Witam z kolejnym
rozdziałem. Dzisiaj w tekście znajdziecie propozycje muzyki, którą możecie
sobie włączyć w tle ;) słuchajcie do
takiego znaczka „[…]” . Mam nadzieje, że będzie się podobać, wszelkie
komentarze mile widziane :)
-Przepraszam. – szepnęła nagle w zapadłej ciszy Mikomi, jej
oczy zalśniły od łez, które popłynęły po policzkach – To wszystko moja wina.
Jestem tylko dla wszystkich ciężarem. – mówiła pochlipując – Lepiej mnie
oddajcie, to może was..
-Nie opowiadaj głupot! – krzyknęła Hanabi podchodząc do
siostrzenicy i kładąc jej dłonie na ramionach – Nie waż się tak nawet myśleć!
To co się dzieje nie jest w najmniejszym stopniu twoją winą! Dla nikogo nie
jesteś ciężarem tylko cennym skarbem. Masz w sobie siłę jaką nawet nie
wyobrażasz, musisz ją tylko odkryć. Jesteś
córką Uzumakiego Naruto obecnego Hokage, który nigdy się nie poddawał, choć
czasem taka droga byłaby najprostsza. Ja także się nie poddam. Zabiorę cię do
domu, masz moje słowo. – zakończyła, a Mikomi jeszcze bardziej zapłakana
wtuliła się w ramiona Hanabi.
Znowu zapanowała
cisza, przerywana jedynie powoli cichnącym łkaniem młodej Uzumaki i coraz
uporczywszymi uderzeniami w kopułę. Dobiegł ich jeszcze jeden dźwięk- ciężki
świszczący oddech. To Seiran, który utrzymywał ich schronienie, co przychodziło
mu widocznie z coraz większym trudem. Cała jego twarz była mokra od potu, który
skapywał na diamentowe podłoże i mieszał się z kroplami krwi z ust. Jednak na
jego twarzy malowało się zawzięcie i determinacja.
-Seiran nie przesadzaj. Twoje rany jeszcze się nie
zabliźniły jeśli będziesz się nadwyrężał ..– szepnęła zmartwiona Sayame widząc
wnuka Miyagiego w takim stanie.
-Nie .. Mogę.. Jeśli.. choć.. na chwilę.. odpuszczę.. On..
To.. Wykorzysta.. – odparł z trudem łapiąc oddech. –Nie.. Wyczuwam.. jego.. kroków…
Jakby… go tam.. nie było..Nie.. Mogę.. Go.. Złapać.. – dodał z trudem.
Tanba przygryzł dolną
wargę w strapieniu, wiedział, że Seiran długo tak nie wytrzyma, jeśli nadal
będzie korzystać ze swojej techniki tworzenia diamentów wyczerpie całą chakrę,
której po dzisiejszych potyczkach i tak miał nie za wiele. Chłopak wiedział z
czym nieustanne korzystanie z techniki tworzenia diamentów się wiąże, ale wolałby
umrzeć niż dopuścić tu tego demona.
-Chyba nie mam wyboru. – szepnął poważnie starzec, siadł po
turecku na ziemi, wyjął zza pasa niewielki sztylet, którym rozciął skórę na
opuszkach palców wskazujących dłoni, gdy pojawiła się na nich krew zaczął
malować na swojej twarzy tajemnicze symbole
-Dziadku? – Izumi spojrzała nań niepewnie. Miyagi spokojnie
zakończył czynność, po czym uśmiechnął się delikatnie do swojej wnuczki,
spojrzał na wciąż nieprzytomnego Rikuo leżącego na ziemi i bliskiego
wyczerpania Seirana.
– Tobie się teraz
bardziej przyda.– rzekł cicho Tanba po czym popchnął swoją laskę w stronę
zielonowłosego, potoczyła się wprost pod jego dłonie. – Oddasz jak wrócę. –
dodał. Na twarzy młodzieńca odbiło się niedowierzanie, po chwili zastąpione
krzywym uśmiechem.
- Nie.. Podoba.. Mi.. się.. ten ton.. khe, khe – chłopakowi
przerwał atak kaszlu, opuścił głowę tak, że twarz zakryła mu kurtyna włosów.
-Ale dziadku, ty chcesz..? – oczy Izumi zrobiły się szkliste
podeszła do niego. Starzec chwycił jej dłonie, czarne i bursztynowe spojrzenie
spotkały się.
-Posłuchajcie mnie uważnie. Gdyby coś poszło nie tak.. Bez
względu co się stanie musicie zawsze trzymać się razem, cała wasza trója.
Musicie darzyć się zaufaniem i chronić jedno drugie. Nadchodzą ciężkie czasy, Kapłani
Chaosu nigdy nie byli tak potężni i tak bliscy osiągnięcia celu, musicie
kontynuować misje mimo wszystko. Jesteście członkami klanu Miyagi i jest z wami
błogosławieństwo i siła naszych przodków.– Wręczył jej dwa zwoje jeden wyglądał
na bardzo stary, stojąca przed nim dziewczynka spojrzała na niego zszokowana po
czym wtuliła się nagle w starca roniąc łzy.
-Nie, proszę, dziadku. To zbyt niebezpieczne. Błagam na pewno jest inne wyjście. – chlipała
w jego ramie. Miyagi pogładził ją po głowie i delikatnie od siebie odsunął,
otarł zaczerwienione policzki dziewczynki.
-„Nie znamy swojego przeznaczenia póki się nie ziści.” –
rzekł cicho – „Nie wiadomo co przygotuje dla nas los, cieszmy się z tego co nam
daje.” Ja jestem szczęśliwy i dumny, że
mam takie wspaniałe wnuki. Kocham was i pamiętajcie, nawet jeśli odejdę to
zawsze będę przy was. Na pewno jeszcze się zobaczymy, wcześniej lub później. Przekaż
to wszystko Rikuo gdy się obudzi. – uśmiechnął się ciepło do wnuczki, która
starała się powstrzymać szloch. Rzucił spojrzenie stojącemu najbliżej Asagiemu,
młodzieniec tak jak pozostali shinobi Konohy zupełnie nie rozumiał co chce
zrobić Miyagi, ale pojął, gdy uchwycił jego wzrok. Podszedł do Izumi kładąc jej
dłonie na ramionach, delikatnie odsunął ją od Tanby, dziewczynka przycisnęła do
piersi dłonie z przekazanymi jej zwojami cofając się powoli i nie spuszczając
wzroku ze swojego dziadka.
- Pamiętaj, Seiran opiekuj się nimi, nie pozwól ich
skrzywdzić.
-Masz moje słowo. – szepnął zduszonym głosem zielonowłosy.
Starszy Miyagi kiwnął głową, zaczął składać pieczęcie zakończył klaśnięciem w
otwarte dłonie.
- Kesshō Geijutsu seishoku: Tengoku no Senshi [Ostateczna Technika Kapłańska: Niebiański
Wojownik] – po tych słowach znaki na twarzy starca zalśniły biało, odbiegły od
nich linie, które objęły całe ciało, oczy zapłonęły złociście by po chwili się
zamknąć. Cały zadrżał i znieruchomiał.
-Co się..? – chciała spytać Sayame, lecz w tym momencie z
ciała Miyagiego zaczęła wydobywać się biało-srebrzysta energia, która przybrała
ludzką pół-przeźroczystą postać. Wszyscy jak zaczarowani przyglądali się temu
eterycznemu bytowi. Biła od niej niesamowita, ciepła moc. Uniosła dłoń jakby
chciała dodać otuchy zgromadzonym, po czym przeniknęła przez diamentową ścianę
pozostawiając po sobie srebrzysty, mglisty pas.
-Co to było? – wydusił zszokowany Asagi – Co on zrobił?
-Dziadek zdecydował się walczyć z tym demonem, ale aby mu
dorównać musiał przejść na najwyższy poziom. – szepnęła Izumi
-Najwyższy poziom? – spytała Sayame przyglądając się
nieruchomemu starcowi
-Czy on stał się duchem?– szepnął niepewnie Asagi
Dziewczynka pokręciła głową.
- Nie potrafię tego dokładnie wyjaśnić. Oddzielił swoja
duszę od ciała tym samym pozbawił się wszelkich limitów i ograniczeń. To
unikatowa zdolność naszego klanu. Jego ataki będą dzięki temu o wiele
potężniejsze, chakra w tej formie nie napotyka oporu jakim jest materialne
ciało reaguje automatycznie według jego woli. Dostępne stają się techniki, o
których wcześniej nie mógł nawet marzyć. Znam tylko podstawowe informacje, ale mówiono
mi, że w tej formie jest się niepokonanym. Jest bardzo trudna do opanowania, zna
ją tylko kilku najzdolniejszych kapłanów.
Ale wiąże się z nią olbrzymie ryzyko, dziadek powiedział, że tej
techniki nie można używać w pojedynkę, zawsze musi przy tym asystować co
najmniej dwóch kapłanów, którzy chronią ciało, a potem pomagają powrócić duszy.
-Powrócić? Co chcesz przez to powiedzieć? – spytała Hanabi,
Izumi wzdrygnęła się na podniesiony głos kobiety.
-Musi przejść najpierw rytuał „oczyszczenia” zanim znów
wejdzie w ciało, ponadto potrzebne są pewne pieczęcie i zaklęcia.
-Ale jesteś chyba kapłanką, więc jaki problem? – zdziwił się
Asagi, oczy dziewczynki zaszkliły się niebezpiecznie
-Ja.. ja ich nie znam. – szepnęła drżącym głosem – Nie
jestem w stanie pomóc dziadkowi. On.. on może już nie wrócić..
- Przestał niszczyć barierę. – wtrącił nagle Seiran.
Odetchnął głęboko, lecz nie rozluźnił się całkowicie, był gotowy by w każdej
chwili na nowo umocnić schron.
-Miejmy nadzieje, że wygra. – rzekła Hanabi spoglądając na
lśniącą, diamentową ścianę, za którą zniknęła eteryczna postać Miyagiego.
[…]
-Ty jesteś tym starym kapłanem? – spytał zdziwiony Mefiso
widząc zmaterializowaną postać przed sobą – Ach, rozumiem, to ta wasza
Ostateczna Forma, słyszałem o niej, że dzięki niej jesteście niepokonani.
-To prawda. Jesteś wyjątkowo dobrze poinformowany. –
przyznał Miyagi. Jego wygląd uległ zmianie, nie był już siwowłosym starcem,
lecz wysokim mężczyznom w sile wieku o brązowych długich włosach, cała jego skóra promieniowała dziwnym
blaskiem srebrzystym blaskiem w pogłębiającym się mroku, a złote oczy pałały
determinacją i siłą. Ubrany był w lśniącą białą zbroję, a w dłoni dzierżył
włócznie zakończoną podwójnym ostrzem o kształcie półkola.
-Sprawdźmy ile prawdy jest w tym micie. – rzekł Czarny
kapłan kierując ostrze swojego miecza na Tanbę. Podrzucił go nagle wysoko do
góry gdzie rozpłynął się w blasku błękitnego płomienia.
- Yōso no gyakuten : Kōri – klasnął w dłonie, a w stronę
mężczyzny w bieli pomknęła ściana błękitnego ognia, miejsce gdzie stał Miyagi
pokrył się syczącą mgłą, gdy zasłona opadła nie było jednak płomieni. Okoliczne
drzewa i krzaki pokryte były szronem! W lodowych roślinach odbijało się białe
światło księżyca rozświetlając pole walki. Miecz przeklętego kapłana znów
pojawił się w jego dłoni.
-Pokaż się. Wiem, że tam jesteś. – rzekł zimno Mefiso,
- Takie ataki nie zrobią na mi krzywdy. – odparł Miyagi
wychodząc spomiędzy zamarzniętych drzew, których pnie zaczęły pękać z trzaskiem
– Choć twój ogień jest niezwykły. Może zarówno spopielić jak i zamrozić. To
przeczy wszelkim prawom przyrody tego świata.
Zamaskowany zaśmiał się.
-A co stanie się jeśli z otoczenia wyciągnie się całe
ciepło? Czymże jest gorąco bez zimna? – pytał retorycznie. Umilkł spoglądając
na białego mężczyznę. – Nie wiesz, więc wszystkiego o Tamtym Świecie.
-To może mnie oświecisz? – zwrócił się uprzejmie do swojego
przeciwnika
W tym momencie lider
Ragnarok zniknął i pojawił się tuż przed mężczyzną tnąc od góry. Rozległ się
zgrzyt broni gdy Miyagi zablokował swoją włócznią broń Mefiso, nim zamaskowany
zdołał się zorientować został kopniakiem posłany kilkanaście metrów w tył. W
locie obrócił się i wylądował z gracją na ziemi, wtem tuż przed nim pojawił się
dziadek Izumi, który stał przed nim z uniesioną włócznią z niepokojąco
lśniącymi ostrzami. Mefiso uskoczył w ostatnim momencie, w miejscu gdzie przed
chwilą kucał powstał spory krater popękanej ziemi. Stojący pośrodku Miyagi
spokojnie wyciągnął włócznie wraz z nabitym na nią czarnym płaszczem przywódcy
przeklętych kapłanów.
- Chyba powinieneś się bardziej postarać. – stwierdził
dziadek Izumi odrzucając okrycie. – Pokaż mi swoją moc demonie.
-Nie jesteś tego wart starcze. – odparł bez emocji. Wtem
Tanba zmienił się w świetlistą smugę, która pomknęła w Mefiso, ten zasłonił się
mieczem przed nagle zmaterializowaną włócznią wymierzoną w jego głowę. Siła
porwała go w powietrze, jego postać zasnuła się czarnym dymem gdy starł się w
pojedynku z Miyagim. Wymieniali cios za ciosem, słychać było jedynie szczęk
uderzającej o siebie broni. Gdyby zwykły
człowiek był świadkiem ich walki zobaczyłby jedynie wirujące w powietrzu
mgliste postacie, pozostawiające za sobą niknące poświaty białej i czarnej
energii, przypominające wijące się węże. Naraz dało się ujrzeć silny rozbłysk
błękitnego ognia, a biały wojownik spadł na ziemie.
-„Muszę być ostrożny”
– pomyślał Miyagi na jego białej zbroi widoczne były ciemne nacięcia po czarnym
mieczu. – „ W tej formie zwykłe fizyczne
ataki mi nie szkodzą, ale ten miecz jest niezwykły. Przesycił go do tego swoją chakrą, jeśli zada
mi zbyt dużo ran nie będę w stanie sam się zregenerować. Muszę to szybko
zakończyć”
Uniósł dłonie, a w powietrzu przed nim zawisło kilka dodatkowych
białych dzid, które pomknęły w stronę zamaskowanego, mężczyzna machnął swoim mieczem
łamiąc drzewce w locie, które zmieniły
się w mgłę z niej wyłonił się Miyagi. Atakował zażarcie swoją włócznią tak, że
niepodobne było zobaczyć jego ruchów jedynie rozmyte białe smugi. Jednak Mefiso
blokował je bez problemu wyprowadzając co chwila ataki pozostawiające rozcięcia
w ziemi gdy Miyagi w ostatnim momencie uchylał się. Po chwili tego pojedynku
Mistrz Ragnarok przedarł się przez obronę Tanby i przeciął go na pół. Lecz ciało
rozpłynęło się w białą mgłę, która oblekła Mefiso i zmaterializowała się kilka
metrów za nim. Pół przeźroczysta postać przyklękła
na jedno kolano składając pośpiesznie pieczęcie po czym przyłożyła dłonie do
ziemi.
- Keimusho shiroi hi : Denryoku hoshi { Więzienie białego
ognia: Moc gwiazdy } – rzekł a wokół polany pojawił się pierścień białego
światła, który otoczył Mefiso szczelną kopułą. Wokół niego zaczęły pojawiać się
kolejne kręgi tym razem z świetlistych znaków. Dziadek Izumi na zewnątrz kręgu wypowiadał kolejne słowa
zaklęcia modląc się w duchu by wystarczyło mu chakry na kolejny etap.
- Denryoku Hoshi : Aku no chōeki {Moc gwiazdy: Uwięzienie zła} – Więzienie
wypełniło się oślepiającym światłem i zaczęło zmniejszać się do środka. Po chwili
stał się jedynie białym, potężnym słupem przypominającym marmur. Miyagi
odetchnął cicho i powstał podpierając się włócznią.
[…]
-„To powinno go zatrzymać na jakiś czas” – pomyślał – „Teraz
mamy szanse uciec”
Wtem rozległ się trzask, a potem rumor jakby opadających
skał. Ze zniszczonego słupa wyszedł nietknięty mężczyzna w czarnej zbroi.
-Naprawdę muszę przyznać, że całkiem silny jesteś, a do tego
sprytny. – rzekł Mefiso stając przed podpierającym się o włócznie Tanbą – Ale
naprawdę sądzisz, że odciąganie mnie jak najdalej od ich kryjówki coś zmieni?
Miyaginie był w stanie ukryć zaskoczenia. To była jedna z
najsilniejszych technik pieczętujących, a on przełamał ją w tak dziecinny
sposób.
-Ludzie to jednak najwięksi głupcy. – lider Ragnarok
pokręcił głową, po czym pstryknął palcami. Za jego plecami pojawiły się błękitne
portale. Wydobyły się z nich trzy czarne niczym smoła chmury dymu, które w
zetknięciu z ziemią zmieniły się w potężnych rozmiarów wojowników w pełnej
zbroi i rogatych hełmach, w których błyszczały złowrogo czerwone oczy. Byli
uzbrojeni w wielkie obosieczne miecze, jeden miał jeszcze topór zatknięty za
pas, a drugi zwój łańcuchów przewieszony przez ramie. Skłonili się przed Mefiso
z szacunkiem.
-Co możemy dla ciebie zrobić, Książę? – spytał jeden z nich
ochrypłym głosem brzmiącym jakby
dochodził z bardzo daleka.
- Nemrod ty mi pomożesz z tym tutaj – wskazał na mężczyznę w
bieli, na co przywołany czarny wojownik z łańcuchem utkwił w Miyagim swoje
czerwone oczy. – A wy zniszczcie tamtą
diamentową kopułę i zabijcie każdego kto was zaatakuje. – dwaj pozostali olbrzymi
wyprostowali się i wyskoczyli wysoko w górę, nad głową zaskoczonego Tanby.
Wylądowali przed schronem stworzonym przez Seirana. Dobyli swoich broni i zaczęli uderzać
w lśniącą powierzchnię, w niebo wzbiły się okruchy diamentów odbijające białe
światło księżyca.
-„Niedobrze! Są w stanie naruszyć barierę! Cholera! Seiran
dłużej nie da rady.” – pomyślał Tanba zwracając swoją włócznie w dwójkę
olbrzymów. Zaczęła lśnić jasno, gdy nagle poczuł silne szarpnięcie i broń
wypadła mu z rąk. To przywołaniec lidera Ragnarok okręcił swym łańcuchem włócznie
Miyagiego. Podał ją zamaskowanemu, gdy znalazła się w jego dłoni zaczęła
ciemnieć aż przybrała ciemno-szary kolor po czym złamał ją na pół. Skołowany tym Tanba stracił czujność. Za
późno ujrzał mknący w jego stronę cień, nie był w stanie zrobić uniku, w jego ramie
wbiło się ciemne ostrze przeszywając je na wylot.
-Zawiodłem się na tobie starcze. – rzekł Mefiso wprost do
ucha Miyagiego – Wystarczyło wyprowadzić cię trochę z równowagi. Tak się
odsłonić w środku walki. – dziadek Izumi zmienił się w srebrzystą mgłę, która
zmaterializowała się kilka metrów od Mistrza. Jasna postać opadła na kolana,
chwytając się za ranę na ramieniu.
-Cholera co się dzieje? – Tanba zaciskał zęby nic nie
rozumiejąc, przecież w tej formie nie powinien odczuwać fizycznego bólu, więc
dlaczego? Mało tego, przez jego umysł przelatywały jakieś dziwne obrazy
napawające go przerażeniem, były bardzo niewyraźne, nie umiał ich nazwać i czuł, że nie chce. Spojrzał na swoje ramie i
ogarnął go jeszcze większy strach, otwór pozostawiony po mieczu w ogóle się nie
regenerował mało tego był cały czarny! Z rany zaczęły wychodzić cienkie żyłki,
które ogarniały całą jego rękę i kierowały się na resztę ciała ogarniając je
piekielnym bólem. Starzec zdał sobie
sprawę, że został przeklęty i do tego nie był w stanie nic zrobić.
-To chyba będzie na tyle. Idę zabrać to po co przyszedłem. – stwierdził lider Ragnarok, jego miecz
zniknął w błękitnych płomieniach, a sam zaczął kroczyć ku rozpadającemu się
diamentowemu schronowi. Miyagi z przerażeniem w oczach patrzył na oddalającego
się mężczyznę. Nie, nie może mu pozwolić ich skrzywdzić! Wyciągnął przed siebie
jeszcze zdrową rękę, lecz nim zdążył choćby skumulować chakre jego ciało oplótł
gruby czarny łańcuch. Dziadek Rikuo poczuł, że traci siły chciał przeniknąć
przez więzy, ale nie był w stanie stać się niematerialny. Z ogniw wyrosły
cieniutkie kolce, które wbiły się w Tanbę unieruchamiając go całkowicie.
-Nie przenikniesz przez ten łańcuch. – wyszeptał stojący nad
nim wojownik– Został stworzony specjalnie na ludzkie dusze, byłem ciekaw czy
podziała też na kapłańską, podobno posiadacie Nieziemską moc. Ale chyba się
przeliczyłem. – Nemrod zaśmiał się ochryple. Zwrócił się do Mefiso. – Nie musiałeś
nas wzywać, Książę. Sam byś sobie poradził.
-Wolałem nie używać wszystkich swoich mocy, a poza tym nie
mam czasu się z nim bawić, moja siostra czeka na swoje nowe naczynie. –
zatrzymał się w pół kroku jakby się nad czymś zastanawiając. – Właściwie to na
pewno ucieszy się gdy zrobię jej niespodziankę i dam jej w prezencie Ostatniego
z Kapłanów z Wyspy Selene. - Odwrócił się ku skrępowanemu Miyagiemu, znalazł
się nagle tuż przed nim i położył mu dłoń na głowie. Wypowiedział słowa w
niezrozumiałym języku, a ciało Tanby pokryło się czarnymi znakami po czym
rozbłysło jasno. Postać dziadka Izumi straciła ludzki kształt i zaczęła się
zmniejszać kumulując energie wokół jego
palców. Po chwili Mefiso trzymał w dłoni idealnie okrągłą szklaną kulę z
kłębiącym się wewnątrz srebrzysto-białą mgiełką.
-Będziesz idealnie pasował do jej komnaty. – rzekł z
satysfakcją chowając kule. Odwrócił się ku kopule pokrytej siecią pęknięć. – A teraz zajmijmy się pozostałymi robakami.
Nagle wnętrze bariery wypełniło się złocistym światłem,
przebijającym się przez pęknięcia na zewnątrz. Olbrzymi wojownicy odstąpili od
swej pracy i cofnęli się kilka kroków.
-Co to? Nigdy nie czułem takiej chakry. – wycharczał jeden z
olbrzymów.
-Co to znaczy Panie? – drugi zwrócił się do Mefiso, który
stał nieruchomo wpatrując się w roziskrzoną od wewnątrz kopułę
-„Niemożliwe” – przemknęło mu przez myśl. Wtedy bariera
zabłysła jeszcze mocniej złotym blaskiem i zaczęła się rozpadać. Spośród
spadających odłamków wypadły dwie smugi
żółtego światła. Nim ktokolwiek zdołał się zorientować obaj stojący
najbliżej olbrzymi rozpadli się na kawałki, które rozpłynęły się w czarnym
dymie.
-Niespodzianka Mefiso! – rozległ się gromki głos. Na środku
zniszczonej bariery stał sam Szósty Hokage! Złoty płaszcz jego trybu bijuu
falował za nim majestatycznie, a wściekłe spojrzenie czerwonych oczu
przeszywało lidera Ragnarok nienawistnie.
-Skąd się tu wziąłeś? – spytał zimno zamaskowany. Uzumaki
uśmiechnął się przebiegle.
-Mam swoje sposoby. A teraz zapłacisz za wszystko co
zrobiłeś! – krzyknął i ruszył ku Mefiso. Stojący obok Nemrod chciał trafić go
swym łańcuchem, lecz chybił wbijając żelazną linę w ziemie obok drogi Naruto.
Hokage nie przerwał biegu i dostał się przed lidera Ragnarok, którego
zaatakował serią uderzeń i kopnięć. Zamaskowany zablokował wszystkie rękami
utwardzonymi czarnymi rękawicami, cofając się kilka kroków.
-Gdzie jest twoja córka? – zadał znów pytanie
-W bezpiecznym miejscu. Razem z pozostałymi. – odpowiedział
krótko Szósty i dodał – Nie pozwolę ci już nikogo skrzywdzić.
-To się okaże. – Mefiso przywołał swój miecz, którym
znienacka przeszył na wylot Naruto. Ten jednak zniknął pozostawiając po sobie
jedynie chmurę dymu. – Klon. – mruknął lider Ragnarok, naraz odwrócił się
słysząc dziwny szum za plecami. Tam ujrzał trzech Uzumakich tworzących
olbrzymiego rasen-shurikena. Wirowy twór był większy niż dom, tak że stojący
obok Nemrod zesztywniał widząc taka potęgę.
-Żryj to sukinsynie! – krzyknął wściekle Uzumaki rzucając
swoją techniką prosto w Mefiso, który nawet się nie ruszył. Potężny wybuch
ogarnął teren w promieniu kilometra niszcząc drzewa i tworząc głęboki krater.
Gdy dym opadł na jego dnie ukazały się
dwie postacie, Nemrod stracił swoją materialną postać, wyglądał niczym cień,
natomiast na liderze Ragnarok nie było śladu po wybuchu.
[…]
-Książę, to był..
-To były tylko klony, prawdziwy nie zaszczycił nas. – odparł
zimno Mefiso – Naprawdę mnie zdenerwowali, będę musiał coś z tym zrobić..
-Panie, sarkofag został użyty. – wtrącił nagle Nemrod, lider
przeklętych kapłanów drgnął
-O czym ty mówisz?
-Nie wiem co zaszło na powierzchni, ale wyczułem to. Ty
także powinieneś. Księżniczka znów spoczęła w grobowcu. – odparł po czym
rozwiał się niczym mgła w silniejszym podmuchu wiatru. Wokół zapanowała cisza,
a Mefiso stał nieruchomo w miejscu niczym jakiś posąg. Wtem powietrze rozdarł
mrożący krew w żyłach ryk wściekłości.
-ZAPŁACICIE MI ZA TO! PRZEKLĘTE, NIC NIE WARTE, LUDZKIE
POMIOTY!!– krzyknął, a echo poniosło jego głos daleko tak, że serca mieszkańców
najbliższych wiosek zadrżały z przerażenia. Mefiso zniknął w błękitnych
płomieniach przenosząc się prosto do kryjówki.
Izumi nie rozumiała
co się stało. Wszystko działo się tak szybko. Dopiero co wszyscy byli w środku
lasu atakowani przez przeklętego kapłana, teraz jest na drewnianej podłodze
pokoju wyglądającego na jakiś gabinet. Starała sobie przypomnieć co dokładnie
się stało. Najpierw dziadek udał się walczyć z tym kapłanem, Seiran mógł chwilę
odpocząć od naporu ataków, lecz potem wszystko zaczęło się od nowa. Jej brat aż
zaczął krwawić z wysiłku i był na granicy wyczerpania. Przeciwnicy zaczęli się
przebijać, a towarzyszący im shinobi dobyli broni. Wtedy stała się niezwykła
rzecz kunai pani Hanabi rozbłysnął złotym światłem i przed nimi pojawił się
blond włosy mężczyzna. Nastąpiła szybka wymiana zdań, a potem ją i jej
towarzyszy otoczyło kilku sobowtórów tego człowieka po czym cały krajobraz zlał
się w złotym świetle. Zmaterializował się na powrót w tym pokoju.
-Gdzie jesteśmy? – spytała cicho kucającą przy niej Hanabi,
ta uśmiechnęła się do dziewczynki.
-W Konosze moja droga, Hokage-sama nas tu sprowadził. –
wnuczka Miyagiego rozglądała się wokoło nie pojmując jak to możliwe. Z nadmiaru
emocji, zmęczenia i szoku jakim była ta niesamowicie szybka podróż, zemdlała.
Ostatnią rzeczą jaką zarejestrowała była rozdarowana Mikomi, którą tulił do
siebie ten blond włosy mężczyzna roniący łzy z błękitnych oczu.
Ale ty mi mieszasz xD Mój mózg osobiście nie jest w stanie przewidzieć co się stanie w twoim opowiadaniu :P Jesteś geniuszem, kobieto, a ja popadnę przez ciebie w doła, bo moje opowiadanie jest takie przewidywalne... :P nie no, jestem dumna, że czytam takiego wspaniałego bloga ;D
OdpowiedzUsuńNa początku to tak się dziwiłam, dlaczego ci Konoszanie stamtąd nie spieprzają, a przynajmniej ta Mikomi... przecież ci się poświęcają i tak dalej, a ja tu sypie sobie wiązankę pytań dlaczego? xD no ale tak ładnie to rozwiązałaś, naprawdę, jestem pod wrażeniem :D ostatnie czego się spodziewałam to Naruto tam xD ciągle jestem w szoku :P
Miyagi nieźle sobie poradził w starciu z Mefisto, no ale niestety dupy nie urywał :P skoro nawet sługusy go pokonały... trochę kicha :/ no, ale chyba nie za często się jednak bije ^^ chociaż został zapieczętowany czy coś, więc chyba nie umarł - pewnie będzie czymś w rodzaju zakładnika ;)
Strasz wkurzył go pobyt siostry w grobowcu, pewnie Ezaw by zginął drugi raz xD to by było komiczne :P
Mikomi w Konosze :D No, niech teraz Naruto ma na nią oko i poprawi jej samoocenę, bo normalnie wstyd i hańba dla takiego ojca -.-
Tyle ode mnie ;) Życzę weny, czasu, ochoty i radości z pisania :D
ozdrawiam gorąco :* :)
Powiem Ci, że sama nie wiem co się może zdarzyć ;P Czasem wyobraźnia może daleko człowieka ponieść, ale nie przesadzaj tak z tym geniuszem, bo daleko mi jeszcze do tego ;p Ale nie zaprzeczę, że pojawi się jeszcze wiele niespodziewanych zwrotów akcji w kolejnych rozdziałach ;D
UsuńI co ty opowiadasz, że Twoje dzieło jest przewidywalne?! Zabraniam Ci tak mówić! Ono jest GENIALNE! :D
Dziadek, no cóż dał z siebie wszystko w końcu walczył z największym Bossem i go to całkiem wyczerpało. Mam nadzieje, że nie wyszło bardzo naciągane z tą walką^^
Ezaw przecież nie umarł ani razu (na razie, chyba ;) )
Cieszę się, że Ci się podoba i mam nadzieje, że nie zawiodę Ciebie i innych z dalszą fabułą ;) Dzięki za wszystko :*
Pozdrawiam
Mikomi w domku jak fajnie :) na prawdę super rozdział :) muzyka genialnie dobrana, świetnie się wpasowała w poszczególne sceny. Nie mogę sie doczekać kolejnego rozdziału :) pozdrawiam cieplutko i życzę duuużo weny :)
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńnie, nie Miyagi nie mógł zginąć, proszę, kim jest Mefisto w zasadzie tak łatwo pokonał Miyage, albo szybko uwolnił się z tej techniki, klon Naruto uwolnił ich w zasadzie w ostatniej chwili....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia