Szablon wykonała Zochan dla Ministerstwo Szablonów

sobota, 19 lipca 2014

Rozdział XVII W domu



[Witam wszystkich serdecznie :) Przyznam się, że ten rozdział średnio mi wyszedł, teraz wchodzę w trudny okres w mojej fabule, taki „przejściowy” i nie bardzo wiem jak go poprowadzić by wszystko potem było logiczne. Możliwe, że będzie zastój z notkami za jakiś czas, bo mam jeszcze tylko ze trzy rozdziały gotowe, uprzedzam na zaś ;) Może do tego czasu wena do mnie napłynie i wezmę się za siebie i coś ruszę do przodu z rozdziałami ;)
Nie przedłużając zapraszam do czytania i komentowania ;) ]



-Niemożliwe.. – gorący podmuch powietrza musnął mu policzki niosąc z sobą iskry i gryzący dym. – To niemożliwe.. – powtórzył Rikuo jak zaczarowany patrzący na rozszalałe wokół niego płomienie. Jego dom, wioska, cała wyspa stała w ogniu. Pośród nich przemykały niewyraźne cienie, ogień nagle przerzedł, obraz wyostrzył się. Widział ojca i matkę otoczyły ich jakieś ogniste potwory przypominające olbrzymie jaszczury. Choć mężczyzna ciął je swoim mieczem to nie robiło to na nich żadnego wrażenia, mało tego zdawało się, że zaraz pochłoną tą parę.
-Mamo! Tato! – krzyknął chłopiec. Chciał biec do nich, walczyć, lecz nagle płomienie strzeliły tuż przed nim odgradzając go ścianą od rodziców.
-Uciekaj Rikuo! Oni tutaj są! – dotarł do niego rozpaczliwy głos matki. Chłopiec krzyknął znowu. Chciał przedrzeć się przez ogień, lecz ten nagle zmieniły barwę, buchnął przed nim błękitno-srebrny płomień. W brata Izumi  uderzył gorący podmuch powalając go na ziemię. Dobiegł go nagle śmiech, mimo panującej wszędzie pożogi przebiegły go dreszcze. Spośród płomieni wyszła wysoki w czarnej zbroi , jego postać odcinała się wyraźnie na tle ściany ognia. Trzymał w prawej dłoni potężny miecz o nieregularnym ostrzu przywodzącym na myśl języki ognia, w drugiej zaś jakąś dziwą rzecz jakby okrągłą. Rikuo sparaliżowany nie był w stanie się ruszyć. Wpatrywał się w przerażającą maskę przez, którą widział jaskrawo-zielone dzikie oczy utkwione wprost w niego. To był Mefiso, dziadek z nim walczył. Teraz zbliżył się do unieruchomionego chłopca i rzucił coś w jego stronę. Rikuo spojrzał w prawo gdzie spadł tamten dziwny przedmiot. Świat zamarł, nie wiedział co się dzieje wokół, wpatrywał się jedynie w zastygłe w przerażeniu złote oczy swojej matki. Rozpacz ogarniała jego ciało niczym gorączka. Zaczął dygotać. Wszystko to było takie nierealne, niemożliwe. To była jej głowa. Ona nie żyje.
-Nie ma już rodu kapłanów. Nareszcie nic już nam nie przeszkodzi. – usłyszał lodowaty głos pełen przerażającej satysfakcji tuż nad sobą. Świst  ostrza przeciął powietrze. Wokół rozległ się ten przerażający śmiech.

Rikuo usiadł na łóżku dysząc ciężko. Rozejrzał się wokół nieprzytomnie, pokój o jasno-niebieskich ścianach, szafka nocna z szufladką. Obok jeszcze jedno nieposłane łóżko o białej pościeli takie same jak to, na którym leżał. Chłopiec opadł na poduszkę powoli się uspakajając. To był tylko zły sen. Chciał o tym zapomnieć. To było takie straszne. Mama zawsze mówiła, że trzeba spojrzeć w okno, a wtedy sen wyleci przez nie. Przyjrzał się jeszcze raz pokoikowi. W ścianie po lewej stronie znalazł to czego szukał. Wstał szybko i podszedł do  okna otwierając je na oścież. Ciepłe promienie słońca pozbawiły go resztek strachu po koszmarze. Ponadto jego uwagę zajął widok roztaczający się przed nim. Zadbane uliczki, wesoły gwar spacerujących ludzi. Różnorodne budynki o kolorowych dachówkach. Wszędzie było pełno zieleni i kwiatów, a nad tym wszystkim górował potężny monument, przedstawiający głowy szóstki poważnych i dostojnych mężczyzn i jednej kobiety.
-Góra Hokage. – szepnął chłopiec z wytrzeszczonymi oczami, przypominając sobie historię, które opowiadał im ojciec o tej wiosce. – Czyli jestem w Konosze. – dodał do siebie, a na jego twarzy pojawił się uśmiech. Ale zbladł gdy jego głowę napełniły pytania. Jak się tu znalazł? Gdzie dziadek? Izumi i Seiran? Co z Mikomi? Czyżby pokonali tamtego demona? Co się stało gdy stracił przytomność?
Nagle tuż obok rozległ się chrobot. Chłopiec spojrzał w tamtą stronę. Tuż obok na parapecie przycupnęła wiewiórka, która przyglądała mu się ciekawskimi czarnymi oczkami. Rikuo uśmiechnął się do zwierzątka. Powoli zaczął wyciągać ku niemu dłoń chcąc pogłaskać.
-Cześć mały. Nie bój się. Nic ci nie zrobię. – rzekł spokojnym głosem. Wiewiórka przekręciła zabawnie łebek w ogóle nie okazując strachu, po czym nagle skoczyła na rękę chłopca. Ten zaskoczony cofnął się i przewrócił na podłogę.
-Ej, co ty robisz? To łaskocze! – krzyknął śmiejąc się gdy zwierzątko wdrapało się na jego ramie i zaczęło tańczyć wokół jego szyi. Nagle wiewiórka zeskoczyła z chłopca, a o podłogę obił się metaliczny brzęk. Rikuo spojrzał na oddalającego się rudzielca, który trzymał w pyszczku okrągły, srebrny, znajomy przedmiot. Zdziwiony zerknął  na swoją szyje, gdzie zarejestrował brak swojego rodzinnego medalionu.
-Hej! Oddawaj! – wrzasnął. Wstał z podłogi i rzucił się za drepczącym w stronę wyjścia rudzielcem. Akurat w tym momencie drzwi otworzył się i do sali weszła młoda pielęgniarka. Wiewiórka przemknęła między jej nogami na korytarz. Rikuo nie zważając na nieporadne próby zatrzymania go przez kobietę wybiegł za małym złodziejem. Najszybciej jak potrafił biegł przez korytarz potrącając co chwila kogoś z personelu szpitala lub pacjentów. Chłopiec nie zwracał uwagi na rzucane mu groźne spojrzenia i złorzeczenia. Skupił się by nie stracić z oczu rudej kitki kilka metrów przed nim. Wiewiórka wbiegła na klatkę schodową, kierowała  się na dolne piętro przeskakując między poręczami.  Czarnowłosy zeskoczył tuż za nim. Wbiegł na kolejny korytarz tym razem było tu więcej kręcących się ludzi.
-Ejże chłopcze tu nie wolno biegać! – rozległ się podniesiony głos tuż za Rikuo. Potężnej budowy mężczyzna w białym kitlu chwycił go za ramię.
-Puszczaj grubasie! – krzyknął czarnowłosy wyrwał rękę, nim poczerwieniały z gniewu lekarz zdążył zareagować, i puścił się biegiem wzdłuż korytarza. – Cholera zgubiłem go. – mruknął pod nosem rozglądając się we wszystkie strony. Wtedy zobaczył jak w oddali znika za rogiem coś rudego. Skierował się w tamtą stronę i w pełnym pędzie wpadł w nowy korytarz, wprost na rudowłosą dziewczynkę. Oboje stracili równowagę i przewalili się na podłogę. Zdezorientowany chłopiec wpatrywał się w zdziwione błękitne oczy tuż przed sobą.
-Rikuo-kun. – rzekła cicho zaskoczona dziewczynka.
-Ej co ty robisz mojej siostrze? – rozległ się wzburzony głos. To ocuciło brata Izumi, który zdał sobie sprawę, że przygniata młodą Uzumaki swoim ciałem. Ale zanim zdołał zareagować ktoś chwycił go za kark i postawił na nogi, wyswobadzając tym samym rudowłosą od jego ciężaru. Zaraz dziewczynce pomogła wstać granato-włosa kobieta, która z troską pytała czy nic jej się nie stało.  W tymczasem Rikuo wlepione były dwie pary srebrzysto-białych oczu, należące do Suzaku i Sayuri, świdrujących go gniewnie
-Ja.. Ten. Przepraszam.. To przez.. wiewiórka. Medalion..  –tłumaczył się nieporadnie cały czerwony
-Naprawdę nic się nie stało. – odparła Mikomi  uśmiechając się delikatnie, po czym zwróciła się do rodzeństwa – Uspokójcie się, proszę. To ten chłopiec, o którym wam opowiadałam.
Twarze bliźniaków zaraz przybrały łagodniejszy wyraz.
-Hmm.. Nie wiem czemu ale wydaje mi się, że gdzieś już cię widziałam. – szepnęła Sayuri przyglądając się uważnie twarzy Rikuo.
-Może ci się przyśnił? – spytał z przekąsem Suzaku – Chociaż nie spodziewałem się siostrzyczko, że gustujesz w takich dzieciakach.
Na czole blondynki pojawiła się pulsująca żyłka.
-Co ty sugerujesz Suwaku? Zaraz nabije ci trochę rozumu do tego pustego łba. – warknęła chwytając brata za przód koszulki i unosząc pięść.
-Naprawdę? To jeden z tych, którzy cię uratowali? – zainteresowała się Hinata, nikt nie zwrócił uwagi na przepychające się bliźniaki, a gdy rudowłosa kiwnęła głową, kobieta podeszła do Rikuo i przytuliła zaskoczonego czarnowłosego.
-Nie wiem jak się odwdzięczę, że sprowadziliście moją córeczkę. – szepnęła tuląc do siebie chłopca, którego twarz przybrała barwę dorodnej wiśni. – Bardzo wam dziękuję.
-Ale to bardziej dziadek.. i, i Seiran.. Ja nic.. – dukał zakłopotany
-Dobra, dobra. Z tego co Mi-chan nam opowiadał to niezły z ciebie chojrak. – przerwał mu Suzaku przytrzymując równocześnie wyrywającą się siostrze, by nie zrobiła mu krzywdy. W międzyczasie zwrócił się do stojącego z boku mężczyzny – Prawda tato? Tato? Słuchasz mnie? Tato!
-Och, co mówiłeś? Zamyśliłem się. – wyrwany z transu Naruto zaczął drapać się z zakłopotaniem w tył głowy
-Gapisz się na tego Rikuo jakbyś ducha zobaczył. – stwierdziła Sayuri ze śmiechem, dała sobie wreszcie spokój  z próbami obicia brata.
-Co ty mówisz? Haha. Ducha? Po prostu zaskoczyło mnie, że jest taki młody i był w stanie walczyć z tamtymi z Ragnarok. Spodziewałem się kogoś trochę starszego.. Ekhm. To co? Idziemy odwiedzić Yume?
Suzaku przyjrzał się badawczo ojcu. Zawsze tak się zachowywał gdy chciał coś ukryć. W ogóle nie umiał kłamać, a teraz stara się zmienić temat. Chciał już spytać o co chodzi, jednak przeszkodziło mu pytanie siostrzyczki.
-Ale z Yume jest już lepiej prawda? Niedługo wyzdrowieje? – na to zapytanie rodzina Uzumaki spoważniała i zamilkła. Widać, że nikt nie chce odpowiadać na to pytanie. W końcu zdobył się na to Naruto.
-Jeszcze nie znaleźli antidotum na tą truciznę, nie jest z nią najlepiej, ale na razie jej stan jest stabilny. – uśmiechnął się pokrzepiająco do rudowłosej – Nie masz się co martwić, to tylko kwestia kilku dni aby babcia Tsunade i Sakura coś wymyśliły.
-Tak, a Yume to wbrew pozorom twarda sztuka. Na pewno nic jej nie będzie. – dodała Sayuri szczerząc się do rudowłosej.
-Em, przepraszam, że się wtrącam, ale co to za Yume? – spytał niepewnie Rikuo
-To nasza przyjaciółka, która broniła Mikomi przed Ezawem, ale została ranna i teraz przebywa w śpiączce na OIOMIE. – odpowiedział Suzaku ze smutkiem. – Jeszcze się nie obudziła ze śpiączki.
- A od kiedy jest w takim stanie? – dopytywał się młody Miyagi
-Od porwania Mikomi. To będzie chyba czwarty dzień. – odparł białooki zdziwiony lekko dociekliwością chłopca.
- Została raniona przez demona i jeszcze żyje? – szepnął z niedowierzaniem Rikuo zastanawiając się nad czymś głęboko.
-Ej co to miało znaczyć? – warknęła Sayuri oburzona na słowa czarnowłosego odnośnie jej przyjaciółki.
-Przepraszam. Muszę znaleźć Izumi. – powiedział nie zwracając uwagi na zdenerwowaną blondynkę szykującą się do zdzielenia go łeb. Wyminął ją  i pognał korytarzem w stronę skąd przybiegł, jednak tuz za zakrętem najwyraźniej przypomniał coś sobie, bo jego głowa wychyliła się zza rogu.
-A w której sali jest ta Yuma? – spytał
-Ona ma na imię Yume! – warknęła Sayuri zła, że młody Miyagi uciekł spod jej pięści.
-Jest cały czas na OIOMIE. – odparł Suzaku – Ale po co ci..? – Nim zdążył zadać pytanie Rikuo zniknął im z oczu. Rodzina Uzumaki spojrzała po sobie.
-Ale w gorącej wodzie kąpany, prawda? – uśmiechnęła się Hinata, po czym wzięła rudowłosą córeczkę za rękę – Chodźmy już. Zajrzymy do Yume tylko na chwilę, bo musisz wrócić do łóżka Mi-chan. Wiesz co mówiła Sakura.
-Dobrze, mamo. – powiedziała dziewczynka wyraźnie niezadowolona.
Naruto spoglądał jeszcze przez chwilę w miejsce, gdzie zniknął czarnowłosy. Pokręcił głową jakby opędzał się od jakiś myśli i udał się za swoją żoną i dziećmi.
Gdy dotarli na miejsce spotkali Tsunade, która właśnie wychodziła z sali gdzie przebywała Yume. Trzymała za kark wyrywającą się z całych sił i popiskująca wiewiórkę, złorzecząc na nią pod nosem.
-Zaczynam mieć tego dość, przeklęty futrzaku. Dzieciaki zaklinają się, że rozumiesz co do ciebie się mówi i reagujesz na polecenia. Guzik prawda! Jeśli jeszcze raz cię tu znajdę to zrobię z ciebie wycieraczkę. Ty zapchlony..
-Dzień dobry babciu Tsunade. – odezwały się chórem dzieci państwa Uzumakich. Byłej Hokage niebezpiecznie drgnęła brew na dźwięk słowa „babcia” ale opanowała się jakoś, widząc uśmiechniętą Mikomi.
-A co ty tu robisz moja mała? Nie powinnaś odpoczywać? – spytała marszcząc brwi
-Chcieliśmy odwiedzić Yume. – wyjaśnił szybko Suzaku
-Nie wy jedyni. – mruknęła blondynka unosząc trzymane zwierzątko. – Nie wiem jakim sposobem zawsze dostaje się do jej pokoju, do tego ciągle znosi jakieś śmiecie: orzeszki,  liście, kamienienie, a dzisiaj to. – pokazała im srebrny medalion
-To urocze. Suta ten sposób chce chyba pomóc Yume. – stwierdziła Hinata z uśmiechem wtedy rudemu pupilowi udało się wreszcie wyswobodzić z dłoni Piątej Hokage i natychmiast wskoczył w ramiona Mikomi, która przytuliła go mocno.
-Cześć mały, też się za tobą stęskniłam.
-To szpital. – warknęła ze złością Tsunade – Nie zwierzyniec, czy park. Mieliście się nim zająć, więc jeśli łaska pilnujcie go lepiej. I trzeba znaleźć właściciela tego medalionu, może być cenny.
-To symbol klanu Miyagi. Należy pewnie do Rikuo. A ten pożyczył mi pan Miyagi. – wtrąciła Mikomi wyciągając medalion, który starzec  dał jej w trakcie podróży – Mówił, że jest to też talizman ochronny. 
-Rozumiem. Przekażemy go Rikuo gdy się pojawi. – rzekł Naruto odbierając naszyjnik od Tsunade.
- A czy mogłabym się teraz zobaczyć z Yume? – spytała rudowłosa. Była Hokage zacisnęła usta, nie sądziła by to był dobry pomysł, żeby Mikomi oglądała przyjaciółkę w takim stanie. Już chciała odmówić, ale gdy napotkała błagalne spojrzenie dziewczynki uległa.
-Dobrze, ale tylko na chwilkę. – rzekła z rezygnacją. Trójka rodzeństwa weszła do pomieszczenia wypełnionego rytmicznym pikaniem aparatury podtrzymującej życie młodej Hoshizory. Naruto z Hinatą zostali by porozmawiać z Piątą.
-Jak jej stan? – spytał Szósty Hokage. Na to blondynka westchnęła ciężko. Upewniła się, że znajdujące się obok dzieci nie podsłuchują i rzekła ściszonym głosem.
-Nie ma żadnej poprawy mało tego, wydaje mi się, że jej funkcje życiowe zwalniają coraz bardziej. Wczoraj musieliśmy ją podłączyć do respiratora, bo nie była w stanie sama oddychać. Nie pomagają żadne leki, czy techniki medyczne. Próbowałam wszystkiego. – w jej głosie brzmiała coraz większa frustracja – Nie wiem czym ten mężczyzna zatruł jej organizm. Nie jestem w stanie niczego wykryć.
Oparła się o ścianę, a na jej twarzy obiła się gorycz porażki.
-Sądzę, że to kwestia kilku dni.. – szepnęła – Trzeba przygotować jakoś na to dzieci.
-Nie poddawaj się! Na pewno..! – podniósł głos Hokage, gestem uciszyła go Tsunade. Uzumaki przygryzł wargi, wiedział, że dla jego dzieci młoda Hoshizora jest najbliższą przyjaciółką, tyle spędzali ze sobą czasu, rozumieli się bez słów. Nie wyobrażał sobie, że będzie musiał im powiedzieć, że dziewczynka umrze.
-A co z Miyagim i pozostałymi? – zapytała Hinata
-Sakura niedawno sprawdzała ich stan. W grupie Hanabi nikt nie został ranny poza Takashim, który odzyskał przytomność i wszystko z nim w porządku. Ten starszy chłopak był skrajnie wyczerpany przez zbyt duże zużycie czakry, dostał krwotoku wewnętrznego, przez wcześniej zadaną ranę, ale wszystko jest już pod kontrolą. Jego życiu nic nie zagraża. Pozostałe dzieci zemdlały z wyczerpania, ale nic poza tym im nie jest. Dziewczynka już się obudziła i wypytywała o starszego brata i dziadka. – Tsunade zamyśliła się przez chwilę – Hmm, to stan tego ostatniego mnie najbardziej niepokoi, ma wyjątkowo niski poziom chakry i zdaje się, że nie regeneruje się. Zdaje się, że zapadł w jakiś rodzaj silnej śpiączki. Nie mogę nic więcej na razie stwierdzić, trzeba go obserwować. Ale nie wydaje mi się by coś zagrażało ich życiu.
-Rozumiem, chociaż tyle. – westchnął Naruto uśmiechając się blado – Będę musiał ich jakoś nagrodzić za pomoc dla Mikomi.
-Naruto, pamiętasz? Wczoraj Mi-chan wspominała coś, że podróżowali z jakąś ważną misją. Ten starzec chciał spotkać się przywódcami wiosek. – przypomniała sobie Hinata
-W takim razie na pewno mu to ułatwię. Niech tylko się obudzi. – rzekł weselej Uzumaki.
-Dziadek raczej sam się nie obudzi. – rozległ się smutny dźwięczny głosik. Trójka dorosłych spojrzała w stronę, skąd dobiegał. Ujrzeli rodzeństwo Miyagi trzymające się za ręce z dość posępnymi minami. Brązowowłosa dziewczynka kontynuowała – Teraz gdy jego dusza opuściła jego ciało, aby wróciła potrzebuje pomocy wykwalifikowanych kapłanów z naszego klanu.
Dorośli wpatrywali się w dwójkę dzieci, zdziwieni nie do końca zrozumiałymi słowami Izumi, która spuściła oczy lekko się rumieniąc.
-R-rikuo powiedział, że jakaś dziewczynka potrzebuje naszej pomocy. – dodała i zaczęła szukać czegoś w płóciennej torbie przewieszonej przez ramie.
-Waszej pomocy? – powtórzyła Tsunade nie kryjąc zdziwienia i ironii  – A co takie dzieci mogą wiedzieć o leczeniu?
Izumi zarumieniła się jeszcze bardziej.
-Ale pani nie ma pojęcia jak pomóc. Nawet nie wie co jej dolega. – wypalił Rikuo – Na pewno jej ciało odrzuca wszelkie leki i próby leczenia czakrą. Myśli pani, że to jakaś trucizna lub technika shinobi nie pozwala zregenerować się organizmowi. Ale myli się pani, to tak naprawdę klątwa.
Tsunade zamrugała kilka razy, nie pamiętała kiedy ostatnio ktoś tak bezczelnie się do niej odezwał i do tego wytknął brak umiejętności.
- Klątwa? – powtórzyła tylko wlepiając oczy w chłopca, który w ogóle się tym nie speszył.
-Tak proszę pani. To dlatego nie była pani w stanie nic zrobić. – wtrąciła łagodnie Izumi, która przestała grzebać w swojej torbie i wyciągnęła z niej jakiś zwój – Tylko ktoś znający rytuały kapłańskie będzie w stanie coś zdziałać. Możemy spróbować?
Tsunade już chciała zwymyślać rodzeństwo, że prędzej zostanie całkowitą abstynentką niż pozwoli dzieciom odprawiać jakiś pseudo-egzorcyzmów na jej pacjentce, gdy poczuła jak na ramieniu zaciska się męska dłoń. Gdy odwróciła się zobaczyła poważne spojrzenie Szóstego Hokage.
-Pozwól im. Sama mówiłaś, że nie masz żadnych pomysłów jak jej pomóc. – powiedział spokojnym głębokim głosem.
-Poza tym to oni byli w stanie walczyć z tamtymi ludźmi i uratowali przed nimi Mikomi. Myślę, że możemy im zaufać.  – dodała Hinata i wskazała wejście do sali – To tutaj jest Yume.
-Dziękuje pani. – szepnęła Izumi podchodząc razem z bratem do drzwi, lecz zatrzymała się przed wysokim blondynem i rzucała mu nieśmiałe spojrzenie ściskając mocno zwój. – Mmm.. Pan jest Uzumaki Naruto, prawda? – spytała cicho
-Tak. O co chodzi, moja droga? – uśmiechnął się do niej przyjaźnie. Dziewczynka po chwili namysłu wyciągnęła ku niemu trzymany zwój.
-Nasz tata powiedział, żebym to panu przekazała gdy znajdziemy się w Konosze. – wyjaśniła – Chociaż mówił, żeby pozwolić najpierw dziadkowi wszystko wyjaśnić, ale teraz w jego stanie.. Nie chciałabym sprawiać kłopotów..
-Ależ jakie kłopoty? – żachnął się Naruto przyjmując przesyłkę – Możesz być pewna, że wszystkim się zajmę, by niczego wam nie brakowało.
-Bardzo dziękujemy. – dziewczynka ukłoniła się po czym weszła wraz z bratem do sali. Za nimi weszły Hinata i Tsunade. Białooka chciała już zabrać swoje dzieci do domu, a Piąta Hokage zamierzała pilnować co też rodzeństwo Miyagi będzie wyczyniać. Uzumaki został na korytarzu, aby przeczytać przekazany mu zwój. Jak dobrze, że Mikomi wróciła cała i zdrowa do domu, teraz na pewno wszystko się ułoży. Będzie musiał zwołać posiedzenie wszystkich kage odnośnie tej organizacji, wcześniej nie miał do tego głowy, ale najpierw powinien skorzystać z rady Tsunade i trochę odpocząć. Odpieczętował zwój i zaczął czytać, a z każdym kolejnym słowem na jego twarzy pojawiał się coraz większy szok i niedowierzanie.


-Co takiego chcesz zrobić? – dopytywał się Suzaku, przyglądając się trochę nieufnie jak dopiero co poznana brązowowłosa dziewczynka maluje twarz jego przyjaciółki jakąś ciemną mazią w dziwne esy-floresy.
-Spróbuje zdjąć z niej klątwę. – powiedziała cicho – Ta maść i symbole są częścią rytuału oczyszczenia. Powinno wszystko się udać.
-Powinno? Spróbuje? – powtórzyła sceptycznie Sayuri – Ile razy ty to robiłaś?
Izumi zarumieniła się mocno.
-Emm, tego typu rytuału jeszcze nie odprawiałam. – odparła zawstydzona – Znam tylko teorie..
-O nie, nie oddam życia mojej pacjentki w ręce jakiejś pseudo-kapłanki bez żadnego doświadczenia. – podniosła głos Tsunade
-Dasz radę Izumi, przecież ci pomogę. – starał się podnieść na duchu siostrę Rikuo, zupełnie zbywając słowa byłej Hokage
-Ale przecież wcześniej pomogłaś Takashiemu. – wtrąciła Mikomi
-Tak, ale to była klątwa zewnętrzna, a z tego co mówiła pani Tsunade, to ona została raniona ostrzem demona. Przez to do jej krwioobiegu dostała się odrobina zatrutej energii i niszczy od wewnątrz jej organizm. Jest zupełnie niewykrywalna dla zwykłego skanu medycznego shinobi. To wygląda jakby po prostu komórki same z siebie ginęły. Zwykle to dzieje się tak szybko, że nikt nie jest w stanie się zorientować co tak naprawdę się stało.
-Ale chwileczkę. – przerwał jej Suzaku – Jak to szybko? Ile?
-Normalny człowiek ginie najwyżej po kilku godzinach od zranienia. – powiedziała z wahaniem Izumi. Wszyscy spojrzeli zszokowani na młodą Miyagi i stojącego obok jej brata
-Jak to..? W takim razie..?
-Nie wiem jak to możliwe. Tak długo przy życiu bez odpowiedniej pomocy przeżyłby tylko ktoś z rodu kapłanów. Może jedna z pani technik wstrzymała rozwój klątwy na tym stadium. Chyba, że miałaby przy sobie jakiś silny talizman.  – rzekła brązowowłosa kontynuując nakładanie maści, wokół maski tlenowej dziewczyny i na jej szyi, wtedy jej wzrok padł na kryształowy naszyjnik Yume, otworzyła szeroko oczy zaskoczona
-Izumi czy to jest aby to co myślę? – spytał Rikuo, widząc na co patrzy siostra
-Skąd ona to ma? – szepnęła Izumi dotykając lśniącej zawieszki.
-Zawsze go miała ten naszyjnik, odkąd zamieszkała w wiosce. – wyjaśnił Suzaku – A coś z nim nie tak?
-Hmmm, to wiele wyjaśnia. – mruknęła wnuczka Miyagiego zamyślona nie odpowiedziała na pytanie granato-włosego  – Dobrze lepiej zaczynajmy. – zwróciła się do brata, który kiwnął głową i stanął po drugiej łóżka.
 Izumi położyła na piersiach nieprzytomnej dziewczyny kawałek papieru, podobny do tego, który użyła na Takashim, ale całkiem biały. Razem z bratem klasnęli jednocześnie w dłonie po czym zaczęli składać nieznane obecnym  pieczęcie. Do uszu zdziwionych Konoszan doszły słowa w dziwnym, nieznanym języku, brzmiące niczym zaklęcia. Wtedy namalowane wcześniej na ciele Yume znaki dosłownie ożyły! Zaczęły krążyć na powierzchni pobladłej skóry dziewczyny niczym węże. Aparatura skanująca stan Hoshizory wydawała niepokojące dźwięki, tworząc ze skandowaną przez rodzeństwo pieśnią nieprzyjemną kakofonie. Tsunade widząc to chciała to wszystko przerwać, ale z jakiegoś powodu nie mogła się ruszyć. Znaki na ciele dziewczyny zaczęły zanikać, a zamiast tego kawałek papieru zaczął ciemnieć coraz bardziej, aż stał się całkiem czarny. Rodzeństwo Miyagi umilkło, a pozostali obecni w Sali odetchnęli, choć sami nie wiedzieli kiedy wstrzymali oddech. Izumi zabrała papier chwytając go przez długi rękaw swojej koszuli, złożyła go i zawinęła w chusteczkę. „Muszę go jeszcze spalić, ale to później” – pomyślała i spojrzała w twarz kasztanowłosej dziewczyny. Zdawało jej się, że kolory zaczynają wracać na jej poszarzałą i wychudłą buzie. Chyba im się udało. Rikuo posłał jej zadowolony uśmiech.
-I co udało się? – spytała z nadzieją Mikomi
-Myślę, że tak. Okaże się za jakiś czas, gdy się obudzi. – odparła Izumi, którą nagle odepchnęła od łóżka pacjentki była Hokage. Kobieta przyłożyła dłoń do czoła Yume ciskając jednocześnie gromy z oczu na dzieci.
-Wystarczy już tych szamanizmów. Hinata zabierz już je stąd dzieciaki. Koniec odwiedzin, muszę zająć się pacjentką – warknęła blondynka. W tym momencie rozległ się przytłumiony jęk, a potem kaszel. Zaskoczona Tsunade spojrzała na dziewczynkę, która patrzyła na nią spod jeszcze wpółprzymkniętych powiek i kręciła lekko głową.  Była Hokage mimo dużego szoku zaraz zaczęła wyciągać rurkę intubacyjną z gardła Yume, która wyraźnie bardzo przeszkadzała dziewczynce.
-Obudziła się! – krzyknął uradowany Suzaku niespodziewanie przytulił Izumi i zaczął z nią tańczyć po pokoju – To dzięki tobie! Jesteś wspaniała! Ty też młody! Dziękujemy wam!
-Och, to nic.. takiego.. – wydukała brązowowłosa rumieniąc się, okropnie zawstydzona tym nagłym wybuchem entuzjazmu młodego Uzumakiego. Sayuri i Mikomi w międzyczasie przypadły do łóżka kasztanowłosej, która trochę nieprzytomnie rozglądała się po pomieszczeniu.
- Czy to szpital? Co ja tu robię? –wspomnienia z jej ostatniego wieczoru zaczęły wracać, zrobiła ruch jakby chciała wstać – Muszę zawiadomić Hokage.. Ten mężczyzna.. Mikomi..
-Nie, nie moja droga. Nie musisz. – powstrzymała ją Hinata z uśmiechem – Wszystko jest już dobrze, Mikomi jest bezpieczna. Hokage o wszystkim wie.
-Tak już wszystko jest w porządku. Wróciłam, pan Miyagi i Seiran mnie uratowali. – wtrąciła Mikomi biorąc zielonooką za rękę, ta jednak patrzyła ciągle na nią zdziwiona
-Jaki Miyagi? Jak to wróciłaś? – spytała po czym zamyśliła się przez chwilę – Zaraz która godzina?
-Jest dziesiąta trzydzieści rano. – odpowiedziała Sayuri z uśmiechem  – A dokładniej środa.
Na twarzy Yume odbiło się niedowierzanie i szok.
-Co?! Jak mogłam spać ponad cztery dni? Przecież w poniedziałek wieczorem mieliśmy zrobić.. Dlaczego nikt mnie nie obudził? – na te słowa prawie wszyscy gruchnęli śmiechem.
Tymczasem Tsunade gorączkowo skanowała ciało Hoshizory, była wyraźnie poruszona tym co zaszło. Wszystko zdawało się w porządku, poza ogólnym osłabieniem organizmu dziewczyny. Cokolwiek zrobiły te dzieciaki w pięć minut odniosło o wiele większy skutek niż ona i cały sztab medyków w ciągu czterech dni. Zupełnie jak jakaś magia. Mimo to uśmiechnęła się widząc roześmiane twarze rodzeństwa Uzumaki i ich nowych przyjaciół, szczególnie kiedy Sayuri i Suzaku zaczęli się kłócić, które z nich opowie Yume co zaszło gdy była nieprzytomna.

3 komentarze:

  1. A tam gadasz że Ci srednio wyszedł mi się bardzo podoba :) strasznie ciekawa jestem co było w tym zwoju co Izumi dała Naruto. Babunia Tsunade musiała sie poczuć okropnie gdy dwójka dzieciaków w ciągu kilku minut zrobiła to czego ona nie mogła zrobić przez cztery dni eh... Rozdział na prawdę fajny :) pozdrawiam cieplutko i życzę duuużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem :D :D wybacz spóźnienie… ja taka już jestem :P
    Ech, zawsze tak jest, że jak się mówi, że notka wyszła słabo to w rezultacie wyszła zajebiście :D mimo, iż to zapychacz :P ja tam uwielbiam medyczne wątki, wszędzie tam gdzie jest ten ich żargon to normalnie odczuwam ekscytacje :D
    Od początku…! Rozumiem, że sen Rikuo miał jakieś większe znaczenie w przyszłości, to było coś w stylu przepowiedni ^^ takie mam przeczucie :P ciekawa jest ta wiewiórka, wie jaki rzeczy ma podbierać w jakich miejscach być i w ogóle (może ona jest jak Parszywek z Harrego Potterqa? :P Ktoś mądry jest w niej zaklęty? :P) w każdym razie odczuwam dziecięce zauroczenie Rikou x Mikomi xD jakie to urocze, jak tak na nią wpadł, naoglądałam się za dużo romansów by nie wiedzieć do czego takie WPADNIĘCIE prowadzi xD nie mam pomysłu nad czym mógł myśleć, ale wiem, że w twoim opowiadaniu diabeł tkwi w szczegółach :P no i to zainteresowanie stanem Yume :D wiedziałam, że jakoś ją odratują ;)
    A rodzeństwo Uzumaki to nawet w szpitalu potrafią być bardzo głośni xD w dalszym ciągu rozwala mnie to Suwaku xD Sayuri miała fajny pomysł z tym przezwiskiem xD
    Ten medalik został przekazany Naruto… ciekawe czy mu go odda :P ale pewnie tak ;) Tsunade bezradna w uzdrowieniu dziewczynki, a w dodatku Izumi jej ładnie pojechała po ambicji xD oczywiście nieświadomie, ale co tam xD za stara jest, to już inne, nowsze czasy xD teraz nie ma jakiś tandetnych jutsu tylko są klątwy :D ten cały rytuał, który urządzili no spoko, zablokował wszystkich ruchy, no i ciekawe jakie powiązanie ma medalion Yume – może jest jakąś córką kapłana? Taki kozak by z niej był xD no i obudziła się – czyli rytuał okazał się sukcesem :D ale słodkie miała te reakcje ”dlaczego nikt mnie nie obudził?” hehehe, so cute xD
    Tyle ode mnie, nie kracz, że zrobisz przerwę! Nie wolno!
    Życzę bardzo dużo weny :D :D oraz czasu, ochoty i przyjemności z pisania :D
    Pozdrawiam xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    Yume się obudziła, dzięki pomocy rodzeństwa, coś mam przeczucie, że sen Ruko nie był do końca snem, czyżby Yume należała do klanu kapłanów, a co z Serinem i ciekawe co była w tym zwoju...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń