisz, jak cała ta bariera
drży pod jego ciosami choć to czysty, najtwardszy na świecie diament? Gdyby nie
Seiran cały czas by jej nie odnawiał bylibyśmy na jego łasce. A powiem ci
jeszcze, że to wszystko to nic do tego co naprawdę potrafi. – mówił
podniesionym głosem. Tak, że Mikomi skuliła się przestraszona otoczona
ramieniem przez pobladłą Izumi.
-Więc co mamy twoim zdaniem zrobić?! – zdenerwował się Asagi
– Wywiesić białą flagę i błagać o litość?
-Tacy jak oni nie wiedzą co to litość. – odparł mu
beznamiętnie Tanba. Zapanowała cisza, wszyscy zdali sobie sprawę w jakiej
beznadziejnej sytuacji się znaleźli. To wrażenie potęgowała krążącą wokół nich
mroczna energia. Mimo ochrony diamentowych ścian czuli tą przytłaczającą moc
przywodząca na myśl strach z ich najgorszych koszmarów sennych.
-Na pewno jest jakieś wyjście. – szepnął cicho starzec
obracając w palcach fajkę – Musimy je tylko znaleźć.
[Mam nadzieje, że się
podobało :) Miałam dodać już wczoraj, ale pochłonęła mnie pewna książka i
zapomniałam prawie ;p Przepraszam. Dziękuje za wszystkie wejścia i komentarze
:) już ponad półtora tysiąca odwiedzin, chyba nieźle jak na początkującą
blogerkę :) Życzę miłej niedzieli, a także przyjemnych wakacji.]
A juz myślałam, że Mikomi bezpiecznie wróci do domu, a tu znowu te 'potwory' (bo inaczej nie da ich sie nazwać) nie moge sie doczekać następnego rozdziału. Pozdrawiam cieplutko i życzę dużo weny :)
OdpowiedzUsuńTwoje zgłoszenie zostało odrzucone, brak hasła w zgłoszeniu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
http://spis-mangomanii.blogspot.com
Hej!
OdpowiedzUsuńSzczerze? Gdy doczytałem, że w twoim opowiadaniu Sasuke jest martwy, nie chciało mi się dalej czytać.
Mało brakowało, a popełniłbym błąd!
Twoje opowiadanie jest świetne i będę tu zaglądał częściej. Ciekawi mnie, jak to wszystko się skończy i...
W sumie to nadal mam nadzieję, że Uchiha w jakiś sposób przeżył. Amaterasu nie powinno go zabić! On potrafi je gasić, a raz już uniknął śmierci od tych płomieni... Tak, chciałym, by się okazało, że to on będzie głównym bossem, o wiele potężniejszym od reszty, na poziomie min. Mefisto... lub wyższym.
Niestety to tak. Mało prawdopodobne, jak jego śmierć od Amaterasu...
W każdym bądź razie, będę zerkał na tego bloga :)
Ja ne!
Cieszę się, że zyskałam nowego czytelnika :) Co do Sasuke i jego roli w tym opowiadaniu to myślę, że cię jeszcze zaskoczę ;) Dzięki za koma i powiem jeszcze Twojego bloga czytam tylko musisz poczekać aż dotrę do aktualnych rozdziałów i wtedy ci skomentuje ;)
UsuńPozdrawiam
Kurczę, szybko dodajesz te rozdziały, albo ja powinnam o wiele częściej wchodzić na tego kompa i przestać już pisać tych rozdziałów u siebie :P W ogóle, kupiłam sobie polecaną przez ciebie książkę :D tą wiedźma.com xD ale wpierw doczytam drugi tom GoT xD jednak już dziękuję za polecenie :D
OdpowiedzUsuńTeraz przejdę do rzeczy :P
Wohoho nie spodziewałam się, że na początku atakującymi będą Konoszanie ^^ podoba mi się, że w ten sposób zaskakujesz czytelników :D tak na złość mi robisz "o Soli się domyśliła tego i tego, więc to i to zmienię" :P Ty mistrzu zła :P
Seiran od razu bierze się do rzeczy i podrywa dziewczyny :P pewnie, kto mu zabroni xD a Asagi pod ziemią xD jakoś rozwalił mnie ten opis, że wyskoczył z tej ziemi jak korek od szampana, nie wiem XD w głowie przypomniałam sobie ten dźwięk i śmiechłam xD
Ta Persefona jest jakaś zabujana w Ezawie? Taak się dla niego przecież poświęciła... chociaż, mogła sobie zemrzeć, byłoby romantyczniej :) Hekate to przez wszystkich jest tam poniewierana... coś mi mówi, że to ona będzie jakby pomagać albo wspierać Mikomi, gdy o już się u nich znajdzie ^^
Podziwiam cię za opisy walki! Sama chciałam kiedyś napisać OS w klimatach bijatyki, ale do mi wychodzi bardzo nieporadnie :P więc ogromnie podziwiam każdego kto, opisuje sceny walki :) w dodatku fajnie robisz te nadzieje - zabije go czy nie zabije? Taki Hamlet się we mnie budzi xD
No to idę czytać następny rozdział :D
Pozdrawiam ;*
Lubię zaskakiwać ludzi ;D testuje reakcje czytelników ;p Nie chcę, żeby wszystko dało się przewidzieć, bo komu wtedy chciałoby się czytać?
UsuńZ Asagim tak to miało wyglądać XD Powiem Ci, że jeszcze coś niecoś śmiesznego przygotuję z nim i Seiranem.
Persefona zakochana w Ezawie? Nie nazwałabym tak tego, ale nie zaprzeczę, że jest dla niej bardzo ważny;)
Jeśli będziesz pisać nowego bloga to koniecznie mnie powiadom ;D . Z opisywaniem walk różnie mi idzie, czasem wydaje mi się, że wychodzą mi idiotycznie i w deprechę wpadam ;(
Cisze się, że Ci się podoba:) Mam nadzieje, że książka też przypadnie Ci do gustu, wydaje mi się, że autorka ma podobny styl do Twojego ;) Daj znać jak skończysz :)
Pozdrawiam i życzę weny
Witam,
OdpowiedzUsuńwięc to shinobi Konohy się zjawili, mam nadzieję, ze coś wymyślą, a może jednak jakaś pomoc też nadejdzie....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia