[Witam wszystkich
serdecznie :) Przyznam się, że ten rozdział średnio mi wyszedł, teraz wchodzę w
trudny okres w mojej fabule, taki „przejściowy” i nie bardzo wiem jak go
poprowadzić by wszystko potem było logiczne. Możliwe, że będzie zastój z
notkami za jakiś czas, bo mam jeszcze tylko ze trzy rozdziały gotowe, uprzedzam
na zaś ;) Może do tego czasu wena do mnie napłynie i wezmę się za siebie i coś ruszę
do przodu z rozdziałami ;)
Nie przedłużając
zapraszam do czytania i komentowania ;) ]
-Niemożliwe.. – gorący podmuch powietrza musnął mu policzki
niosąc z sobą iskry i gryzący dym. – To niemożliwe.. – powtórzył Rikuo jak
zaczarowany patrzący na rozszalałe wokół niego płomienie. Jego dom, wioska,
cała wyspa stała w ogniu. Pośród nich przemykały niewyraźne cienie, ogień nagle
przerzedł, obraz wyostrzył się. Widział ojca i matkę otoczyły ich jakieś
ogniste potwory przypominające olbrzymie jaszczury. Choć mężczyzna ciął je
swoim mieczem to nie robiło to na nich żadnego wrażenia, mało tego zdawało się,
że zaraz pochłoną tą parę.
-Mamo! Tato! – krzyknął chłopiec. Chciał biec do nich,
walczyć, lecz nagle płomienie strzeliły tuż przed nim odgradzając go ścianą od
rodziców.
-Uciekaj Rikuo! Oni tutaj są! – dotarł do niego rozpaczliwy
głos matki. Chłopiec krzyknął znowu. Chciał przedrzeć się przez ogień, lecz ten
nagle zmieniły barwę, buchnął przed nim błękitno-srebrny płomień. W brata
Izumi uderzył gorący podmuch powalając
go na ziemię. Dobiegł go nagle śmiech, mimo panującej wszędzie pożogi
przebiegły go dreszcze. Spośród płomieni wyszła wysoki w czarnej zbroi , jego
postać odcinała się wyraźnie na tle ściany ognia. Trzymał w prawej dłoni
potężny miecz o nieregularnym ostrzu przywodzącym na myśl języki ognia, w
drugiej zaś jakąś dziwą rzecz jakby okrągłą. Rikuo sparaliżowany nie był w
stanie się ruszyć. Wpatrywał się w przerażającą maskę przez, którą widział
jaskrawo-zielone dzikie oczy utkwione wprost w niego. To był Mefiso, dziadek z
nim walczył. Teraz zbliżył się do unieruchomionego chłopca i rzucił coś w jego
stronę. Rikuo spojrzał w prawo gdzie spadł tamten dziwny przedmiot. Świat
zamarł, nie wiedział co się dzieje wokół, wpatrywał się jedynie w zastygłe w
przerażeniu złote oczy swojej matki. Rozpacz ogarniała jego ciało niczym
gorączka. Zaczął dygotać. Wszystko to było takie nierealne, niemożliwe. To była
jej głowa. Ona nie żyje.
-Nie ma już rodu kapłanów. Nareszcie nic już nam nie
przeszkodzi. – usłyszał lodowaty głos pełen przerażającej satysfakcji tuż nad
sobą. Świst ostrza przeciął powietrze.
Wokół rozległ się ten przerażający śmiech.
Rikuo usiadł na łóżku dysząc ciężko. Rozejrzał się wokół
nieprzytomnie, pokój o jasno-niebieskich ścianach, szafka nocna z szufladką.
Obok jeszcze jedno nieposłane łóżko o białej pościeli takie same jak to, na
którym leżał. Chłopiec opadł na poduszkę powoli się uspakajając. To był tylko
zły sen. Chciał o tym zapomnieć. To było takie straszne. Mama zawsze mówiła, że
trzeba spojrzeć w okno, a wtedy sen wyleci przez nie. Przyjrzał się jeszcze raz
pokoikowi. W ścianie po lewej stronie znalazł to czego szukał. Wstał szybko i
podszedł do okna otwierając je na
oścież. Ciepłe promienie słońca pozbawiły go resztek strachu po koszmarze.
Ponadto jego uwagę zajął widok roztaczający się przed nim. Zadbane uliczki,
wesoły gwar spacerujących ludzi. Różnorodne budynki o kolorowych dachówkach.
Wszędzie było pełno zieleni i kwiatów, a nad tym wszystkim górował potężny
monument, przedstawiający głowy szóstki poważnych i dostojnych mężczyzn i
jednej kobiety.
-Góra Hokage. – szepnął chłopiec z wytrzeszczonymi oczami,
przypominając sobie historię, które opowiadał im ojciec o tej wiosce. – Czyli
jestem w Konosze. – dodał do siebie, a na jego twarzy pojawił się uśmiech. Ale
zbladł gdy jego głowę napełniły pytania. Jak się tu znalazł? Gdzie dziadek?
Izumi i Seiran? Co z Mikomi? Czyżby pokonali tamtego demona? Co się stało gdy
stracił przytomność?
Nagle tuż obok rozległ się chrobot. Chłopiec spojrzał w
tamtą stronę. Tuż obok na parapecie przycupnęła wiewiórka, która przyglądała mu
się ciekawskimi czarnymi oczkami. Rikuo uśmiechnął się do zwierzątka. Powoli
zaczął wyciągać ku niemu dłoń chcąc pogłaskać.
-Cześć mały. Nie bój się. Nic ci nie zrobię. – rzekł
spokojnym głosem. Wiewiórka przekręciła zabawnie łebek w ogóle nie okazując
strachu, po czym nagle skoczyła na rękę chłopca. Ten zaskoczony cofnął się i
przewrócił na podłogę.
-Ej, co ty robisz? To łaskocze! – krzyknął śmiejąc się gdy
zwierzątko wdrapało się na jego ramie i zaczęło tańczyć wokół jego szyi. Nagle
wiewiórka zeskoczyła z chłopca, a o podłogę obił się metaliczny brzęk. Rikuo
spojrzał na oddalającego się rudzielca, który trzymał w pyszczku okrągły,
srebrny, znajomy przedmiot. Zdziwiony zerknął
na swoją szyje, gdzie zarejestrował brak swojego rodzinnego medalionu.
-Hej! Oddawaj! – wrzasnął. Wstał z podłogi i rzucił się za
drepczącym w stronę wyjścia rudzielcem. Akurat w tym momencie drzwi otworzył
się i do sali weszła młoda pielęgniarka. Wiewiórka przemknęła między jej nogami
na korytarz. Rikuo nie zważając na nieporadne próby zatrzymania go przez
kobietę wybiegł za małym złodziejem. Najszybciej jak potrafił biegł przez
korytarz potrącając co chwila kogoś z personelu szpitala lub pacjentów.
Chłopiec nie zwracał uwagi na rzucane mu groźne spojrzenia i złorzeczenia.
Skupił się by nie stracić z oczu rudej kitki kilka metrów przed nim. Wiewiórka
wbiegła na klatkę schodową, kierowała
się na dolne piętro przeskakując między poręczami. Czarnowłosy zeskoczył tuż za nim. Wbiegł na
kolejny korytarz tym razem było tu więcej kręcących się ludzi.
-Ejże chłopcze tu nie wolno biegać! – rozległ się
podniesiony głos tuż za Rikuo. Potężnej budowy mężczyzna w białym kitlu chwycił
go za ramię.
-Puszczaj grubasie! – krzyknął czarnowłosy wyrwał rękę, nim
poczerwieniały z gniewu lekarz zdążył zareagować, i puścił się biegiem wzdłuż
korytarza. – Cholera zgubiłem go. – mruknął pod nosem rozglądając się we
wszystkie strony. Wtedy zobaczył jak w oddali znika za rogiem coś rudego. Skierował
się w tamtą stronę i w pełnym pędzie wpadł w nowy korytarz, wprost na rudowłosą
dziewczynkę. Oboje stracili równowagę i przewalili się na podłogę. Zdezorientowany
chłopiec wpatrywał się w zdziwione błękitne oczy tuż przed sobą.
-Rikuo-kun. – rzekła cicho zaskoczona dziewczynka.
-Ej co ty robisz mojej siostrze? – rozległ się wzburzony
głos. To ocuciło brata Izumi, który zdał sobie sprawę, że przygniata młodą
Uzumaki swoim ciałem. Ale zanim zdołał zareagować ktoś chwycił go za kark i
postawił na nogi, wyswobadzając tym samym rudowłosą od jego ciężaru. Zaraz
dziewczynce pomogła wstać granato-włosa kobieta, która z troską pytała czy nic
jej się nie stało. W tymczasem Rikuo
wlepione były dwie pary srebrzysto-białych oczu, należące do Suzaku i Sayuri, świdrujących
go gniewnie
-Ja.. Ten. Przepraszam.. To przez.. wiewiórka.
Medalion.. –tłumaczył się nieporadnie
cały czerwony
-Naprawdę nic się nie stało. – odparła Mikomi uśmiechając się delikatnie, po czym zwróciła
się do rodzeństwa – Uspokójcie się, proszę. To ten chłopiec, o którym wam
opowiadałam.
Twarze bliźniaków zaraz przybrały łagodniejszy wyraz.
-Hmm.. Nie wiem czemu ale wydaje mi się, że gdzieś już cię
widziałam. – szepnęła Sayuri przyglądając się uważnie twarzy Rikuo.
-Może ci się przyśnił? – spytał z przekąsem Suzaku – Chociaż
nie spodziewałem się siostrzyczko, że gustujesz w takich dzieciakach.
Na czole blondynki pojawiła się pulsująca żyłka.
-Co ty sugerujesz Suwaku? Zaraz nabije ci trochę rozumu do
tego pustego łba. – warknęła chwytając brata za przód koszulki i unosząc pięść.
-Naprawdę? To jeden z tych, którzy cię uratowali? –
zainteresowała się Hinata, nikt nie zwrócił uwagi na przepychające się
bliźniaki, a gdy rudowłosa kiwnęła głową, kobieta podeszła do Rikuo i
przytuliła zaskoczonego czarnowłosego.
-Nie wiem jak się odwdzięczę, że sprowadziliście moją
córeczkę. – szepnęła tuląc do siebie chłopca, którego twarz przybrała barwę
dorodnej wiśni. – Bardzo wam dziękuję.
-Ale to bardziej dziadek.. i, i Seiran.. Ja nic.. – dukał
zakłopotany
-Dobra, dobra. Z tego co Mi-chan nam opowiadał to niezły z
ciebie chojrak. – przerwał mu Suzaku przytrzymując równocześnie wyrywającą się
siostrze, by nie zrobiła mu krzywdy. W międzyczasie zwrócił się do stojącego z
boku mężczyzny – Prawda tato? Tato? Słuchasz mnie? Tato!
-Och, co mówiłeś? Zamyśliłem się. – wyrwany z transu Naruto
zaczął drapać się z zakłopotaniem w tył głowy
-Gapisz się na tego Rikuo jakbyś ducha zobaczył. –
stwierdziła Sayuri ze śmiechem, dała sobie wreszcie spokój z próbami obicia brata.
-Co ty mówisz? Haha. Ducha? Po prostu zaskoczyło mnie, że
jest taki młody i był w stanie walczyć z tamtymi z Ragnarok. Spodziewałem się
kogoś trochę starszego.. Ekhm. To co? Idziemy odwiedzić Yume?
Suzaku przyjrzał się badawczo ojcu. Zawsze tak się
zachowywał gdy chciał coś ukryć. W ogóle nie umiał kłamać, a teraz stara się
zmienić temat. Chciał już spytać o co chodzi, jednak przeszkodziło mu pytanie
siostrzyczki.
-Ale z Yume jest już lepiej prawda? Niedługo wyzdrowieje? –
na to zapytanie rodzina Uzumaki spoważniała i zamilkła. Widać, że nikt nie chce
odpowiadać na to pytanie. W końcu zdobył się na to Naruto.
-Jeszcze nie znaleźli antidotum na tą truciznę, nie jest z
nią najlepiej, ale na razie jej stan jest stabilny. – uśmiechnął się
pokrzepiająco do rudowłosej – Nie masz się co martwić, to tylko kwestia kilku
dni aby babcia Tsunade i Sakura coś wymyśliły.
-Tak, a Yume to wbrew pozorom twarda sztuka. Na pewno nic
jej nie będzie. – dodała Sayuri szczerząc się do rudowłosej.
-Em, przepraszam, że się wtrącam, ale co to za Yume? –
spytał niepewnie Rikuo
-To nasza przyjaciółka, która broniła Mikomi przed Ezawem,
ale została ranna i teraz przebywa w śpiączce na OIOMIE. – odpowiedział Suzaku
ze smutkiem. – Jeszcze się nie obudziła ze śpiączki.
- A od kiedy jest w takim stanie? – dopytywał się młody
Miyagi
-Od porwania Mikomi. To będzie chyba czwarty dzień. – odparł
białooki zdziwiony lekko dociekliwością chłopca.
- Została raniona przez demona i jeszcze żyje? – szepnął z
niedowierzaniem Rikuo zastanawiając się nad czymś głęboko.
-Ej co to miało znaczyć? – warknęła Sayuri oburzona na słowa
czarnowłosego odnośnie jej przyjaciółki.
-Przepraszam. Muszę znaleźć Izumi. – powiedział nie zwracając
uwagi na zdenerwowaną blondynkę szykującą się do zdzielenia go łeb. Wyminął
ją i pognał korytarzem w stronę skąd
przybiegł, jednak tuz za zakrętem najwyraźniej przypomniał coś sobie, bo jego
głowa wychyliła się zza rogu.
-A w której sali jest ta Yuma? – spytał
-Ona ma na imię Yume! – warknęła Sayuri zła, że młody Miyagi
uciekł spod jej pięści.
-Jest cały czas na OIOMIE. – odparł Suzaku – Ale po co ci..?
– Nim zdążył zadać pytanie Rikuo zniknął im z oczu. Rodzina Uzumaki spojrzała
po sobie.
-Ale w gorącej wodzie kąpany, prawda? – uśmiechnęła się
Hinata, po czym wzięła rudowłosą córeczkę za rękę – Chodźmy już. Zajrzymy do
Yume tylko na chwilę, bo musisz wrócić do łóżka Mi-chan. Wiesz co mówiła
Sakura.
-Dobrze, mamo. – powiedziała dziewczynka wyraźnie
niezadowolona.
Naruto spoglądał jeszcze przez chwilę w miejsce, gdzie
zniknął czarnowłosy. Pokręcił głową jakby opędzał się od jakiś myśli i udał się
za swoją żoną i dziećmi.
Gdy dotarli na miejsce spotkali Tsunade, która właśnie
wychodziła z sali gdzie przebywała Yume. Trzymała za kark wyrywającą się z
całych sił i popiskująca wiewiórkę, złorzecząc na nią pod nosem.
-Zaczynam mieć tego dość, przeklęty futrzaku. Dzieciaki
zaklinają się, że rozumiesz co do ciebie się mówi i reagujesz na polecenia.
Guzik prawda! Jeśli jeszcze raz cię tu znajdę to zrobię z ciebie wycieraczkę.
Ty zapchlony..
-Dzień dobry babciu Tsunade. – odezwały się chórem dzieci
państwa Uzumakich. Byłej Hokage niebezpiecznie drgnęła brew na dźwięk słowa
„babcia” ale opanowała się jakoś, widząc uśmiechniętą Mikomi.
-A co ty tu robisz moja mała? Nie powinnaś odpoczywać? –
spytała marszcząc brwi
-Chcieliśmy odwiedzić Yume. – wyjaśnił szybko Suzaku
-Nie wy jedyni. – mruknęła blondynka unosząc trzymane
zwierzątko. – Nie wiem jakim sposobem zawsze dostaje się do jej pokoju, do tego
ciągle znosi jakieś śmiecie: orzeszki,
liście, kamienienie, a dzisiaj to. – pokazała im srebrny medalion
-To urocze. Suta ten sposób chce chyba pomóc Yume. –
stwierdziła Hinata z uśmiechem wtedy rudemu pupilowi udało się wreszcie
wyswobodzić z dłoni Piątej Hokage i natychmiast wskoczył w ramiona Mikomi,
która przytuliła go mocno.
-Cześć mały, też się za tobą stęskniłam.
-To szpital. – warknęła ze złością Tsunade – Nie
zwierzyniec, czy park. Mieliście się nim zająć, więc jeśli łaska pilnujcie go
lepiej. I trzeba znaleźć właściciela tego medalionu, może być cenny.
-To symbol klanu Miyagi. Należy pewnie do Rikuo. A ten
pożyczył mi pan Miyagi. – wtrąciła Mikomi wyciągając medalion, który
starzec dał jej w trakcie podróży –
Mówił, że jest to też talizman ochronny.
-Rozumiem. Przekażemy go Rikuo gdy się pojawi. – rzekł
Naruto odbierając naszyjnik od Tsunade.
- A czy mogłabym się teraz zobaczyć z Yume? – spytała
rudowłosa. Była Hokage zacisnęła usta, nie sądziła by to był dobry pomysł, żeby
Mikomi oglądała przyjaciółkę w takim stanie. Już chciała odmówić, ale gdy
napotkała błagalne spojrzenie dziewczynki uległa.
-Dobrze, ale tylko na chwilkę. – rzekła z rezygnacją. Trójka
rodzeństwa weszła do pomieszczenia wypełnionego rytmicznym pikaniem aparatury
podtrzymującej życie młodej Hoshizory. Naruto z Hinatą zostali by porozmawiać z
Piątą.
-Jak jej stan? – spytał Szósty Hokage. Na to blondynka
westchnęła ciężko. Upewniła się, że znajdujące się obok dzieci nie podsłuchują
i rzekła ściszonym głosem.
-Nie ma żadnej poprawy mało tego, wydaje mi się, że jej
funkcje życiowe zwalniają coraz bardziej. Wczoraj musieliśmy ją podłączyć do
respiratora, bo nie była w stanie sama oddychać. Nie pomagają żadne leki, czy
techniki medyczne. Próbowałam wszystkiego. – w jej głosie brzmiała coraz
większa frustracja – Nie wiem czym ten mężczyzna zatruł jej organizm. Nie
jestem w stanie niczego wykryć.
Oparła się o ścianę, a na jej twarzy obiła się gorycz
porażki.
-Sądzę, że to kwestia kilku dni.. – szepnęła – Trzeba
przygotować jakoś na to dzieci.
-Nie poddawaj się! Na pewno..! – podniósł głos Hokage,
gestem uciszyła go Tsunade. Uzumaki przygryzł wargi, wiedział, że dla jego
dzieci młoda Hoshizora jest najbliższą przyjaciółką, tyle spędzali ze sobą
czasu, rozumieli się bez słów. Nie wyobrażał sobie, że będzie musiał im
powiedzieć, że dziewczynka umrze.
-A co z Miyagim i pozostałymi? – zapytała Hinata
-Sakura niedawno sprawdzała ich stan. W grupie Hanabi nikt
nie został ranny poza Takashim, który odzyskał przytomność i wszystko z nim w
porządku. Ten starszy chłopak był skrajnie wyczerpany przez zbyt duże zużycie
czakry, dostał krwotoku wewnętrznego, przez wcześniej zadaną ranę, ale wszystko
jest już pod kontrolą. Jego życiu nic nie zagraża. Pozostałe dzieci zemdlały z
wyczerpania, ale nic poza tym im nie jest. Dziewczynka już się obudziła i
wypytywała o starszego brata i dziadka. – Tsunade zamyśliła się przez chwilę –
Hmm, to stan tego ostatniego mnie najbardziej niepokoi, ma wyjątkowo niski
poziom chakry i zdaje się, że nie regeneruje się. Zdaje się, że zapadł w jakiś
rodzaj silnej śpiączki. Nie mogę nic więcej na razie stwierdzić, trzeba go
obserwować. Ale nie wydaje mi się by coś zagrażało ich życiu.
-Rozumiem, chociaż tyle. – westchnął Naruto uśmiechając się
blado – Będę musiał ich jakoś nagrodzić za pomoc dla Mikomi.
-Naruto, pamiętasz? Wczoraj Mi-chan wspominała coś, że
podróżowali z jakąś ważną misją. Ten starzec chciał spotkać się przywódcami
wiosek. – przypomniała sobie Hinata
-W takim razie na pewno mu to ułatwię. Niech tylko się
obudzi. – rzekł weselej Uzumaki.
-Dziadek raczej sam się nie obudzi. – rozległ się smutny
dźwięczny głosik. Trójka dorosłych spojrzała w stronę, skąd dobiegał. Ujrzeli
rodzeństwo Miyagi trzymające się za ręce z dość posępnymi minami. Brązowowłosa
dziewczynka kontynuowała – Teraz gdy jego dusza opuściła jego ciało, aby
wróciła potrzebuje pomocy wykwalifikowanych kapłanów z naszego klanu.
Dorośli wpatrywali się w dwójkę dzieci, zdziwieni nie do
końca zrozumiałymi słowami Izumi, która spuściła oczy lekko się rumieniąc.
-R-rikuo powiedział, że jakaś dziewczynka potrzebuje naszej
pomocy. – dodała i zaczęła szukać czegoś w płóciennej torbie przewieszonej
przez ramie.
-Waszej pomocy? – powtórzyła Tsunade nie kryjąc zdziwienia i
ironii – A co takie dzieci mogą wiedzieć
o leczeniu?
Izumi zarumieniła się jeszcze bardziej.
-Ale pani nie ma pojęcia jak pomóc. Nawet nie wie co jej
dolega. – wypalił Rikuo – Na pewno jej ciało odrzuca wszelkie leki i próby
leczenia czakrą. Myśli pani, że to jakaś trucizna lub technika shinobi nie
pozwala zregenerować się organizmowi. Ale myli się pani, to tak naprawdę
klątwa.
Tsunade zamrugała kilka razy, nie pamiętała kiedy ostatnio
ktoś tak bezczelnie się do niej odezwał i do tego wytknął brak umiejętności.
- Klątwa? – powtórzyła tylko wlepiając oczy w chłopca, który
w ogóle się tym nie speszył.
-Tak proszę pani. To dlatego nie była pani w stanie nic
zrobić. – wtrąciła łagodnie Izumi, która przestała grzebać w swojej torbie i
wyciągnęła z niej jakiś zwój – Tylko ktoś znający rytuały kapłańskie będzie w
stanie coś zdziałać. Możemy spróbować?
Tsunade już chciała zwymyślać rodzeństwo, że prędzej
zostanie całkowitą abstynentką niż pozwoli dzieciom odprawiać jakiś pseudo-egzorcyzmów
na jej pacjentce, gdy poczuła jak na ramieniu zaciska się męska dłoń. Gdy
odwróciła się zobaczyła poważne spojrzenie Szóstego Hokage.
-Pozwól im. Sama mówiłaś, że nie masz żadnych pomysłów jak
jej pomóc. – powiedział spokojnym głębokim głosem.
-Poza tym to oni byli w stanie walczyć z tamtymi ludźmi i
uratowali przed nimi Mikomi. Myślę, że możemy im zaufać. – dodała Hinata i wskazała wejście do sali –
To tutaj jest Yume.
-Dziękuje pani. – szepnęła Izumi podchodząc razem z bratem
do drzwi, lecz zatrzymała się przed wysokim blondynem i rzucała mu nieśmiałe
spojrzenie ściskając mocno zwój. – Mmm.. Pan jest Uzumaki Naruto, prawda? –
spytała cicho
-Tak. O co chodzi, moja droga? – uśmiechnął się do niej
przyjaźnie. Dziewczynka po chwili namysłu wyciągnęła ku niemu trzymany zwój.
-Nasz tata powiedział, żebym to panu przekazała gdy
znajdziemy się w Konosze. – wyjaśniła – Chociaż mówił, żeby pozwolić najpierw
dziadkowi wszystko wyjaśnić, ale teraz w jego stanie.. Nie chciałabym sprawiać kłopotów..
-Ależ jakie kłopoty? – żachnął się Naruto przyjmując
przesyłkę – Możesz być pewna, że wszystkim się zajmę, by niczego wam nie
brakowało.
-Bardzo dziękujemy. – dziewczynka ukłoniła się po czym
weszła wraz z bratem do sali. Za nimi weszły Hinata i Tsunade. Białooka chciała
już zabrać swoje dzieci do domu, a Piąta Hokage zamierzała pilnować co też
rodzeństwo Miyagi będzie wyczyniać. Uzumaki został na korytarzu, aby przeczytać
przekazany mu zwój. Jak dobrze, że Mikomi wróciła cała i zdrowa do domu, teraz
na pewno wszystko się ułoży. Będzie musiał zwołać posiedzenie wszystkich kage
odnośnie tej organizacji, wcześniej nie miał do tego głowy, ale najpierw
powinien skorzystać z rady Tsunade i trochę odpocząć. Odpieczętował zwój i
zaczął czytać, a z każdym kolejnym słowem na jego twarzy pojawiał się coraz
większy szok i niedowierzanie.
-Co takiego chcesz zrobić? – dopytywał się Suzaku,
przyglądając się trochę nieufnie jak dopiero co poznana brązowowłosa
dziewczynka maluje twarz jego przyjaciółki jakąś ciemną mazią w dziwne
esy-floresy.
-Spróbuje zdjąć z niej klątwę. – powiedziała cicho – Ta maść
i symbole są częścią rytuału oczyszczenia. Powinno wszystko się udać.
-Powinno? Spróbuje? – powtórzyła sceptycznie Sayuri – Ile
razy ty to robiłaś?
Izumi zarumieniła się mocno.
-Emm, tego typu rytuału jeszcze nie odprawiałam. – odparła
zawstydzona – Znam tylko teorie..
-O nie, nie oddam życia mojej pacjentki w ręce jakiejś
pseudo-kapłanki bez żadnego doświadczenia. – podniosła głos Tsunade
-Dasz radę Izumi, przecież ci pomogę. – starał się podnieść
na duchu siostrę Rikuo, zupełnie zbywając słowa byłej Hokage
-Ale przecież wcześniej pomogłaś Takashiemu. – wtrąciła
Mikomi
-Tak, ale to była klątwa zewnętrzna, a z tego co mówiła pani
Tsunade, to ona została raniona ostrzem demona. Przez to do jej krwioobiegu
dostała się odrobina zatrutej energii i niszczy od wewnątrz jej organizm. Jest
zupełnie niewykrywalna dla zwykłego skanu medycznego shinobi. To wygląda jakby
po prostu komórki same z siebie ginęły. Zwykle to dzieje się tak szybko, że
nikt nie jest w stanie się zorientować co tak naprawdę się stało.
-Ale chwileczkę. – przerwał jej Suzaku – Jak to szybko? Ile?
-Normalny człowiek ginie najwyżej po kilku godzinach od
zranienia. – powiedziała z wahaniem Izumi. Wszyscy spojrzeli zszokowani na
młodą Miyagi i stojącego obok jej brata
-Jak to..? W takim razie..?
-Nie wiem jak to możliwe. Tak długo przy życiu bez
odpowiedniej pomocy przeżyłby tylko ktoś z rodu kapłanów. Może jedna z pani
technik wstrzymała rozwój klątwy na tym stadium. Chyba, że miałaby przy sobie
jakiś silny talizman. – rzekła
brązowowłosa kontynuując nakładanie maści, wokół maski tlenowej dziewczyny i na
jej szyi, wtedy jej wzrok padł na kryształowy naszyjnik Yume, otworzyła szeroko
oczy zaskoczona
-Izumi czy to jest aby to co myślę? – spytał Rikuo, widząc
na co patrzy siostra
-Skąd ona to ma? – szepnęła Izumi dotykając lśniącej
zawieszki.
-Zawsze go miała ten naszyjnik, odkąd zamieszkała w wiosce.
– wyjaśnił Suzaku – A coś z nim nie tak?
-Hmmm, to wiele wyjaśnia. – mruknęła wnuczka Miyagiego
zamyślona nie odpowiedziała na pytanie granato-włosego – Dobrze lepiej zaczynajmy. – zwróciła się do
brata, który kiwnął głową i stanął po drugiej łóżka.
Izumi położyła na
piersiach nieprzytomnej dziewczyny kawałek papieru, podobny do tego, który
użyła na Takashim, ale całkiem biały. Razem z bratem klasnęli jednocześnie w
dłonie po czym zaczęli składać nieznane obecnym pieczęcie. Do uszu zdziwionych Konoszan doszły
słowa w dziwnym, nieznanym języku, brzmiące niczym zaklęcia. Wtedy namalowane
wcześniej na ciele Yume znaki dosłownie ożyły! Zaczęły krążyć na powierzchni
pobladłej skóry dziewczyny niczym węże. Aparatura skanująca stan Hoshizory wydawała
niepokojące dźwięki, tworząc ze skandowaną przez rodzeństwo pieśnią
nieprzyjemną kakofonie. Tsunade widząc to chciała to wszystko przerwać, ale z
jakiegoś powodu nie mogła się ruszyć. Znaki na ciele dziewczyny zaczęły
zanikać, a zamiast tego kawałek papieru zaczął ciemnieć coraz bardziej, aż stał
się całkiem czarny. Rodzeństwo Miyagi umilkło, a pozostali obecni w Sali
odetchnęli, choć sami nie wiedzieli kiedy wstrzymali oddech. Izumi zabrała
papier chwytając go przez długi rękaw swojej koszuli, złożyła go i zawinęła w
chusteczkę. „Muszę go jeszcze spalić, ale to później” – pomyślała i spojrzała w
twarz kasztanowłosej dziewczyny. Zdawało jej się, że kolory zaczynają wracać na
jej poszarzałą i wychudłą buzie. Chyba im się udało. Rikuo posłał jej
zadowolony uśmiech.
-I co udało się? – spytała z nadzieją Mikomi
-Myślę, że tak. Okaże się za jakiś czas, gdy się obudzi. –
odparła Izumi, którą nagle odepchnęła od łóżka pacjentki była Hokage. Kobieta
przyłożyła dłoń do czoła Yume ciskając jednocześnie gromy z oczu na dzieci.
-Wystarczy już tych szamanizmów. Hinata zabierz już je stąd
dzieciaki. Koniec odwiedzin, muszę zająć się pacjentką – warknęła blondynka. W
tym momencie rozległ się przytłumiony jęk, a potem kaszel. Zaskoczona Tsunade
spojrzała na dziewczynkę, która patrzyła na nią spod jeszcze wpółprzymkniętych
powiek i kręciła lekko głową. Była
Hokage mimo dużego szoku zaraz zaczęła wyciągać rurkę intubacyjną z gardła Yume,
która wyraźnie bardzo przeszkadzała dziewczynce.
-Obudziła się! – krzyknął uradowany Suzaku niespodziewanie
przytulił Izumi i zaczął z nią tańczyć po pokoju – To dzięki tobie! Jesteś
wspaniała! Ty też młody! Dziękujemy wam!
-Och, to nic.. takiego.. – wydukała brązowowłosa rumieniąc
się, okropnie zawstydzona tym nagłym wybuchem entuzjazmu młodego Uzumakiego.
Sayuri i Mikomi w międzyczasie przypadły do łóżka kasztanowłosej, która trochę
nieprzytomnie rozglądała się po pomieszczeniu.
- Czy to szpital? Co ja tu robię? –wspomnienia z jej
ostatniego wieczoru zaczęły wracać, zrobiła ruch jakby chciała wstać – Muszę
zawiadomić Hokage.. Ten mężczyzna.. Mikomi..
-Nie, nie moja droga. Nie musisz. – powstrzymała ją Hinata z
uśmiechem – Wszystko jest już dobrze, Mikomi jest bezpieczna. Hokage o
wszystkim wie.
-Tak już wszystko jest w porządku. Wróciłam, pan Miyagi i
Seiran mnie uratowali. – wtrąciła Mikomi biorąc zielonooką za rękę, ta jednak
patrzyła ciągle na nią zdziwiona
-Jaki Miyagi? Jak to wróciłaś? – spytała po czym zamyśliła
się przez chwilę – Zaraz która godzina?
-Jest dziesiąta trzydzieści rano. – odpowiedziała Sayuri z
uśmiechem – A dokładniej środa.
Na twarzy Yume odbiło się niedowierzanie i szok.
-Co?! Jak mogłam spać ponad cztery dni? Przecież w poniedziałek
wieczorem mieliśmy zrobić.. Dlaczego nikt mnie nie obudził? – na te słowa
prawie wszyscy gruchnęli śmiechem.
Tymczasem Tsunade gorączkowo skanowała ciało Hoshizory, była
wyraźnie poruszona tym co zaszło. Wszystko zdawało się w porządku, poza ogólnym
osłabieniem organizmu dziewczyny. Cokolwiek zrobiły te dzieciaki w pięć minut
odniosło o wiele większy skutek niż ona i cały sztab medyków w ciągu czterech
dni. Zupełnie jak jakaś magia. Mimo to uśmiechnęła się widząc roześmiane twarze
rodzeństwa Uzumaki i ich nowych przyjaciół, szczególnie kiedy Sayuri i Suzaku
zaczęli się kłócić, które z nich opowie Yume co zaszło gdy była nieprzytomna.
A tam gadasz że Ci srednio wyszedł mi się bardzo podoba :) strasznie ciekawa jestem co było w tym zwoju co Izumi dała Naruto. Babunia Tsunade musiała sie poczuć okropnie gdy dwójka dzieciaków w ciągu kilku minut zrobiła to czego ona nie mogła zrobić przez cztery dni eh... Rozdział na prawdę fajny :) pozdrawiam cieplutko i życzę duuużo weny :)
OdpowiedzUsuńJestem :D :D wybacz spóźnienie… ja taka już jestem :P
OdpowiedzUsuńEch, zawsze tak jest, że jak się mówi, że notka wyszła słabo to w rezultacie wyszła zajebiście :D mimo, iż to zapychacz :P ja tam uwielbiam medyczne wątki, wszędzie tam gdzie jest ten ich żargon to normalnie odczuwam ekscytacje :D
Od początku…! Rozumiem, że sen Rikuo miał jakieś większe znaczenie w przyszłości, to było coś w stylu przepowiedni ^^ takie mam przeczucie :P ciekawa jest ta wiewiórka, wie jaki rzeczy ma podbierać w jakich miejscach być i w ogóle (może ona jest jak Parszywek z Harrego Potterqa? :P Ktoś mądry jest w niej zaklęty? :P) w każdym razie odczuwam dziecięce zauroczenie Rikou x Mikomi xD jakie to urocze, jak tak na nią wpadł, naoglądałam się za dużo romansów by nie wiedzieć do czego takie WPADNIĘCIE prowadzi xD nie mam pomysłu nad czym mógł myśleć, ale wiem, że w twoim opowiadaniu diabeł tkwi w szczegółach :P no i to zainteresowanie stanem Yume :D wiedziałam, że jakoś ją odratują ;)
A rodzeństwo Uzumaki to nawet w szpitalu potrafią być bardzo głośni xD w dalszym ciągu rozwala mnie to Suwaku xD Sayuri miała fajny pomysł z tym przezwiskiem xD
Ten medalik został przekazany Naruto… ciekawe czy mu go odda :P ale pewnie tak ;) Tsunade bezradna w uzdrowieniu dziewczynki, a w dodatku Izumi jej ładnie pojechała po ambicji xD oczywiście nieświadomie, ale co tam xD za stara jest, to już inne, nowsze czasy xD teraz nie ma jakiś tandetnych jutsu tylko są klątwy :D ten cały rytuał, który urządzili no spoko, zablokował wszystkich ruchy, no i ciekawe jakie powiązanie ma medalion Yume – może jest jakąś córką kapłana? Taki kozak by z niej był xD no i obudziła się – czyli rytuał okazał się sukcesem :D ale słodkie miała te reakcje ”dlaczego nikt mnie nie obudził?” hehehe, so cute xD
Tyle ode mnie, nie kracz, że zrobisz przerwę! Nie wolno!
Życzę bardzo dużo weny :D :D oraz czasu, ochoty i przyjemności z pisania :D
Pozdrawiam xD
Witam,
OdpowiedzUsuńYume się obudziła, dzięki pomocy rodzeństwa, coś mam przeczucie, że sen Ruko nie był do końca snem, czyżby Yume należała do klanu kapłanów, a co z Serinem i ciekawe co była w tym zwoju...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia